„Szykowałam niespodziankę na 15. rocznicę ślubu, ale zamiast tego narobiłam samych kłopotów. Mąż wcale nie był lepszy”

Żona i mąż pokłóceni fot. iStock by Getty Images, milanvirijevic
„Opadłam na krzesło i zalałam się łzami. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż planowaliśmy! To miało być święto naszego uczucia, a nie festiwal żali i urazów. Ale co mogłam poradzić? Jurek buzował ze złości i nawet się do mnie nie odzywał”.
/ 29.07.2024 21:15
Żona i mąż pokłóceni fot. iStock by Getty Images, milanvirijevic

Skręcając w stronę myjni samochodowej, poczułam, jak stopniowo opuszcza mnie napięcie. Odniosłam wrażenie, jakbym przez ostatni kwadrans, od chwili uruchomienia silnika auta Jerzego, w ogóle nie oddychała. Dopiero teraz mogłam w końcu nieco się odprężyć.

– No, mały, dotarliśmy – powiedziałam cicho, zwracając się do siebie i do gustownego, czarnego mercedesa, należącego do mojego męża. 

Jego największym marzeniem był ten samochód. Przez całe nasze małżeństwo, a więc okrągłe piętnaście lat, Jurek ciułał pieniądze na ten cel. Aż w końcu przyszedł ten dzień, kiedy udaliśmy się do salonu i odebraliśmy ten błyszczący cud techniki. Mój mąż wprost kochał jazdą tym autem, ale mnie samej nie dawał go prowadzić. Wprawdzie miałam prawo jazdy, jednak byłam kiepskim kierowcą, dlatego obydwoje stwierdziliśmy, że lepiej nie podejmować ryzyka. Z tego też powodu moja wizyta na myjni samochodowej musiała pozostać sekretem aż do wieczora. Pragnęłam sprawić ukochanemu niespodziankę z okazji naszej 15. rocznicy ślubu. 

Nie było możliwości zatuszowania wpadki

Na dziewiętnastą zamówiliśmy taksówkę, która miała nas podwieźć do ekskluzywnej restauracji. Zależało mi, aby Jurek, opuszczając mieszkanie, ujrzał swój pojazd w nieskazitelnym stanie – starannie wyczyszczony, wypastowany z błyszczącymi felgami i pieczołowicie odkurzonym środkiem. Rzecz jasna pomyślałam również o upominku. Dopieszczenie samochodu stanowiło miły bonus – sygnał, że dbam niego i to, co dla niego ważne.

Kiedy merc prezentował się niczym prosto z salonu, uregulowałam należność za komplet usług premium i zajęłam miejsce za kółkiem.

– Cholera! – rzuciłam po chwili i wyskoczyłam sprzed auta. – O nie! Litości! To się nie dzieje naprawdę!

Niestety, to był ten moment. Przód auta miał spore wgłębienie i parę głębokich rys… Kompletnie nie wiem, jakim sposobem uderzyłam w ten słupek, myślałam, że dobrze wymierzyłam dystans. Co za tragedia! Pożyczyłam furę mojego męża bez pytania – nie ma znaczenia, że kierowały mną dobre chęci – i ją uszkodziłam! I to akurat w dniu, kiedy mamy naszą rocznicę! Totalnie przerażona, zamiast wrócić do chaty, udałam się do pierwszego lepszego serwisu samochodowego i okazało się, że naprawa wgnieceń to koszt prawie dwóch tysięcy!

No to klops, normalnie ręce opadają! Nawet jakbym wyskrobała kasę, to i tak auto musiałoby zostać parę dni u lakiernika. Szansa na zatuszowanie tego numeru przed Jurkiem równała się zeru...

Mąż miał wrócić koło szóstej po południu, wracając od córki, więc błyskawicznie podążyłam do mieszkania i zaparkowałam mercedesa w poprzednim miejscu, z tym że trochę bliżej muru posesji. Liczyłam na to, że mój mąż będzie zmierzał do domu chodnikiem i zauważy samochód jedynie od strony pasażera. Rzecz jasna, planowałam opowiedzieć o tym małym wypadku, ale dopiero po naszej uroczystej, rocznicowej kolacji.

