Poznaliśmy się w pracy, niedługo potem zamieszkaliśmy razem. Podejrzewałam, że mnie zdradza, ale nie miałam dowodów. On w trakcie pracy często miał spotkania na mieście. Któregoś dnia wróciłam do domu i zaczęłam odkurzać. Na dywanie znalazłam kilka sztucznych rzęs, a ja takich nie nosiłam.
Zawsze podobał się kobietom
Huberta poznałam niecałe dwa lata temu. Pewnego poranka przypadkowo wpadliśmy na siebie na korytarzu w biurze. Od razu zaiskrzyło, zaprosił mnie na kawę, a potem sprawy potoczyły się szybko. Po zaledwie trzech miesiącach intensywnego randkowania zaproponował, abyśmy zamieszkali razem. Nie zastanawiałam się ani chwili i w przeciągu paru dni wprowadziłam się do jego mieszkania.
Byłam taka szczęśliwa! Hubert był czuły, troskliwy i opiekuńczy, a do tego piekielnie przystojny. Miałam świadomość, że przyciąga uwagę innych kobiet, ale na tamtym etapie naszego związku zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – czułam się wyróżniona, że to ze mną się związał.
Zaczęliśmy snuć plany o ślubie i wspólnej przyszłości. Większość czasu spędzaliśmy razem. Pracowaliśmy w tej samej firmie, do znajomych czy do kina też chodziliśmy we dwoje. W wolnych chwilach natomiast najchętniej siedzieliśmy w domu. Nawet nie przyszłoby mi do głowy, że w naszym związku mogłoby cokolwiek szwankować – nadawaliśmy na tych samych falach i świetnie się dogadywaliśmy. Boleśnie się jednak przekonałam, że w życiu niczego nie można brać za pewnik.
Miałam niepokój w głowie
Przez głowę parę razy przemknęły mi myśli, że Hubert mnie zdradza. Jak się później okazało, podpowiadała mi to intuicja, ale długo nie chciałam jej słuchać. Nie brałam tych myśli na poważnie, pomimo kilku czerwonych flag, jakie się pojawiły.
Zdarzało się, że Hubert zostawał w biurze po godzinach czy pilnie służbowo wyjeżdżał. Tłumaczył to specyfiką swojego stanowiska i nadmiarem obowiązków. Niekiedy po takich wyjazdach był przez jakiś czas nieobecny – jakby jego umysł przebywał gdzie indziej, niż ciało.
Robił rzecz jasna dobrą minę do złej gry, ale ja nie miałam najmniejszego problemu z wyłapaniem dyskretnych zmian w jego zachowaniu. Wiedziałam, że coś nie gra.
– Kochanie, wszystko w porządku? – dopytywałam w nadziei, że otworzy się przede mną.
– Tak, nie masz się o co martwić – uśmiechał się i zaraz zmieniał temat.
Na drugi dzień zwykle pojawiał się z bukietem kwiatów będącym obietnicą upojnej nocy. W ten sposób odwracał moją uwagę – przyznaję, że robił to niezwykle skutecznie. Niemniej gdzieś podświadomie miałam już zakodowane, że być może nie jest szczery, ale brakowało mi dowodów. Poza tym nie szukałam ich. Znalazły się same – tak to przeważnie bywa.
Mały, ale ważny dowód
Pamiętam, że był to wtorek.
– Myszeńko, będę dziś trochę później – oznajmił w przerwie na lunch.
– OK – cmoknęłam go w policzek.
W domu byłam nieco wcześniej, niż zazwyczaj. Postanowiłam trochę posprzątać i zabrałam się za odkurzanie. Na dywanie w salonie dostrzegłam coś niedużego, czarnego. Były to sztuczne rzęsy. Nie moje, ponieważ ja nie używałam tego typu rzeczy. Skąd się tutaj wzięły? Nie umiałam znaleźć innego wyjaśnienia, jak obecność kobiety, która nie była mną.
Czyżby Hubert naprawdę miał kochankę i sprowadzał ją do mieszkania pod mą nieobecność? Początkowo wydawało mi się to niedorzeczne. Jednakże jak zaczęłam się nad tym zastanawiać, dotarło do mnie, że ma to sens. Zrobiło mi się gorąco. W pierwszym odruchu chciałam sięgnąć po telefon i zbesztać go, na czym świat stoi. Na szczęście się powstrzymałam – wyszłabym na idiotkę. Postanowiłam rozegrać to inaczej – chęć zemsty wzięła górę. Jak mógł mnie okłamywać? W tej chwili najbardziej pragnęłam dowiedzieć się, kim była ta „szczęściara”. Rzęsy oczywiście zachowałam – tak na wszelki wypadek.
Musiałam poznać prawdę
Zabawiłam się w panią detektyw. Nie trwało to długo, ponieważ Hubert ostrożnością zbytnio nie grzeszył. Widocznie uważał, że się nie zorientuję, skoro jestem w nim do tego stopnia zakochana. Nie mylił się, ale wszystko ma swoje granice – moja naiwność również.
