„Syn zdradził synową, ale to ja cierpiałam. Przez jego wybryki nie pozwalała mi widywać wnuków”

smutna starsza kobieta fot. Adobe Stock, pressmaster
„– Synku, przecież to jakieś szaleństwo... Zastanów się nad tym porządnie. Nie ma sensu przekreślać całego życia przez chwilowe zauroczenie. Twoje dzieci będą cierpieć bez ciebie – mówiłam zdenerwowana”.
/ 18.01.2025 21:15
smutna starsza kobieta fot. Adobe Stock, pressmaster

Nie miałam pojęcia, że życie małżeńskie Anki i Karola przechodzi poważny kryzys. Wkrótce po ślubie przenieśli się do Katowic. Tam znaleźli pracę, zakupili własne M i powitali na świecie dwójkę pociech – najpierw urodził się Janek, a po nim Nina. Gdy tylko znajdowałam wolny czas i fundusze, odwiedzałam ich rodzinę. Od czasu do czasu oni także przyjeżdżali do mnie spędzić kilka dni urlopu.

Myślałam, że syn żartuje

Dzisiaj wielu ludzi się rozwodzi. Co chwilę słyszymy o tym w telewizji czy internecie. Kiedy patrzyłam na swojego syna i jego żonę, wydawali się szczęśliwi i zakochani. Wszystko zmieniło się około roku temu. Pamiętam jak dziś – Karol niespodziewanie zapukał do moich drzwi. Wpadł bez żadnej zapowiedzi, taszcząc ze sobą torby i pudła.

– Muszę cię poprosić o przechowanie moich rzeczy. Parę płyt, ciuchów i książek – oznajmił.

– Wszystko w porządku? Może remont robicie? – spytałam zdziwiona.

– Nie, nic takiego. Wyprowadziłem się z domu – odpowiedział bez emocji.

– Co takiego? O czym ty mówisz?!

– To proste. Ja i Anka kończymy nasz związek – rzucił takim tonem, jakby komentował prognozę pogody.

– Jak to możliwe? Nie rozumiem! – kompletnie mnie zamurowało.

Poznałem kogoś wyjątkowego. To Martyna. Zakochaliśmy się w sobie do szaleństwa i żadne z nas nie wyobraża sobie dalszego życia osobno.

– Co ty wygadujesz? Kim jest ta Martyna? Pomyślałeś o swoich dzieciach, o Ani? Przecież składałeś jej przysięgę małżeńską w kościele!

Popatrzył na mnie kpiąco.

Byłam zła na niego

– Ania wie o wszystkim. Poradzi sobie. Dzieci będą dostawać alimenty. Nie jestem przecież potworem!

– Synku, przecież to szaleństwo... Zastanów się nad tym porządnie. Nie ma sensu przekreślać całego życia przez chwilowe zauroczenie. Twoje dzieci będą cierpieć bez ciebie – mówiłam zdenerwowana.

– Przestań to nazywać jakąś tam przelotną fascynacją, bo to prawdziwa miłość – zdenerwował się.

– W porządku, niech będzie po twojemu, ale proszę cię – przemyśl to jeszcze. Może uda się to wszystko naprawić. Jestem przekonana, że Ania potrafiłaby ci wybaczyć...

– Daj już spokój mamo, przestań marudzić, dobrze? – wszedł mi w słowo. – Wszystko już postanowione, zaraz złożymy papiery rozwodowe. A tak przy okazji, mogę zostawić te rzeczy? – zmienił temat. – No wiesz, Martynka ma malutkie mieszkanie, więc na pewno rozumiesz.

– Pewnie, nie ma problemu – odpowiedziałam.

W ogóle nie chciałam słyszeć niczego o tej jego nowej partnerce. W tamtym momencie, gdybym tylko ją dorwała, chyba bym jej zrobiła krzywdę .

Było mi żal synowej

Czułam się kompletnie zagubiona. Chodziłam nerwowo z kąta w kąt, próbując wymyślić, co dalej robić. Martwiłam się o dwójkę moich dzieci – Janka i Ninkę, ale też o Anię. W końcu ta dziewczyna szalała za Karolem jak wariatka.

Byłam pewna, że bardzo przeżywa ten rozpad związku. Myślałam, że płacze całymi dniami, przytulając poduszkę i bez przerwy zastanawia się nad tym, dlaczego on odszedł. Kilkukrotnie brałam komórkę do ręki z zamiarem wykonania telefonu, jednak za każdym razem rezygnowałam w ostatniej chwili. Wstydziłam się tego, jak mój syn ją potraktował i było mi po prostu niezręcznie. Ostatecznie jednak przemogłam te obawy i postanowiłam do niej zadzwonić.

