– Błagam cię, ratuj. Jeśli czegoś nie wymyślisz, skoczę do Wisły – wyszeptała Agnieszka przez telefon.
Choć mówiła naprawdę bardzo cicho, zabrzmiało to tak dramatycznie i złowrogo, że zrezygnowałam z przygotowań do wieczornego wyjścia na randkę z Jackiem i wybiegłam z domu. Szczęśliwie mieszkamy na tym samym osiedlu, więc droga nie zajęła mi dużo czasu. Już po dziesięciu minutach stałam pod drzwiami mieszkania Agi.
Gdy je otworzyła, przestraszyłam się nie na żarty. Wyglądała okropnie
Jakby cały świat zawalił jej się na głowę.
– Rany boskie, co się stało?!
– Cicho! Nie chcę, żeby Rafał coś usłyszał – syknęła i zaciągnęła mnie do kuchni. – Zrobić ci kawę?
– Może później, najpierw powiedz, o co chodzi – zażądałam.
Agnieszka ciągle miała wypisane na twarzy potworne cierpienie, więc spodziewałam się najgorszego. Czegoś w stylu: „Rafał ma kochankę” „Wywalili mnie z roboty”, „Mam raka”, „ Napadli mnie”. Tymczasem…
– Teściowie urządzają pojutrze przyjęcie z okazji 40. rocznicy ślubu! Zaprosili do restauracji sto osób! W tym oczywiście mnie i Rafała! – wybuchła.
Nie ukrywam, zastrzeliła mnie tą wiadomością. Przez dłuższą chwilę patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Spodziewałam się jakiejś mrożącej krew w żyłach opowieści, a ona mi tu wyjeżdża z imprezą teściów. Odbiło jej czy co? Gdy więc już ochłonęłam, od razu na nią naskoczyłam.
Kochana, chwila zabawy i będzie po problemie
– I z takiego błahego powodu wszczynasz alarm i wyciągasz mnie z domu z piątkowy wieczór? Tuż przed randką? Chyba zwariowałaś! Przecież takie przyjęcie to żaden dramat! – prychnęłam zdenerwowana.
– Pewnie, że nie. Uwielbiam imprezy, nawet rodzinne. Chodzi o to, w czym mam wystąpić. Jak o tym pomyślę, to mi się płakać chce – tłumaczyła.
– Ale dlaczego? Przecież masz ze trzy szafy świetnych ciuchów. Tylko wybierać i przebierać – wzruszyłam ramionami coraz bardziej zła.
– No tak, ale Rafał kategorycznie zażądał, żebym włożyła sukienkę, którą dostałam ostatnio od jego mamy na urodziny. Powiedział, że ona bardzo na to liczy, i jeśli wystąpię w czymś innym, będzie jej bardzo przykro – jęczała Agnieszka.
– No to ją włożysz! Świetnie wyglądasz w sukienkach. Nie rozumiem więc, w czym problem! – byłam coraz już naprawdę zniecierpliwiona.
– Nie? No to sama zobacz! – rzuciła w moją stronę kolorową torbę.
Rozłożyłam zawartość na stole i… zamarłam. Przede mną leżała sukienka… Nie, nie sukienka… Okropieństwo! Paskudztwo! Badziewie! Z jakiegoś pseudoatłasu połączonego z koronką, wściekle zielone, z mnóstwem brylancików, falbaneczek, zakładeczek. No, koszmar krawcowej.
– O matko… – jęknęłam.
– No właśnie. Wyobrażasz sobie mnie w czymś takim? Jak mnie ludzie zobaczą, to ze śmiechu pod stoły pospadają. A potem będą obgadywać przez pół roku. Żeby to chociaż było tylko małe rodzinne spotkanie. Ale to będzie wielkie przyjęcie! Przyjadą ciotki i kuzyni z całej Polski, nawet stryjek z Londynu będzie. Błagam cię, Jolcia, wymyśl coś, żebym nie musiała tego wkładać, bo inaczej zwariuję – prawie płakała.
Rozumiałam Agnieszkę. Nie przywiązuję aż takiej wagi do wyglądu jak ona, ale tej sukienki nie włożyłabym za żadne skarby świata. Już wolałabym w piżamie wystąpić.
– Może po prostu pogadaj z Rafałem? Powiedz, że się źle czujesz w takich przesadnie zdobionych strojach, że będziesz się fatalnie bawić, siedzieć ze skwaszoną miną. A wtedy jego mamie będzie jeszcze bardziej przykro – zaproponowałam.
– Próbowałam. I to nieraz. Nawet rozryczałam się jak dziecko. Zwykle wtedy ustępował, bo nie mógł patrzeć na moje łzy. Ale nie tym razem. Przytulił mnie, stwierdził, że on to wszystko rozumie, ale raz w życiu mogę się poświęcić. Bo mama tak się starała, wybierając te sukienkę, była pewna, że sprawi mi przyjemność. I że nie powinnam jej zawieść, zwłaszcza w tak uroczystym dniu – machnęła ręką zrezygnowana.
– Z takimi argumentami trudno dyskutować – westchnęłam i wytężyłam szare komórki.
Bardzo chciałam pomóc przyjaciółce wyplątać się z tego sukienkowego ambarasu. Jednak nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. I nagle mnie olśniło.
