Teściowie nigdy za mną nie przepadali. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Co więcej, miałam wrażenie, że robie mi piekła z mojego życia sprawia im nadludzką przyjemność. Uwielbiali robić mi na złość. Niszczyli mnie kawałek, po kawałku. To przez nich jestem tu, gdzie jestem.
Miałam wrażenie, że początkowo nic nie zapowiadało tego, że nasza relacja będzie, grzecznie mówiąc, aż tak napięta. Gdy Marcel, mój obecny mąż zaprosił mnie na rodzinny obiad bardzo się stresowałam. W końcu Marcel znał już całą moja rodzinę, a ja poznałam jedynie jakąś jego daleką kuzynkę. No cóż. Postanowiłam, że chcę zrobić na przyszłych teściach dobre wrażenie.
Niestety, już pierwsze zetknięcie było piorunujące. Było zupełnie inaczej niż się podziewałam. Obiad w towarzystwie teściów ledwo przechodził mi przez gardło, bo ciągle widziałam ich mroźne spojrzenia. Atmosfera przy stole była zimniejsza niż lodowiec. Starałam się to jakoś przetrwać, myślałam, że może po prostu mają inne charaktery niż moi rodzice. Próbowałam miło zagajać rozmowę, pytać, zachwalać kuchnię, lecz czułam się, jakbym mówiła do ściany.
– Marcel – zwrócił się pan Bogdan do syna. – Kończysz zaraz studia, wiesz już co dalej? Mam dla ciebie propozycje. Wróciłbyś tu na stare śmieci i zajął sie firmą. Mi się juz nie chce, a komu mam oddać rodzinny biznes, jak nie własnemu synowi?
– No... – Marcel próbował się wypowiedzieć, ale matka mu przerwałam.
– Tak! To doskonały pomysł. Byłbyś blisko nas i tej ślicznotki. No wiesz, młodszej córki pana Józka zza płotu. Mówię ci, tak to dziewczę wypiękniało, a jakie mądre. W tym waszym wielkim mieście takich nie ma. Bylibyście piękną parą, kochanie.
Siedziałam pośród tej rozmowy i czułam się, jak w najgorszym koszmarze. Chamstwo i uszczypliwe uwagi sączyły się z ich ust na każdym kroku. Jakoś przełknęłam to, że traktowali mnie jak powietrze, ale żeby nagadywać syna, w mojej obecności do tego, żeby wziął sobie jakąś inną panienkę, a mnie puścił kantem?
Niedorzeczne!
Przetrawiłam ostre słowa rodziców mojego chłopaka i postanowiłam, że wyjdę na chwilę na taras, żeby ochłonąć. Zaczerpnęłam świeżego powietrze, policzyłam wdechy i gotowa na kolejne starcie, wróciłam do środka. Zupełnie przypadkiem podsłuchałam rozmowę Agaty z moim Marcelem.
– Posłuchaj mnie, ta dziewucha chce tylko naszej kasy. Wie, że ja mamy i chce się ustawić i wybić na twoich plecach. Co ty w niej widzisz? Przecież nawet ładna nie jest. Zaradna pewnie też nie. Kasy nie ma, jej rodzice to jakieś nędzne ochłapy społeczne. Co córka piekarza i fryzjerki może wiedzieć o życiu? Ona nie ma nic do zaoferowania. Jeszcze cię zaraz w dziecko wrobi i tyle z tego będzie. Zobaczysz!
Nie doczekałam się odpowiedzi Marcela, bo wybuchłam płaczem i zwiałam do łazienki. Nie chciałam, by ktokolwiek widział mnie w tym stanie. To prawda, nie miałam wielkiej fortuny, własnej rodzinnej firmy, a ni niczego materialnego, czym mogłabym się specjalnie pochwalić. Ale nie uważam, żebym nie miała nic do zaoferowania! Bez przesady! Uczę się, utrzymuję za swoje, pracuję. Niedługo kończę farmację. Przecież to są ambitne studia i wcale nie takie proste. Poza tym jestem dobrym człowiekiem.
Czy to już nie wystarcza?
Byłam niesamowicie szczęśliwa, że Marcel ignorował uwagi swoich rodziców. Mieli pecha, bo kochał mnie na tyle mocno, że nie dali rady zrobić mu z mózgu sieczki. Poraliśmy się z miłości, nie dlatego, że chciałam położyć łapę na jego kasie.
