„Tak bardzo chciałam odzyskać chłopaka, że odprawiałam magiczne rytuały. Zadziałało. Po kilku dniach prosił mnie o rękę”

Kobieta, którą zostawił chłopak fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Paweł ode mnie odszedł i byłam zrozpaczona. Z reguły nie wierzę w takie bzdury, ale nie miałam wyboru. Zaczynałam odprawiać rytuał i czułam się idiotycznie, ale w trakcie poczułam, jakby przenikała mnie jakaś nieziemska moc. Naprawdę byłam tym wszystkim przejęta?”.
/ 08.11.2021 10:16
Kobieta, którą zostawił chłopak fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Jestem nowoczesną dziewczyną i nie wierzę w żadne zaklęcia. Tak przynajmniej o sobie myślałam, dopóki nie rozstałam się z Pawłem. To znaczy, on ode mnie odszedł, mimo że mieliśmy się przecież zaręczyć! Powiedział, że jeszcze nie jest gotowy i musi sobie to wszystko przemyśleć…

Do tego doszedł po czterech latach związku ze mną?! Byłam zrozpaczona i czułam, że wszystko straciło dla mnie sens. Energii wystarczyło mi tylko na to, aby pójść do pracy, a potem snułam się po mieszkaniu jak bohaterki filmów o nieszczęśliwej miłości – w powyciąganym dresie, rozczochrana, z pudełkiem lodów zawsze pod ręką. Okazało się, że takie pudełko wcale nie jest za duże na jeden raz, kiedy jest się porzuconą…

Moja przyjaciółka Jola na wszelkie sposoby usiłowała wyciągnąć mnie z domu.

– Wśród ludzi zapomnisz o Pawle! – argumentowała. – No i masz szansę poznać kogoś innego.

Problem w tym, że ja kogoś innego nie chciałam. Kochałam Pawła tak samo mocno jak na początku naszego związku i marzyłam o tym, aby zostać jego żoną i mieć z nim dzieci. Moje uczucia w stosunku do niego wcale się nie zmieniły, jak ode mnie odszedł. I naprawdę cierpiałam.

Magia? O nie! Aż tak nie zbzikowałam

Nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić wieczorami, bo na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze. Ja i mój chłopak byliśmy raczej domatorami. Lubiliśmy siedzieć przed telewizorem, sącząc dobre winko.
Zamiast włóczyć się teraz po knajpach, wolałam więc marzyć, że Paweł do mnie wróci. Zadzwoni do drzwi, bo klucze niestety mi oddał, ja otworzę i ujrzę go w progu z butelką dobrego wina w rękach…
Tamtego wieczoru jednak zamiast Pawła przyszła Jola, targając jakąś siatkę. Patrzyłam zdumiona, jak wyjmuje z niej świeczki.

– Robimy nastrojowy wieczór? Kolację przy świecach? – spytałam ironicznie.

– Ja ciebie nie zamierzam podrywać na żadną kolację! – pogroziła mi żartobliwie palcem. – Za to spróbuję pomóc ci odzyskać faceta! I co na to powiesz, moja droga?

– Za pomocą świeczki? Mam ją zapalić w oknie, aby do mnie trafił? – prychnęłam.

– Coś w tym rodzaju – Jola nie dała się zbić z pantałyku.

– To magiczny rytuał, który sprawi, że Paweł do ciebie wróci. Nie mam pojęcia, czy to zadziała, ale na pewno nie zaszkodzi. Warto spróbować…

– Mowy nie ma! Jeszcze aż tak nie zbzikowałam! – zaprotestowałam gwałtownie, siadając na kanapie. – Nie wierzę w zabobony i nie będę się wygłupiać.

– No cóż, jak tam sobie chcesz – pozornie poddała się Jola i zaraz dodała tajemniczym tonem: – Ale muszę ci coś powiedzieć. Moja babcia Eulalia też nie wierzyła w białą magię aż do dnia, kiedy dziadek Antek opuścił ją dla innej kobiety…

– Jak to ją opuścił? Przecież są małżeństwem od ponad pięćdziesięciu lat! – zawołałam, bo w końcu znałam dziadków Jolki.

