Imieninowa impreza taty niepostrzeżenie przeniosła się do garażu, przy stole zostałam tylko ja i kot czekający, aż wszyscy pójdą, żeby zlizać bitą śmietanę z tortu.
– A psik, już cię tu nie ma – machnęłam ręką i zaczęłam zbierać talerzyki.
– Zostaw jeden, zjadłbym jeszcze kawałek, wyjątkowo udało ci się to ciasto – usłyszałam głos Stefana. – Igor i dziadek tak prędko nie wrócą z garażu, będzie więcej dla mnie – dodał, klepiąc się po wystającym brzuchu.
Ostatnio mąż mi się zaokrąglił, ale o diecie nie było mowy, nie zamierzał rezygnować z przysmaków
– Powinieneś ograniczyć słodycze – mówiłam jedno, a myślałam drugie.
Z przyjemnością patrzyłam, jak je, Stefan zawsze miał apetyt, nie tylko na jedzenie, na życie również.
– Ja to wszystko spalę – zapewnił z pełnymi ustami. – Prawdziwi twardziele nie potrzebują liczyć kalorii, popatrz na swojego ojca, szczupły i prosty jak trzcina, chociaż dobiega osiemdziesiątki. To genetyczne, też tak będę wyglądał w jego wieku.
– O, to ciekawe. Możesz mi wytłumaczyć, w jaki sposób odziedziczyłeś dobrą przemianę materii po moim ojcu?
Odstawiłam talerzyki, gotowa się z nim podroczyć. Byłam bardzo ciekawa, co wymyśli.
– Zwyczajnie, przecież jesteśmy rodziną, a to oznacza pokrewieństwo – odparł pokrętnie i nałożył sobie kolejny kawałek tortu.
– Ale miłości do samochodów nie dostałeś po nim w spadku – wytknęłam mężowi, powściągając uśmiech.
– Faktycznie, wszystko przeszło na Igora. Jak wychodziłem z garażu, otworzyli z dziadkiem maskę tego rzęcha i zaczęli dłubać w silniku – przytaknął zadowolony, że rozmowa zboczyła na inne tory. – Nie moja to bajka, więc wróciłem do ciebie i tortu. Swoją drogą, zastanawiające, jak ci dwaj się dobrze rozumieją, są ulepieni z tej samej gliny.
– Do tego stopnia, że żaden nawet nie pomyślał, żeby się przebrać. Najlepsza koszula Igora będzie do wyrzucenia – aż mnie podniosło z miejsca.
– Dokąd idziesz? – zainteresował się Stefan. – Chyba nie zostawisz mnie samego z tym kotem, patrzy tak, że obawiam się o swoje życie. Roześmiałam się.
– I słusznie, zjadłeś mu tort, na który miał ochotę. Bądź dzielny, zaraz wrócę, jakby co, zasłoń się krzesłem.
– Mam lepszy pomysł – Stefan podsunął kotu łyżeczkę do oblizania.
Tata robił to samo, więc jednak zięć coś po nim przejął. Wyszłam z pokoju, żeby na to nie patrzeć, nie mój kot, nie moje sztućce, nie zamierzałam się denerwować.
Oczywiście, gdzie mógłby być, jak nie w garażu!
Dobry nastrój po rozmowie z mężem mijał w miarę, jak zbliżałam się do garażu. Znienawidziłam to miejsce jako dziecko, ojciec znikał w nim na długie godziny, stając się całkowicie niedostępny. Poświęcał czas swojej pasji do samochodowych silników, ale nie mnie. Nigdy go nie było, wszystkim zajmowała się mama, do dziś nie mogę zrozumieć, jak to znosiła, ja bym nie wytrzymała. Stefan jest zupełnie inny, woli żonę i syna od kupy złomu na czterech kołach, nauczył mnie, jak powinna wyglądać pełna rodzina. Miałam szczęście, że trafiłam na takiego mężczyznę, dzięki oparciu, jakie mi dawał, byłam skłonna po latach wybaczyć ojcu ciągłą nieobecność i brak zainteresowania.
Uraza częściowo wyparowała, ale czasu nie da się cofnąć i pewne sprawy wciąż pozostały niezałatwione, dlatego właśnie nienawidziłam garażu, miejsca, które odebrało mi ojca. Zajrzałam przez przymknięte drzwi i zobaczyłam dwie pary męskich nóg wraz z przyległościami, Igor i tata pochyleni pod otwartą klapą, grzebali w silniku wiekowego malucha. Stary fiacik wciąż był na chodzie, dzięki staraniom ojca, a ostatnio także jego wnuka. Uświadomiłam sobie, że od dawna nie widziałam taty za kierownicą ukochanego autka.
– Pomarańczowa strzała się popsuła? – spytałam domyślnie, z niechęcią wchodząc do garażu.
– Nie, dlaczego? Tak sobie tylko patrzymy, Igor to lubi.
Ojciec oderwał wzrok od silnika i wytarł ręce w zaoliwioną szmatę.
– Są twoje imieniny, czekamy ze Stefanem przy stole – powiedziałam rozdrażniona. – Nie każ nam myśleć, że niepotrzebnie cię odwiedziliśmy.
Teraz i Igor wyjął głowę spod maski, zaskoczony moim ostrym tonem.
– Mamo, no co ty? – próbował mnie zmitygować, ale tylko jeszcze bardziej mnie rozsierdził.
