„Syn żony z pierwszego małżeństwa to istna zakała. Skaczemy wokół niego jakby był księciem, a on z nas drwi”

wściekły nastolatek fot. Getty Images, Francesco Carta fotografo
„Tolerowałem kubki i talerze porozstawiane w najmniej oczywistych miejscach, widziałem, jak Ilona zbiera jego śmierdzące skarpety i porządkuje mu biurko. Ja niczego od niego nie wymagałem, nie prosiłem o żadną pomoc. Nie wpłynęło to na poprawę naszych relacji”.
/ 25.01.2024 14:30
wściekły nastolatek fot. Getty Images, Francesco Carta fotografo

Gdy poznałem Ilonę, wiedziałem, że to kobieta dla mnie. Byłem w stanie zrobić dla niej wszystko, byleby tylko ze mną była. Nie sądziłem, że największa przeszkodą w naszym związku, będzie jej syn.

Byłem nią oczarowany

Już po pierwszym spotkaniu z Iloną zdawałem sobie sprawę, że jest mi przeznaczona. Była nie tylko piękna i mądra, ale też świetnie czułem się w jej towarzystwie. Wszystko to sprawiło, że już pół roku później padłem na kolana i poprosiłem ją, by została moją żoną. Zdawałem sobie sprawę, że razem z nią w moim życiu na stałe zagości jej 15-letni syn Bartek.

Ilona powiedziała mi o dziecku na samym początku naszego związku. Nie zamierzała tego ukrywać, bo syn był dla niej najważniejszy w życiu. Opowiadała o nim z uśmiechem na twarzy, cieszyła się z jego osiągnięć. Urzekło mnie to, że ma świetny kontakt z dojrzewającym chłopakiem. Moi rodzice nie do końca podzielali mój zachwyt.

– Mirek, po co ty bierzesz sobie kobietę z takim bagażem. Znajdziesz jeszcze tę odpowiednią – mówił mój ojciec. – Dziecko to duża odpowiedzialność, a ty chcesz wskoczyć od razu na głęboką wodę

Byłem przekonany, że wszystko nam się ułoży i że Ilona jest cudowną kobietą i matką. I miałem rację. Tego samego niestety nie mogłem powiedzieć o Bartku. Nie wiem dlaczego, ale poczułem, że nie przypadłem do gustu nastolatkowi, wyraźnie od samego początku czuć było pijący od niego chłód i dystans.

Naprawdę się starałem

Próbowałem nawiązać z Bartkiem kontakt od samego początku znajomości. Oczywiście w żaden sposób nie chciałem zastępować mu ojca, z którym moja narzeczona miała partnerskie stosunki. On nie migał się od opieki nad swoim dzieckiem, syn często u niego bywał, a ja wiedziałem, że w tym wszystkim mogę ich jedynie wspierać.

Mimo wszystko chciałem nawiązać więź z Bartkiem. Proponowałem mu wyjścia na mecze piłkarskie, albo na filmy przygodowe do kina. Niestety, za każdym razem spotykałem się z murem nie do przebicia i totalnym brakiem zainteresowania. Zamiast tego musiałem się liczyć z głupimi komentarzami ze strony młodzieńca.

– To ty nie wiesz, że takie rzeczy są dla dzieciaków? Co niby ma mi się spodobać w tej bajeczce? – rzucał w odpowiedzi na moje propozycje spędzenia wspólnie czasu. – Poza tym tata zabiera mnie na gokarty…

Zależało mi na Ilonie i Bartku, więc starałem się zagryzać zęby i za jakiś czas ponownie proponowałem jakąś rozrywkę. Z upływem miesięcy zorientowałem się jednak, że mam do czynienia z rozpuszczonym bachorem, który najwidoczniej widzi we mnie zagrożenie. Najpewniej myślał, że jego mama straci nim zainteresowanie i całą swoją uwagę przekieruje na mnie. Nie wiem skąd mu się wziął taki pomysł w głowie.

Nie poddawałem się

Pierwszy sposób trafienia do Bartka miałem za sobą. Wiedziałem już, że nie będzie nam łatwo zostać przyjaciółmi. Mimo że traktowałem go niczym jak angielskiego księcia i widząc jego zły humor schodziłem mu z drogi. Jako początkujący ojczym starałem mu się ułatwić mu zmianę jego sytuacji życiowej i przeprowadzkę, ponieważ wspólnie z Iloną zdecydowaliśmy, że obydwoje zamieszkają ze mną, zamiast wynajmować klitkę po drugiej stronie miasta.