Marcel doskonale wiedział, jak podli potrafia byc jego rodzice, dlatego zacięcie mnie bronił. Wiedziałam, że mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej. Póki dom jego starszych był na drugim końcu Polski, nie musiałam się niczym martwić. Jednak to moje małe szczęście miało sie niedługo skończyć.
– Słuchaj, a co byś powiedziała, gdybyśmy zaczęli myśleć o domu? – zagaił Marcel.
– To świetny pomysł, ale zapomniałeś o jednym. Nie mamy na tyle pieniędzy, a bank tez nie jest naszym szczególnym fanem.
– Wiem, ale to drobny szczegół. Rozmawiałem z mamą i tatą. Powiedzieli, że z miłą chęcią przekażą mi działkę po babci. Wiesz, tą obok ich domu. Wyobraź sobie ten obrazek! My, nasze przyszłe dzieci, które bawią się z babcią. Czy to nie jest piękne?
Nie wiem jakim cudem, ale przekonał mnie. Chyba przez odległość, która nas dotychczas dzieliła, zapomniałam, przez co wcześniej przechodziłam. To był gruby błąd. Do dziś pluję sobie w twarz.
Budowa i przeprowadzka przebiegły sprawnie. Znalazłam też niezłą pracę w pobliskim mieście, a Marcel pod namową taty w końcu przejął stery w ich rodzinnej firmie. Mówiłam mu, że to nie jest najlepszy pomysł, ale niestety, nie chciał mnie słuchac.
– Marcel, kochanie. Przecież w ten sposób będziemy od nich uzależnieni. Ja tak nie chcę żyć, przecież oni mnie nienawidzą!
– Co ty wygadujesz? Przecież nie jesteśmy już dziećmi na ich utrzymaniu. Nie pozwolę, by wyszli nam na głowę. Obiecuję – próbował mnie uspokoić.
Tak nasze życie toczyło się dalej. Mąż pracował z ojcem, ja w pobliskim miasteczku. Jego rodzice na każdym kroku wbijali mi złośliwe szpile. Tak wyglądała moja codzienność. Marcel, chociaż z pozoru szczęśliwy, to też wydawał się mieć dość suszenia głowy o tym, że popełnił błąd żeniąc się ze mną. Cóż. Pogodziłam się już ze swoim losem.
Rany boskie, co to są za pomyje?
W miarę upływu czasu, gdy całkowicie odgruzowaliśmy się z przeprowadzi i wykończyliśmy wnętrza, chcieliśmy zaprosić teściów na małe przyjęcie. Podałam wtedy same moje popisowe dania. Pyszny barszczyk z przepisu mojej mamy, kaczkę z jabłkami dokładnie taką, jaką robiła moja babcia, czy szarlotkę z kruszonką. Byłam pewna, że każdy będzie zadowolony. Przeliczyłam się.
– Rany boskie, co to są za pomyje? Przecież tego się nie da jeść. Coś ty tu dodała? Nawet zupy ugotować nie umiesz? – komentowała teściowa.
– Nie dziwie się, że Marcel nie wyrabia w pracy, skoro musi jeść takie świństwa... – dodał teść.
A to była tylko zupa. Później dowiedziałam się, że moja kaczka śmierdzi i jest sucha, ziemniaki rozgotowane i przesolone, a surówka z kapusty jest bez wyrazu.
– Dziewczyno, ty weź się lepiej za siebie. Opadłaś na laurach, bo wyrwałaś bogatego chłopa? Co ty chcesz osiągnąć? Służącą i kucharkę może ci trzeba zatrudnić, co? Jak ty nawet szarlotki nie potrafisz upiec. To jest zakalec, otruć nas chcesz? Tyle ci podarowaliśmy, a ty nam się tak odpłacasz? – kontynuowała tyradę teściowa.
Wiem, że tu wcale nie chodziło o moje zdolności kulinarne, czy też ich brak. Taka sama reakcja by była, gdybym zamówiła catering i powiedziała, że to moja własna robota. Oni mnie nienawidzili.
Obiad się skończył, nie było, na co narzekać, więc teść bardzo szybko znalazł inny temat, żeby zdeptać mnie jak robaka.
– Dobra, a co ty tam robisz właściwie w tym mieście tyle godzin dziennie? Co to jest za praca?