Skorzystałam z okazji, gdy udał się pod prysznic, a telefon zostawił na komodzie w sypialni. Nie pokusił się nawet o wykasowanie pikantnych wiadomości. Przeczytałam kilka – to w zupełności wystarczyło. Ich treść jednoznacznie wskazywała na to, że Hubert ma kogoś na boku. Zapisałam sobie numer – w jego komórce był opisany jako „kwiatuszek”. Z ogromnym trudem powstrzymałam się od urządzenia dzikiej awantury. Wyszedł z łazienki jedynie w ręczniku owiniętym wokół bioder.
– Mam na ciebie ochotę – zmysłowo wyszeptał mi do ucha.
– Oj, nie dzisiaj… – udawałam zmartwioną.
– Coś się stało? – pogłaskał mnie po włosach.
– Ciężki dzień dzisiaj miałam, jestem zmęczona.
Położyłam się, lecz tej nocy nie zmrużyłam oka. On smacznie spał obok. Jak w ogóle sumienie mu na to pozwalało? Czy kochał się z tą kobietą w naszej sypialni? Nie daruję mu tego, po prostu nie daruję. Widziałam w nim ojca swoich dzieci, a on wyciął mi taki numer.
Zastanawiałam się, czy były jeszcze inne kochanki? Naprawdę trzeba nie mieć skrupułów, aby z kimś mieszkać i codziennie wyznawać miłość, a potajemnie doprawiać tej osobie rogi. Wzdrygnęłam się – to było obrzydliwe i niesprawiedliwe, bo nie zasłużyłam na to, żeby mnie tak potraktować. Zapłaci za to, zemsta będzie słodka.
To był szok!
Rano w drodze do pracy kupiłam kartę SIM i włożyłam ją do swego telefonu. Zadzwoniłam pod numer znaleziony w komórce Huberta. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy usłyszałam głos… naszej szefowej! Aż usiadłam z wrażenia. Tego się nie spodziewałam. Rzecz jasna nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
Wyjęłam kartę z aparatu i wyrzuciłam do stojącego obok ławki kosza. Ładnie się ten mój Hubercik ustawił, nie ma co… Nagle puzzle zaczęły się zgrabnie układać. Projekty po godzinach, służbowe wyjazdy… Zawsze z nią. Poza tym wypowiadał się o niej wyłącznie w superlatywach. Wszystko miałam podane niczym na tacy – pozostawało tylko podjąć działanie.
Potrzebowałam męża szefowej
Tak się szczęśliwie złożyło, że niedługo po moim odkryciu firma urządzała bankiet. Była to świetna okazja, aby rozpocząć wdrażanie planu zemsty w życie.
– Przepraszam, zechciałby pan ze mną porozmawiać? – zaczepiłam wysokiego, przystojnego mężczyznę w eleganckim, idealnie skrojonym garniturze. To był mąż szefowej.
– Kim pani jest, jeśli mogę zapytać? – w jego miękkim, aksamitnym głosie pobrzmiewała nuta zainteresowania.
– Zaraz wyjaśnię, mam tylko małą prośbę – denerwowałam się, co zapewne zauważył.
– Jaką?
– Wyjdźmy na zewnątrz, nie chcę o tej sprawie rozmawiać tutaj.
– Chodźmy zatem – był bardzo uprzejmy.
Na dworze było chłodno. Wzięłam głęboki oddech i po prostu powiedziałam o tym, czego się dowiedziałam. Najgorzej było zacząć, potem poszło gładko.
– Nie jestem zaskoczony – skwitował mąż mojej szefowej i zapalił papierosa.
– Przykro mi, ale czułam, że muszę panu o tym powiedzieć.
– Marek, mam na imię Marek – podał mi dłoń.
Ustaliliśmy, że przyłapiemy gołąbki na gorącym uczynku. Marek wyznał, że od dawna potrzebował konkretnych dowodów na zdradę żony, która – w przeciwieństwie do Huberta – była niezwykle ostrożna i czujna.
Znowu przejrzałam telefon Huberta – umawiali się na kolejne spotkanie. Zamierzali urwać się z pracy i pobaraszkować w naszym mieszkaniu. Nie przewidzieli tego, że ja i Marek złożymy im niezapowiedzianą wizytę. Byli akurat w trakcie igraszek.
Nie był to dla mnie przyjemny widok, ale ich miny zrekompensowały upokorzenie, jakie w tym momencie przeżyłam. Marek zdążył zrobić kilka zdjęć – przydadzą mu się w sądzie. Powiedział mi, że w związku z rozwodem czeka go ciężka batalia o majątek. Jeszcze tego samego dnia spakowałam rzeczy i się wyprowadziłam. Jedyne, czego żałuję, to dwa lata, które zmarnowałam dla nieodpowiedniego faceta.
Czytaj także: „Nikt nie rozumiał moich ciągot do luksusu. Chciałam smakować homara, a nie mielonkę jak mój facet”
„Mąż figlował w wyrku z sekretarką i zrobił jej dziecko. Mnie zostawił bez dzieci i planu na życie”
„By odegrać się na szefie i jego pupilce uknułam intrygę, która miała ich pogrążyć. Niechcący wyświadczyłam im przysługę”