„Tajemniczy adorator pomylił mnie z inną kobietą. Zjadł kolację, naładował mi akumulator i się zakochał”

szczęśliwa para przy stole fot. Getty Images, Ashley Corbin-Teich
„Niepostrzeżenie nasza przypadkowa znajomość zamieniła się w coś więcej, ale nie próbowałam tego nazwać, w obawie, że znowu się pomyliłam. Nie chciałam zapeszyć, pozwoliłam swobodnie nieść się fali, bez nadmiernych wyobrażeń o przyszłości”.
/ 12.09.2023 19:15
szczęśliwa para przy stole fot. Getty Images, Ashley Corbin-Teich

Goździk zatknięty za wycieraczkę samochodu wyglądałby niepozornie, nawet gdyby nie zmoczył go deszcz i nie ściął poranny chłód, a jednak wprawił mnie w dobry humor. Ktoś chciał mi powiedzieć, że mu się podobam, może nawet więcej? Co za romantyczny gest, nie wiedziałam, że tacy mężczyźni jeszcze istnieją.

To było bardzo przyjemne

Goździk zatknięty za wycieraczkę samochodu wyglądałby niepozornie, nawet gdyby nie zmoczył go deszcz i nie ściął poranny chłód, a jednak wprawił mnie w dobry humor. Ktoś chciał mi powiedzieć, że mu się podobam, może nawet więcej? Co za romantyczny gest, nie wiedziałam, że tacy mężczyźni jeszcze istnieją.

Wyjęłam ostrożnie sponiewierany kwiatek i obejrzałam ze wszystkich stron. Pochodził z pęczka goździków sprzedawanego jak pietruszka w dyskontach, ale w niczym nie odbierało mu to znaczenia. Ktoś o mnie myślał, postarał się, by mi to w miły sposób okazać. Żaden facet przez trzydzieści kilka lat mojego życia nie wpadł na ten prosty sposób, byłam bardzo ciekawa, kim jest cichy wielbiciel.

Mocno naciskałam gaz, denerwując się przy każdej zmianie świateł, jechałam jak do pożaru, żeby jak najszybciej włożyć do wody dowód… No właśnie, czego? Uczucia? Stara a głupia, skarciłam się w duchu, z pietyzmem umieszczając goździk w wazonie.

– Co to za sierota? – zainteresowała się Anka, siadając przy swoim biurku.

– A nie wiem, znalazłam go – odparłam, nie wdając się w szczegóły.

– Pewnie ktoś zgubił.

Anka włączyła komputer i straciła zainteresowanie kwiatkiem, ja odwrotnie, ciągle myślałam o jego ofiarodawcy. Miałam nadzieję, że się ujawni i jednocześnie się tego bałam. Moje doświadczenia z mężczyznami nie nastrajały optymistycznie, powinnam być bardziej ostrożna. A jeśli to jakiś psychopata? Przyczepi się i będę miała kłopoty. To brzmiało sensownie, nagle kwiat stracił swój powab, ja również oklapłam. Szkoda, mogło być tak pięknie.

Sytuacja się powtarzała

Kolejny goździk za wycieraczką znalazłam następnego dnia rano, mój wielbiciel musiał wcześnie wstawać. Rozejrzałam się, ale oprócz starszego pana spacerującego z psem, nie zobaczyłam nikogo.

– Od narzeczonego? – zagadnął, podchodząc bliżej i ciekawie wyciągając szyję.

– Nie wiem od kogo. Nie zauważył pan kogoś kręcącego się koło mojego samochodu?

– Niestety, nie widzę z okna ulicy – powiedział z autentycznym żalem.

Podziękowałam i wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyk, rozrusznik jęknął słabo, ale silnik zapalił.

– Akumulator trzeba podładować – zauważył słusznie sąsiad.

Skinęłam głową. Tyle to i ja wiedziałam.

Trzeci goździk prawdopodobnie pochodził z tego samego bukietu, leżał na szybie, tworząc barwną plamę. Wyjęłam go i rozejrzałam się czujnie. Ulica była pusta, ale to nic nie znaczyło, romantyczny podrywacz, albo jak kto woli psychopata, mógł się czaić za firanką, sprawdzając, jak zareaguję. Byłam ciekawa, kto to jest, postanowiłam wyjaśnić sytuację, pisząc do niego kilka słów. Zostawię karteczkę za szybą i zobaczę, co się stanie.