Bartek dostał swój pokój i powiedziałem mu, żeby czuł się jak u siebie w domu. Tolerowałem kubki i talerze porozstawiane w najmniej oczywistych miejscach, widziałem, jak Ilona zbiera jego śmierdzące skarpety i porządkuje mu biurko. Ja niczego od niego nie wymagałem, nie prosiłem o żadną pomoc. Nie wpłynęło to na poprawę naszych relacji. Wymyśliłem za to kolejny sposób, by zaskarbić sobie jego sympatię – przekupstwo.

Tym sposobem w naszym domu pojawiła się konsola do gier. Żeby być bardziej cool, musiałem nauczyć się nazw popularnych gier, młodzieżowych skrótów i tym podobnych rzeczy, które powinny znaleźć się w jakiejś instrukcji do obsługi nastolatka. Zdarzało mi się też po kryjomu, w tajemnicy przed Iloną, dawać mu pieniądze, o które ją prosił, a ona nie chciała się na to zgodzić. Tak, przyznaję, w pewien sposób ją oszukiwałem, ale wiele bym zrobił, by kupić chociaż odrobinę sympatii jej syna. Ale to również nie przyniosło zamierzonego efektu. Pad do gry szybko został rzucony w kąt, a ja nigdy nie usłyszałem słowa „dziękuję” za nielegalne zaskórniaki.

– Nie przejmuj się tym Mirek – mówiła mi Ilona. – To mądry i dobry chłopiec, musi się przyzwyczaić.

– Ciekawe, ile mu to zajmie. Może do śmierci się doczekam – rzucałem z ironią.

Dla niej to też było trudne, bo widziała, że się staram i zależy mi na Bartku. A ten gnojek był niewdzięczny i opryskliwy, nie wiadomo z jakiego powodu.

Ta wiadomość wiele zmieniła

Po dwóch latach znajomości wzięliśmy ślub. Naburmuszony Bartek stał w kącie Urzędu Cywilnego, jakby w tym momencie jego matka wychodziła za jakiegoś sadystę, który również nad nim się znęca. Nie miałem siły z tym walczyć, przyznam szczerze, że przestało mi na tym zależeć. Wszystko postanowiłem zostawić swobodnemu biegowi, licząc na to, że wszystko się ułoży, gdy w ciele 17-latka opadnie nieco stężenie hormonów.

Razem z Iloną nie planowaliśmy wspólnych dzieci. Twierdziła, że ona już wyrosła z pieluch i podoba jej się taki styl życia, jaki ma obecnie. Ja nie nalegałem, bo nigdy nie widziałem potrzeby przekazywania swoich genów dalej, teorie o konieczności przedłużenia linii drzewa genealogicznego też mnie nie interesowały. Teraz nie potrafiłem dogadać się z dorastającym chłopakiem, więc nie potrzebowałem podobnego problemu w przyszłości.

Tym większe było zaskoczenie naszej dwójki, gdy podczas wizyty profilaktycznej u ginekologa, moja już teraz żona, usłyszała, że jest w 10 tygodniu ciąży

– Kochanie, ja wiem, że tego nie planowaliśmy, żadne z nas nie nalegało… Ale cieszę się z tego. Naprawdę jestem przeszczęśliwa – w oczach Ilony widziałem łzy wzruszenia.

– Misia, ja też się bardzo cieszę. Będziemy mieli małego człowieka! – mocno ją do siebie przytuliłem. – Najbardziej martwi mnie jednak to, jak na tę wiadomość zareaguje Bartek…

Moje obawy okazały się jak najbardziej uzasadnione.

– Czy wy oszaleliście? Ile wy macie lat? Nie wiecie, do czego służą prezerwatywy? Kumple będą się ze mnie nabijać! – wrzeszczał młodociany znawca antykoncepcji.

Po chwili uciekł do pokoju i zamknął się tam na długie godziny. Ilona starała się z nim rozmawiać, tłumaczyć mu wszystko. Dziwiłem się temu, ponieważ nie widziałem potrzeby spowiadania się ze swoich poczynań nastolatkowi. Zostawiłem jednak tę uwagę dla siebie, bo nie chciałem dodatkowo denerwować mojej ciężarnej żony. Zamiast tego starałem się ją uspokoić.

