„Teściowa obwinia mnie o romans swojego syna. Postanowiła mnie ukarać w sposób, który przeszedł wszelkie wyobrażenia”

kobieta fot. iStock by Getty Images, nensuria
„Najtrudniej było jej pogodzić się z tym, że synek był zmuszony opuścić mieszkanie. Dobrze, że lokal należał do mnie, odziedziczony po babci, w przeciwnym razie nie miałabym pojęcia, gdzie mogłabym się podziać razem z dziećmi”.
/ 09.10.2024 11:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, nensuria

– Masz w planach zostać po godzinach? – moja przełożona zazwyczaj wstrzymywała się z tym pytaniem aż do 16.

Zdawała sobie sprawę z tego, że muszę zabrać dzieci z przedszkola, a mimo to wciąż nalegała, żebym została dłużej w pracy.

– Zdajesz sobie sprawę, że to niemożliwe – powtarzałam coraz mniej pewnym głosem.

Sytuacja jak z taniego romansu

Nie było opcji, żebym zrezygnowała z tej posady, ale jednocześnie nie wyobrażałam sobie zostawić dzieciaków samych sobie.

Pół roku temu Marek zdecydował się wrócić do swojej dawnej miłości. Doszedł do wniosku, że w jego życiu znaczenie ma wyłącznie tamta kobieta. Nasz związek małżeński był dla niego wpadką. Prawdopodobnie tak samo błędną decyzją było sprowadzenie na świat naszych dzieci – Oli i Kacperka.
Moja teściowa też mnie zostawiła w tym samym czasie. Totalnie nie rozumiałam, o co jej chodzi.

Wkurzyła się na mnie za to, że wzięłam rozwód z jej synem. A to przecież on tego chciał! Ale dla niej to ja wszystko zepsułam. Powinnam była podobno jakoś wytrzymać, kiedy mnie zdradzał, wykazać się empatią i dalej się nim zajmować.

Jedynym, co ją obchodziło, było zapewnienie Markowi gorących posiłków i wypranej bielizny. Postrzegała mnie jako swoją następczynię, tę, która zajmie się jej synem. A ja myślałam, że jest zupełnie inaczej. Matka mojego męża kochała nasze dzieci. Mimo że nie miała takiego obowiązku, uwielbiała spędzać czas z wnuczętami i chętnie mnie wyręczała, gdy trzeba było się nimi zająć.

Nagle wszystko runęło

Kiedy to wszystko się wydarzyło, nie miałam jeszcze pracy, całkowicie oddałam się opiece nad dziećmi. Mąż przynosił do domu całkiem niezłe pieniądze. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że z dnia na dzień mogę znaleźć się na skraju finansowej przepaści, bez wsparcia męża i jego matki.

Kiedy poznałam Marka, nie miałam absolutnie nic. Moje konto świeciło pustkami, a praca nie dawała perspektyw na lepszą przyszłość. Rodzina też nie stanowiła dla mnie oparcia. Tata od lat wiódł życie u boku nowej partnerki, a po mamie zostały mi tylko wspomnienia.

Ślub z Markiem wydawał się spełnieniem marzeń. Wierzyłam, że uda nam się zbudować bezpieczny dom, nasze małe gniazdko, w którym będziemy mogli wychowywać dzieci. Cóż, jak się później okazało, były to tylko mrzonki, nic więcej.

Kiedy wzięłam rozwód, zasądzone alimenty okazały się niewielkie, więc musiałam stanąć na nogi i zacząć pracować. Na początku oddałam dzieci do żłobka.

– Mamo, a o której babcia będzie u nas? – zniecierpliwiona Ola dopytywała, bo zdążyła już przywyknąć, że babcia jest u nas codziennie.

– Ja dziś nie mam zamiaru iść do tego przedszkola. Moim zdaniem to jest bez sensu – odparł Kacperek, stając murem za siostrą.

Było mi ciężko

Maluchy, podobnie jak ja, nie potrafiły pojąć, czemu porzuciła je babcia. Przepadła jak kamień w wodę w momencie, kiedy naprawdę jej potrzebowałam.

– Błagam… – dzwoniłam do niej, tłumiąc szloch. – Zrób to dla wnucząt, nie dla mnie. Ktoś musi je odebrać z przedszkola i zaopiekować się nimi przez godzinkę lub dwie, aż wrócę. Ola znów ma katar, fajnie by było, gdyby mogła dzisiaj zostać w domu…

– Taka z ciebie matka, co swoją chorą córkę do żłobka wysyła – dotarły do mnie jej słowa.

