Moja teściowa to osoba o niespożytej energii. Ilekroć do nas przyjeżdża, cały dom przewraca do góry nogami… Niestety, nasze życie też.
Martwiłem się, że przyjazd teściowej jak zwykle skończy się katastrofą z mojego powodu, toteż postanowiłem wykorzystać ten czas na nadrobienie wszystkich zaległości w firmie. Niech sobie Krysia spokojnie posiedzi z matką, niech gadają do upojenia przez te dwa tygodnie; żaden chłop im się nie będzie pętał i bałaganił po kątach.
Jak na razie wszystko układało się dobrze: gość był zachwycony, żona też, i Zosia nie marudziła, choć nadopiekuńczość babci zwykle nieco jej dokuczała. Nawet zapytałem żartobliwie ostatnio, czy nie przeszkadza jej bezustanne niańczenie, ale moja szesnastoletnia księżniczka tylko się zaśmiała:
– Co ty, tato! Przepękam te kilka dni, a potem już Mazury! Zresztą, wiesz? Ja się robię wyrachowana na starość. Będę miła, to może babcia dorzuci mi coś na obóz do tych nędznych groszy od was…
– Fuj, tak wykorzystywać biedną staruszkę! – udałem oburzenie. – Trzeba było iść dorobić na plantacji porzeczek.
– Tam są taaakie pająki – wzdrygnęła się córa. – Poza tym babcia nie jest biedna. Biedni są ci, co z nią siedzą w domu, a nie znikają w robocie na całe dnie.
Myślałby kto, że są niezastąpieni! Strasznie mądra smarkula się zrobiła ostatnio. Niech sobie gada, tym razem nie zamierzałem psuć rodzinnej sielanki! Znowu z czymś wyskoczę, teściowa ewakuuje się w fochach i będzie na mnie.
O, nie, nie powtórzę starych błędów!
Trzymałem się dzielnie. Nic to, że ktoś wywalił moje ulubione kapcie do śmietnika, szczegół, że pół nocy szukałem faktur, bo niewidzialna ręka uprzątnęła moje biurko, nacierając je przy okazji koszmarną miksturą, od której zapachu pękała głowa. Trochę się zjeżyłem, gdy książki w biblioteczce zostały ułożone według wielkości… Na Boga, żeby jeszcze alfabetycznie, to miałbym szanse coś znaleźć, ale tak?!
– Krysiu, nie dopuszczaj mamy do moich rzeczy – poprosiłem małżonkę przed zaśnięciem. – Błagam.
– Ona tak się stara być pomocna! – westchnęła. – Nie mam serca jej niczego zabraniać, ty wiesz, że ma już siedemdziesiąt dwa lata? Prawdę mówiąc, nie przypominam sobie czasów, żeby można było mamusi zasugerować niewtykanie nosa w cudze sprawy. Przez dwadzieścia pięć lat naszego małżeństwa zawsze była zbyt stara i nadto zmęczona. Dobra, został niecały tydzień, co mi tam, zdzierżę. Na wszelki wypadek najważniejsze rzeczy zamknąłem w warsztacie, a klucz nosiłem przy sobie.
– Jarek – zagadała ostatnio żona przed snem, bo ostatnio tylko w łóżku znajdujemy chwile intymności. – Myślisz, że mogę mamę zabrać na działkę? Dziś czyściła fugi w łazience szczoteczką do zębów.
– Ale nie moją?!
– Nie, Zosi. Chyba młoda zapomniała jej zabrać na te całe Mazury. I tak, od słowa do słowa, wyszło, że babcia jednak jest męcząca.
Dopóki miała jeszcze wnuczkę do obskoczenia, jakoś szło, jednak teraz Krysia została sama na polu boju i, jak stwierdziła, nerwy ma napięte jak postronki. Taka ta mama jest upierdliwa! Nie odpocznie, nie posiedzi chwili spokojnie, tylko wciąż szuka jakiegoś zajęcia, a do tego bez przerwy opowiada.
