„Ta dziewucha doprowadza mnie do szału. Jeszcze chwila, a przekroczę swoje nauczycielskie uprawnienia”

Nauczycielka w klasie fot. iStock by GettyImages, Hero Images
„Malwina przypominała mi koleżankę z dawnych lat, która skutecznie uprzykrzała mi życie. Była tak samo wulgarna, wredna i butna, a ja niewiele mogłam z tym zrobić”.
/ 27.09.2023 11:15
Nauczycielka w klasie fot. iStock by GettyImages, Hero Images

Wygłupy zaczęły się jeszcze w autobusie. Po postoju najzdolniejszy uczeń, Krzyś, włożył rękę do plecaka i odkrył, że ktoś wycisnął do niego całą tubkę pasty do zębów. Winnego oczywiście nie znaleziono, nawet gdy poprosiłam wszystkich, by pokazali mi swoje przybory toaletowe. Widziałam głupie uśmieszki uczniów i to wystarczyło, by mnie poirytować.

Potem, już w górach, gdy wyszliśmy na przechadzkę, zaczęło się to, co zawsze: podstawianie nóg, rzucanie kamieniami, przepychanki. Byłam bliska wybuchu, szczególnie ze względu na prowodyrkę większości zajść – otipsowaną, umalowaną, wiecznie żującą gumę Malwinkę.

Nasz przewodnik był zaprawiony w wycieczkowych bojach, więc mało co mogło go obejść czy wzruszyć. Gorzej było ze mną. Po półgodzinie wspinaczki dotarliśmy na charakterystyczne skałki i ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego. Skąd to wrażenie?

– Nie wychylajcie się, dzieciaki – przestrzegł przewodnik, gdy zobaczył, że Malwinka i jej banda opierają się o barierkę. – Góry są bezlitosne, a to miejsce w szczególności. Jeszcze kiedy oprowadzał tu ludzi mój wujek, jedna dziewczynka poślizgnęła się na tych skałkach i spadła. Trzy dni jej szukali. Wyobraźcie sobie tylko, jak wyglądała po trzech dniach leżenia na słońcu…

Dzieciaki roześmiały się z politowaniem. Przewodnicy uwielbiali straszyć takimi historiami. Ale ja… Ja stałam jak wmurowana. Nagle przypomniałam sobie, skąd znałam to miejsce. To tutaj zginęła Dorota. Tamtego lata, gdy powiedziałam jej, żeby szła do diabła.

Nigdy się nie dowiem

Tej nocy nie mogłam zasnąć aż do bladego rana. Wciąż miałam ją przed oczami – piętnastoletnią, naburmuszoną zołzę, która nazywała się moją przyjaciółką. Małpę, która obgadywała mnie za plecami. Wyjechałyśmy razem na obóz harcerski i niemal natychmiast zaprzyjaźniłam się z dwiema dziewczynami, które czytały te same książki co ja.

Dorota nie czytała wcale. Poczuła się opuszczona, zdradzona, więc zaczęła rozpowiadać straszne kłamstwa na mój temat. Zatrzymaliśmy się całym zastępem na tych samych skałkach, jeszcze wtedy niezabezpieczonych, a ja miałam łzy w oczach. Pamiętam, że chciałam zrzucić ją w przepaść, żeby zniknęła z mojego życia raz na zawsze. Zamiast tego powiedziałam jej tamte przykre, wredne słowa i poszłam dalej. Dopiero gdy dotarliśmy do schroniska, zorientowaliśmy się, że Doroty z nami nie ma.
Szukali jej trzy dni. Znaleźli ją martwą. Spadła. Jak?

Nie wiadomo…

Były dni, gdy zastanawiałam się, czy zrobiła to celowo. Czy była aż tak nieszczęśliwa, aż tak zraniona moimi słowami? A może zabiła się na złość mnie, żeby mnie ukarać? Były dni, gdy się obwiniałam. Bo może gdybym z nią została, do niczego by nie doszło. Były dni, ciemne dni, gdy miałam wrażenie, że to moje dłonie popchnęły ją w przepaść. I wszystkie te dni zwaliły mi się na głowę w jednej chwili, przypominając o sobie ciężarem rozterek, niepewności, winy.

Wredna dziewucha

Usnęłam krótko przed pobudką. A gdy wstałam i ścieliłam pachnące krochmalem łóżko, dotarło do mnie coś, co sparaliżowało mnie na moment jak cios w potylicę – Malwinka miała na twarzy dokładnie ten sam szyderczy uśmiech co moja martwa przyjaciółka. I poprzedniego dnia, patrząc na jej plecy odrysowane na tle nieba, miałam ten sam straszliwy impuls, by usunąć ją z mojego życia…

Drugi dzień wycieczki minął bez żadnych rewelacji. Chodziliśmy głównie po mieście, dzieci nakupiły masę pamiątek, a po południu urządziliśmy turniej piłki siatkowej. Spoglądałam kątem oka na Malwinkę, która rzecz jasna wypięła się na aktywność fizyczną i rozmawiała o czymś ze swoją stałą ekipą. Zobaczyłam, jak z rąk do rąk przechodzą pieniądze, ale nie chciałam znać celu tych machinacji. 

