Reklama

Zawsze uważałem, że jeśli ktoś wiesza na ścianie święte obrazki i żegna się przed każdym posiłkiem, to przynajmniej stara się żyć w zgodzie z tymi zasadami. No ale mój teść, pan Antoni, udowodnił mi, jak bardzo się myliłem. W jego sypialni, tuż nad łóżkiem, wisiał oprawiony w złote ramy obraz świętej rodziny, a w szufladzie nocnej szafki trzymał różaniec. Nie przeszkadzało mu to jednak w życiu pełnym hipokryzji. Był człowiekiem o podwójnej twarzy – w niedzielę klęczał w pierwszej ławce w kościele, a w poniedziałek puszczał oko do pani Zosi z warzywniaka.

Reklama

Było mi żal teściowej

Najbardziej zdumiewające było to, jak bezczelnie i otwarcie zdradzał moją teściową, Halinę. Romanse i przygody to dla niego codzienność, a ona, choć pewnie wiedziała, wolała nie widzieć. Ale nie sposób było nie zauważyć – sąsiedzi plotkowali, a niektóre kobiety w bloku patrzyły na niego albo z rozbawieniem, albo z politowaniem. Nawet pani Basia z parteru, która jeszcze do niedawna nosiła mu ciasto po niedzielnej mszy, nagle przestała się odzywać. W końcu przyszedł dzień, kiedy tajemnice Antoniego wyszły na jaw i rozpętało się piekło.

Teściowa siedziała przy kuchennym stole, mieszając herbatę w zamyśleniu. W tle słychać było szum telewizora, ale nie zwracała na niego uwagi. W końcu westchnęła i spojrzała na mnie z tym specyficznym wyrazem twarzy – niby obojętnym, ale jednak pełnym goryczy.

On myśli, że ja nic nie wiem – powiedziała nagle, jakby kontynuowała rozmowę, która nigdy się nie zaczęła.

Spojrzałem na nią zaskoczony.

– O kim mowa? – zapytałem, choć znałem odpowiedź.

Halinie drgnęła brew.

– O Antonim. Wszyscy gadają, że święty obrazek wisi u niego nad łóżkiem tylko po to, żeby patrzył na jego grzechy.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wiedziałem, że teść nie jest święty, ale żeby aż tak?

– Pani Basia do mnie przyszła. Powiedziała, że Antoni dobierał się do jej córki, tej młodszej, co teraz wróciła po rozwodzie.

Parsknąłem herbatą.

– Teść?! Do młodszej od własnej córki?!

Teściowa kiwnęła głową.

– A ty myślisz, że on się powstrzyma, jeśli tylko widzi spódnicę? – westchnęła, a potem uśmiechnęła się gorzko. – No ale do kościółka to pierwszy.

Żadnej nie chciał odpuścić

Teść miał swój rytuał. W każdą niedzielę wstawał wcześnie rano, ubierał się w odświętną koszulę i z miną pełną powagi maszerował do kościoła. Zawsze siadał w tej samej ławce, z przodu, gdzie każdy mógł go zobaczyć. Klękał, modlił się, czasem nawet ocierał oczy, jakby ze wzruszenia. A potem, gdy tylko msza się kończyła, zaczynał swoje „polowanie”.

Pani Zosia z warzywniaka, pani Ewa spod piątki, nawet wdowa po listonoszu – wszystkie kiedyś padły ofiarą jego uwodzicielskich sztuczek. Był w tym tak sprytny, że potrafił sprawić, że czuły się wyjątkowe. Szarmancki, zawsze gotów prawić komplementy, miał w sobie tę dziwną mieszankę uroku i przebiegłości.

Któregoś dnia teściowa wróciła wcześniej z zakupów i natknęła się na scenę, która nie pozostawiała złudzeń. Antoni stał w przejściu między blokami, nachylony nad sąsiadką z parteru, panią Basią. Uśmiechał się do niej w sposób, którego nie znosiła – ten sam uśmiech miał, gdy kiedyś próbował zdobyć jej serce.

– Basieńko, ja bym ci w niczym nie odmówił, przecież wiesz… – Antoni mrugał do niej porozumiewawczo.

Pani Basia zaśmiała się nerwowo i cofnęła o krok.

– Panie Antoni, pan chyba sobie żartuje – powiedziała, próbując się wymigać.

Ale w tym momencie zza rogu wyłoniła się Halina.

– O, to ja wam nie będę przeszkadzać! – rzuciła ostro, krzyżując ręce na piersi.

Teść momentalnie się wyprostował.

– Halinko, co ty… Ja tu tylko…

– Tylko co, Antoni? Tylko się ślizgasz jak wąż po całym bloku? – Halina zmrużyła oczy i podeszła bliżej.

Pani Basia wyglądała, jakby chciała zniknąć.

– Ja pójdę… – wymamrotała, ale Halina ją zatrzymała.

