Kiedy mój mąż niespodziewanie dostał zawału, niewiele brakowało, abym się załamała. Dla niego również był to szok. Wspierałam go najlepiej, jak tylko umiałam. W ramach rekonwalescencji dostał skierowanie do sanatorium. Usłyszałam wtedy od szwagierki, że nie powinien tam jechać.
Nie rozumiałam jej słów
– Nie bardzo rozumiem, co złego jest w takim wyjeździe – powiedziałam Marzenie, gdy ta oznajmiła, że całe to sanatorium to głupi pomysł. – Przecież to normalne po zawałach.
– Wiem, ale akurat w jego przypadku to nie jest zbyt rozsądne – szwagierka się nie poddawała.
– Dlaczego? – zapytałam zaciekawiona.
– Wiesz przecież, jaki Zbyszek jest – padło po drugiej stronie słuchawki.
– To znaczy?
– Zawsze był takim trochę bawidamkiem, to mój brat, znam go do małego.
– Nie oceniam go na podstawie jego przeszłości – żachnęłam się, bo nie lubię wtrącania się w nie swoje sprawy, a Marzena właśnie to robiła.
– Żeby tylko potem nie było, że cię nie ostrzegałam – odparła chłodno i zakończyła połączenie.
Oczywiście wybuchłam śmiechem. Że też trzymają się jej takie idiotyczne myśli! Ona nie żyje z nim na co dzień. Zbyszek jest wspaniałym mężem – czułym, troskliwym i kochającym. Z jakiej niby racji wyjazd do sanatorium nagle miałby to zmienić? A jednak okazało się, że szwagierka miała rację. Co więcej, przekonałam się, że wcale nie znałam Zbyszka tak dobrze, jak do tej pory mi się wydawało.
Wrócił do domu zupełnie odmieniony
Podczas pobytu męża w sanatorium cały czas byliśmy w kontakcie. Nie miałam co prawda zamiaru przejmować się tym, co Marzena mi nagadała, niemniej udało się jej zasiać w mym sercu delikatny niepokój. W tym, co mówił Zbyszek i sposobie, w jaki ze mną rozmawiał, nie wyczułam niczego, co dawałoby podstawy przypuszczać, że zabawia się tam w towarzystwie innych kobiet. Nieustannie narzekał na napięty grafik oraz na to, że rehabilitacja męczy go bardziej, aniżeli szpital. Zapewniał, że kocha i strasznie tęskni oraz że nie może doczekać się powrotu do domu.
Po Zbyszka pojechałam z Kamilem, naszym młodszym synem. Ucieszył się na nasz widok, ale odniosłam dość przykre wrażenie, że nie przejawiał przy tym zbytniego entuzjazmu. Droga do domu upłynęła praktycznie w milczeniu. Postanowiłam nie doszukiwać się w tym drugiego dna – mąż na pewno był zmęczony i chciał wreszcie znaleźć się u siebie.
Niestety, po paru dniach sytuacja nie uległa zmianie. Chodził zamyślony i rzadko się odzywał. Obecny był tylko ciałem. Przypuszczałam, że to zawał odcisnął na nim piętno. Jak by nie patrzeć, to takie ostrzeżenie od życia i dobitna sugestia, żeby wreszcie zacząć dbać o siebie.
– Co ci jest? – dopytywałam zatroskana.
– Wszystko w porządku, nie martw się – odpowiadał, ale jakoś mało przekonująco.
– Może warto by było porozmawiać z psychologiem albo psychiatrą? – w żadnym razie nie chciałam na niego naciskać, ale tak to chyba zabrzmiało, bo się lekko zdenerwował.
– Do czubków chcesz mnie wysłać? – rzucił niezbyt przyjemnym tonem.
– No co ty, ja tylko martwię się o ciebie.
– Zapewniam, że nie masz ku temu powodów.
Kogo jak kogo, ale mnie przecież nie okłamie. Może mówić, co chce, ale jest moim mężem od 18 lat. Jestem w stanie się zorientować, kiedy coś nie gra. Podejmowałam rzecz jasna kolejne próby dotarcia do niego – wszystkie nieudane. Za każdym razem słyszałam dokładnie to samo. Rzeczywistość tymczasem była taka, że Zbyszek stawał się coraz bardziej nieobecny. Swoimi obawami podzieliłam się z Marzeną. Stwierdziła jedynie, że być może dopadł go jakiś kryzys, bo zawał mu uświadomił, że nie jest nieśmiertelny.
Szwagierka poprosiła o spotkanie
– Mogłybyśmy pogadać? – telefon od Marzeny trochę mnie zaskoczył, bo sądziłam, że się obraziła.
– No jasne – rozpromieniłam się – wpadnij do nas.
– Chciałabym sam na sam, bez mojego brata.
– Ok, nie ma sprawy.
Szczerze przyznam, że zaskoczyła mnie jej prośba o to, abym nie informowała o tym Zbyszka. Naturalnie zgodziłam się, aczkolwiek wydało mi się to dziwne. Mężowi powiedziałam, że muszę wyskoczyć do biura i pilnie ogarnąć ważną sprawę. Wzruszył obojętnie ramionami – ostatnio była to jego ulubiona reakcja na większość tego, co działo się dookoła.
Kiedy dotarłam na miejsce, Marzena już czekała. Minę miała nietęgą. Od razu dostrzegłam łzy płynące po jej policzkach.
– Coś się stało? – zaniepokoiłam się i usiadłam obok.
Umówiłyśmy się w kawiarni.
– Będziesz na mnie wściekła, ale ja dłużej tak nie mogę – szlochała.
– Mów, o co chodzi – ciśnienie poszło mi w górę.
– Wiesz, że bardzo cię lubię i jesteś ważną osobą w moim życiu.
– Wiem, ale proszę, przejdź do rzeczy.
Wyznała, że w sanatorium Zbyszek przygruchał sobie kochankę i nie był to jego pierwszy skok w bok. Od dawna mnie zdradzał – z różnymi kobietami, które zmieniał jak rękawiczki. Gdy to usłyszałam, dosłownie zamarłam. Miałam wrażenie, że ziemia usuwa się spod mych stóp. Serce waliło jak oszalałe, a w głowie panował totalny mętlik.
– Skąd w ogóle masz takie informacje? – nie dowierzałam własnym uszom.
– A jak sądzisz? – dalej płakała, podałam jej chusteczkę.
– Od Zbyszka? – wybałuszyłam ze zdziwienia oczy.
– Od dzieciaka chwalił mi się swymi podbojami. Mieliśmy sztamę, że nikomu nie pisnę słowa.
Mąż palił głupa, ale się przyznał
Milczałam przez dłuższą chwilę. Miałam Marzenę za przyjaciółkę, a tu proszę, taka niespodzianka. Ludzie chyba nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać – niestety, w negatywnym tych słów znaczeniu.
– Dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję, skoro wiedziałaś o zdradach przez cały czas? – byłam na nią wściekła i ani mi śniło to ukrywać.
Nie potrafiła odpowiedzieć. Zaczęła przepraszać i podkreślać, ile dla niej znaczę. Gotowałam się w środku. Nie chciałam spędzać w jej towarzystwie ani minuty dłużej.
Po powrocie do domu podzieliłam się ze Zbyszkiem wszystkimi rewelacjami przekazanymi przez jego siostrę. Wkurzył się i zaprzeczał, ale ja nie wytrzymałam. Nie zdołałam utrzymać emocji na wodzy. W końcu przyznał się do zdrad. Byłam totalnie zdruzgotana. Nie docierało do mnie, że człowiek, któremu poświęciłam wiele lat życia, był zdolny do czegoś tak obrzydliwego.
Nie wiem, co było bardziej przerażające – to, że sypiał z jakimiś babami czy to, że opowiadał o tym Marzenie, jakby był to powód do dumy. Rozpętała się dzika awantura – nasi synowie byli niestety jej świadkami. Zdrada to w moim mniemaniu coś obrzydliwego – najpodlejsza rzecz, jaką można zrobić osobie, która pokochała i zaufała. Oznajmiłam, że to koniec naszego małżeństwa i nie widzę opcji, abyśmy byli razem. Co będzie dalej – czas pokaże.
Anna, 43 lata
Czytaj także:
„Planowałam z mężem wyprawę marzeń, a nie rozwód. Przed wyjazdem znalazłam kopertę, która nie pozostawiała złudzeń”
„Córka ukrywała przed nami ciążę. Chyba chciała stanąć w naszym progu i oznajmić, że znalazła dziecko w kapuście”
„Mąż związał się ze mną, bo zwęszył kasę przyszłego teścia. Chciwy burak nawet dziecko traktował jak inwestycję ”