Trzeciego dnia znów szliśmy tamtym szlakiem. Zatrzymałam się na chwilę i kiedy dzieci oddaliły się w kierunku schroniska, długo patrzyłam w dół urwiska. Liczyłam, że w jakiś sposób mnie to oczyści. Ale mogłabym przysiąc, że w świście wiatru słyszę szept Doroty. Nawoływanie. O tym, jaka jest samotna. Jak bardzo chciałaby mieć tam na dole jakieś towarzystwo. Aż mnie ciarki przeszły…

Ostatniej nocy wycieczki też nie mogłam spać. W końcu wyszłam się przewietrzyć, a przy okazji zobaczyć, co robią dzieciaki. Sprawdzałam pokoje i mówiłam im dobranoc godzinę wcześniej, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże.

Jeden pokój dziewcząt był pusty. Podobnie jak jeden z pokojów chłopców. No, prawie pusty. Został w nim tylko Krzyś, który przyznał z niechęcią, że banda Malwinki wymknęła się na skałki. Domyśliłam się, na co poszły przekazywane z rąk do rąk pieniądze.

Nie wiem, czemu nie poprosiłam o pomoc drugiej nauczycielki; czemu przebrałam się i ruszyłam sama, jakby ciągnął mnie ktoś na postronku. Ale gotowało się we mnie coś, co nie do końca było pedagogicznym gniewem. Wiedziałam, kto był za mój stan odpowiedzialny. Kto śmiał się za moimi plecami. Kto mnie prowokował. One obie. Dorota i Malwina! Jakby Malwinka była wcielaniem Doroty i pojawiła się na tym świecie wyłącznie po to, by mnie dręczyć. Teraz wiem, że to absurdalne, ale wtedy na krótką chwilę ogarnęło mnie szaleństwo.

Znalazłam dzieciaki przy tamtym urwisku, z papierosami i piwem, puszczające głośno muzykę z telefonów. Odebrałam im wszystko, co udało mi się złapać, i nakazałam zaczekać przy rozwidleniu ścieżki. Zostawiłam na miejscu tylko Malwinkę. Nie raczyła nawet zgasić papierosa; wpatrywała się tępo w paznokcie, wsparta o barierkę.

– Wiem, że to ty zaczęłaś, dziecko – powiedziałam. – To zawsze jesteś ty. Nie myśl, że unikniesz konsekwencji.

Uczennica spojrzała mi w oczy. Alkohol dodał jej odwagi.

– Czy pani zawsze musi tak przynudzać? – spytała szyderczym tonem. – Jesteś stara, kobieto, a my jesteśmy młodzi. Chcemy żyć, a nie biegać w kółko po sali gimnastycznej i siedzieć na dupie w pokojach. Nie umiesz korzystać z życia, droga wolna – wskazała brodą w dół.

O krok od tragedii

Nawet nie wiem, kiedy do niej doskoczyłam, kiedy złapałam ją za ubranie. Znów poczułam ten impuls, silniejszy niż kiedykolwiek. Malwinie obsunął się obcas i stanęła na samej krawędzi. Wystarczy, że odepchnę ją od siebie, przerzucę przez barierkę, a potem powiem: uczennica była pod wpływem alkoholu i straciła równowagę. Kto zaprzeczy? Kto nie uwierzy w moją wersję? Wszyscy wiedzieli, jaka jest Malwina. Butna, chamska, agresywna, nierozważna…

Oczy dziewczyny się rozszerzyły w przerażeniu. Dotarło do niej, że przegięła, że dorośli też mają swój limit cierpliwości. Ja miałam dosyć tej bezczelnej gówniary. Jak śmiała mnie lekceważyć, drwić, prowokować? Igrała z ogniem i należała jej się nauczka. Byłam blisko. Bardzo blisko. Decyzja wisiała na włosku…

I w tej najważniejszej chwili mojego życia musnęła mnie jedna cudowna, zbawcza myśl: nie warto. Nie warto. Przez lata wypruwałam sobie żyły i poświęcałam długie godziny, żeby odpracować swoje i dotrwać do spokojnej, złotej jesieni życia. Nie pozwolę, żeby jakaś mała zołza mi to odebrała – tak jak nie pozwoliłam, żeby śmierć Doroty, o której dla własnego dobra zapomniałam, rzuciła się cieniem na moje toczące się dalej życie, na moją przyszłość.

Potrząsnęłam Malwinką i nakazałam jej wziąć się w garść, maskując swoje prawdziwe uczucia. Wróciła do reszty klasy odrobinę potulniejsza. Po powrocie dzieciakom solidnie dostało się od rodziców, ale niewiele mnie to już obeszło. Ważne, że pokonałam ten cień w sobie i teraz mogę spokojnie wypatrywać dnia, gdy po raz ostatni wręczę świadectwa. I uwolnię się wreszcie od bagażu stresu, który o mało co nie przygniótł mnie tamtego dnia.

Załamania nerwowe to także choroba zawodowa nauczycieli. Niektórzy nam zazdroszczą długich wakacji i ferii, ale zapominają, że wolne dni są dla nas jak tlen. Obyś cudze dzieci uczył… Przekleństwo takie…

Czytaj także:
„Dyrektor szkoły kazał zająć mi się śmierdzącą sprawą. Problem w tym, że nie dotyczyła łazienek, a nauczycielki”
„Jestem nauczycielką, ale w weekendy tańczę na rurze. Mężowi, córce i rodzinie powiedziałam, że jestem kelnerką”
„Nauczycielka mojego syna bez żenady mnie podrywała. Wymyślała, że Mikołaj ma problemy, tylko po to żeby się umówić”
 

Redakcja poleca

REKLAMA