Byłam w kropce

Tym razem silnik nie zaskoczył, akumulator całkiem wyzionął ducha.

– Mówiłem, że tak będzie – koło wozu pojawił się starszy pan, ciągnąc za sobą psa.

Obszedł kilka razy samochód, kiwając głową i dając dobre rady.

Trzeba podłączyć kablami do drugiego akumulatora. Kiedyś takie sprawy załatwiali mężczyźni, ale teraz jeżdżą na rowerach.

Ostatnią uwagę skierował do człowieka, który przejeżdżał wolno obok.

– Mogę pomóc – rowerzysta zahamował i zajrzał przez szybę. Zobaczyłam kask i przylegające do twarzy okulary.

– To twój samochód?

– Siedziałabym w cudzym? Pewnie, że mój, ale teraz chwilowo do niczego.

– Ale jak to twój? – nastawał rowerzysta.

Nieogarnięty jakiś, pomyślałam i pomachałam mu przed nosem kluczykami. Położył się na kierownicy roweru, jakby zabrakło mu sił. Zobaczyłam, że się śmieje.

– Co cię tak rozbawiło? – spytałam niemiłym tonem.

Starszy pan, który nie opuścił nas na krok i kibicował wymianie zdań, wymruczał kilka niepochlebnych uwag o dzisiejszych mężczyznach. Chłopak usłyszał, bo natychmiast się zmobilizował.

Pomogę z tym akumulatorem, daj numer telefonu – zażądał.

– Masz pan prostownik? – chciał wiedzieć sąsiad, obrzucając zniesmaczonym wzrokiem rower.

– Pewnie, że mam. Wymontuję akumulator, naładuję i będzie jak nowy – wyjaśnił mi. – Tylko że to potrwa, teraz nie zdążymy. Spotkajmy się wieczorem, przy samochodzie. Zadzwonię.

cacanki, pomyślałam, ale się pomyliłam. Jędrek był słowny, sprawnie zorganizował pomoc techniczną, wniósł akumulator do kuchni i oznajmił, że ładowanie potrwa co najmniej kilka godzin. W rewanżu zaprosiłam go na improwizowaną kolację.

Pomylił mnie z kimś innym

– Ładne kwiatki – uśmiechnął się do smętnych goździków w wazonie.

Zrobiłam się czujna.

Masz z nimi coś wspólnego?

Podejrzenia same się nasuwały, wcześniej dziwił się, że to mój samochód, może źle trafił? Czyżbym padła ofiarą pomyłki? Takie moje kulawe szczęście, jak już ktoś się szarpnie na romantyczny gest, okazuje się, że nie był przeznaczony dla mnie. Jędrek nie odpowiedział, zajął się jedzeniem, a w przerwach wypytywał mnie o wszystko. Co lubię, czego nie i czy pojechałabym w podróż dookoła świata. Starał się mnie zagadać, ale nie pozwoliłam na to.

– Dla kogo były przeznaczone goździki? – przyparłam go do muru.

– Dla tej, którą wybrały – odparł z refleksem. – Kwiaty mają intuicję i dobry gust.

– Ale szybko więdną.

– Pójdziesz ze mną na koncert?

Wymiana zdań tylko pozornie nie miała sensu, dla nas była oczywista.
Spotkaliśmy się przypadkiem, a raczej przez gapiostwo Jędrka, ale okazało się, że całkiem dobrze się dogadujemy i chcieliśmy przedłużyć tę chwilę.
Była jeszcze niewyjaśniona sprawa kwiatowej poczty, więc tym bardziej należało spotkać się jeszcze raz, a potem znowu, bo dlaczego nie.

Zaczęliśmy być sobie bliscy

Niepostrzeżenie nasza przypadkowa znajomość zamieniła się w coś więcej, ale nie próbowałam tego nazwać, w obawie, że znowu się pomyliłam. Nie chciałam zapeszyć, pozwoliłam swobodnie nieść się fali, bez nadmiernych wyobrażeń o przyszłości. Z Jędrkiem wszystko było łatwe, nie oczekiwał, że się do niego dopasuję, nie próbował mnie zmieniać.

