„Kobieta mojego życia rzuciła mnie, bo nie dojrzałem do założenia rodziny. Dziś już jestem gotowy i poluję na jej córkę”

mężczyzna, który chce założyć rodzinę fot. Adobe Stock, auremar
„– Wiesz co?! – huknęła Karolina ze złością. – Cały ten twój bełkot sprowadza się do tego, że zobaczyłeś w Łucji swoją straconą szansę i teraz użalasz się nad samym sobą, bo kiedyś byłeś idiotą, a teraz żałujesz, bo chcesz się wreszcie ustatkować, a nie masz z kim”.
/ 18.11.2022 07:15
mężczyzna, który chce założyć rodzinę fot. Adobe Stock, auremar

Pamiętam tamtą rozmowę sprzed lat. Siedzieliśmy z Jackiem w pubie, sączyliśmy piwko, kiedy nagle mój przyjaciel oznajmił, że zamierza się oświadczyć Teresie.

– Mojej Teresie? – spytałem jak głupi.

– No, w zasadzie to mojej… – kumpel się skrzywił. – Jesteśmy razem od pół roku.

– Ale ja byłem z nią przez trzy lata – mruknąłem, czując gorycz w ustach, i raczej nie miało to nic wspólnego z ciemnym porterem, którego sączyłem. – Nie uważasz, że to trochę pochopna decyzja?

– Kurde, Antek, możesz już przestać? Rozstaliście się dwa lata temu, jesteście przyjaciółmi, i sto razy powtórzyłeś, że nie masz nic przeciwko naszemu związkowi. O co ci chodzi? Nie chcesz, żeby ona była szczęśliwa? Żebym ja był szczęśliwy?

Poczułem się głupio. Jasne, że życzyłem przyjaciołom jak najlepiej. Po prostu byłem trochę zaskoczony, że to, co jest między nimi, zrobiło się takie poważne. Teresa i ja przez prawie trzy lata nie wyszliśmy poza etap luźnych randek i wspólnych imprez, a kiedy zeszła się z Jackiem, wprowadziła się do niego po czterech miesiącach związku. On zwyczajnie bardziej do niej pasował – byli jak jing-jang, ten azjatycki symbol równowagi i dopełnienia… A jednak nowa wiadomość mnie zszokowała.

Dobiłem czterdziestki i nadal byłem sam

– Ej, Słoniu, na ciebie też przyjdzie pora, zobaczysz – Teresa usiłowała mnie pocieszyć tydzień później, kiedy nie dałem rady dłużej udawać, że nie widzę pierścionka na jej palcu. – Jesteś fantastycznym facetem i pewnego dnia spotkasz dziewczynę, która okaże się twoją drugą połówką. To się czuje od razu, mówię ci!

– Świetnie – mruknąłem, bo najwyraźniej ona na mój widok nie poczuła tego „czegoś”. – Skoro taki fantastyczny ze mnie gość, to czemu nam nie wyszło?

Westchnęła dramatycznie, a ja od razu przeprosiłem. Oboje wiedzieliśmy, że to była moja wina. To ja chciałem tylko imprezować, jeździć na rajdy, szaleć na koncertach. Ona miała nadzieję na stabilizację, wspólny dom, ślub i rozmowy o dzieciach.

Rozstaliśmy się bez złości, raczej ze smutkiem. Ona, bo naprawdę mnie lubiła i zrywała ze mną z ciężkim sercem, ja – bo ją rozczarowałem i patrzyłem, jak płacze. Na szczęście udało nam się uniknąć negatywnych emocji i mogliśmy dalej się widywać w starym towarzystwie. Kiedy zaczęła chodzić z Jackiem, nie miałem nic przeciwko temu, wręcz się cieszyłem, że taka dobra, mądra i piękna dziewczyna ma wreszcie kogoś, kto jest w stanie zaoferować jej to, czego pragnie.

Na weselu Jacka i Teresy bawiłem się na całego. Zgodziłem się nawet drużbować. Po raz piąty w ciągu ostatnich trzech lat. Kiedy się pobierali, miałem dwadzieścia pięć lat. Nie spodziewałem się, że poznam swoją drugą połówkę przed trzydziestką, ale kompletnie nie brałem pod uwagę, że dobiję do czterdziestki i nadal będę sam.

– Stary, dasz się wyciągnąć na piwo? – dzwoniłem do Jacka z pustego domu, z którego wyszła kolejna dziewczyna.

– Nie da rady. Teresa ma dzisiaj zebranie u Łucji w szkole, siedzę z młodą.

Tak, Teresa i Jacek mieli córkę. Byłem na jej chrzcie i parę razy bawiłem się z nią na placu zabaw, ale potem przestałem przychodzić do nich do domu. Teresa urodziła jeszcze bliźniaki i nie bardzo miała ochotę na przyjmowanie wizyt starego kawalera, który nie wiedział, co począć z nadmiarem wolnego czasu. Bardzo rzadko udawało mi się tylko wyciągnąć Jacka do pubu. Ale i to się skończyło.

– Nie, Słoniu, Jacka nie ma. Pojechał z chłopcami do parku dinozaurów – któregoś razu to Teresa odebrała komórkę męża. – W tygodniu nie może, bo siedzi z Łucją co wieczór nad matematyką. Liceum to nie przelewki. Musisz zrozumieć, że Jacek nie jest już kawalerem i naprawdę nie ma czasu ciągle wyskakiwać na piwo z samotnym kumplem. Rozumiałbyś to, gdybyś wreszcie przestał zmieniać kobiety co pół roku i związał się z jedną na stałe – w jej głosie wyczuwałem zniecierpliwienie i złość. – Weź, człowieku, załóż wreszcie własną rodzinę i przestań wyciągać mi męża z domu!

Dotarło do mnie, że przez te wszystkie lata Teresa robiła dobrą minę do złej gry, ale wcale nie podobało jej się, że Jacek nadal się ze mną kumpluje.

Gdy ją zobaczyłem, moje serce zabiło mocniej

Zostałem więc sam, chociaż – przysięgam – naprawdę chciałem się zakochać i ustatkować. Co jednak miałem zrobić, kiedy każda kobieta, z którą usiłowałem stworzyć jakąś relację, okazywała się niewłaściwa?

Od rozmowy z Teresą minęły cztery lata i w tym czasie ani razu nie spotkałem się z Jackiem. Wdałem się za to w długi związek z niejaką Karoliną, z którą naprawdę chciałem się ożenić i mieć dzieci. Problem był w tym, że Karolina, młodsza ode mnie o osiemnaście lat, miała jeszcze czas, a przynajmniej tak uważała. Była otwarta na świat i nowe doświadczenia, nie istniały dla niej tematy tabu. Chciała podróżować, imprezować i robić karierę.

Zupełnie jakbym rozmawiał z samym sobą z czasów, kiedy Jacek opowiadał mi o urokach małżeństwa i ojcostwa. W końcu i ten związek zakończył się fiaskiem, a ja nie umiałem się pozbierać po tym rozstaniu… I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, Jacek i Teresa postanowili mnie zaprosić na rocznicę ślubu.

– Obchodzimy dwudziestolecie, stary, dasz wiarę? – Jacek zadzwonił do mnie w którąś samotną niedzielę, kiedy siedziałem przeglądając zdjęcia z wyjazdu z Karoliną. Ciągle za nią tęskniłem, była mi naprawdę bliska. – Byłeś naszym drużbą, więc koniecznie musisz przyjść!

Przez moment chciałem mu powiedzieć coś gorzkiego na temat zerwania przyjaźni, ale w końcu sobie darowałem. Do licha, moi przyjaciele obchodzili jubileusz małżeństwa! Chciałem to świętować z nimi.

To było miłe przyjęcie w restauracji. Trochę starych znajomych, nieco nowych twarzy, najbliższa rodzina jubilatów. I nagle…

– Jezu…– szepnąłem, bo w drzwiach stanęła kobieta, na widok której moje serce się zatrzymało, a potem rozpoczęło galopadę.

Jeśli istnieje to „coś”, o czym mówiła Teresa, ja to właśnie poczułem. Chciałem zerwać się zza stołu i podbiec do tej dziewczyny, żeby pomóc jej zdjąć płaszcz, przedstawić się i zapytać o imię, ale wiedziałem, że nie muszę. Podobieństwo było zbyt wyraźne. Na progu bowiem stała młoda Teresa.

– O, jest Łucja! – zawołał mój kumpel. – Kochanie, siadaj koło wujka Antka. Pamiętasz go? Bawił się z tobą na huśtawkach.

Łucja uśmiechnęła się z wdziękiem, po czym usiadła obok mnie i zabrała się do przystawek. Ktoś z naprzeciwka coś do mnie mówił, ktoś o coś pytał, potem śpiewaliśmy „Sto lat”, ale ja mogłem skupić się tylko na jednym. Na tym, by nikt nie zauważył mojej fascynacji córką przyjaciół… Bo prawda była taka, że musiałem się siłą zmuszać do tego, by się na nią nie gapić. Miała dziewiętnaście lat, ja czterdzieści pięć. E tam, co to za różnica!

W domu nie mogłem sobie znaleźć miejsca, w pracy zacząłem zawalać obowiązki. Ciągle myślałem o Łucji. Bardzo przypominała swoją matkę z okresu, kiedy ze sobą chodziliśmy, miała niemal identyczną fryzurę i ten sam kolor oczu. Nagle odżyły wszystkie wspomnienia…Teresa jednak mnie zostawiła, a Łucja była wolna!

Zobaczyłem w niej straconą szansę

– Teraz jestem gotowy! – zwierzyłem się Karolinie, która była jedyną osobą, jaka by mnie nie osądziła po tym wyznaniu. – Mam czterdzieści pięć lat i chcę wreszcie wracać do domu, w którym zjem kolację z ukochaną kobietą. Chcę mieć dzieci, mówiłem ci. Gdybym chciał tego dwadzieścia lat temu, ożeniłbym się z Teresą! Ale ja ją straciłem przez własną niedojrzałość i głupotę… Ale teraz pojawiła się Łucja…

– Wiesz co?! – huknęła Karolina ze złością. – Cały ten twój bełkot sprowadza się do tego, że zobaczyłeś w Łucji swoją straconą szansę i teraz użalasz się nad samym sobą, bo kiedyś byłeś idiotą, a teraz żałujesz, bo chcesz się wreszcie ustatkować, a nie masz z kim.

Spojrzałem na nią urażony. Taka właśnie była: bezpośrednia i nieużalająca się nad sobą ani nad innymi. Strasznie mi się to w niej podobało.

– Chyba masz rację – mruknąłem, zastanawiając się, o czym miałbym rozmawiać z dziewiętnastolatką. – Po prostu zszokowało mnie, jak jest podobna do matki.

– Wreszcie gadasz z sensem – Karolina poklepała mnie po policzku. – Wiesz co? Umówmy się, że jak ja skończę trzydziestkę i dalej oboje nie będziemy nikogo mieć, to się zejdziemy, dobra? Małżeństwo i dzieci z tobą nie byłyby złym pomysłem, po prostu to jeszcze nie ten czas.

Skłamała. Zadzwoniła tydzień później. Nie, nie miała jeszcze ochoty na ślub i nie myślała o dzieciach, ale powiedziała, że jeśli nie będę naciskał, to może spędzić ze mną czas, nim dojrzeje do tych decyzji.

– Więc jak? Zaczekasz na mnie? – zapytała. – Pasuje ci to?

– Nie – rzuciłem w słuchawkę. – To ty zaczekaj na mnie!

– Ja? – zdziwiła się. – Ale ile mam czekać?

– Dwadzieścia minut!

Krzyknąłem z jedną nogą w bucie i ręką w rękawie płaszcza.

– Już do ciebie jadę!

Czytaj także:
„Jestem dziadkiem, matką i ojcem w jednym. Córka zostawiła mi na wychowanie wnuczkę, a ja już ledwo zipię”
„Gdy przystojniak z plaży zaczął ze mną flirtować, wściekłam się. Myśli, że jestem głupia? Przecież widziałam, że ma żonę”
„Zamiast szukać pracy, czytałam poradniki, jak zostać milionerką. Pieniędzy tylko mi ubywało, a małżeństwo wisiało na włosku”

Redakcja poleca

REKLAMA