Ledwo udało mi się zdążyć. Jurek przekroczył próg mieszkania zaledwie kilka chwil po moim powrocie. Zerknęłam na niego lekko spanikowana, ale na szczęście nie dostrzegł ubytku piękna w swoim ukochanym aucie. Zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Zanim wskoczyłam pod prysznic, wygrzebałam z szafy moją najładniejszą sukienkę uszytą z czarnego atłasu i powiesiłam ją na oparciu krzesła. Na siedzeniu postawiłam żelazko, aby później błyskawicznie móc ją odświeżyć.

– Kochanie, jak myślisz, ile jeszcze czasu spędzisz w kąpieli? – dobiegł mnie głos ukochanego.

– Jakieś pół godzinki – odpowiedziałam podniesionym tonem. – A co, musisz skorzystać z łazienki?

– Nie, nie, po prostu byłem ciekawy. Dla czystej informacji. Nie musisz się nigdzie spieszyć, kochanie!

Nie śpieszyło mi się zbytnio. Gdy skończyłam brać relaksującą kąpiel, na zaparowanym lustrze wyrysowałam palcem serduszko i napis „Kocham Cię!”. Potem otworzyłam drzwi, a z łazienki wydobyły się ogromne kłęby pary. Początkowo myślałam, że ten dziwny zapach to tylko gorące, wilgotne powietrze. Ale nie dało się pomylić tego swądu z niczym innym...

– Juruś, coś się chyba przypaliło! Jakaś szmatka czy coś? – krzyknęłam w stronę kuchni, ruszając sprawdzić, co to takiego.

– Eee, to nie żadna szmatka... – wymamrotał mój ukochany, kiedy przekroczyłam próg pomieszczenia.

A miało być całkiem inaczej...

Momentalnie zrobiło mi się słabo. 

Co, u licha, zrobiłeś z moją sukienką?! – wykrzyknęłam w szoku.

Wyszło na jaw, że mąż chciał się wykazać opieką i uczuciem w dniu naszego święta, dlatego wpadł na pomysł, by wyprasować mój strój, abym miała trochę czasu dla siebie. Problem w tym, że ustawił za wysoką temperaturę w żelazku i w rezultacie przypalił całą przednią część mojej szykownej, kosztownej kreacji…

Nie dałam rady nawet wysłuchać, jak mnie przeprasza. Wybuchłam płaczem i zaczęłam mu robić wyrzuty. To była moja ulubiona sukienka! Jedyna, w której prezentowałam się zarazem zgrabnie i ponętnie. A on ją zrujnował!

Strasznie mi głupio, skarbie… – Jurek zrobił skruszoną minę. – Chciałem tylko, żebyś poczuła się zaskoczona, jak wyjdziesz z łazienki…

Uniosłam wzrok znad zniszczonego atlasu i popatrzyłam na Jurka, zdając sobie sprawę, że doskonale wiem, co przeżywa. W następnej chwili powiedziałam mu, co przydarzyło się z jego autem. Momentalnie w jego oczach pojawił się strach i już po sekundzie był na schodach. Wrócił za jakieś dziesięć minut, przybity i ewidentnie powstrzymujący w sobie gniew. Przemaszerował koło mnie, posyłając mi rozwścieczone spojrzenie i burknął, że skoro zabronił mi wsiadać do samochodu, to dobrze wiedział, co robi, bo nie potrafię prowadzić!

Przesunęłam dłonią po poszarpanej kreacji i wydałam z siebie głębokie westchnienie.

– To jak będzie? Rezygnujemy z tej kolacji? – dopytałam się, chcąc mieć pewność, bo przy takich humorach nie byliśmy w stanie niczego świętować. – Poza tym nie mam się w co ubrać, przez to, że zrujnowałeś moją sukienkę…

– Wszystko jedno – wymamrotał pod nosem i zniknął za drzwiami sypialni.

Opadłam na krzesło w kuchni i zalałam się łzami. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż planowaliśmy! Ten dzień miał być celebracją naszego związku, momentem, w którym przypomnimy sobie, co skłoniło nas do ślubu. To miało być święto naszego uczucia, a nie festiwal obustronnych żali i urazów z powodu uszkodzonych rzeczy… Ale co mogłam poradzić? Jurek buzował ze złości i nawet się do mnie nie odzywał.

