„Synowa podejrzewała mojego syna o zdrady, a ja ją wyśmiałam. Prawda okazała się o wiele gorsza od romansów”

Teściowa z synową fot. Getty Images, standret
„Koszmar, jaki przeżyłam, był nie do opisania. Nikomu nie życzyłabym tej potwornej bezsilności. Następne dni zaliczam do najgorszych momentów, jakich kiedykolwiek doświadczyłam. Ania z Jagódką wprowadziły się do nas. To był prawdziwy dramat”.
/ 22.05.2024 08:30
Teściowa z synową fot. Getty Images, standret

– Mamo, chyba coś jest nie tak z Jackiem – zwierzyła mi się pewnego razu synowa.

– O co chodzi? – bacznie się jej przyjrzałam.

– Trudno powiedzieć, ale często sprawia wrażenie nieobecnego, jakby odpływał gdzieś myślami. Zaczynam się o niego niepokoić. Może tobie coś wspominał? – Popatrzyła na mnie z nadzieją w oczach.

– Nic konkretnego, jedynie to, że jest przepracowany i czuje ciągłe zmęczenie – odparłam szczerze.

– Trudno się z tym nie zgodzić. Ostatnimi czasy praktycznie mieszka w pracy, zdarza mu się siedzieć po godzinach do późna – wzdychając, powiedziała Ania. – Myślisz, że on ma jakąś inną? – zerknęła na mnie ze smutkiem w oczach, a ja parsknęłam śmiechem.

Oj, Aniu, co ty opowiadasz? Przecież on szaleje za tobą i małą Jagódką! Marzycie o własnych czterech kątach, więc facet daje z siebie wszystko, żeby to marzenie zrealizować! – Spojrzałam na nią z nutą nagany, ale i humorem.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale niekiedy nachodzą mnie jakieś dziwne myśli. To pewnie przez te zwariowane hormony poporodowe. – Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Przytaknęłam i od razu wiedziałam, że muszę przy nadarzającej się sposobności pogadać z moim synem.

Niedługo potem Ania wraz z moją wnusią udały się do siebie, a ja zaczęłam zastanawiać się nad tym, że Jacek rzeczywiście w ostatnim czasie zbyt dużo pracuje. Owszem, mam świadomość, że oszczędzają na budowę domu, ale on posuwa się zdecydowanie za daleko.

Osobiście zauważyłam, jak strasznie był przemęczony, rozkojarzony i denerwował się o byle co. Raczej ciężko tu mówić o objawach romansu – parsknęłam śmiechem na samą myśl o podejrzeniach mojej synowej, bo wydały mi się kompletnie bez sensu.

W ciągu kilku najbliższych dni odbyłam rozmowę z Jackiem. Zapewnił mnie, że trochę odpocznie, przestanie zostawać tyle po godzinach w pracy i znajdzie więcej czasu dla najbliższych. Pomyślałam, że sprawa jest zakończona. Gdybym tylko miała pojęcie, co tak naprawdę się wtedy działo...

Gdzie podziały się moje złote kolczyki?

Życie płynęło sobie spokojnie, aż pewnego dnia okazało się, że zapodziałam gdzieś moje ukochane złote kolczyki. Były to urocze serduszka wysadzane małymi diamencikami, które otrzymałam od mojego męża z okazji naszej pierwszej rocznicy małżeństwa. Przez ostatnie trzy dekady pilnowałam ich jak oka w głowie, traktując je niemal jak najcenniejszy skarb. A teraz zniknęły! Przepadło także parę innych drobnych złotych błyskotek, ale żadna strata nie zabolała mnie tak bardzo, jak tych wyjątkowych kolczyków.

– Na pewno położyłaś je gdzieś po wyczyszczeniu – powiedział zmartwiony Henio, drapiąc się za uchem, kiedy opowiedziałam mu o swoim kłopocie.

– No raczej, ale w jakim miejscu? Tak bardzo chciałam w nich pójść na ślub Marysi – wydałam z siebie westchnienie, rozmyślając o nadchodzącej uroczystości mojej chrześniaczki.

Jakby wszystkich problemów było za mało, Jackowi przydarzyła się jeszcze stłuczka. On sam wyszedł z tego bez szwanku, jednak auto ucierpiało do tego stopnia, że nadawało się tylko na złom.

– Nie przejmuj się, mamuś, dostanę kasę z ubezpieczenia i weźmiemy kolejne auto – usłyszałam w słuchawce.

– Samochód pal licho, najważniejsze, że jesteś cały – odparłam, bo na samo wyobrażenie, że mogło mu się coś stać, ciarki przebiegły mi po plecach. Skoro auto nadawało się tylko na złom, wypadek musiał być niezły…

– Mamo, uwierz mi, to tylko tak groźnie wygląda. Gość zahaczył o mnie niefortunnie i nieźle mi poobijał auto. Na szczęście nikt ze mną wtedy nie jechał.