Podobałam mu się taka, jaka byłam, czemu nieustannie dawał wyraz. Był szczery, otwarty i zakochany, ale o jednym nie chciał ze mną rozmawiać, o dziewczynie, której pragnął ofiarować goździki. A że zatykał je za wycieraczkę mojego samochodu, to już inna sprawa.

– Kwiaty trafiły do ciebie, bo było nam przeznaczone. Nie widzisz tego? Nic innego się nie liczy, nie zepsujmy tego – powiedział kiedyś i zamknął mi usta.

Zrozumiałam, że niepotrzebnie czepiam się nieistotnych szczegółów, czy rzeczywiście chciałam wiedzieć, kogo podrywał Jędrek za pomocą dyskontowych goździków? Było, minęło, teraz liczyliśmy się tylko my.
A jednak czasem myślałam o tajemniczej rywalce, skanowałam wzrokiem samochody, szukając auta podobnego do mojego. Jeździła nim moja hipotetyczna rywalka, kobieta, o którą kiedyś zabiegał mój ukochany. Czy się znali, coś ich łączyło? Natrętne myśli nie dawały mi spokoju. Jędrek stał się dla mnie zbyt ważny, bym mogła puścić wszystko w niepamięć. O miłość trzeba walczyć i to właśnie zamierzałam zrobić.

Po prostu mi się oświadczył

Pewnego dnia Jędrek znowu się pomylił. Wybieraliśmy się po zakupy, a on podszedł do niewłaściwego samochodu. Marka się zgadzała, ale kolor karoserii odrobinę różnił.

– No to wydało się – Jędrek uśmiechnął się z zakłopotaniem. – Słabo rozróżniam kolory, szczególnie po ciemku, dlatego nigdy nie zrobię prawa jazdy. Ty będziesz naszym rodzinnym kierowcą, nie przeszkadza ci to?

Zatrzymałam się gwałtownie. Rodzinnym kierowcą?

– To nie tak miało wyglądać – wymruczał Jędrek w moje włosy, przytulając mnie mocno. – Wszystko sobie zaplanowałem, miało być romantycznie, a wyszło beznadziejnie. Jestem do bólu zwyczajny, ale spytam. Wyjdziesz za mnie?

Nie odpowiedziałam wystarczająco szybko, więc dodał zaniepokojony.

– Kupiłem pierścionek, jest schowany w szufladzie z moją bielizną. Wiedziałem, że tam nie zajrzysz.

Nie wytrzymałam, parsknęłam śmiechem. To były najmniej romantyczne oświadczyny w historii, cudowne i jedyne w swoim rodzaju.

– Kocham cię, wariacie – wyznałam.

– To dlaczego płaczesz? – wytarł mi palcami łzy, których nie czułam.
Pocałunek przerwał nam wszędobylski sąsiad z pieskiem.

– Narzeczeni? – spytał nietaktownie, ale z wyczuciem, my potwierdziliśmy, a on złożył nam gratulacje.

Nie wróciliśmy od razu do domu, by uczcić nasz wielki dzień, trzeba było zrobić zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Ot, proza życia. Jędrek znalazł w markecie ciasno związane bukiety drobnych różyczek, wybrał jeden i mrugnął do mnie okiem.

– Dla ciebie, żeby tradycji stało się zadość – powiedział.

Pierścionek założyłam na palec dużo później, ale czy to ważne? Liczy się tylko miłość, a nasza jest prawdziwa, chociaż zaczęła się przez pomyłkę.

Czytaj także:
„Przypadkiem zrobiłem dziecko przyjaciółce, a ona wciska mężowi, że to jego. Boi się, że zdrada wyjdzie na jaw”
„Nasz ślub był przypadkiem, bo trafiła nam się ciąża. Nie układało nam się. Rozwód miał być tylko formalnością”
„Przypadkiem dowiedziałam się, że mój ojciec nie jest moim ojcem. Mama twierdzi, że zdradziła go za jego zgodą”

Redakcja poleca

REKLAMA