– Słuchaj, Anusiu, właśnie się dowiedziałam, co się wydarzyło... Naprawdę współczuję ci tej sytuacji – powiedziałam od razu, gdy tylko usłyszałam jej głos w słuchawce.

– Naprawdę tak uważasz? Mówisz poważnie? – przerwała mi w pół zdania.

– Możesz mi wierzyć. Kompletnie nie rozumiem zachowania Karola. Wychowywałam go zupełnie inaczej przez cały ten czas. Mam jednak nadzieję, że między nami wszystko zostanie po staremu.

– No to wytłumacz mi dokładnie, co planujesz?

– Zostaniemy w kontakcie, tak jak dotąd. Zawsze uważałam, że jesteś wspaniałą osobą. Poza tym mamy przecież Ninę i Janka. Nie wyobrażam sobie życia bez tej dwójki. Naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z wami – odparłam.

Tego się nie spodziewałam

Telefon nagle zamilkł.

– No powiedz coś! – zawołałam zdenerwowana.

– Jestem, jestem – odezwała się w końcu żona mojego syna. – Tylko że nie dociera do mnie to wszystko. Jakie spotkanie? Zapomnij, nie chcę cię więcej widzieć na oczy!

– Dlaczego tak? Co się stało?

– Naprawdę nie dociera do ciebie? Nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Ani z tobą, ani z twoim drogim syneczkiem. Więc przestań do mnie dzwonić, odpuść sobie wizyty i nawet nie myśl o kontaktowaniu się z Ninką albo Jankiem. Najlepiej zapomnij, że w ogóle istniejemy!

– Posłuchaj, Aniu...

– Przestań z tym "Aniu"! Tak zdecydowałam i koniec dyskusji. Kropka – syknęła i rozłączyła się.

Próbowałam złapać z nią kontakt jeszcze kilka razy, ale nie chciała odebrać. Przy ostatniej próbie po prostu wyłączyła telefon.

Nie wiedziałam, co robić

Przecież to nie ja zawiniłam w tej sytuacji. To Karol ją skrzywdził, ja nie mam z tym nic wspólnego. Myślałam, że gdy emocje opadną i wszystko na spokojnie przemyśli, zrozumie jak bardzo mnie zraniła. Czekałam, że może się odezwie albo wpadnie do mnie razem z maluchami. Strasznie mi ich brakowało! Niestety, nic takiego się nie stało.

Czas płynął nieubłaganie, a od niej wciąż nie było żadnego znaku życia. Oczywiście starałam się do niej dotrzeć różnymi sposobami, ale wszystko na nic. Telefony pozostawały bez odpowiedzi, maile lądowały w próżni.

Zwierzyłam się sąsiadce

Pod wieczór zaskoczyła mnie wizyta mojej sąsiadki, która wpadła z nietypową prośbą o kilka jajek.

– Wybacz, że zawracam ci głowę, ale wszystkie sklepy w okolicy już zamknięto. Koniecznie muszę upiec dziś ciasto – wytłumaczyła swoje przyjście.

– Ktoś cię odwiedza? – spytałam zaintrygowana.

– Właśnie, z rana wpadają do mnie córeczka ze zięciem i maluchami. Jak nie upiekę im szarlotki na śniadanie, to się obrażą – odpowiedziała z uśmiechem.

Niespodziewanie zalała mnie fala smutku. Przed oczami stanęły mi moje wnuki. Ja też zawsze piekłam dla nich różne smakołyki. To wspomnienie tak bardzo mnie wzruszyło, że łzy same popłynęły mi po policzkach. Sąsiadka natychmiast to zauważyła i zatroskana zapytała, co mi jest.

– Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć. Zupełnie nie wiem, co powinnam z tym zrobić – wypaliłam, po czym opowiedziałam jej o wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Małgosia była totalnie zaskoczona.

– To się w głowie nie mieści, żeby ktoś tak się zachowywał! Ona krzywdzi nie tylko ciebie, ale głównie swoje dzieci. Jestem pewna, że maluchy bardzo za tobą tęsknią – mówiła wzburzona przyjaciółka.

– No wiem, my obie to widzimy, ale wydaje mi się, że moja synowa tego nie dostrzega – westchnęłam w odpowiedzi.

Chciała mi pomóc

– Musisz się z nią jak najszybciej skontaktować! Nie ma na co czekać!

– Ale w jaki sposób? Mówiłam ci już, że Ania kompletnie ignoruje moje telefony.