Przychodzili po nią do szkoły jeszcze w czasach, kiedy byłyśmy w podstawówce. Uważałam ich za najwspanialszych dziadków na świecie i skrycie ich Joli zazdrościłam. Zresztą, nie ja jedna, bo wiele naszych koleżanek także chciałoby mieć choćby jedno z nich. Byli tacy kochani…

– Są małżeństwem tylko dlatego, że babcia rzuciła na dziadka urok! – wypaliła niespodziewanie moja przyjaciółka. – Kiedy poznał inną kobietę i poinformował babcię, że już nie może się z nią spotykać, początkowo wpadła w czarną rozpacz. Życzyła tamtej jak najgorzej, a wtedy jak na złość to jej zaczęły przydarzać się niemiłe rzeczy. Tymczasem miłość dziadka i jego nowej ukochanej rozkwitała
i para postanowiła się pobrać. I to jak najszybciej!

– No co ty mówisz! – zdziwiłam się.

– Tak było – pokiwała głową Jola. – Dali na zapowiedzi, krawcowe uszyły ślubną suknię
i garnitur. Babcia sądziła, że to już koniec i nigdy swojego Antka nie odzyska. A wtedy stara służąca
z jej domu poradziła, żeby przekupiła krawca i zaszyła w ubraniu ślubnym ukochanego pukiel swoich włosów. „Na pewno nie dojdzie do ołtarza z inną kobietą, bo coś go będzie odpychało!” – powiedziała. Moja babcia najpierw się uśmiała z tej historii, ale potem pomyślała: „Co mi szkodzi? Najwyżej stracę te pieniądze, którymi przekupię krawca!” I zrobiła to! Krawiec wprawdzie się zdziwił na jej prośbę, ale ładna sumka, którą otrzymał, pozbawiła go obiekcji. Nadszedł dzień zaślubin. Pan młody przyjechał w garniturze z puklem włosów dawnej ukochanej zaszytym w klapie tuż na sercu i… wbrew nadziejom babci wszedł do kościoła.

– Tak myślałam! – wzruszyłam ramionami. – Bo dlaczego niby miałby nie wejść?

– Poczekaj, jeszcze nie skończyłam! – zirytowała się Jola.

– Po nim podjechała z ojcem panna młoda, zaczęła się uroczystość, a moja babcia, siedząc w cukierni po drugiej stronie placu, łykała łzy rozpaczy i wyrzucała sobie naiwność. Jednak czas mijał, a nie brzmiały kościelne dzwony, obwieszczające światu zawarcie małżeństwa. Zamiast nich rozległ się sygnał karetki pogotowia, która podjechała pod kościół. Kiedy Antka wyniesiono na noszach, babcia omal nie zemdlała.

Dalsza część historii opowiedzianej przez Jolę była jeszcze bardziej niesamowita. Ponoć babcia Eulalia natychmiast popędziła do szpitala, przerażona, że zabiła swojego ukochanego. A on, kiedy już wydobrzał, nazwał ją „najdroższą”… Okazało się, że Antek przed ołtarzem zrozumiał, że bierze ślub z niewłaściwą osobą!

Siły nadprzyrodzone, proszę, pomóżcie mi

– Powiedział jej tak: „Nagle poczułem, jakbym nie miał serca, bo zostało poza kościołem, przy tobie” – Jolka wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a ja westchnęłam.

– Dziadek Antoni zaczął się wtedy dusić i zemdlał. Stąd pogotowie i jazda na sygnale do szpitala. Lekarze stwierdzili, że nic mu nie będzie, że to była tylko chwilowa niedyspozycja spowodowana stresem czy brakiem świeżego powietrza. Ale babcia wiedziała swoje! To ten pukiel jej włosów oddał jej narzeczonego!
No i co ty na to? – na koniec z triumfem zapytała Jola.

– Może i masz rację, że mi to nie zaszkodzi... – stwierdziłam oczarowana.

Nie miałam zielonego pojęcia, że dziadkowie mojej przyjaciółki mają za sobą tak romantyczną przeszłość.

– No dobrze, to co my tu mamy… – Jola spojrzała na stół, na którym ułożyła kilka białych świec różnej wielkości, kartkę papieru, igłę i kadzidełko oraz spirytus.

