„Tegoroczny Sylwester przyprawiał mnie o ciarki. Bo z czego mam się cieszyć? Spędzę go jak stara panna z kotem, zapijając smutki”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, tatyanadjemileva
„Irytowały mnie te uparte dociekania. Początkowo unikałam tematu, ale im bliżej było ostatniego dnia roku, tym większe budził zainteresowanie moich koleżanek z pracy. Udzielałam wymijających odpowiedzi, bo nie zamierzałam się im chwalić, że spędzę ten czas w domu, przed telewizorem, z kotem przybłędą na kolanach”.
/ 31.12.2022 08:30
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, tatyanadjemileva

Na samą myśl o sylwestrze przechodziły mnie ciarki. Co kogo obchodzi, z kim go spędzę i gdzie? Co takiego specjalnego jest w tej nocy, że wszyscy muszą balować? Przecież moje życie się nie zmieni, bo w dacie będę wpisywać inny rok…

Zresztą tego ranka miałam inne rzeczy na głowie, niż myślenie o sylwestrze. Nie wypiłam w domu nawet kawy, bo kiedy próbowałam nalać wodę do czajnika, rury zabulgotały i wypluły z siebie tylko kilka kropel. Dla pewności sprawdziłam jeszcze w łazience. Odkręciłam kurek nad umywalką, ale i tu nic to nie dało. Wyszłam więc z domu bez solidnej dawki kofeiny. Od sąsiada dowiedziałam się, że w całym pionie jest awaria. „Ciekawe, czy jak wrócę, to woda będzie” – zastanawiałam się w drodze do pracy.

– A ty? – dotarł do mnie głos Judyty.

– Co ja? – podniosłam głowę.

– Zdradzisz w końcu, gdzie spędzisz sylwestra? – sprecyzowała koleżanka.

Irytowały mnie te uparte dociekania. Początkowo unikałam tematu, ale im bliżej było ostatniego dnia roku, tym większe budził zainteresowanie moich koleżanek z pracy. Udzielałam wymijających odpowiedzi, bo nie zamierzałam się im chwalić, że spędzę ten czas w domu, przed telewizorem, z kotem przybłędą na kolanach.

Kilka dni w pracy, tuż po świętach, było dla mnie koszmarem. Te ciągłe opowieści o tym, jak koleżanki spędziły święta, kto kogo odwiedził, co kto dostał pod choinkę, co powiedział ten, co zrobił ów, kto się pochorował z obżarstwa, a kto się wybrał lub nie na pasterkę. Kiedy wyczerpały się świąteczne tematy, przyszedł czas na omawianie kreacji sylwestrowych oraz miejsc, gdzie koleżanki pójdą na imprezę. Miałam tego dosyć. Nie dość, że nie wypiłam kawy, nie zjadłam śniadania, to jeszcze te pytania…

Przecież nie mogłam powiedzieć prawdy…

– To jak, Olu? – dociekała Judyta.

Znienawidziłam ją w tamtej chwili.

– Przecież chyba nie będziesz siedziała w domu przed telewizorem jak jakaś stara panna… – zawiesiła głos.

– Z kotem na kolanach… – dorzuciła kąśliwie Irena.

– Pewnie, że nie! – skłamałam.

Teraz już nie mogłam się przyznać, że dokładnie taki miałam plan na sylwestrowy wieczór. Ponieważ dziewczyny nie wiedziały zbyt wiele o moim życiu osobistym, brnęłam dalej:

– Mój narzeczony zarezerwował dla nas bilety, polecimy w jakieś miłe, ciepłe miejsce… Zamiast szampana będziemy pić kolorowe drinki, leżeć pod palmami i kąpać się w basenie. Dlatego wracam dopiero trzeciego stycznia. Wiecie, taki mały, romantyczny wyjazd, tylko we dwoje.

– Szczęściara – mruknęła Judyta z zazdrością. – Ten mój to nawet nie pomyśli o tym, żeby zabrać mnie na spacer. A co dopiero na wycieczkę.

– I to jeszcze do ciepłych krajów, gdzie można odpocząć, wygrzać się na słoneczku… – rozmarzyła się Irena.

– Koniecznie musisz nam wszystko opowiedzieć, jak tylko wrócisz – domagała się Judyta.