– Ciągle tylko garaż i samochód, jak nie ten, to inny! Największy skarb twojego dziadka, wychuchany, wypolerowany, najważniejszy. Jakby nie było innych… spraw… ludzi…
Umilkłam, bo zdałam sobie sprawę, że się zagalopowałam
Czas na żal do ojca minął, nie było po co odgrzebywać zadawnionych pretensji. Teraz byłam dojrzałą kobietą, żoną i matką, miałam wspaniałą rodzinę, mogłam odpuścić staremu człowiekowi.
– Igor, twoja mama ma rację, idziemy do domu – tata rzucił brudną szmatę na błyszczący dach malucha.
– Ale nie wymieniliśmy jeszcze świecy – zaprotestował syn, niechętnie zamykając pokrywę silnika.
– Sam zadbasz o samochód, wiem, że oddaję go w godne ręce – ojciec spojrzał ciepło na Igora.
– Co? Co powiedziałeś?
Złapałam ojca za rękaw i zmusiłam, żeby na mnie spojrzał.
– Dziadek podarował mi malucha – odpowiedział za niego mój syn.
Krew uderzyła mi do głowy, wróciły wszystkie urazy, o których tak długo starałam się nie myśleć.
– Nie ma mowy, nie zgadzam się, zapytaj ojca, powie ci to samo. Ten samochód zostanie tu, gdzie jest, nie będziesz w nim wiecznie grzebał jak twój dziadek – uniosłam się. Ojciec spuścił wzrok.
– Dlaczego mi to robisz? Mam dość tego wozu, i to już od dawna, sporo mi odebrał. Dlaczego sam się nim nie zajmiesz, przecież jest dla ciebie najważniejszy, spędziłeś z nim tyle czasu, że jesteście jak stare, dobre małżeństwo.
– Wiem, że się nie sprawdziłem jako ojciec, ale zawsze cię kochałem, córeczko – powiedział cicho tata.
Zatkało mnie, proszę, co za przemyślenia. Rychło w czas
Kiedyś dałabym się pokroić za taką deklarację, teraz była mi niepotrzebna.
– Trzeba było coś zrobić z tą wiedzą – powiedziałam ironicznie, przynaglając syna do wyjścia.
Syn patrzył na nas okrągłymi oczami, nigdy nie słyszał, żebyśmy w ten sposób rozmawiali, zaczynałam żałować, że nie olałam dawnych spraw.
– Masz rację, ale kiedy to do do mnie dotarło, było za późno…
Ojciec wyglądał na przybitego. Miał już swoje lata, zrobiło mi się go żal. Co się stało, to się nie odstanie, nie należy rozdrapywać starych ran.
– Nie ma o czym mówić, ja już dawno zapomniałam – skłamałam i oboje o tym wiedzieliśmy, ale ojciec nieznacznie się rozchmurzył.
Zawracaj, mam tacie do powiedzenia coś ważnego
Sprawa upiornego malucha odwlekła się, nie chciałam znów wykopywać wojennego topora. Dopiero kiedy wracaliśmy do domu, przypomniało mi się, o co miałam zapytać.
– Igor, dlaczego dziadek pozbywa się samochodu? Czym będzie jeździł?
– Niczym – wzruszył ramionami syn.
– Dobrowolnie zrezygnował z prowadzenia auta? Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że to możliwe.
Zdziwienie odebrało mi zdolność logicznego myślenia, chociaż wyjaśnienie samo się nasuwało. Ale od czego miałam Stefana.
– Na co dziadek choruje? – spytał prosto z mostu, ale pytanie zawisło w powietrzu i pozostało bez odpowiedzi. – Igor? – nacisnął syna Stefan.
– Nie mówił wam?
– No właśnie nie. Jak widać tylko ty cieszysz się jego zaufaniem – powiedziałam z niezamierzoną ironią.
Stefan położył uspokajająco rękę na moim kolanie, dobrze wiedział, jak mi przykro, że rodzony ojciec nie miał do mnie tyle zaufania, by zwierzyć się z kłopotów zdrowotnych.
– Dziadek ma problemy z krążeniem, niedawno zasłabł za kierownicą. Lekarz powiedział, że nie powinien jeździć – wyrzucił z siebie Igor.
– Tak od razu go posłuchał i zrezygnował z tego, co lubi najbardziej?
Cholera, znowu usłyszałam w swoim głosie złośliwe nutki.
– Przestraszył się, że spowoduje wypadek i zrobi komuś krzywdę. Dziadek to twardziel, trzeba mieć jaja, żeby wiedzieć, kiedy zejść ze sceny – powiedział z podziwem Igor.
Uświadomiłam sobie, że mój syn bardzo go kocha, tata poświęcił właśnie jemu wiele czasu i uwagi, rola ojca mu nie wyszła, ale potrafił być wspaniałym dziadkiem.
– Zawracaj, muszę porozmawiać z tatą – poprosiłam Stefana.
– Weźmiemy go w krzyżowy ogień pytań, wyśpiewa wszystko o swoim stanie zdrowia, a potem się nim zajmiemy – mąż zgrabnie ubrał w słowa, to, co chodziło mi po głowie.
– To też, ale najpierw dokończę z ojcem rozmowę, którą zaczęliśmy w garażu, tym razem na spokojnie. Chyba wreszcie jestem na to gotowa – uśmiechnęłam się do Stefana.
– A co z maluchem? – przypomniał sobie Igor. – Mam osiemnaście lat, nie muszę pytać, ale jednak…
– ….jesteś na naszym utrzymaniu, więc chyba powinieneś – parsknął rozbawiony Stefan.
– No więc?
Spojrzałam na zniecierpliwionego syna i uśmiechnęłam się. Miałam ich obu, dwóch kochających mnie mężczyzn, na których mogłam polegać.
– Weź go, w końcu to tylko zwykły samochód – powiedziałam.
Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem