„Rozpaczałam po każdym zawodzie miłosnym, aż doszłam do wniosku, że facet jak autobus, będzie przecież następny”

Kobieta z potencjałem fot. iStock by GettyImages, Halfpoint Images
„Mój ostatni facet po zaledwie pół roku stwierdził, że go ograniczam i wiodę nudne życie. A ja po prostu nie chciałam każdego weekendu spędzać w innym klubie z jego znajomymi”.
/ 05.11.2023 09:15
Kobieta z potencjałem fot. iStock by GettyImages, Halfpoint Images

– Słuchaj, nie możesz brać do siebie tego, co powiedział ci ten, pożal Boże, narzeczony – Artur postawił przede mną filiżankę herbaty.

– Sama nie wiem – otarłam łzę wierzchem dłoni. – Chyba rzeczywiście jestem nudna – chlipnęłam.

– Bo nie lubisz ganiać na imprezy co weekend i nie stronisz od ciekawej książki? Przestań mówić głupstwa – przyjaciel spojrzał na mnie z politowaniem. – Jacek po prostu nie dojrzał do poważnego związku.

– Myślisz, że to się zmieni? – zapytałam cicho, czując w głębi duszy, jak beznadziejne jest to pytanie.

– Nie mam pojęcia – westchnął, a ja mu zawtórowałam.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.

– Dobra, biorę samochód i lecę, poużalać się nad swoim marnym losem w domu – wysiliłam się na lekki ton.

– Tu też możesz się poużalać – uśmiechnął się. – Ale skoro chcesz uciekać, to rozrząd zrobiony, tylko wsiadać i jechać – podał mi kluczyki.

– Dzięki!

Co ze mną jest nie tak?

Właśnie na to miałam ochotę. Jechać na koniec świata i uciec przed swoją kolejną porażką. Artur jak zawsze trafił w sedno. Nie wiem, jak on to robił, ale czasem miałam wrażenie, że czyta w moich myślach. Może dlatego, że godzinami słuchał moich zwierzeń i wiedział o mnie wszystko? Zresztą nie tylko o nich, facet ma w sobie coś takiego, że otwierałem się przed nim bez oporów.

Poznałam go trzy lata temu, kiedy mój brat polecił mi go, bo stan mojego samochodu wołał o pomstę do nieba. Szybko okazało się, że Artur został nie tylko moim mechanikiem, ale i powiernikiem. Dogadywaliśmy się mimo dzielących nas osiemnastu lat. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.

– Co ze mną jest nie tak? – zastanawiałam się w samochodzie. Mój ostatni facet po zaledwie pół roku stwierdził, że go ograniczam i wiodę nudne życie. A ja po prostu nie chciałam każdego weekendu spędzać w innym klubie z jego znajomymi. To wystarczyło, by uznać mnie za mało interesującą.

Pawła poznałam w internecie, wcześniej poznałam w ten sam sposób dwóch innych kandydatów na mężów, regularnie robiłam wywiad z koleżankami, czy nie mają wolnych, fajnych znajomych. Nienawidzę być sama, poza tym marzę o ślubie, rodzinie, dzieciach i tym jedynym.

Może aż za bardzo? Może powinnam odpuścić? – pomyślałam, gdy dotarłam do mieszkania. Poczułam, że w oczach kręcą mi się łzy.

Mijały dni i powoli zaczynałam godzić się z kolejną porażką, choć moje myśli nadal orbitowały wokół Pawła. Nie umiałam nic na to poradzić.

– Kochana, musisz się czymś zająć, nie możesz mieć czasu na rozmyślania – zawyrokowała koleżanka z pracy.

– Niby czym? – spojrzałam na nią.

– Czymś pożytecznym. Mam pewien pomysł… – zawiesiła głos, a ja zobaczyłam w jej oczach niebezpieczne iskierki. – Zapraszam cię na wspólny wieczór, o osiemnastej spotykamy się pod twoim blokiem i nie chcę słyszeć sprzeciwu! – oznajmiła.

– Dobrze – odpowiedziałam z wahaniem. Miałam nadzieję, że idziemy na piwo albo do kina. Tymczasem ona wieczorem oznajmiła mi: – Idziemy do Cecylii!

– Słucham?

– Cecylia to przeurocza, dystyngowana starsza pani. Jest samotna, więc w ramach wolontariatu odwiedzam ją, robię zakupy albo zwyczajnie posiedzę przy herbacie i poplotkuję. Ucieszy się, że przyprowadziłam gościa.

Życie jest zbyt krótkie

Podreptałam za nią, ale tylko dlatego, że zwyczajnie głupio mi było przyznać, że nie uśmiecha mi się ta inicjatywa. Bo o czym miałabym plotkować z jakąś staruszką?

Drzwi otworzyła nam starsza pani o przyjaznym, bystrym uśmiechu i od razu zaproponowała herbatę.
Usiadłyśmy przy sfatygowanym dębowym stole, milczałam, bo zwyczajnie nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Jagoda i pani Cecylia wymieniły kilka uwag o pogodzie, gdy nagle moja koleżanka wypaliła:

– Przyprowadziłam Maję, ponieważ leczy złamane serce i nie może mieć czasu na głupoty – powiedziała z uśmiechem, a ja poczułam jak moje policzki pokrywa rumieniec.

Starsza pani uśmiechnęła się ciepło i stwierdziła: – Słuszna koncepcja, nie warto poświęcać uwagi mężczyznom, którzy nie są tego warci. Życie jest zbyt krótkie. Poza tym oni są jak autobus, zawsze będzie następny – mrugnęła, a ja nie umiałam się nie uśmiechnąć.

– Ech, sama nie wiem pani Cecylio, ja to raczej nie mam szczęścia, choć uparcie go szukam – westchnęłam.

– Nie martw się, moja droga, z doświadczenia wiem, że na wszystko jest czas, daj go sobie trochę – stwierdziła, a ja pokiwałam głową, choć bez przekonania.

Poczułam się nieco lepiej, miałam wrażenie, że w domu pani Cecylii czas płynie wolniej i spokojniej. Dalszą część wieczoru spędziłyśmy na pogaduszkach o sukience Jagody na jej zbliżający się ślub, kwiatach doniczkowych i serialach kryminalnych, które obie z panią Cecylią pochłaniałyśmy bez opamiętania. I tak minęły trzy godziny!

– Kochane, cieszę się, że przypadłyście sobie do gustu! – Jagoda klasnęła w dłonie. – Tym bardziej że będę miała teraz nieco mniej czasu, mówię wam, przygotowania do ślubu mnie wykończą! – teatralnie przewróciła oczami.

– Dlatego ja teraz będę wpadała do pani nieco rzadziej, ale za to Maja częściej – uśmiechnęła się, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Polubiłam staruszkę, ale kto pozwolił Jagodzie stawiać mnie w takiej sytuacji?

– Wspaniale będzie cię gościć, nie czuj się zobowiązana, wpadaj tylko wtedy, gdy będziesz miała czas i ochotę.

– Z przyjemnością zastąpię Jagodę – odparłam.

– Nie miej mi za złe tego spisku, ale naprawdę nie mam jak teraz jej często odwiedzać, a tobie przyda się zajęcie. Zobaczysz, wszystkim to wyjdzie na zdrowie – powiedziała Jagoda, kiedy wyszłyśmy z mieszkania.

– Uduszę cię – wycedziłam tylko.

Słowo się rzekło, mam wiele wad, ale jestem słowna, więc od początku nawet przez myśl mi nie przeszło, by wymigać się z deklaracji. Zaczęłam odwiedzać panią Cecylię dwa, trzy razy w tygodniu. Robiłam jej zakupy, czasem pomogłam w małych porządkach, ale najczęściej czas mijał nam na rozmowach i oglądaniu naszych ukochanych seriali kryminalnych.

Miłość nie jest oczywista

Okazało się, że moje obawy o tematy do rozmowy były zupełnie niepotrzebne! Mogłam godzinami słuchać jej opowieści o powojennej Warszawie, życiu towarzyskim, o adoratorach i małżeństwie ze świętej pamięci panem Tomaszem, który był miłością jej życia. Siedziałam, słuchałam i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę miała tyle ciekawych rzeczy do opowiedzenia!

– Skąd pani wiedziała, że Tomasz to ten jedyny? – zapytałam.

– Nie było to oczywiste – pokręciła głową z uśmiechem. – Byłam młoda i czytałam dużo romansów – mrugnęła do mnie porozumiewawczo. – Czekałam na księcia na białym koniu, który sprawi, że porazi mnie piorun, niebiosa się rozstąpią i będę wiedziała, że to ten, z którym będę żyła długo i szczęśliwie. Nie zauważałam cherlawego, rudego kolegi, na którego zawsze mogłam liczyć i który od zawsze robił do mnie maślane oczy.

– I co? – zapytałam zaciekawiona.

– Zaręczył się, a mnie mało szlag nie trafił! No bo jak to? Przecież zawsze był zakochany we mnie! Mało z siebie nie wyszłam, gdy zbliżał się jego ślub. W końcu nie wytrzymałam i wygarnęłam mu, co o tym myślę, że mnie zwodził i zawsze był przy mnie, a teraz się żeni. Byłam bezczelna. On na to, że jestem jak pies ogrodnika, że w życiu na niego przychylnie nie spojrzałam, a teraz kiedy ma się ożenić z inną, to sobie przypomniałam o jego istnieniu. Powiedziałam mu wtedy, że go kocham, a potem obraziłam się i wyszłam, trzaskając drzwiami. Przez tydzień szlochałam w poduszkę, wyrzucając sobie, jaka jestem głupia i przypominając milion sytuacji, w których stał przy mnie murem, kiedy wspierał mnie podczas choroby mamy, bronił przed chuliganami dokuczającymi mi przez żydowskie pochodzenie, kiedy niósł mnie w górach kilka kilometrów, bo skręciłam kostkę na szlaku. Na myśl, że już nie będzie przy mnie, moje serce rozpadało się na kawałki.

– Co było później? – zapytałam z wypiekami na policzkach.

– Zerwał zaręczyny, wywołał skandal i ożenił się ze mną. Do dziś wstyd mi, że zauważyłam go tak późno i nie chcę sobie wyobrażać, co by było, gdyby ożenił się z Anią – westchnęła.

– Piękna historia – powiedziałam i gdzieś z tyłu głowy zaświtała mi myśl, że sytuacja wygląda dość znajomo.

Jagoda miała rację. Znajomość z panią Cecylią pozwoliła mi nieco odetchnąć od moich uczuciowych rozterek, zwyczajnie nie miałam na nie czasu i energii. Poza tym moja nowa znajoma pomogła mi spojrzeć na świat z innej perspektywy. Nawet Artur ostatnio zauważył, że jestem jakaś inna, jakby spokojniejsza. Opowiedziałam mu o mojej nowej znajomej.

– Martwię się o ciebie – odrzekł. – Zadajesz się ze starymi ludźmi…

– Widać mam taką słabość – roześmiałam się, a on na mnie popatrzył jakoś tak inaczej. Spojrzałam w jego szare oczy i przez chwilę pomyślałam, że chcę, by zawsze tak na mnie patrzył, ale speszona odegnałam tę myśl.

Może to ten jedyny?

Kto wie, jak długo by to jeszcze trwało, gdyby pani Cecylia nie zasłabła. Zabrałam ją na spacer, uparła się, choć ja nie byłam przekonana. Pogoda nie była najlepsza, a nie czuła się dobrze.

– Jak nie pójdziesz ze mną, to wybiorę się sama – stwierdziła.

Nie zdążyłyśmy daleko odejść, gdy nagle upadła! Byłam przerażona, próbowałam ją ocucić, ale zupełnie nie reagowała. Drżącymi rękoma wybrałam sto dwanaście. Wydawało mi się, że pogotowie jedzie do nas całą wieczność. Na dodatek ratownicy nie chcieli mi nic powiedzieć ani zabrać ze sobą.

Stałam całkiem bezradna na chodniku i płakałam. Odruchowo zadzwoniłam do Artura i szlochając, opowiedziałam mu, co się stało.

– Nie jedź sama w takim stanie do szpitala, zaraz u ciebie będę – stwierdził przytomnie, a ja poczułam ulgę.

Całą drogę modliłam się, by staruszka przeżyła. Na miejscu skłamałam, że jestem jej wnuczką. Na szczęście okazało się, że stan Cecylii jest stabilny.

– Musi pani pilnować babci, wygląda na to, że zapomniała wziąć leków na serce – lekarz spojrzał na mnie surowo.

Wściekłam się, gdy to usłyszałam. Wpadłam do sali szpitalnej jak burza.

– To nieodpowiedzialne! Jak mogła pani tak postąpić? Mam pani pilnować jak dziecka? Przecież mogło się pani coś stać – mówiłam zapłakana, a ona tylko uśmiechnęła się łagodnie.

– Przepraszam, obiecuję poprawę – powiedziała. – Może przedstawisz mnie temu przystojnemu mężczyźnie… – spojrzała na Artura, stojącego za moimi plecami.

– Oczywiście – zreflektowałam się i naprawiłam niedopatrzenie.

– Mój Boże, jak on na ciebie patrzy! – stwierdziła staruszka, gdy Artur wrócił do domu.

– Nie rozumiem?

– Rozumiesz – popatrzyła na mnie z politowaniem.

– Pani Cecylio, on jest osiemnaście lat starszy – wyjaśniłam.

– A ja czterdzieści pięć i jakoś się dogadujemy, prawda? Poza tym, pomyśl, co by było, gdyby zaręczył się z inną?

Nie odpowiedziałam. Zmieniłam tylko temat. Jej słowa jednak utkwiły w moim sercu jak zadra. Sama myśl, że Artur mógłby kogoś mieć sprawiała, że oblewał mnie zimny pot! Nie mogłam w nocy spać. Myślałam o słowach pani Cecylii, o dobrych, szarych oczach Artura i jego gotowości do niesienia pomocy.

Następnego ranka, jakby bojąc się, że się rozmyślę, pojechałam od razu do jego warsztatu. Kiedy go zobaczyłam, zabrakło mi nagle języka w gębie. Stałam, nie odzywając się słowem.

– Nie chcę, byś zaręczył się z inną – wypaliłam w końcu, a on spojrzał na mnie z bezbrzeżnym zdziwieniem.

– Słucham?

Nie odezwałam się słowem, podeszłam i go pocałowałam, a on wziął mnie w ramiona i zrozumiałam, że niepotrzebnie tak długo czekałam.

Pani Cecylia to mądra kobieta.

Czytaj także:
„Bydlak zdradził mnie z pierwszą lepszą blondyną. Teraz biegam po lekarzach, żeby sprawdzić, czy mnie niczym nie zaraził”
„Święto zmarłych spędziłam w łóżku teścia. Staruszek potrzebował otuchy po stracie żony”
„Na studiach dorabiałam swoim ciałem do stypendium. Teraz drżę, żeby narzeczony się nie dowiedział”

Redakcja poleca

REKLAMA