– Nie, nie, Basiu. Zostań. Może mój mąż wyjaśni nam obojgu, co tu się właśnie wydarzyło.

Antoni podrapał się po głowie.

– No co się unosisz, kobieto? Po prostu grzecznie rozmawiamy

Ale Halina nie była już na tyle naiwna.

– Grzecznie? To samo mówiłeś, jak przyłapałam cię na kawie z tamtą rozwódką z klatki obok. Albo jak „pomagałeś” Zosi z warzywniaka nosić skrzynki, a potem znalazłam twoją czapkę w jej kuchni?

Pani Basia otworzyła szeroko oczy.

– To pan Antoni też u Zosi? – zapytała, a w jej głosie pojawił się cień rozczarowania.

– A jak myślisz, Basieńko? – Halina syknęła, nie spuszczając męża z oczu.

Teść zrozumiał, że jest w potrzasku.

– Halinka, chodźmy do domu, co będziemy tak na klatce ludziom przedstawienie robić…

Ale ona nie zamierzała ustąpić.

– Antoni, ty się ludzi nie wstydzisz, tylko tego, że cię przyłapałam.

Pani Basia nie chciała dłużej słuchać. Mruknęła coś pod nosem i wróciła do siebie, a Halina spojrzała na męża takim wzrokiem, że w końcu opuścił głowę i poszedł za nią do mieszkania. Tego wieczoru w ich domu rozpętało się prawdziwe piekło.

Podrywacz na emeryturze

– Siadaj, Antoni – teściowa wskazała na krzesło przy kuchennym stole.

Teść usiadł, ale w jego ruchach było coś nerwowego. Bębnił palcami o blat, unikał spojrzenia żony.

– No to mów – Halina skrzyżowała ręce. – Od jak dawna bawisz się w osiedlowego amanta?

– Halinka, przesadzasz… – zaczął, ale przerwała mu natychmiast.

– Ja? Przesadzam?! – jej głos podskoczył o oktawę. – To nie ja ślinię się do każdej babki w promieniu pięciu klatek!

Antoni westchnął i spojrzał na ścianę, jakby szukał tam ratunku.

– Ja po prostu jestem życzliwy…

Halina wybuchnęła gorzkim śmiechem.

– Życzliwy? No tak, to dlatego twoja czapka znalazła się w kuchni Zosi! I dlatego pani Basia dzisiaj mało na zawał nie zeszła na mój widok!

Antoni machnął ręką.

– No dobra, może trochę mi się wymknęło spod kontroli

– Trochę?! – Halina aż się zapowietrzyła.

Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko tykaniem zegara. Halina wstała i podeszła do komody. Otworzyła szufladę i wyjęła stamtąd różaniec.

– A to co? Na pokaz? – rzuciła nim przed Antoniego.

Spojrzał na koraliki, potem na zdjęcie papieża nad drzwiami.

Przecież chodzę do kościoła… – zaczął nieśmiało.

– Chodzisz. A potem wracasz i grzeszysz jak mało kto.

Nie miał już nic na swoją obronę. Wiedział, że tym razem naprawdę przesadził.

– No to co teraz? – zapytał cicho.

Halina spojrzała na niego z kamienną twarzą.

– Teraz śpisz na kanapie. A rano idziesz do spowiedzi. Bo ktoś w tym domu musi się jeszcze Boga bać.

Może skończy z tymi podrywami

Teść rzeczywiście spał na kanapie, ale do spowiedzi nie poszedł. Rano kręcił się po domu jak zbity pies, czekając, aż Halinie przejdzie, ale tym razem jego żona była nieugięta. Gdy tylko próbował zagadać, patrzyła na niego takim wzrokiem, że słowa grzęzły mu w gardle.

Wieczorem teściowa usiadła naprzeciwko niego w salonie.

– Musimy ustalić pewne rzeczy – powiedziała chłodno. – Bo ja nie zamierzam udawać głupiej.

Antoni skrzyżował ręce.

– I co teraz? Mam się spakować?

Halina westchnęła.

– A gdzie ty pójdziesz, Antoni? Do tej twojej Zosi? Do Basi? Myślisz, że któraś cię przygarnie? – pokręciła głową. – Żadna z nich nie chce być następną naiwną.

Teść milczał.

– Więc zostajesz – dodała. – Ale koniec z tym cyrkiem. Koniec uśmieszków, komplementów i wędrówek po cudzych mieszkaniach.

Teść wzruszył ramionami.

– I myślisz, że to wszystko tak łatwo się skończy?

Halina oparła się na stole i zmrużyła oczy.

– A jeśli nie, to gwarantuję ci, że każda kobieta w tym bloku dowie się, jakim jesteś świętoszkiem. I to ja im to powiem.

To go uderzyło. Być pośmiewiskiem wśród osiedlowych dam? Stracić resztki autorytetu?