– Dzięki niebiosom – odetchnęłam, ale mina mi zrzedła. Skoro Jacek nie ma teraz czym jeździć, to pewnie będziemy się rzadziej widywać. Ja mieszkam na wsi pod miastem, a oni w centrum.

Ania stała ze łzami w oczach

Cała sytuacja zdawała się trwać w nieskończoność. Czas płynął, kolejne tygodnie mijały, a Jackowi wciąż nie udało się otrzymać należnego mu odszkodowania.

– Co u was słychać? – zagadywałam Anię za każdym razem, gdy nadarzyła się sposobność.

– W porządku – padała odpowiedź z jej ust, ale w spojrzeniu dziewczyny brakowało pewności. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób mogłabym im podać pomocną dłoń.

Sytuacja stała się jasna, kiedy pewnego wieczoru na progu naszego domu pojawiła się Ania. Trzymała na rękach małą Jagódkę, a po jej policzkach spływały łzy.

– Mamo, wiem, że może to nie najlepszy pomysł, żebym przyjeżdżała, ale nie wiedziałam, gdzie się podziać – powiedziała, szlochając. – Czy możemy u was przenocować?

– No pewnie, ale co się wydarzyło? Gdzie jest Jacek? – spytałam zaniepokojona.

– Opowiem wam o wszystkim, ale najpierw muszę położyć małą do łóżka i ją uspokoić. Z Jackiem nic się nie stało. Po prostu się pokłóciliśmy – wyjaśniła.

Zaparzając herbatki ziołowe, czekałam na synową, która aktualnie zajmowała się kąpielą i usypianiem wnusi. Zupełnie nie wiedziałam, co takiego mogło się przytrafić, że była aż tak roztrzęsiona, jednak miałam świadomość, że to musi być coś poważnego. W głębi duszy czułam narastający niepokój i aż cała drżałam z nerwów.

Przyznał się, że nie było żadnego wypadku

– Aneczko, o co chodzi? – zagadnęłam, kiedy synowa w końcu zajęła miejsce naprzeciwko mnie. Przez dłuższą chwilę siedziała w milczeniu, jakby szukała odpowiednich słów. Aż nagle nabrała powietrza w płuca i wyjawiła:

– Jacek jest uzależniony od gier hazardowych. To poważna sprawa. On nie zostawał dłużej w biurze, on spędzał czas w salonach gier...

– Córeńko, co ty mówisz? Mój Jacuś i jakieś zakłady? Przecież on nawet w totka nie grywa – rzekłam stanowczo.

– No właśnie, a tu nagle dziś pod wieczór wpadło do nas dwóch osiłków o niezbyt przyjaznym nastawieniu. Oznajmili, że Jacek jest im winien pokaźną kwotę, a auto to za mało na pokrycie długu… – opowiadała powoli. – Byłam przekonana, że coś pomylili, i starałam się im to wytłumaczyć, ale w odpowiedzi spotkałam się tylko z salwą śmiechu i stwierdzeniem, że już nieraz takie teksty słyszeli.

– To niemożliwe, wprost niewiarygodne – kręciłam głową z niedowierzaniem.

– Też doszłam do takiego wniosku, więc gdy tylko Jacek się zjawił, od razu go spytałam, kim były te osoby. Marzyłam o tym, żeby oznajmił, że ich nie kojarzy! Ale on się rozkleił i przyznał, że to najszczersza prawda, że od paru miesięcy bywa w kasynie! Wyznał, że nie uczestniczył w żadnej kraksie! Oddał auto jako spłatę długów, przehulał całe nasze oszczędności. Nie mam pojęcia, co się z nim porobiło. A on jeszcze twierdził, że to nic wielkiego, że jeszcze wyjdzie na swoje i będziemy opływać w dostatki! Obawiałam się zostać w mieszkaniu, do którego w każdej chwili mogą wpaść jakieś opryszki, więc zgarnęłam córcię i przyjechałyśmy tutaj – na nowo zaczęła szlochać, a ja nie miałam zielonego pojęcia, jak na to zareagować. To był totalny absurd!

– Chyba muszę z nim pogadać – niespodziewanie do naszych uszu dobiegł głos mojego małżonka. Zupełnie nie zauważyłam, kiedy Heniek pojawił się w mieszkaniu i ile usłyszał z tego, o czym rozmawiałyśmy. – Lecę do niego – rzucił jeszcze, a my nie zdołałyśmy nawet nic powiedzieć, bo już go nie było.

Do czego doprowadzą te długi?!