Skuliłam się na sofie, okrywając się pledem i pozwalając łzom spływać po policzkach. Potrzebowałam chwili, by się wypłakać, zanim podejmę jakiekolwiek rozsądne kroki. Nasz stolik zarezerwowany za godzinę przepadnie, a ktoś musi też odwołać zamówioną taksówkę…

– Kinga? – usłyszałam nagle za sobą głos mojego męża. – Wiesz co, to bez sensu… Chodź, pójdziemy na tę kolację. W końcu to nasza rocznica. Spójrz, przygotowałem dla ciebie spódnicę i tę czerwoną koszulę, którą miałaś na sobie w sylwestra. Wyglądasz w niej oszałamiająco. Spokojnie, nawet nie próbowałem ich prasować! – dorzucił pospiesznie, jakby z obawą w głosie.

Kiedy obróciłam głowę, moim oczom ukazał się on, odziany w elegancki garnitur z gustowną muszką pod szyją. Przez łzy, które spływały mi po policzkach, na mojej twarzy zagościł uśmiech. Ruszyłam do pokoju, by się przygotować. Mimo że zwykła spódnica i bluzka nie dodawały mi takiej klasy jak moja wieczorowa kreacja, zdawałam sobie sprawę, że tego dnia liczyło się coś innego. Byłam bardzo zadowolona z faktu, że zdecydowaliśmy się jednak opuścić nasze cztery kąty.

Dbanie o uczucia to podstawa

Kelner jeszcze nie zdążył przynieść szampana, a Jerzy już położył niewielkie pudełko na blacie stolika. Wewnątrz skrywała się para kolczyków ze złota, ozdobionych lśniącymi kamykami.

– Kryształy – objaśnił. – Dziś przypada nasza kryształowa rocznica. Doczytałem o tym w sieci.

– Są przepiękne – uśmiech zagościł na mojej twarzy, gdy również podałam mu upominek.

Prezent okazał się niewiarygodnie trafiony – voucher na przejażdżkę wyścigowym autem na prawdziwym torze. Jurek niemal zerwał się z fotela, kiedy ujrzał niespodziankę.

Ależ ty mnie świetnie rozumiesz, skarbie! – ucałował moją dłoń. – Doskonale wiesz, co sprawia mi frajdę. Ogromnie ci dziękuję! I wybacz mi tę wcześniejszą złość o auto. Trochę mnie to zaskoczyło. Ale przecież ubezpieczalnia nam to zrefunduje, nie ma co zaprzątać sobie tym głowy...

Również poczułam skruchę z powodu mojej gwałtownej reakcji, gdy zobaczyłam zniszczoną sukienkę. Prawdę mówiąc, i tak już mnie trochę uciskała, więc przydałaby mi się nowa. Nie miało sensu robić o to awantury.

Cały wieczór minął nam tak jak młodym i szaleńczo zakochanym parom. Serwowane dania i wino smakowały wybornie, a desery i pocałunki były niezwykle słodkie. Zważywszy na to, co wydarzyło się parę godzin temu, świetnie się bawiliśmy.

Gdy opuszczaliśmy knajpę, idąc za rękę, przyszło mi do głowy, że te wszystkie akcje z autem i sukienką nie poszły na marne. Bo dały nam do zrozumienia, że nawet takie numery nie sprawią, że się od siebie oddalimy. „Daliśmy radę z wgniecionym zderzakiem nowego auta i ze spaleniem ukochanej sukni, to damy radę też z innymi problemami” – przeszło mi przez myśl z nadzieją, gdy wsiadałam do taryfy.

O rany, przepraszam! – nagle krzyknął Jurek, bo mnie szturchnął i moja torebka wylądowała na chodniku.

– Komórka cała?

Przeszukałam zawartość mojej torebki i odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że ekran nowiutkiego telefonu jest cały. Ale nawet gdyby pękł, chyba nie zrobiłoby to na mnie większego wrażenia. No bo w sumie to tylko kolejna rzecz, a rzeczy mają to do siebie, że się psują, nic nadzwyczajnego. W życiu najistotniejsze jest to, żeby chronić relację między dwojgiem osób. Na uczucie nie da się wykupić polisy, ani ot tak pójść do sklepu i zamówić nowe, zgadza się? Dlatego o uczucie trzeba dbać…

Kinga, 40 lat

Czytaj także:
„Lata temu odbiłam kumpeli faceta. Zniknęła na 10 lat, odstawiła się jak amerykańska gwiazda i wróciła, by się zemścić”
„Mój facet jest romantyczny jak kostka bruku. Zapragnęłam romansu z czułym Francuzem, ale szybko odbiło mi się czkawką”
„Traktowałam kumpla jak natręta. Dopiero gdy zostałam samotną matką doceniłam jego starania”

Redakcja poleca

REKLAMA