„Teściowa była dla mnie inspiracją. Wykopałam jej synka-nieroba, tak samo jak ona pozbyła się swojego męża”

zadowolona synowa fot. iStock, laflor
„Przyjrzałam mu się. Obserwowałam, jak siedzi przed telewizorem, patrząc bezmyślnie w ekran i tylko czeka, aż przyniosę mu obiad. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, za jakiego człowieka wyszłam”.
/ 07.11.2023 21:15
zadowolona synowa fot. iStock, laflor

Mateusz był trochę taką moją szaloną miłością. Przez całe studenckie życie wydawałam się sobie bardzo odpowiedzialna i poukładana, aż tu nagle w trzy miesiące zdążyłam przejść od poznania chłopaka do narzeczeństwa.

Kiedy zobaczyłam go wtedy, na domówce u kumpeli (a muszę przyznać, że rzadko w ogóle bywałam na takich imprezach), coś we mnie wstąpiło. Teraz już wiem – to było tylko zauroczenie, ale w tamtym momencie wydawało mi się, że zakochałam się na zabój.

W jednej chwili Mateusz wydał mi się przystojniejszy od wszystkich chłopaków, jakich kiedykolwiek spotkałam. Sprawiał wrażenie innego – zabawniejszego, sympatyczniejszego, bardziej wygadanego. Rozmawiało mi się z nim bardzo naturalnie, a poza tym, wszyscy wokół byli nim zachwyceni. A jemu najwyraźniej schlebiało moje zainteresowanie i chciał mi pewnie zaimponować.

Od zawsze lubił działać spontanicznie, a jak się później okazało, także bez zastanowienia. Właśnie dlatego oświadczył się szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. A ja, poruszona tym jego romantyzmem i nagłym zrywem uczucia, nie zwróciłam nawet uwagi na to, że nie spotykaliśmy się ze sobą nawet zbyt często.

Złapałam dobry kontakt z teściową

Ślub z Mateuszem także nastąpił błyskawicznie. Przez pierwszy miesiąc naszego małżeństwa pozostawałam w stałej euforii. Przełknęłam nawet to, że zamiast na miesiąc miodowy, pojechaliśmy na tydzień do domku na Mazurach.

Mój świeżo upieczony wytłumaczył mi przecież, że szkoda kasy na taki długi i daleki wyjazd, a my musimy teraz oszczędzać, by mieć lepszy start w przyszłe życie. Nie powiem – takie tłumaczenie wydawało się sensowne. Zwłaszcza że póki co pracowałam na pół etatu jako recepcjonistka w klinice medycyny estetycznej, a on był nauczycielem matematyki.

Szczególnie dobrze rozumiałam się też ze swoją teściową. Malwina, bo tak od razu kazała do siebie mówić, była niby 20 lat starsza ode mnie, a jednak miałyśmy wiele wspólnych tematów. Czytałyśmy te same książki i lubiłyśmy podobny styl aranżacji wnętrz. Chętnie wybierałyśmy się też na wspólne seanse do kina. Szybko stała się moją przyjaciółką. Wiedziałam, że mogę z nią porozmawiać na każdy temat i nie zostanę osądzona.

Myślę, że ona także potrzebowała wówczas kogoś bliskiego. Dopiero co rozstała się z mężem, choć Mateusz przekonywał mnie, że zupełnie nie wie, dlaczego zareagowała tak gwałtownie, skoro stanowili wyjątkowo udane małżeństwo. Nie próbowałam w to wnikać – uważałam, że akurat ten temat jest na tyle intymny, że nie powinnam go drążyć, jeśli sama nie zacznie opowiadać.

W naszym domu bywało różnie

Kiedy minął entuzjazm związany z rozpoczęciem nowej drogi w życiu, zaczęłam dostrzegać także jej cienie. Mateusz właściwie tylko narzekał. Po pracy ciągle wracał potwornie zmęczony i twierdził, że na nic już nie ma siły. W związku z tym przeważnie zajmował swoje stałe miejsce w fotelu przed telewizorem i oglądał go do późnej nocy. Ja z kolei po czterech godzinach na recepcji wracałam do domu, gdzie miałam sprzątać, przygotowywać nam posiłki, prać i wykonywać wszelkie inne prace.

Z początku nawet na to nie narzekałam – w końcu on wyrabiał pełen etat, mógł być przemęczony, a ja… ja i tak wychodziłam do pracy tylko na chwilę. Po niecałym roku dostałam jednak pełen etat i wówczas stało się to trochę uciążliwe.

Mateusz zaczął mieć pretensje o to, że nie ze wszystkim się wyrabiam. On oczywiście nawet nie kiwnął palcem, by zrobić coś w domu. Nie tak wyobrażałam sobie swoją przyszłość. A już szczególnie nie pasowało mi wieczne marudzenie męża – jakby tylko on cokolwiek robił na świecie.