– I w kółko to samo – uściśliła żona. – W dodatku o ludziach, których wcale nie pamiętam. Po całym dniu jestem zmachana jak koń węglarza. To już chyba było lepiej, kiedy mieszkaliśmy blisko, wpadała co prawda częściej, ale na krótko! „Akurat! – pomyślałem z trwogą. – Teraz człowiek odpęka te dwa tygodnie i luz, a przed przeprowadzką teściowa potrafiła gnać przez pół miasta w połowie nocy, gdy jej się coś przypomniało”.
Problem w tym, że Krystyna nie potrafi postawić matce rozsądnych granic. Kobieta rządzi u nas jak u siebie i jeszcze pęka z dumy, że taka pomocna. Ale skąd właściwie ma wiedzieć, że jej „pomoc” wychodzi wszystkim bokiem, skoro nikt jej tego nigdy nie powiedział? No, ja na pewno tego nie zrobię! Kilka razy próbowałem w bardzo oględnych słowach to zrobić, i od razu zacząłem robić za Hannibala Lectera!
Powiedziałem Krysi, że wypad na działkę wydaje się dobrym pomysłem, tym bardziej że wiedziałem, jak żona cierpi z dala od swoich kwiatów. Położy mamusię na leżaczku z herbatką, a sama trochę odpocznie, grzebiąc w ziemi. Kiedy wróciłem późnym popołudniem z pracy, w domu panowała złowroga cisza. Zajrzałem do pokoju teściowej, żeby się z nią przywitać, ale nie raczyła nawet odwrócić głowy od okna. „Co jest?” – zaniepokoiłem się i poleciałem do salonu. Żony tam nie było, leżała na łóżku w sypialni i płakała.
– Co się stało, skarbie? – przytuliłem ją.
– Wszystko mi poniszczyła! – wybuchła Krysia. – Wyplewiła cały zagon bylin, które siałam i pikowałam przez okrągły sezon! Nie zostało nic!
– Jak? Kiedy? – nie mogłem tego pojąć.
– A bo mi zrzędziła, że chce pomagać, no to jej dałam pazurki, żeby zrobiła porządek z chwastami w truskawkach. Nagle Mogiłowa mnie zawołała przez płot, wyszłam na chwilę, a gdy wróciłam, było po wszystkim. Moje malwy i ostróżki… – rozbeczała się. – I tiarelki!
– Przecież miała czyścić w truskawkach? – zdziwiłem się.
– Ale jej się tam nudziło!
Moja biedna ogrodniczka…
Całą wiosnę szorowała na kolanach przy tych maleństwach, a teraz wszystkie straciła. Było mi jej naprawdę żal.
– Wracam – ciągnęła żona – a ona wstaje i mówi: „Patrz, jak ładnie ci zrobiłam, taki tu miałaś bajzel”. Myślałam, że ją uduszę gołymi rękami, a ta czeka na oklaski! Powiedziałam tylko, że powinna była zapytać, i że nie podziękuję za to, że zniszczyła mi wszystkie kwiatki. No to teraz siedzi cała obrażona!
Czy teściowa nie pojmuje, że każdy, nawet ona, popełnia błędy? Nie tylko nie zamierza za swoje przepraszać, ale jeszcze czuje się dotknięta! Niestety, mam przeczucie, że Krysia wreszcie ochłonie, przetłumaczy sobie, i zamiast wykorzystać okazję do ustalenia wzajemnych stosunków, gotowa błagać matkę o przebaczenie. Może jednak faktycznie teściowa jest za stara, aby ją zmieniać, i trzeba po prostu znosić jej wyskoki?
Jarosław, 42 lata
Czytaj także:
„Po śmierci żony znalazłem nową partnerkę. Myślałem, że to wielka miłość, a ona wyprowadziła mi całą kasę z portfela”
„Sąsiedzi wypowiedzieli nam wojnę, bo przeszkadzało im granie naszej córki. Wolą słuchać disco polo niż etiud Chopina”
„Mój facet oczekiwał, że zawsze będę wyglądać jak boska lala. Nawet do sklepu musiałam się wbijać w odświętną kieckę”