– Nie martw się. To dla niego szok. Był jedynakiem i ukochanym synkiem – mówiłem spokojnie. – Zobaczysz, jak maluch się urodzi to pokocha go równie mocno jak my.

Wtedy naprawdę tak uważałem… Ale po czasie po raz kolejny musiałem przyznać, że nic nie wiedziałem o Bartku.

Rozkapryszony gówniarz dał nam popalić

Gdy na świat przyszła Basia byliśmy w siódmym niebie. Mała była zdrowym i pogodnym dzieckiem. Totalnie straciliśmy dla niej głowę. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że i Bartkowi musimy poświęcać swój czas i okazywać zainteresowanie, mimo że miesiąc wcześniej skończył już 18 lat. Z tej okazji wymyśliliśmy, że w prezencie kupimy mu samochód, który dałby mu więcej wolności, a na pewno przyjemności.

Bartek przyjął prezent, ale nie powiem, że w jakiś emocjonalny sposób go docenił. Na pewno pomyślał, że przecież mu się należało. W końcu był przyzwyczajony do tego, że dostawał wszystko, czego chciał. Swoją siostrą w ogóle się nie interesował, traktował ją jak powietrze. My nie nalegaliśmy na to, by w jakikolwiek sposób nam przy niej pomagał. Mogło to doprowadzić do jeszcze większej niechęci z jego strony, a była to ostatnia rzecz, na jaką mieliśmy ochotę.

Kilka dni po wręczeniu kluczyków do samochodu, Bartek wybrał się na przejażdżkę nowym samochodem. Poprosiliśmy go, by jechał ostrożnie i nie sprawdzał możliwości swojego wozu. Na te słowa usłyszeliśmy jedynie prychnięcie pod nosem i dźwięk trzaśnięcia drzwiami. Po dwóch godzinach odebrałem telefon od mojego pasierba. Poinformował mnie, że miał wypadek i uderzył w latarnię.

Wypadłem z domu, mówiąc Ilonie, że muszę coś załatwić. Nie chciałem jej denerwować, wolałem najpierw poznać całą sytuację. Gdy dojechałem na miejsce, zastałem tam karetkę i wóz policyjny. Wezwali ich świadkowie zdarzenia zaniepokojeni całym zdarzeniem. Na szczęście Bartek był cały i zdrowy, nie miał nawet jednego zadrapania. Był bardzo zdenerwowany i roztrzęsiony. Przytuliłem go.

– Spokojnie, spokojnie. Jestem przy Tobie. Samochód to tylko samochód. Najważniejsze, że tobie nic się nie stało.

Po drodze do domu milczeliśmy. Nie liczyłem na żadne słowa ze strony Bartka. Po rozmowie z policjantami wiedziałem, że przyczyną wypadku była zbyt duża prędkość i małe umiejętności kierowcy. Szybki i wściekły wpadł w poślizg i nie potrafił zapanować nad autem. Postanowiłem, że nie będę suszyć mu głowy z tego powodu, na przemyślenia i wyciągnięcie wniosków czas miał przyjść później. Opowiedziałem całą historię Ilonie, która popłakała się z nerwów.

Gdy układałem Basię do snu, do jej pokoju wszedł Bartek. I wtedy stało się coś niespodziewanego.

– Mirek, przepraszam cię za wszystko. Wiem, że byłem durniem. I dziękuję ci za dzisiaj. Zawsze wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

Od tego momentu zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i spędzać wspólnie czas z przyjemnością, a nie z przymusem. Ostatnio ukradkiem zobaczyłem też, że Bartek wpatrywał się w Basię, gdy ona spała. Nawet otulił ją kocykiem i podał jej smoczek. Mam nadzieję, że wszystko nam się ułoży i będziemy szczęśliwą, patchworkową rodziną.

Czytaj dalej:
„Żona z dnia na dzień postanowiła, że będziemy wegetarianami. Wszystko co gotowała było jak panierowany mech bez smaku”
„Syn chce rozbić rodzinę, bo znudziło mi się tatusiowanie. Nie pozwolę, by moje wnuki żyły na 2 domy”
„Szef traktował mnie jak niewolnicę Isaurę i zarzucał toną obowiązków. Zbuntowałam się, a ten cynik mnie zwolnił”

Redakcja poleca

REKLAMA