– Pracuję w aptece. Przecież wielokrotnie wam o tym mówiłam...
– Mhm... czyli poszłaś na studia po to, żeby podawać leki z półek? Fajnie, całkiem fajnie. Ambitnie. Do sklepu przyjmują bez studiów, a robota taka sama. A pewnie tez większa płaca. Ile ty tam możesz zarobić... – mówił teść.
Przemiłe spotkanie
Po kolejnej tyradzie uznałam, że muszę się położyć, bo myślałam, że zaraz nie wytrzymam. Przeprosiłam gości i poszłam do sypialni. Doskonale słyszałam nawet za zamkniętymi drzwiami, jak teściowa komentuje:
– No, kto to widział. Najpierw zaprasza gości, a potem nas bezczelnie wyprasza. Widzisz Marcelku, a mówiłam ci, że to nie jest baba dla ciebie.
Myślałam, że to, co przeżywałam z teściami, to jest ich maksimum możliwości. Przekonałam się, że mogę dostać od nich po tyłku ze zdwojoną siłą, gdy tylko na świat przyszła nasza córka.
Wspaniałomyślna babcia ciągle podważała mój autorytet. Dla niej byłam beznadziejną matką, nawet zanim jeszcze zdążyłam urodzić dziecko. Każda moja decyzja była źle odebrana. Kupowałam złe ciuszki, źle karmiłam, źle przebierałam. To wszystko wykańczało mnie psychicznie.
Gdy ja starałam się wzbogacać dietę córki w warzywka, gotowane mięsko, teściowa wpychała w nią lizaki i czekoladki. A późniejsze problemy żołądkowe oczywiście zwalała na mnie.
Co więcej, teściowie obrali również nową taktykę. Widząc to wszystko wykorzystali moje dziecko jako narzędzia do rozwalenia naszego małżeństwa. Nie dziwie sie, że Marcel dał się zmanipulować. Dopięli swego. Najpierw podjudzali go do kłótni, opowiadali kłamstwa, że nie zajmuję się dziećmi, ale to wszystko było do przepracowania.
Nasze małżeństwo zniszczyła niewierność. Mąż w końcu połasił się na śliczną córkę pana Józka. No bo jakby inaczej, skoro teściowie wypowiadali się o niej w samych superlatywach, to mój mąż postanowił sprawdzić to na własną rękę.
Marcel wytoczył mi sprawę rozwodową, ale na tym się nie skończyło. Teściowie chcieli zebrać pełne żniwa i całkowicie mnie wykończyć. Nie dość, że rozwalili mi małżeństwo, doprowadzili mnie do psychicznej przepaści to jeszcze próbowali odebrać mi dzieci!
Przed sądem wyciągali na mnie brudy, które zbierali przez lata. Mówili, że jestem nieudolna, że nie nadaję się na matkę.
Po moim trupie
– Ta dziewczyna nic nie potrafi i przede wszystkim jest biedna. Dotychczas żyła z naszych pieniędzy, no i Marcelka rzecz jasna. Ona nie może być matką mojej wnuczki. Przecież ona nie jest w stanie zabezpieczyć ich podstawowych potrzeb. Za co kupi im jedzenie? Za tę najniższą krajową, którą wyciąga za ladą?
Ci podli krętacze do tego stopnia namieszali w moim życiu, że nie dość, że odebrali mi ukochanego, dom i życie, to jeszcze chcą zabrać mi jedyny promyczek nadziei – moją córkę. Po moim trupie.
Dawałam po sobie jeździć jak kombajn po polu, ale nie tym razem. Chcą zobaczyć, na co mnie stać, gdy w grę wchodzi moje własne dziecko? To do dzieła. Zapraszam do tego walca, ale obiecuję, że ktoś nie wyjdzie z niego o własnych nogach.
Kasia, 34 lata
Czytaj także:
„Nikt z rodziny nie chciał opiekować się babcią, ale gdy przepisała na mnie dom, zaczęły się pielgrzymki”
„Testament męża mnie zaskoczył. Połowę majątku oddał kochance z dzieckiem, o których przez 10 lat zapomniał wspomnieć”
„Zrobiłam się na bóstwo, by mąż zapomniał o kochance, ale mnie wyśmiał. Zachwyt zobaczyłam w oczach sąsiada”