– No to osobiście!

– Ach, pewnie nawet nie otworzy mi drzwi – odpowiedziałam bez przekonania.

– Wiesz co, Baśka? Może poczekaj przed jej miejscem pracy. Na środku chodnika raczej cię nie ominie.

– Faktycznie, to może zadziałać...

– Właśnie! Nie możesz odpuścić kontaktu z wnukami. Jeśli teraz nie podejmiesz próby, będziesz tego później strasznie żałować! – mówiła z entuzjazmem.

Długo zastanawiałam się nad tą podróżą. Obawiałam się kolejnego rozczarowania i porażki, co sprawiało, że nie mogłam się zdecydować. Zwłaszcza że Ania kompletnie mnie ignorowała i robiła wszystko, żeby się ze mną nie spotkać. Nic nie dawało nadziei na pozytywny rezultat tej wizyty. Jednak w końcu zebrałam się na odwagę. Pojechałam do Katowic.

Synowa nie kryła niezadowolenia

– Po co przyjechałaś? Przecież mówiłam ci wyraźnie, że masz się tu nie pokazywać! – rzuciła ze złością.

Musimy szczerze porozmawiać – powiedziałam spokojnie.

– Nie mamy o czym rozmawiać!

Próbowała się oddalić, ale złapałam jej rękę.

– Rozumiem, że jesteś wściekła i zawiedziona. Możesz tego nie chcieć, ale musisz posłuchać co mam do powiedzenia. Jeśli nie, to będę się tu pojawiać co tydzień. Znasz mnie wystarczająco dobrze i wiesz, że tak właśnie zrobię – powiedziałam stanowczo.

– W porządku, miejmy to już za sobą – mruknęła, opadając na ławkę obok.

Nie ciągnęłam rozmowy. Bez pouczania i moralizowania powiedziałam wprost, co czuję. Wyjaśniłam, że w pełni pojmuję jej rozgoryczenie i żal, że jestem wściekła na Karola za jego postępowanie, że strasznie tęsknię za Jankiem i Niną, że chciałabym móc się z nimi spotkać albo przynajmniej zamienić parę słów przez telefon. W końcu to moje kochane wnuki.

– Nie będę na ciebie naciskać. Jeśli nadal nie zmienisz zdania, zaakceptuję to i przestanę się odzywać. Obiecuję. Tylko przed odpowiedzią dobrze to wszystko rozważ. To jedyne, o co w tej chwili proszę – powiedziałam na zakończenie.

Moja synowa nie powiedziała ani słowa. Kiedy skończyłam mówić, po prostu wstała z ławeczki i ruszyła przed siebie.

W końcu zmiękła

Siedziałam zamknięta w mieszkaniu, cały czas wyczekując, że się odezwie. Dni mijały jeden za drugim, ale Ania się nie odzywała. W momencie, gdy przestałam już liczyć na jakikolwiek kontakt, nagle zadzwonił telefon.

– Co mama robi w ten weekend? – zapytała Ania bez owijania w bawełnę.

– Właściwie nic konkretnego, jestem wolna – odparłam.

A może by tak mama przyjechała do nas i upiekła te swoje słynne placki jagodowe? Wie mama, te ze śmietanką na górze? Nie prosiłabym, ale dzieci bez przerwy wspominają babcię i te jej jagodzianki... Co mama na to?

– Jasne, że przyjadę! I nasmażę wam tych placuszków! – zawołałam z radością.

Minęło już kilka miesięcy od tego, co się stało. Z Anią ostatecznie znalazłyśmy wspólny język, chociaż trochę się przy tym wypłakałyśmy. A Karol? No cóż... Mieszka nadal razem z Martynką, ale coś mi się wydaje, że nie jest różowo. Słyszę to w jego głosie za każdym razem, gdy do mnie telefonuje – brzmi naprawdę przygnębiająco. Trudno przewidzieć, co będzie dalej, tym bardziej że rozwód jeszcze się nie zakończył.

Izabela, 67 lat

Czytaj także: „Wolałam zdobyć nagrodę w pracy niż szacunek kolegów. Uprzejmymi uśmiechami i słowami nie spłacę przecież kredytu”
„Szalałam na stoku, a mąż siedział w hotelu obrażony. Tej zimy miałam ciekawsze towarzystwo niż tego nadętego gbura”
„Zaszłam w ciążę byle tylko zatrzymać faceta przy sobie. Efekt? Wyszłam na tym, jak Zabłocki na mydle”

 

Redakcja poleca

REKLAMA