Kiedy usłyszałam, że mój ukochany syn, Adrian, się oświadczył, nie posiadałam się ze szczęścia. Chociaż nie byłam z tych matek, które wierciłyby dziecku dziurę w brzuchu, żeby tylko się ustatkowało, uznałam, że już najwyższy czas – w końcu Adrian kończył właśnie 32 lata. Jego wybrankę, Nelę, znałam przelotnie, bardziej z widzenia. Przedstawił mi ją kiedyś, ale ona wydawała się wtedy troszkę wycofana. Jakby zawstydziła się mnie i męża.
Trzeba było przyznać, niezły gust miał ten nasz syn. Jego narzeczona, dwa lata młodsza od niego, jawiła mi się jako bardzo zadbana i atrakcyjna. Zapamiętałam ją jako ładną, dobrze ubraną dziewczynę, która uśmiechała się dokładnie wtedy, kiedy było trzeba, zachowywała się grzecznie i, co najważniejsze, pozostawała zapatrzona w Adriana. Kiedy za pierwszym razem zobaczyłam, jak oboje wymieniają się spojrzeniami, od razu przemknęło mi przez myśl, że kroi się coś poważniejszego niż byle związek dwójki dojrzałych ludzi.
Naprawdę podziwiałam Nelę
Im bliżej było ślubu, tym więcej słyszałam o samej Neli. Moja przyszła synowa pracowała w dużej korporacji, mającej kilka filii na terenie całego kraju. Podobno zajmowała tam bardzo ważne stanowisko, choć miała dopiero 30 lat. Młodzi co prawda teraz rozwijali się szybciej niż kiedyś, mieli chyba większe możliwości niż my w ich wieku, ale i tak mi to zaimponowało.
Podobało mi się też, jak świetnie jest zorganizowana. Syn nieraz opowiadał, jak idealnie radzi sobie z codziennymi obowiązkami, jednocześnie dbając też o to, by nie pozostawać w tyle z pracą. To ona zresztą zadbała o organizację wesela. Oczywiście, pomagałam jej, jak tylko potrafiłam, ale miałam wrażenie, że nie jest zadowolona z moich rad i pomysłów. Mimo to nie traciłam entuzjazmu – w końcu na pewno zależało jej, by ten najważniejszy dzień w życiu wyglądał tak, jak go sobie wymarzyła. Może nie powinnam się wtrącać.
Zdziwiłam się natomiast, że Nela miała nawet zaplanowane staranie o dzieci. Jak powiedziała Adrianowi – najpierw kariera, dobre stanowisko, potem ciąża. Tłumaczyła mu też, że to nie tak, że nie chce być matką. Zależało jej natomiast na tym, by zapewnić potomstwu jak najlepszy start w przyszłość. A w tym celu musiała się najpierw sama dobrze ustawić.
Widziałam jej niechęć
To oczywiste, że po ślubie zaczęłyśmy się z Nelą widywać częściej. Chciałam ją lepiej poznać, dlatego regularnie ich odwiedzałam. Niestety, dostrzegałam, że synowa jest wobec mnie niechętna. Tak naprawdę nigdy się do mnie nie uśmiechała, nie chciała słuchać moich rad i w ogóle nie wdawała się ze mną w żadne dyskusje. Trochę mnie to smuciło, bo bez tego nie miałam szans do niej dotrzeć.
Poza tym liczyłam po cichu, że zostaniemy przyjaciółkami, a zdecydowanie nic na to nie wskazywało.
Robiłam więc wszystko, by ją udobruchać i do siebie przekonać. Któregoś dnia podczas ich nieobecności wysprzątałam im całe mieszkanie, tak, że aż błyszczało. Miałam nadzieję, że Nela się ucieszy – w końcu wybawiłam ją z domowych porządków. Ona jednak miała wyraźnie inne zdanie na ten temat. Widziałam, jak krzywi się podczas wspólnego podwieczorku, potem natomiast zaczęła narzekać, że nic nie potrafi znaleźć. Naturalnie tłumaczyłam jej cierpliwie położenie wszystkich rzeczy po kilka razy, ale to nie załatwiło sprawy.
Innym razem zaprosiłam ich do siebie na sobotni obiad. Słyszałam, że mieli ciężki tydzień, więc chciałam trochę odciążyć Nelę, chociaż w kuchni. To, że na tym proszonym obiedzie siedziała naburmuszona, nie było niczym nowym, ale mimo wszystko trochę mnie ten fakt zabolał. Dopiero kolejnego dnia Adrian przyznał, że żona umówiła ich już wcześniej na obiad do znajomych, a ja nieświadomie pokrzyżowałam im plany. Wtedy pojęłam problem, choć wciąż nie rozumiałam – dlaczego po prostu grzecznie nie odmówiła, wspominając, że są już gdzieś zaproszeni?
Święta miały mi pomóc
Któregoś dnia siedziałam w domu i zastanawiałam się, co mogę jeszcze robić nie tak w relacjach z synową. Mąż oczywiście twierdził, że przesadzam, ale ja wiedziałam swoje. Byłyśmy w końcu świeżo po dość ostrej wymianie zdań, kiedy zauważyłam, że chętnie pomogę im przy aranżacji mniejszego z pokoi.