– Ostrzegam, że będzie trochę krwawo! – zapowiedziała, po czym kazała mi zapalić najmniejszą świeczkę, którą nazwała pomocniczą, i dopiero od niej całą resztę.

Gdy już ustawiłam je w pewnej odległości od siebie, w trójkącie – zapaliłam kadzidło i uklękłam
w tym „magicznym kręgu”, po czym złożywszy ręce jak do modlitwy, wypowiedziałam słowa:

– Siły nadprzyrodzone, proszę was o pomoc i zwrot mojego ukochanego Pawła.

Na koniec ukłułam się igłą w palec lewej ręki i własną krwią wypisałam na kartce nasze imiona i nazwiska, a potem otoczyłam je sercem tak, aby znajdowały się w środku… Odkaziłam palec spirytusem, złożyłam kartkę na pół i zgasiłam świece. Jeszcze tego samego wieczoru, idąc za radą Joli, kartkę zakopałam w pobliskim parku, kiedy tylko na niebie pojawiła się pierwsza gwiazda. Gdy zaczynałam odprawiać rytuał, czułam się idiotycznie, ale w trakcie poczułam dziwne mrowienie, jakby przenikała mnie jakaś nieziemska moc. Naprawdę byłam tym wszystkim przejęta.

– I co teraz? – zapytałam Jolę.

– Czekamy. Wkrótce sprawa się wyjaśni – uśmiechnęła się.

Po raz pierwszy od tygodni położyłam się do łóżka z nadzieją. Jednak rano przyszło otrzeźwienie i już nie byłam taka pewna, że moja magia zadziała.

– Jak mogłam być tak głupia, że dałam się w to wciągnąć! – wyrzucałam sobie.

Wieczór znów zamierzałam spędzić samotnie. Kiedy rozległ się dzwonek, byłam pewna, że to znowu Jolka. Chciałam ją spławić, otworzyłam więc drzwi z impetem i... zamarłam. Na progu stał Paweł z bukietem róż! Dwie minuty później mój ukochany już klęczał przede mną i prosił mnie o rękę…
Bez wahania powiedziałam „tak”, a potem rozpłakałam się ze szczęścia. Kilka godzin później, kiedy już nacieszyliśmy się sobą, zadzwoniłam do przyjaciółki.

– Ten rytuał działa! Działa jak jasny gwint! – wykrzyczałam jej do słuchawki.

Odziedziczyła poczucie humoru po babci…

Byłam jej tak szalenie wdzięczna, że nie zatłukłam jej nawet wtedy, gdy się w końcu dowiedziałam, jak bardzo sobie ze mnie zakpiła. Jolka bowiem doskonale wiedziała, że Paweł przyjdzie prosić mnie o rękę, gdyż widziała go kupującego zaręczynowy pierścionek w sklepie z biżuterią. On także ją dojrzał i poprosił o dyskrecję. Jola dała mu słowo i go dotrzymała. A potem wymyśliła ten cały „rytuał” , żeby wyrwać mnie z depresji.

– To za te wszystkie wieczory, które przesiedziałaś sama w domu, nie dając sobie pomóc i zaprosić się chociaż do kina! – stwierdziła ze śmiechem.

Wybaczyłam jej, bo przecież nie takie rzeczy wybacza się najbliższej przyjaciółce. Chciałam jednak wiedzieć, czy tę historię o swoich dziadkach także zmyśliła.

– Babcia zarzeka się, że jest prawdziwa, ale kto ją tam wie... – odparła na to Jola.

No tak, faktycznie, starsza pani ma ogromne poczucie humoru, które, jak widać, odziedziczyła po niej wnuczka.

Czytaj także:
„Moja teściowa uwielbiała eks-żonę Krzyśka - mnie nie cierpiała. Nazywała mnie jej imieniem i nie przyszła na nasz ślub”
„Moja przyjaciółka i mąż przez lata prowadzili podwójne życie. Okazało się, że mój Tomek jest ojcem jej dziecka”
„W wieku 60 lat wreszcie poczułam się dorosła. Wzięłam rozwód, założyłam konto w banku i zrobiłam prawo jazdy”

Redakcja poleca

REKLAMA