– Chętnie obejrzymy zdjęcia. Wrzuć na fejsa albo na instagram, ewentualnie jak nie masz tam konta, zostaw parę fotek w telefonie, to nam potem pokażesz – Irenę zżerała ciekawość.

– Tak, koniecznie! – zawołała Ela.

Tego nie przewidziałam. Nie udzielałam się na portalach społecznościowych, z których korzystały namiętnie moje koleżanki. Szczęśliwie udało mi się skierować rozmowę na temat sukni wieczorowej Ireny. A potem przyszli klienci i trzeba było zająć się pracą. Niestety, kiedy uporałyśmy się z obowiązkami, koleżanki powróciły do tematu nieszczęsnego sylwestra. Nie chciałam fantazjować za dużo, żeby potem się nie pogubić w zeznaniach. Na razie obmyślałam plan, jak wykpić się z pokazywania zdjęć. Może powiem, że zgubiłam telefon?

– O, już prawie trzynasta – spojrzałam na zegarek. – Pora wracać do domu i przygotować się do wyjazdu.

Koleżanki pozbierały swoje rzeczy i w mgnieniu oka pokój, w którym pracowałyśmy, opustoszał. Ja, niestety, nie miałam się dokąd spieszyć.

– Jasne… – mruczałam pod nosem. – Zdjęcia pokażę… Chyba te z Mruczkiem… na przykład te z Mruczkiem pod bluszczem, który wisi w doniczce na ścianie, albo z Mruczkiem pod żyrandolem, udającym słońce…

Co jeszcze może się stać?

W ponurym nastroju dotarłam na swoje osiedle. Weszłam na klatkę i powlokłam się na pierwsze piętro. Otworzyłam drzwi i ku mojemu zaskoczeniu wyskoczył zza nich mokry Mruczek! Tego się nie spodziewałam.

– Mruczuś! Kici, kici! – zawołałam za kotem pędzącym po schodach.

Kocisko ani myślało się zatrzymać. Zamierzałam zejść za nim i przynieść uciekiniera z powrotem, kiedy moją uwagę przykuła zalana podłoga.

– Chryste, a tu co się stało?! – jęknęła, wchodząc ostrożnie do środka.

Do przedpokoju wlewała się woda z łazienki! A w łazience… ech, szkoda gadać. Z kranu płynął istny wodospad, odpływy nie nadążały z odprowadzaniem, więc woda wylewała się na posadzkę! No tak, najwidoczniej rano zapomniałam zakręcić kurek. Z przerażeniem w oczach wbiegłam do kuchni. Na szczęście tam było wszystko w porządku. Nie pozostało mi nic innego, jak zająć się mokrymi podłogami. Byłam w trakcie zbierania wody, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmęczona, zaczerwieniona i zasapana poszłam otworzyć.

– Zalała mi pani mieszkanie! – za progiem stał sąsiad z parteru i na mnie krzyczał.

Ten sam, który rano poinformował mnie grzecznie o awarii.

– Przepraszam… – jedynie na tyle się zdobyłam.

Miałam już wszystkiego po kokardę. Najpierw natarczywe koleżanki w pracy, potem potop w domu, teraz sąsiad, który na mnie wrzeszczy. Najchętniej zatrzasnęłabym mu drzwi przed nosem.

– Przepraszam?! Cieknie mi z sufitu! Dopiero remontowałem łazienkę!

– A ja dopiero wróciłam z pracy i próbuję ogarnąć sytuację! – warknęłam.

Jednym ruchem zatrzasnęłam drzwi i wróciłam do zbierania wody. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ktoś mi się przygląda. Wstałam z kolan i… zobaczyłam sąsiada.

– Co pan tu robi? – machnęłam mokrą szmatą, ochlapując intruza wodą .

– No ładnie – oparł ręce na biodrach i spojrzał na mnie karcąco. – Najpierw zalewa mi pani mieszkanie, a teraz mnie samego. Co to ma być? Konkurs na Mistera Mokrej Koszuli?

– Ojej – zreflektowałam się. – Przepraszam… Bardzo przepraszam.

– Niech pani w kółko nie przeprasza, tylko coś z tym zrobi! – zażądał.