– Mam jakiś wybór? Sama wiesz, jak to teraz wygląda.

– Jak sobie człowiek życie ułoży, tak będzie żył – rzuciła lodowatym tonem. – Nie powinnaś była się rozstawać z Markiem.

Najtrudniej było jej pogodzić się z tym, że synek był zmuszony opuścić mieszkanie. Dobrze, że lokal należał do mnie, odziedziczony po babci, w przeciwnym razie nie miałabym pojęcia, gdzie mogłabym się podziać razem z dziećmi. Mimo to teściowa była przekonana, że przez moje działania jej kochany synek stracił dach nad głową.

Zastanawiam się, co ona sobie ubzdurała – czyżby sądziła, że razem z jego obecną dziewczyną, będziemy tworzyć jakiś dziwaczny trójkąt?

Marek zmarnował życie

Teściowa zaczęła odwiedzać nas regularnie po narodzinach Oli. Nasza córeczka skradła jej serce. Początkowo podchodziłam sceptycznie do jej częstych wizyt. Całodniowe najazdy teściowej potrafią dać w kość, ale trzymałam język za zębami.

Sądziłam, że w końcu jej się odwidzi, zmęczy się i da nam święty spokój. Choć właściwie bardziej mnie, bo przecież Marka nie było w domu, kiedy przychodziła. W domu nie miała co robić, a tutaj ciągle coś się działo!

Często wychodziłyśmy na świeże powietrze. Dzięki temu miała okazję zaznajomić się z innymi młodymi mamami, a także z moimi przyjaciółkami jeszcze z czasów dzieciństwa. Życie mojej teściowej stało się bardziej interesujące i zyskało nowy blask. Wszystkie problemy zdrowotne, a także smutek po stracie męża, odeszły w niepamięć. Zaskakujące było dla mnie to, że za każdym razem, gdy Marek wracał, ona kończyła wizytę.

– Nie chcę wam zawadzać – stwierdzała, szykując się do opuszczenia naszego mieszkania.

Wraz z upływem czasu oswoiłam się z jej regularnymi wizytami u nas. Przestało mi przeszkadzać, że tak często do nas zagląda, a wręcz zaczęłam widzieć plusy tej sytuacji, gdyż mogłam bez pośpiechu przygotować posiłek albo pójść na szybkie zakupy, kiedy ona zajmowała się wnukami. Zaprzyjaźniłyśmy się i poczułam do niej sympatię. Zwracałam się do niej per „mamo”.

O co jej chodziło?

Jednak ona odcięła się ode mnie, podobnie jak jej syn. Jeszcze byłabym w stanie pojąć jej bezpodstawne pretensje, które kierowała w moją stronę. Lecz czym zawinili Kacper i Oleńka? Podobno tak ich kochała! Czy to oznaka solidarności z synem, że odwróciła się plecami do własnych wnucząt?

Kontrowersje wzbudziła kwestia alimentów. Kwota, którą Marek zadeklarował na utrzymanie dzieci, była śmiesznie niska. Można by pomyśleć, że jego matka orientuje się w sytuacji. Mimo to zdecydowała się zadzwonić do mnie w pracy i zrobiła mi straszną awanturę o to, że rzekomo „oskubałam” jej syna, jak to ujęła.

– On ciężko tyra, żeby zarobić na życie – darła się wniebogłosy. – A ty przyssałaś się do niego jak pijawka i żyjesz z jego poświęcenia. Jesteś dla mojego syna jak kula u nogi!

Zalana falą absurdów, starałam się nie stracić pionu i nie oszaleć. Dzieciaki mnie potrzebowały. Jakoś przetrwałam ten koszmarny czas dzięki wsparciu koleżanek, które też miały dzieci.

Nie miałam wyjścia

Zdarzało się, że prosiłam je o odebranie moich pociech z przedszkola i zawsze mogłam na nie liczyć. Wieczorami odbierałam ich od koleżanek i zabierałam do domu. Żadna z mam nigdy nie powiedziała o mnie złego słowa. Rozumiały, w jak ciężkim położeniu się znalazłam. Moja samodzielność poszła w niepamięć przez ospę wietrzną, która dopadła dzieci niczym domino. Wykręciłam numer do Marka.

– Coś wykombinuj, to też twoje dzieci.

Wpadł na pomysł. Ściągnął teściową, by rozwiązać problem. Szczerze się ucieszyłam. Sądziłam, że to będzie koniec tej absurdalnej walki, którą ze mną toczyła. Jednak pierwsze zdania wypowiedziane przez babcię moich dzieci szybko wyprowadziły mnie z tego błędu.

