„Synowa wyrzuciła z domu mojego syna, bo zapomniał, że ma dziecko. Zachowała się jak głupia, facet ma prawo do zabawy”

mężczyzna w domu fot. Getty Images, Cavan Images / Edith Drentwett
„– Podobno mam gdzieś dziecko i robię to, co chcę. Jej coś odbiło od kiedy urodziła się Jagoda. Tylko siedzi w domu, zajmuje się małą i nie już nie pamięta, jak to jest chodzić do pracy. Przecież ja muszę mieć jakąś rozrywkę po robocie!”.
/ 24.07.2024 22:00
mężczyzna w domu fot. Getty Images, Cavan Images / Edith Drentwett

Mój syn jest dorosły, ale ja zawsze będę jego matką. W związku z tym czuję, że mam prawo służyć mu radą. I synowej też, chociaż jej zachowanie było naprawdę głupie. Nie rozumiem, dlaczego wyrzuciła moje jedyne dziecko z domu…

Kogo przygnało o tej porze?

Cieszę się, że mam psa, bo z samotności to już bym całkiem oszalała. Mam przynajmniej towarzystwo, żeby obejrzeć jakiś serial albo komedię romantyczną. Figa jest zawsze chętna, by pod kocykiem się do mnie przytulić.

– Wiesz Tadziu – powiedziałam do męża. – Wydaje mi się, że ona lubi Brada Pitta. Zawsze, kiedy pojawia się na ekranie, to ona się tak jakby uśmiecha. Zauważyłeś?

Tadek popukał się w głowie, dając mi do zrozumienia, że mam jakieś urojenia. A ja się cieszę, że mam suczkę, bo mamy świetną relację między nami kobietami. Nawet wolę nie myśleć, co by była, jakbyśmy te kilka lat temu przygarnęli do domu psa. Pewnie byłby przyklejony do Tadka i z nim najchętniej spędzałby czas.

Moje rozmyślania i seans filmowy przerwał niespodziewany dzwonek do drzwi. Razem z Tadkiem popatrzyliśmy po sobie, bo o tej porze nikt z nas nie spodziewał się żadnych odwiedzin. Przez myśl mi nawet przeszło, że to może być jakiś złoczyńca! Razem ruszyliśmy do drzwi i stanęliśmy jak słupy soli.

– Mikołaj? Co ty tu robisz? – powiedziałam do mojego synka.

Na jego widok rozległo się radosne szczekanie Figi. Tadek stał, jakby ducha zobaczył. Zdziwił się, że jego żonaty syn postanowił odwiedzić rodziców o takiej porze. Nie wiem, co w tym dziwnego, przecież nasz syneczek może przychodzić do nas o każdej porze dnia i nocy.

Żona go wyrzuciła z domu

Zlustrowałam go od stóp do głów, był cały, wyglądał na zdrowego. Zastanowiło mnie jedynie to, dlaczego przyszedł do nas z walizką. Pomyślałam, że może wyjeżdża gdzieś w delegację i chce się z nami jeszcze pożegnać.

– Pozwolicie mi się dzisiaj tutaj przespać? – zapytał, wchodząc do przedpokoju.

Tadek się skrzywił, jakby nie spodobało mu się to, o co prosi Mikołaj. Zapytał go, czy Marcelina nie będzie się o niego martwić, jeśli nie wróci do domu na noc.

– Daj mi spokój tato. Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć – odparł z lekką złością Mikołajek.

– Tylko zapytałem. Razem z mamą też możemy mieć jakieś swoje życie – mąż podrapał się po czole. – Ale może tego nie zauważyłeś, bo my nie pojawiamy się u ciebie w mieszkaniu z prośbą o nocleg. Możesz zostać, ale tylko do jutra.

Powiedział i wrócił na swój fotel do krzyżówek. Mikołaj był głodny, więc szybko naszykowałam mu tosty z serem, takie, jak lubi najbardziej. Ta Marcelina nic o niego nie dba. Jadł w takim tempie, że aż mu się uszy trzęsły. Nie urządzałam mu żadnej spowiedzi, wiedziałam, że jak będzie chciał mówić, to zrobi to w odpowiednim momencie. I wyczeka taką chwilę, żeby Tadek się gdzieś wokół nie kręcił.