– I lepiej, żebyś w niedzielę naprawdę poszedł do spowiedzi. Bo jeśli znowu będziesz się tam modlił na pokaz, to pamiętaj, że Bóg widzi wszystko.

Tym razem teść chyba naprawdę się przestraszył.

Ultimatum zadziałało

W niedzielę teść faktycznie poszedł do kościoła. Ubrał się jak zawsze – biała koszula, odświętna marynarka, włosy starannie zaczesane. Ale tym razem, zamiast jak zwykle uśmiechać się do kobiet w ławkach, szedł z pochyloną głową. W kościele usiadł bardziej z tyłu niż zwykle. Może naprawdę planował się wyspowiadać, a może tylko chciał pokazać Halinie, że „bierze to sobie do serca”.

Po mszy pod kościołem jak zwykle zebrała się grupka starszych pań. Pani Basia i pani Zosia stały obok siebie, rozmawiając półgłosem. Gdy Antoni przechodził obok, obie spojrzały na niego z taką miną, że aż się skulił.

– I co, panie Antoni? Dzisiaj już pan nie taki rozmowny? – rzuciła pani Basia, krzyżując ręce.

– A może z wiekiem przyszła panu refleksja? – dodała Zosia, ironicznie poprawiając kapelusz.

Antoni odchrząknął, zamrugał i podrapał się po karku.

– No… wiecie, dziewczyny, może rzeczywiście troszkę przesadziłem… – wymamrotał.

– Troszkę?! – parsknęła pani Basia. – Chyba ciut więcej niż troszkę.

– Dobrze, że Halina wreszcie otworzyła oczy – dodała Zosia.

Teść nie miał już nic do powiedzenia. Schował ręce do kieszeni i szybkim krokiem oddalił się w stronę domu.

Halina czekała na niego w kuchni.

– I jak tam, byłeś u spowiedzi? – zapytała bez emocji.

Antoni westchnął.

– Jeszcze nie... Ale się zbieram.

Halina uniosła brwi.

– Tylko się nie zbieraj za długo, bo jak Bóg cię osądzi, to ci się nie upiecze tak jak u mnie.

A Antoni wiedział, że tym razem naprawdę nie żartuje.

Skończyło się rumakowanie

Od tamtego dnia teść jakby przycichł. Nie uśmiechał się już do sąsiadek, nie zagadywał ekspedientek w sklepie i nie przesiadywał pod blokiem z kawką, licząc na przypadkowe „spotkanie”. Nawet jego krok stał się jakby wolniejszy, jakby w końcu przyjął do wiadomości, że nie jest tym uroczym łamaczem serc, za którego się uważał.

Teściowa nie odpuszczała. W domu panowała cisza, ale nie ta spokojna, tylko napięta, pełna niedomówień. Antoni nie ośmielił się już więcej powiedzieć, że Halina „przesadza” albo że on „taki już jest”. Wiedział, że gdyby tylko próbował wrócić do dawnych nawyków, jego żona zrobiłaby dokładnie to, co obiecała – rozpowiedziała wszystkim kobietom w bloku, jaki z niego obłudnik. A wtedy już nie miałby nawet do kogo się uśmiechać.

Pewnej soboty, gdy siedział przy stole, kręcąc łyżeczką w herbacie, teściowa usiadła naprzeciwko.

– A ty się w końcu spowiadałeś, Antoni? – zapytała spokojnie.

Zawahał się.

– Jeszcze nie… Ale pójdę.

Halina westchnęła i spojrzała na niego uważnie.

– Wiesz, nie muszę wiedzieć wszystkiego. Ale jedno chcę wiedzieć na pewno – że jeśli jeszcze raz usłyszę o jakimś twoim romansie, to nie będziemy już mieli o czym rozmawiać.

Antoni skinął głową. Dopił herbatę i w milczeniu wstał od stołu. Nie poszedł jednak do kościoła. Zamiast tego wyciągnął z szuflady różaniec, który Halina rzuciła przed nim kilka dni wcześniej, i przez chwilę przyglądał się koralikom.
Nie wiedział, czy modlitwa jeszcze coś da. Ale coś w nim mówiło, że jeśli się nie zmieni, to nawet Bóg nad nim ręki nie położy. I chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę się przestraszył.

Krzysztof, 35 lat

Reklama

Czytaj także:
„Dogadzałam mężowi domowymi pączkami w tłusty czwartek. Nie wiedziałam, że kalorie spalał gdzieś indziej”
„Teściowa miała pretensje, że nie robię bigosu z jej przepisu. Awanturowała się, jakbym dopuściła się zdrady”
„Syn myśli, że jako wdowa potrzebuję opieki. Nie rozumie, że wreszcie moje życie jest słodkie jak lukrowane pączki”

Reklama
Reklama
Reklama