– Pojawiłam się tu, bo Marek mnie o to poprosił – oświadczyła zaraz po przekroczeniu progu, wyminęła mnie i skierowała się prosto do wnucząt.

Rankiem, gdy wychodziłam do pracy, byłam przekonana, że moje dzieci są pod troskliwą opieką.

– Babcia wspominała, że zraniłaś tatę i z twojego powodu był zmuszony od nas odejść – te słowa padły z ust mojego dziecka, gdy tylko wieczorem przekroczyłam próg domu.

Oniemiałam. Moja mała dziewczynka spojrzała na mnie przestraszonymi, szeroko otwartymi oczami. Jej świat, który z Markiem próbowałam odbudować po rozpadzie małżeństwa, właśnie legł w gruzach.

To był koniec

Teściowa nastawiła dzieci przeciwko mnie, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo je tym rani.

– A mówiła coś więcej? – zapytałam, poprawiając córce włosy nad czołem.

Ola spuściła wzrok.

– Twierdziła, że nie interesujesz się nami, bo liczą się dla ciebie tylko pieniądze – wypalił ze złością Kacper.

Był od siostry starszy i rozumiał więcej.

– Ale to nieprawda, tak, mamo?

Bez zastanowienia chwyciłam za słuchawkę i wykręciłam numer do mojego męża. Początkowo bagatelizował opowieści o tym, co wyrabiała jego matka, jednak w pewnym momencie do niego dotarło. Zapewnił, że odbędzie z nią poważną rozmowę.

W rezultacie moja teściowa po raz kolejny poczuła się urażona moim zachowaniem. Według relacji Marka, skoro nie potrafię docenić wsparcia, jakie oferuje mi babcia, i okazuję niewdzięczność, to będę musiała poradzić sobie bez jej pomocy.

Mama mojego byłego męża spełniła obietnicę. Przez lata zdawała się w ogóle nas nie zauważać. Zignorowała zaproszenie na Pierwszą Komunię Świętą wnuków. Nie pamiętała o kolejnych urodzinach Kacperka i Oleńki, bo cały jej świat kręcił się wokół jej jedynaka, który po rozpadzie swego rzekomo epickiego romansu znów u niej zamieszkał.

Szczęście było ulotne

Marek wkrótce zdecydował się wyjechać do pracy za granicę, do Irlandii. Twierdził, że na chwilę. Obiecywał, że odbije się od dna i wróci. Przecież nie zostawi swoich dzieci.

– No i mamy – wtrącałam, nie kryjąc lekkiej uszczypliwości.

Udało mi się stanąć na nogi, dzieci podrosły i uniezależniły się trochę, jakoś wszystko się poukładało. W moim przypadku owszem, ale u matki byłego małżonka niekoniecznie.

Zapadła na jakąś chorobę. Potrzebna była interwencja chirurgiczna, a ja o całej sytuacji dowiedziałam się od jakiegoś dalekiego kuzyna, który stwierdził, że musi mnie poinformować o spoczywającej na mnie odpowiedzialności.

– W końcu to babcia twoich dzieci, więc opieka nad nią to twój obowiązek – oznajmił miłym tonem.

Tak oto poznałam prawdę – tylko ja mogę wesprzeć teściową. Nie ma znaczenia, że z własnej woli postanowiła zerwać ze mną kontakt. To ja powinnam przejąć rolę jej opiekuna w miejsce byłego małżonka po rozwodzie oraz niepełnoletniego potomstwa.

Jak to możliwe, że ma tupet o coś prosić, skoro wcześniej nie była zainteresowana losem swoich wnucząt? Zostawiła je na pastwę losu, mimo że maluchy rozpaczliwie potrzebowały jej czułości i bliskości. Jeśli tak bardzo zależy jej na opiece, niech ściągnie Marka do kraju, wtedy będzie miała opiekuna.

Ilona, 37 lat

Czytaj także:
„Pojechałam do lasu, by odetchnąć od smogu i hałasu miasta. Tajniki grzybobrania zgłębiałam z leśniczym wśród paproci”
„Po dwóch rozwodach i chorobie czułam, że czeka mnie już tylko cmentarz. Chłopak córki sprawił, że znów chce mi się żyć”
„W dworcowej toalecie najpierw najadłem się wstydu, a potem się zakochałem. Z taką babcią klozetową mógłbym zgrzeszyć”

Redakcja poleca

REKLAMA