Muszę przyznać, że na rozmowę o pracę szłam z duszą na ramieniu. Jestem młoda, ale swoje już w życiu przeszłam. Przez całe studia pracowałam na umowę-zlecenie, potem miałam problem ze znalezieniem normalnej pracy, na etat. A chciałam mieć dziecko, więc taka umowa była niezbędna. Wreszcie się udało. Popracowałam parę miesięcy, zaszłam w ciążę i poszłam na urlop. Ale kiedy po macierzyńskim chciałam wrócić, okazało się, że już nie mam do czego. Szef na moje miejsce zatrudnił nową dziewczynę.
Oczywiście, zgodnie z prawem przyjąć mnie musiał, ale przy najbliższej okazji zredukował moje stanowisko i wręczył mi wypowiedzenie. Na szczęście dostałam odprawę, bo inaczej byłoby krucho. Przez kilka miesięcy szukałam nowej pracy, ale albo proponowali mi śmieszne pieniądze, albo na wieść o tym, że mam niespełna roczne dziecko, dziękowali.
– Proszę zrozumieć, musimy mieć pewność, że pracownik jest dyspozycyjny, a dzieci chorują. Może warto pomyśleć o zmianie branży? – mówili.
Nie dałam za wygraną. Załapałam się na jakimś telefonicznym zleceniu i nadal szukałam czegoś w swoim zawodzie. Gdy odezwała się pani Agnieszka, byłam już zdesperowana.
Dlatego tak się bałam, idąc na tę rozmowę. Na szczęście szefowa była sympatyczna, od razu zaproponowała herbatę, powiedziała, żebym się nie denerwowała. Po dwóch minutach wyluzowałam się i znowu byłam sobą – odpowiedzialną i kompetentną osobą. Pewnie dlatego dostałam tę pracę.
Koledzy nie cieszyli się na tę imprezę
Pierwsze dni upłynęły mi na poznawaniu nowych obowiązków i ludzi, z którymi miałam pracować. Na początku bacznie mnie obserwowali, ale generalnie nie byli źli. Jak czegoś nie wiedziałam, to zawsze służyli pomocą. Zresztą, pani Agnieszka często do nas zaglądała, pytała, jak sobie radzę, coś mi podpowiadała.
– Fajna ta nasza szefowa, nie? – zapytałam Iwonę, koleżankę z pokoju, gdy poszłyśmy razem na lunch.
Nic nie odpowiedziała.
– Robi wrażenie normalnej – mówiłam dalej. – Pośmieje się i pomoże. Trochę jak koleżanka, nie przełożona.
– Uhm – mruknęła niewyraźnie Iwona i zaraz zmieniła temat. – A w ogóle to gdzie wcześniej pracowałaś?
Szybko się zorientowałam, że nikt z pracowników nie chciał rozmawiać o Agnieszce. Nie rozumiałam tego. Pracowałam już z wieloma szefami. Większość to były zwykłe korporacyjne szczury. Ona wydawała się przy nich uosobieniem człowieczeństwa. Nie dość, że jako szefowa wiedziała, czego chce i potrafiła to wyartykułować, to w dodatku zawsze rano znalazła czas, żeby do nas zajrzeć, przywitać się, zapytać, co słychać. Dlatego dziwiłam się, że ci ludzie tego nie doceniają. Ale może mieli więcej szczęścia niż ja i nie trafili do tej pory na szefa-złośnika.
Pod koniec roku nasza firma robiła imprezę. Podobno to coroczny zwyczaj – wynajmowali duży lokal gdzieś w centrum, było jedzenie i picie, wszystko za darmo. Dla mnie to nowość, więc cieszyłam się na to spotkanie. Ale o dziwo, tylko ja pałałam takim entuzjazmem, reszta kombinowała, jakby się od imprezy wymigać.
– Ale dlaczego? – nie rozumiałam. – Poza tym, skoro nie chcecie iść, to chyba nie musicie, prawda?
– Jest obowiązkowa – Iwona wzruszyła ramionami. – A dlaczego nie chcemy iść, to sama się przekonasz.
Przed imprezą mieliśmy sporo pracy, bo potem było kilka dni wolnego, a musieliśmy dotrzymać terminów. Na miejsce dotarłam trochę zmęczona, ale wyrobiłam się ze wszystkim. Wszyscy stali zbici w kupki, pomiędzy ludźmi krążyła pani Agnieszka, zagadując. Podeszła też do mnie.
– Jak się bawisz? – zapytała. – Mam nadzieję, że impreza szybko się rozkręci, muszę wcześniej wyjść, bo mój Milusio siedzi sam od rana – powiedziała, ciągnąc mnie w stronę najbliższego stolika.
Wolałam co prawda usiąść ze znajomymi z pokoju, ale przecież nie wypadało odmawiać szefowej.
– A Miluś to kto? Jakiś zwierzak? – zapytałam.
– Mój piesek – powiedziała, wyciągając telefon. – Pudelek. Sąsiadka go wyprowadza, ale on strasznie za mną tęskni. Jest taki słodki, zobacz – powiedziała, podsuwając mi do obejrzenia fotki na ekranie telefonu.
Gadała o tym swoim piesku, przy okazji obsmarowała tyłki kilku swoim koleżankom, których nie znam, aż w końcu pobiegła przywitać się z jakimś dyrektorem. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do Iwony.
– Obejrzałaś Milusia? – zapytała, podsuwając mi drinka.
– Tak – powiedziałam, wypijając go prawie duszkiem.
Podobno to wszystko to tylko pozory
Strasznie zaschło mi w gardle, a podczas rozmowy z Agnieszką głupio mi było wstać i iść do baru po picie.