Wylałam przed nim wszystkie frustracje

A niby nie robiłam? Przecież próbowałam osuszyć podłogę! Sylwester, najbardziej pechowy dzień w roku. Wytrącona z równowagi, znękana, zaczęłam się żalić sąsiadowi:

– Najpierw nie mogłam rano wypić w domu kawy, bo awaria, potem te zołzy w pracy, które uważają, że każdy musi balować w sylwestra, bo inaczej to kamień do szyi i skok z mostu! Wie pan, co im powiedziałam? Że narzeczony, który nie istnieje, zabiera mnie w ciepłe miejsce. Ale one chcą, żebym im pokazała zdjęcia z tego fikcyjnego wyjazdu! – mówiłam coraz piskliwiej i coraz głośniej. – Wyjazdu, który rzekomo mam spędzić, nie wiadomo, gdzie i z kim! Z kotem sobie te fotki strzelę chyba pod farelką. O ile drania znajdę, bo ledwo otworzyłam drzwi, zwiał! Do tego mam zalany przedpokój i łazienkę! A, i jeszcze zniszczyłam panu sufit! – krzyczałam z rozpaczą, po czym walnęłam szmatą o podłogę i się rozpłakałam.

– Już dobrze, dobrze, niech pani… – sąsiad nie bardzo wiedział, co zrobić, jak mnie uspokoić.

W każdym razie przestał mnie rugać i sam zaproponował rozwiązanie.

– Sufit przeschnie, zeskrobię farbę, pomaluję jeszcze raz…

Pociągnęłam nosem.

– O, kot się znalazł – spojrzał w dół, a ja podążyłam za jego wzrokiem.

Tuż przy jego nodze siedział Mruczek i wlepiał we mnie swoje wielkie, zielone oczy. A potem miauknął.

– Głodny chyba jest… – sąsiad przyjrzał się uważniej kotu.

– Wciąż tylko by jadł i jadł – westchnęłam przez łzy.

– To tak jak moja Balbina – odparł z uśmiechem mój rozmówca.

Schylił się i pogłaskał Mruczka, który wyprężył się i zamruczał, wielce zadowolony z pieszczoty.

– Ma pan kota? – spytałam.

– Ano mam. Była żona zostawiła mi go w spadku. Podobno jej kochanek ma uczulenie na kocią sierść – burknął. – Biedaczek… – dodał ironicznie.

Rozbawił mnie.

– No wreszcie jakiś uśmiech na tej pięknej buzi – sąsiad też się uśmiechnął, a ja oblałam się pąsem.

Czy on właśnie powiedział, że jestem piękna? Wieki tego nie słyszałam!

– Dobra, pomogę pani ogarnąć tę powódź, bo inaczej zaleje mi pani resztę mieszkania. Może na początek zakręcę kurki, dobrze?

Dopiero teraz zauważyłam, że do umywalki wciąż leje się woda. Boże…

Sąsiad zakręcił kran.

– Uff, już myślałem, że będę zmuszony nauczyć się pływać żabką, bo na kraul moje mieszkanie jest ciut za ciasne – oznajmił.

Jednak nie będę sama

– Niech mnie tu pani nie czaruje swoim uśmiechem, tylko zbiera wodę – ponaglił sąsiad. – A tak w ogóle, mam na imię Radek.

– Ola – przedstawiłam się.

Kiedy skończyliśmy z porządkami u mnie, zeszliśmy obejrzeć szkody w mieszkaniu Radka. Zdrętwiałam na widok zalanego sufitu w łazience i kilku zacieków w przedpokoju.

– Rany, nie wypłacę się – jęknęłam.

Sąsiad spojrzał na mnie uważnie.

– Najpierw napijemy się kawy, skoro nie wypiłaś jej rano. Zapraszam do kuchni. – oznajmił. – A potem musimy znaleźć miejsce, które uwiarygodni twoją historię o sylwestrze na rajskiej wyspie. Zdaje się, że wciąż mam w pokoju na ścianie fototapetę z morską plażą i palmami. Miałem ją zerwać przy remoncie, ale jeszcze nie zabrałem się za duży pokój.

Cóż mogę powiedzieć? Tego sylwestra jednak nie spędziłam samotnie.

Czytaj także:
„Chcę zerwać z chłopakiem o północy w sylwestra. Nowy Rok to przecież idealny czas na zmiany”
„Każdego sylwestra spędzałam samotnie, płacząc w kącie. W końcu miłość sama zapukała do moich drzwi”
„Jestem załamana. Moi synowie ciągle się kłócą i walczą ze sobą - do tego stopnia, że boję się zostawiać ich samych”

Redakcja poleca

REKLAMA