Żadna z nas nawet na chwilę nie przysnęła tej nocy. Ania szlochała prawie w kółko, a ja byłam totalnie skołowana. Bez przerwy się zadręczałam, jakim cudem niczego nie dostrzegłam wcześniej. Co skłoniło Jacka do wplątania się w hazard? Może to jakieś nieporozumienie i uda się to wszystko odkręcić? Milion pytań przelatywało mi przez głowę.

Henio wrócił do domu bladym świtem i na pierwszy rzut oka było widać, że jest całkowicie załamany.

– W końcu go odnalazłem, w ostatnim z trzech kasyn, gdzie jeździłem go szukać. Kompletnie nie da się z nim gadać – westchnął bezradnie, rozkładając ręce. – Próbowałem do niego dotrzeć, ale bez skutku. Wciąż powtarza, że się odkuje, że jeszcze pokaże nam wszystkim, jaki jest dobry. Zupełnie nie widzę w nim mojego syna – powiedział drżącym głosem. Razem z Anią nie wiedziałyśmy, co powiedzieć.

Cała sytuacja była koszmarna. Takiego poczucia bezsilności nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi. Następne dni zaliczam do najbardziej mrocznych momentów w całym moim życiu. Moja synowa wraz z wnuczką przeniosły się do nas, bo tylko tutaj czuły się bezpieczne. Ania zastanawiała się nad rozwodem i chociaż sama myśl o tym sprawiała, że moje serce pękało z bólu, to doskonale ją rozumiałam.

Zarówno ja, jak i mój mąż próbowaliśmy nakłonić syna do opamiętania, ale pozostawał głuchy na wszystkie nasze argumenty. W końcu doszliśmy do wniosku, że musimy przestać na niego naciskać i pozwolić mu samemu stawić czoła konsekwencjom. To było straszne, całymi nocami nie mogłam zmrużyć oka, dręczona obawami, że w tym właśnie momencie jacyś bandyci pastwią się nad moim dzieckiem z powodu niespłaconych długów.

Po wielu dniach Jacuś w końcu zjawił się u nas.

– Wybaczcie mi, proszę. Nie radzę sobie z tą sytuacją, ale nie mogę was utracić…

Przeprowadziliśmy bardzo długą rozmowę

Dowiedzieliśmy się, że wszystko zaczęło się raptem parę miesięcy temu, kiedy Jacek wybrał się z kumplami do kasyna, tak zupełnie spontanicznie. Wtedy udało mu się wygrać niemałe pieniądze i to go zmotywowało, żeby spróbować jeszcze raz. A potem, im więcej kasy tracił, tym częściej grywał, bo chciał odzyskać to, co przegrał.

Kiedy los mu sprzyjał, kontynuował grę, chcąc maksymalnie wykorzystać sprzyjającą passę. I tak w kółko toczyła się ta historia… Stracił praktycznie wszystko – przez jego nałóg przepadły pieniądze odłożone na koncie, auto, a nawet moje kolczyki, i nie tylko, bo się przyznał, że zwinął z mieszkania jeszcze parę wartościowych rzeczy.

Rozmowa przebiegała w napiętej atmosferze. Jacek przekonywał, że da sobie radę bez niczyjej pomocy, ale upieraliśmy się przy leczeniu odwykowym. Poskutkowała dopiero groźba Ani, że wystąpi o rozwód, jeśli jej mąż nie podejmie terapii.

Minął już rok od tamtych przykrych wydarzeń. Syn i synowa podjęli decyzję o sprzedaży swojego mieszkania, aby móc w całości spłacić zobowiązania finansowe Jacka. Teraz mieszkają razem z nami pod jednym dachem. Jacek wciąż regularnie uczestniczy w spotkaniach z terapeutą. Ania postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę, a on dokłada wszelkich starań, aby tym razem jej nie zmarnować.

Sytuacja wygląda nieźle, ale wciąż czuję, jakbyśmy chodzili po cienkim lodzie. Kiedy Jacek nie przychodzi na obiad punktualnie, nawet jeśli to tylko 30 minut spóźnienia, od razu ogarnia nas strach, że poszedł do kasyna. Chciałabym, żeby nadszedł taki moment, kiedy podobne myśli w ogóle nie będą nam się pojawiać w głowach...

Krystyna, 60 lat

Czytaj także:
„Tożsamość mojego ojca to wielka tajemnica. Gdy sama odkryłam prawdę, postanowiłam zażądać okrągłej sumki za milczenie”
„Za zdradę w związku należy się surowa kara. Obmyśliłam taki plan zemsty na byłym facecie, że nigdy o mnie nie zapomni”
„Mąż miał mnie za wycieraczkę do butów, na której pozbywał się frustracji. Siłę do zmian poczułam dzięki chorobie”

Redakcja poleca

REKLAMA