Spędzał czas z kolegami zamiast z córką

I faktycznie. Rano, zanim wyszedł do pracy, powiedział, że żonka wyrzuciła go z ich mieszkania. Podobno gdy wrócił ze spotkania z kolegami, taki mają zwyczaj raz w tygodniu, to w przedpokoju czekała już na niego walizka.

– Ale coś musiało się stać, skoro cię wyrzuciła. Przecież nie zrobiła tego tak po prostu, dla zabawy… – chciałam dopytać…

– Dla zabawy… – prychnął Mikołaj. – Mówi, że wciąż żyję jak Piotruś Pan i nic mnie nie obchodzą obowiązki domowe. Podobno mam gdzieś dziecko i robię to, co chcę. Jej coś odbiło od kiedy urodziła się Jagoda. Tylko siedzi w domu, zajmuje się małą i nie już nie pamięta, jak to jest chodzić do pracy. Przecież ja muszę mieć jakąś rozrywkę po robocie!

Gdy wreszcie pojechał do pracy, ja zostałam ze smutnymi przemyśleniami. Okazuje się, że nigdy nie ma właściwego czasu na założenie rodziny. Dzisiejsi młodzi ludzie w ogóle nie są przygotowani na taką odpowiedzialność.

Jak ja wychodziłam za mąż, miałam 21 lat, Tadek był 3 lata starszy. Strasznie się kochaliśmy, ale jak urodził się Mikołaj, to przeżyliśmy ciężki okres. Nagle się okazało, że za Chiny Ludowe nie mogliśmy się dogadać. A ja z małym dzieckiem, cały czas w czterech ścianach odchodziłam od zmysłów.
Wszystko na mojej głowie. Syn, dom, pranie, sprzątanie, gotowanie.

Chodziłam wściekła i załamana, ale w życiu nie pomyślałam, żeby Tadkowi spakować walizkę i wystawić go za drzwi! Ta Marcelina to naprawdę oszalała! O czym ona myślała, gdy to robiła? Dziecko musi mieć obydwoje rodziców, a ona to chyba tylko o sobie myślała.

Tadek widział to inaczej

Po południu rozmawiałam na ten temat z Tadkiem, ale jego punkt widzenia był trochę inny niż mój. Stwierdził, że ja nigdy nie miałam powodu, by się tak zachować. Zawsze po robocie pędził do domu, by mi pomóc i odciążyć w obowiązkach. Nie chodził na piwko z kolegami, nie spotykał się na gierki na jakichś konsolach czy innych wymysłach. Faktycznie, żadne z nas nie wykręcało się od swoich zadań. Ale co to w ogóle za porównanie. Jakie rozrywki można było mieć 30 lat temu? Przecież to była inna epoka!

Tadek popatrzył na mnie spode łba i powiedział, że przecież mógł iść z kumplami do osiedlowej pijalni piwa. Przecież byli i tacy, dla których to była jedyna rozmowa. Powiedział mi też, że ma wrażenie, że ja usprawiedliwiam Mikołaja i jego zachowanie. I że zrzucam całą winę na Marcelinę!

– Irenka, ty się w to nie mieszaj. Dziewczyna ma rację, musi ustawić jakoś do pionu Mikołaja – pocałował mnie w policzek i zapytał: – A co dzisiaj szefowa kuchni przygotowała na obiad?

– Teraz nie będzie obiadu. Poczekamy na Mikołajka – odparłam.

– A z jakiej to racji. Przecież powinien pojechać do siebie. Musi przestać się obrażać i przemyśleć to, co usłyszał od żony.

Wcale nie byłam tego taka pewna i słusznie. Gdy tylko nałożyłam nam gołąbki na talerz, do drzwi zadzwonił Mikołaj. Po minie Tadka widziałam, że w ogóle mu się to nie podoba. Czułam, że zaraz wybuchnie jakaś draka między moimi facetami. Mąż jest bardzo zasadniczy.