– O, dobry. Jest jeszcze? – spytałam.
– Wszystko jest, to jedyna zaleta tych imprez – powiedziała, sięgając po drinka z tacy, którą niósł kelner. – Masz, pij, tylko się nie uchlej.
– Nie, no co ty? Na firmowej imprezie przecież nie wypada… – zaśmiałam się lekko zażenowana.
– A tam – machnęła ręką. – Żebyś widziała, jak ci wszyscy kierownicy i dyrektorzy się upijają, to byś nie miała żadnych skrupułów… To nie o to chodzi. Widzisz, Agnieszka nigdy się nie upija, a łeb ma jak dyktafon. Zapamięta wszystko, co jej powiesz. A potem odpowiednio to wykorzysta.
– Jak to? – zdziwiłam się. – Po co?
– Taki typ – Iwona wzruszyła ramionami. – A co, ty też dałaś się nabrać na lukrowane uśmiechy i jej wiecznie chętne do pomocy ramię?
– Cóż, robi dobre wrażenie… – broniłam się. – Wiesz, pracowałam już z kilkoma szefami i ona przy nich to prawdziwy brylant.
– Taa, nieoszlifowany – prychnęła Iwona. – Chodź, pójdziemy po jakieś żarcie, zrobimy sobie jeszcze drinka i usiądziemy w kącie, to ci opowiem.
No i wreszcie wszystkiego się dowiedziałam. W trakcie tej rozmowy dosiadł się do nas Marek z Karoliną. Wszyscy mówili to samo – że Agnieszka tylko stwarza pozory luzackiej i przyjacielskiej szefowej. Okazało się, że gdy w zespole pojawia się jakaś nowa osoba, jest traktowana tak jak ja. Na dzień dobry zostaje poklepana po ramieniu i zapewniona, że może liczyć na wsparcie i pomoc. Pani Agnieszka często posuwa się też do tego, że usiłuje zaprzyjaźnić się z nowym pracownikiem, opowiadając mu o swoim życiu, a potem wyciągając z niego różne prywatne zwierzenia. I niestety, podobno świetnie wie, jak te informacje wykorzystać.
– Po kilku miesiącach nowy pracownik dostaje obuchem w głowę – wyjaśniła Iwona. – Nagle nie ma już nad sobą rozpostartego parasola…
– Jak to? – zdziwiłam się.
Może z pomocą innych przetrwam
– Okazuje się, że obowiązków przybywa i z każdego jest się rozliczanym bez żadnej taryfy ulgowej. W dodatku wszystko, co Agnieszka o tobie wie, może być użyte przeciwko tobie. Dosłownie! Jest wredna, ale inteligentna. Potrafi znaleźć twoje słabe punkty i uderza w nie bez skrupułów. Ja kiedyś przyznałam jej się, że nie mam faceta, bo się sparzyłam. Jeden taki kutafon zdradził mnie i mam uraz. No, nie ufam facetom, i już. Agnieszka wyciąga to przy każdej okazji! Kiedyś robiliśmy projekt z Markiem i nie bardzo się wyrabialiśmy. A w dodatku ja się rozchorowałam i Marek musiał go sam przedstawiać. Czy ty wiesz, co ta suka powiedziała na podsumowaniu? Że moje uprzedzenie do facetów nie powinno wpływać na pracę, że zostawiłam Marka samego i skoro sobie nie radzę z emocjami, to może powinnam pomyśleć o terapii. Rozumiesz?!
– Chyba żartujesz? – przeraziłam się.
– Niech ci Marek sam opowie!
Tego wieczoru wysłuchałam kilku tego typu opowieści. Prawdę mówiąc, nie chciało mi się w nie wierzyć, bo jak można być aż tak wrednym? A poza tym Agnieszka robiła naprawdę dobre wrażenie. Czy to możliwe, żeby miała również drugą twarz? Gdyby nie to, że rozmawiałam z kilkoma osobami, pomyślałabym, że ktoś mnie wkręca. Niestety, szybko przekonałam się, że współpracownicy mówili prawdę…
Pewnego dnia szefowa wpadła do pokoju, wskazując na mnie palcem.
– Niech się pani spieszy z raportami – powiedziała. – Od dziś przejmie pani sektor zewnętrzny, więc proszę się nie guzdrać. Miała pani wystarczająco dużo czasu, by się wszystkiego nauczyć.
Otworzyłam buzię, żeby coś powiedzieć, ale nie pozwoliła mi na to.
– Nie mam teraz czasu rozmawiać. Jak pani czegoś nie wie, to trudno, ja nie jestem od szkolenia kadry.
I wyszła. A ja, zdumiona i nieco przestraszona, spojrzałam na Iwonę.
– Chciałam tylko powiedzieć, że się zgadzam i zapytać, skąd mam wziąć dane… – powiedziałam cicho.
– Witaj w zespole – Iwona się roześmiała, podnosząc do góry kciuk. – Wredna suka odsłoniła drugą twarz, a więc z nami zostajesz. Jeżeli wytrzymasz, oczywiście. Ale nie martw się, my się nie zmienimy – dodała.
Całe szczęście. Bo nowe oblicze szefowej mnie przeraziło. Mam nadzieję, że z pomocą innych dam radę…
Czytaj także:
„Szefowa nawet nie ukrywała, że mnie nie lubi. Regularnie rzucała chamskie uwagi na temat mojego wieku”
„Szefowa stale mnie upokarzała i obrażała. Zrobiła ze mnie służbę domową i wyzywała od idiotek”
„Szefowa była jędzą, zamiast pochwał, słyszałam wieczne połajanki. Wyświadczyła mi przysługę, dzięki niej jestem na swoim”