Powiedziała mi, dlaczego to zrobiła

Któregoś popołudnia miałam wyjątkowo dość zrzędzenia męża. Poza tym pokłóciliśmy się o to, że nie może nawet wynieść głupich śmieci, bo przecież za bardzo jest zmęczony. Wtedy pojechałam do Malwiny, by trochę ochłonąć. Liczyłam, że trochę sobie pogadamy i przestanę się zadręczać własnymi problemami. Rzeczywiście, jak zwykle było miło, choć tym razem wyjątkowo melancholijnie. Nie wiem, dlaczego do tego doszło, ale zeszłyśmy na temat jej rozwodu.

– Na szczęście wszystko poszło sprawnie – przyznała z czymś w rodzaju westchnięcia ulgi.

– Dlaczego w ogóle się rozstaliście? – zapytałam ją, zanim zdążyłam się ugryźć w język.

– Nie pasowaliśmy do siebie. – Machnęła ręką. – To zresztą za mało powiedziane. Wiedziałam, że ma kochankę, chociaż on się do tego nie przyznawał.

Rozwarłam szerzej oczy.

– Naprawdę? – Byłam zdziwiona, że ojciec Mateusza rzeczywiście zdradzał jego matkę. To zupełnie kłóciło się z jego przekonaniem o doskonałości tego związku.

Pokiwała głową.

– Po co miałam się męczyć z kimś, z kim w ogóle nie było mi po drodze? – rzuciła z uśmiechem. – Zwłaszcza że widziałam, że on wcale nie robi nic, żeby poprawić nasze wspólne życie. Tacy faceci są bez sensu i albo lepiej znaleźć sobie innego, albo zdecydować się na samotność. To w sumie też nie jest takie złe.

Teściowa miała rację

Kolejny tydzień minął bez większych komplikacji. Coraz częściej jednak myślałam o tym, co powiedziała Malwina. Z wolna zaczęłam to też odnosić do własnego małżeństwa. Zadawałam sobie pytanie, czy rzeczywiście byliśmy szczęśliwi? Czy te kilka lat temu nie uległam presji chwili i głupiemu, ulotnemu uczuciu? Bo co tak naprawdę widziałam w Mateuszu? Czym mi obecnie odpowiadało życie z nim pod jednym dachem? A może tylko się do niego przyzwyczaiłam?

Któregoś dnia po pracy, kiedy przygotowywałam obiad, on jak zwykle nie robił nic. Coś mnie wtedy tknęło, więc oderwałam się na chwilę od gotowania i przyszłam do salonu, gdzie był Mateusz.

Przyjrzałam mu się. Obserwowałam, jak siedzi przed telewizorem, patrząc bezmyślnie w ekran i tylko czekając, aż przyniosę mu obiad. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, za jakiego człowieka wyszłam. Jednocześnie przypomniała mi się rozmowa z teściową sprzed tygodnia. Bo Malwina miała rację – nie ma co się męczyć z kimś, z kim w ogóle nie jest nam po drodze i kto nie robi nic dla dobra wspólnego życia.

W momencie zrozumiałam, że nie chcę dłużej w tym tkwić. Potrzebowałam odmiany. Innego życia. Zwłaszcza że i tak żyliśmy wyłącznie obok siebie, a ja czułam się uzależniona od męża, który niczym się nie przejmował.

Wciąż jesteśmy przyjaciółkami

Rozwiodłam się z Mateuszem. Był bardzo zdziwiony, że podjęłam taką decyzję i zupełnie nie rozumiał, co zrobił nie tak. W końcu powiedział mi nawet, że jestem wariatką, bo mogłam przecież trafić dużo gorzej, a ja byłam na tyle niewdzięczna, że go nie doceniłam. Cieszył się jednak, że ma jeszcze czas znaleźć sobie lepszą partnerkę na resztę życia.

Malwina właściwie nie była zaskoczona tym, co zrobiłam. Na swój osobliwy sposób pochwaliła nawet moją decyzję. I chociaż to jej syna zostawiłam, nie postanowiła się ode mnie odsunąć. Nadal jesteśmy przyjaciółkami.

Ona wciąż namawia mnie na poszukiwania kolejnego mężczyzny, takiego, który rzeczywiście nadawałby się na męża. Razem mielibyśmy przecież spędzić resztę życia. Mnie się jednak nie śpieszy. Może kiedyś znajdzie się sam. Wtedy winę za swoje niepowodzenie będę mogła zrzucić na los.

Czytaj także:
„Chciałam spać na kasie, a przez chciwość prawie skończyłam na bruku. Przypadek ocalił mnie przed katastrofą”
„Szukałem miłości, ale zmarnowałem czas na hulaszcze życie. Nie dostrzegałem, że prawdziwy skarb mam pod nosem”
„Dla swoich dzieci byłabym w stanie zrobić wszystko. Nawet posunąć się do kradzieży”

 

Redakcja poleca

REKLAMA