– Mam! – krzyknęłam uradowana, jakbym dokonała jakiegoś wiekopomnego odkrycia.
– Poważnie? – Agnieszka patrzyła na mnie z nadzieją.
– Uhm. Tylko uprzedzam, to trochę radykalne rozwiązanie
. – Nic nie szkodzi. Jestem gotowa na wszystko, byleby tylko nie wkładać tego cudactwa.
– No dobrze. Powiedz mi, czy Rafał wyciągnął już ze ściany ten gwóźdź, o który rozerwałam sobie ostatnio rękaw nowej bluzki? – zapytałam.
– Ależ skąd! Sterczy jak sterczał. Wiesz, jaki on jest… Wykręca się od domowych prac jak piskorz, licząc na to, że sama się tym zajmę. Chwilami mam ochotę dać mu za to lenistwo w łeb – westchnęła.
– Tym razem wypadałoby go ucałować – stwierdziłam z uśmiechem.
– Żartujesz?
– Ani mi to w głowie. A więc tak: za chwilę włożysz tę paskudną sukienkę. Wyciągniesz kilka par butów, jakieś torebki. Zaczniesz kręcić się przed lustrem, że niby przymierzasz, chcesz się przekonać, które dodatki będą najlepiej pasowały. No i nagle, zupełnie przypadkowo, zaczepisz rękawem o ten gwóźdź. Tylko porządnie szarpnij i będzie po kłopocie! No i, co najważniejsze, wszystkiemu będzie winien Rafał, a nie ty! – z dumą przedstawiłam swój plan.
– O rany, jesteś genialna! Sama nigdy bym tego nie wymyśliła – przyjaciółka cmoknęła mnie w policzek.
A potem szybciutko pobiegła do łazienki się przebrać.
Imprezę Aga przeleżała pod kocykiem na kanapie
Trzeba przyznać, odegrała wszystko wspaniale. Kręciła się przed lustrem, zmieniała buty i dobierała coraz to nowe torebki. Co chwila pytała mnie, które dodatki będą najlepiej pasować. Mówiła tak głośno, że aż Rafał wstał sprzed telewizora i zaczął przyglądać się jej z zainteresowaniem.
– Widzę, że jednak przekonałaś się do tej sukienki – ucieszył się.
– Przekonałam się – skinęła głową.
– A widzisz? A tyle było gadania, błagania, płaczu. I po co? Wyglądasz wspaniale – uśmiechnął się.
– Naprawdę ci się podobam? – Agnieszka okręciła się po raz kolejny wokół własnej osi, a potem niby przypadkiem oparła się o ścianę.
Zaczepiła rękawem o gwóźdź i traaach! Z rękawa zostały strzępy. Przyjaciółka stanęła jak wryta, a po chwili spojrzała na męża z wyrzutem.
– No i widzisz, co się stało? Była sukienka, nie ma sukienki! To wszystko przez ciebie! Milion razy prosiłam, żebyś wyciągnął ten gwóźdź. Ale ty tylko „zaraz”, „może później”! No to masz to swoje „później i zaraz”! Przecież nie pójdę na przyjęcie z takim postrzępionym rękawem! A szyć nie potrafię! Jak mamie będzie przykro, to przez ciebie! – naskoczyła na niego.
Słowo daję, wyglądała tak, jakby naprawdę miała ochotę go zabić. Rafał potulnie spuścił głowę.
– To ja może pójdę po kombinerki. I od razu zajmę się tym gwoździem – wykrztusił i podreptał do garażu.
Nie było go dobry kwadrans. Czekałyśmy na niego z Agnieszką, ledwie powstrzymując się od śmiechu. Gdy wrócił, nie był już tak przybity. Przeciwnie, uśmiechał się szeroko.
– Wiecie co, może jednak nie wszystko jeszcze stracone! – krzyknął.
– Nie, a jakiem cudem? – Aga spojrzała na niego zaskoczona.
– Przed chwilą rozmawiałem z ojcem. Szczęśliwie był z mamą, gdy kupowała tę sukienkę.
– No i? – jęknęła przyjaciółka.
– Podał mi adres tego sklepu. Jutro z samego rana pojadę i kupię ci identyczną Mama nawet się nie zorientuje – uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Spojrzałam na przyjaciółkę. Była biała jak ściana. Rafał, niestety, dotrzymał słowa. Następnego dnia pojechał po to okropieństwo. Biedna Agnieszka łudziła się, że może nie będzie jej rozmiaru, ale jak na złość, był. Zakup okazał się niepotrzebny. Przyjaciółka tak się zdenerwowała, że niedługo przed wyjściem na imprezę bardzo źle się poczuła. Było jej słabo, miała mdłości. Rafał wezwał pogotowie. A potem ani jemu, ani Adze nie w głowie były imprezy. Lekarz z pogotowia zasugerował kupienie testu ciążowego, a że apteka jest tuż pod domem przyjaciół, szybciutko prawda wyszła na jaw. Dokładnie mówiąc, za kilka miesięcy ich rodzina się powiększy.
Czytaj także:
Postanowiłam uciec z naszego domu na wsi. Wszystko zaczęło się od... awantury o rodzaj makaronu
Szewc bez butów chodzi. Mój mąż był zaangażowanym wychowawcą, ale olewał własnego syna
Zamiast zajmować się dzieckiem siostry, wolałam opiekować się psem mamy