– Tak, mama jak zwykle chętna do pomocy – stwierdziła Nela z przekąsem. – A efekt będzie jak zawsze.
– Chciałam tylko wam co nieco podpowiedzieć… – broniłam się.
– Obejdzie się – oświadczyła chłodno. – Naprawdę musisz się we wszystko wtrącać? Nie masz własnego życia?
Zbierałam się już do odpowiedzi, kiedy syn położył mi dłoń na ramieniu i szepnął do ucha:
– Może idź już, mamo. To bardzo miłe z twojej strony, ale Nela jest trochę zmęczona. Porozmawiamy kiedy indziej.
Byłam więcej niż pewna, że „kiedy indziej” nie nastąpi. A ja nie chciałam, żebyśmy tak dłużej żyli.
Musiałam coś zrobić, bo ta sytuacja stawała się nie do zniesienia. Poza tym nadchodziły święta. Miałam nadzieję dotrzeć jakoś do Neli, przekonać ją, że nigdy nie chciałam źle ani dla niej, ani dla mojego Adriana. Stwierdziłam, że być może uda nam się choć trochę zbliżyć podczas świątecznych przygotowań.
Właśnie dlatego ze sporym wyprzedzeniem, tak, by wiedzieć, że Nela niczego sobie wcześniej nie zaplanuje, zaprosiłam ich oboje do siebie na wieczerzę wigilijną. Ona co prawda trochę kręciła nosem, bo wolała ten czas spędzić z Adrianem u swoich rodziców, jednak na to miałam argument, który dość trudno było podważyć – wszystkie poprzednie Gwiazdki spędzali z jej rodziną. Ostatecznie stanęło więc na tym, że u nas mieli się zjawić w Wigilię, a u rodziców synowej pierwszego dnia świąt.
W końcu się przede mną otworzyła
W dzień Wigilii poprosiłam Nelę, by byli u nas trochę wcześniej, aby mogła mi pomóc w przygotowaniach do kolacji. Tak, jak przypuszczałam, nie była zachwycona, ale pewnie po namowach Adriana, ostatecznie się zgodziła. Kiedy zorientowała się, co będziemy przygotowywać, na jej twarzy odmalowało się autentyczne zdziwienie.
– To jest… karp według przepisu mojej mamy? – spytała, a kiedy pokiwałam głową, dorzuciła: – A to jej sekretny składnik do śledzi?
– Zgadza się. – Uśmiechnęłam się łagodnie. – Chciałam, żebyś poczuła się jak w domu. Męczy mnie, naprawdę, że tak ze sobą walczymy. Ciebie nie?
Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę, po czym westchnęła ciężko i osunęła się na kuchenne krzesło.
– Bardzo – przyznała. – To wszystko… a, szkoda gadać, mamo. Słuchałam głupiego gadania przyjaciółek i sama się nakręcałam.
– Głupiego gadania? – Uniosłam brew. – A to co te twoje przyjaciółki mówiły?
Nie powiem, byłam ciekawa, co też takiego jej przekazały.
– No, te wszystkie bzdury o teściowych. – Skrzywiła się. – Agacie i Marice teściowe rozwaliły związki, a teściowa Gośki podobno znalazła jej nawet zastępstwo. Nagadały mi, że ty też nie możesz być miła, że powinnam zachować czujność i… takie tam. W końcu niby się wtrącałaś…
– Ale to dla waszego dobra! – przerwałam jej natychmiast. – Chciałam, żebyście z Adrianem byli szczęśliwi. I żebyś mnie choć trochę polubiła.
Widziałam, jak jej policzki pokrywają się rumieńcami.
– Chyba się wygłupiłam – wymamrotała. – A raczej robiłam to przez… długi czas.
Zaśmiałam się lekko.
– Nie było w końcu tak źle. – Puściłam jej oko. – No i każdy się przecież może pomylić.
Teraz jesteśmy prawdziwą rodziną
Odkąd skończyłyśmy z Nelą przygotowywać tę pamiętną wieczerzę wigilijną, wszystko się między nami zmieniło. Pierwszy raz spędziliśmy posiłek w miłej atmosferze, a ja usłyszałam z jej ust pochwały.
Chyba naprawdę jej wtedy smakowało. No i Adrian był taki szczęśliwy, że w końcu znalazłyśmy wspólny język. Nawet mój mąż wydawał się jeszcze weselszy niż zwykle.
Teraz rzeczywiście jesteśmy jak przyjaciółki, choć naturalnie nie do końca nierozłączne – szanuję fakt, że oni także mają swoje życie. W tamte święta otrzymałam jednak od niej najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć – tuż po wieczerzy wigilijnej dowiedziałam się, że Nela jest w ciąży. A ja zostanę babcią.
Cieszę się ogromnie, że zdecydowałam się ich wtedy zaprosić i rozpocząć tę rozmowę. Gdybym odpuściła, to kto wie – pewnie dalej byłoby między nami jak na wojnie.
Czytaj także:
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Myślałam, że Szymek to mój szwagier. Dopiero po ślubie odkryłam, że to syn mojego męża”
„Moja klientka uciekła z salonu w środku zabiegu bez płacenia. Przez nią prawie straciłam pracę”