Nie myliłam się. Gdy tylko talerze wylądowały w zmywarce, rozpoczęła się dyskusja.

– Mamo, nie dzwoniła do ciebie Marcelina? – zapytał Mikołaj.

– A niby z jakiego powodu twoja żona miałaby dzwonić do twojej matki? Czy to ona przysięgała Marcelinie przed ołtarzem miłość i uczciwość?

– Bo powinno być jej głupio, że zachowała się jak idiotka. I może chciała, żeby mama wstawiła się za nią u mnie – odpowiedział Mikołaj.

– Ty chyba sobie żartujesz. Jesteś dorosły, masz rodzinę i dziecko. Sam musisz rozwiązywać swoje problemy – odparł ze spokojem Tadeusz. – Najlepiej od razu, nawet teraz.

Syn się wściekł i oskarżył nas, że trzymamy stronę Marceliny. Że jesteśmy wobec niego nielojalni, bo przecież to na nim powinno nam bardziej zależeć. I że to wszystko to jej wina, bo się czepia, a my powinniśmy mu pozwolić u nas mieszkać, dopóki ona go nie przeprosi, może nawet na kolanach. Pewnie to zrobi, jak tylko zobaczy, że nie daje sobie sama rady z Jagódką. Mikołaj miał plan, by dać swojej żonie nauczkę.

– Może faktycznie byłoby miło, gdyby zadzwoniła i… – zaczęłam, ale Tadeusz od razu mi przerwał.

– Irka, nie mieszaj się w sprawy dorosłych ludzi! Co innego, jak obydwoje przyjdą do nas po radę – uderzył ręką w stół, aż podskoczyły szklanki z kompotem. – A teraz Mikołaj pakuj się i spływaj stąd. Wracaj do żony i córki. Natychmiast!

Szkoda mi tego mojego dziecka

Mikołaj nie miał wyjścia. Spakował swoją walizkę i wyszedł obrażony. Przez okno widziałam, jak ciągnie za sobą swój bagaż. Poczułam się tak, jakby na zawsze nas opuszczał. A może naprawdę tak było? Może już nie wróci, skoro nie mógł na nas liczyć w tej kryzysowej sytuacji.

– Irena, przestań płakać – Tadek mnie przytulił. – To nie jest koniec świata, jeszcze nie raz się pokłócą. Mikołaj nie jest głupi, ale mam wrażenie, że proces dojrzewania przesunął mu się na lata po trzydziestym roku życia…

– Nie jest głupi! – wyrwałam się z jego objęć. – Dlaczego wyrzuciłeś naszego syna z domu?

– Żeby było sprawiedliwie – odparł Tadeusz. – Marcelina nie poszła do swoich rodziców, więc dlaczego Mikołaj ma mieć jakieś ułatwienia?

Było mi naprawdę przykro, bo poczułam się, jakbym była wyrodną matką. Bo pozwoliłam, by własny mąż wyrzucił moje jedyne dziecko z domu. Tak, ja wiem, że młode małżeństwa muszą się dotrzeć i nauczyć się trudnej sztuki kompromisów… Ale przecież to moje dziecko! Jak moja synowa już teraz sięga po takie metody, to co będzie później?

Chyba sobie z nią porozmawiam, bo robi wszystko, by zniszczyć więź między nimi. Nie tędy droga. Czy ona zapomniała, że dziecko zawsze jest najważniejsze?

Irena, 56 lat

Czytaj także:
„W moim domu to mąż pucował podłogi, a ja byłam od pieniędzy. Nazywają go pantoflarzem, a dla mnie jest ideałem”
„Dla rodziny od dawna mógłbym już leżeć w piachu. Wiem, że dzwonią tylko dlatego, że chcą spadku i mojej kasy"
„Pierwszy raz nie było nas stać na wakacje. Dzieci zamiast wypoczynku dostały lekcję od życia”

Redakcja poleca

REKLAMA