„Syn wybrał sobie niedojdę i teraz ja muszę ją znosić. Długie szpony, twarz laleczki, a ugotować i wyprać gacie to nie ma komu”

złośliwa synowa fot. Adobe Stock, JackF
„Zostawiała okruszki po czipsach i ciastkach, łupiny słonecznika, zmięte chusteczki higieniczne, serwetki po chińskim jedzeniu i pizzy, to wszystko upchnięte w fotelach albo po prostu rzucone w kąt. W głowie mi się nie mieściło, że w ogóle można tak postępować, a co dopiero – u przyszłej teściowej?”.
/ 14.01.2023 07:15
złośliwa synowa fot. Adobe Stock, JackF

Moja przyszła synowa biegle władała językiem obcym, prowadziła samochód, znała się na komputerach, smartfonach, laptopach. Dla ścisłości muszę dodać, że piekarnika w kuchni gazowej nie umiała włączyć, tak mówiła. Syn twierdził, że jest inteligentna i potrafi się wszędzie znaleźć, gdy jednak podczas pierwszej wizyty u mnie zapytałam, jak jej smakował sernik, odpowiedziała: „mało d…y nie urwało”.

– Machnij ręką – radziła mi koleżanka. – Nic nie poradzisz.

– Ale on ma bielmo na oczach! – odpowiadałam. – To prostaczka!

– Trudno. Jak mu je zdejmiesz na siłę, to cię znienawidzi. Tego chcesz?

Bałam się, że koleżanka ma rację, dlatego zaciskałam zęby. Nie reagowałam, kiedy ta dziewczyna mówiła do Mateusza „debilu”, albo kiedy oznajmiała, że trzeba być kretynem, żeby wpaść na taki czy inny pomysł.

– I po co wydałeś kasę na książki, kiedy wszystko jest w necie? – złościła się. – Mało masz tej makulatury? Mole tylko się w tym lęgną! I tak połowę powyrzucam, kiedy się wyprowadzimy na swoje. Kto by to wiecznie odkurzał?

Nie mogłam pojąć, skąd u niej, osoby w końcu wykształconej, taki negatywny stosunek do książek? Kiedy pytałam, czy zna to albo tamto z klasyki, śmiała się:

– Poczekam, aż ktoś sfilmuje tę nudę! Może wtedy da się przełknąć.

Mateusz popierał wszystko, był wobec niej absolutnie bezkrytyczny.

– Nie egzaminuj Marty, mamo – prosił. – Literatura to nie wszystko. Ona wie, co powinna wiedzieć. Poza tym podoba mi się taka, jaka jest.

Nie musiałam pytać, czy u nas była w czasie mojej nieobecności. Wystarczyło się rozejrzeć! Szklanki na oparciu kanapy, chociaż tyle razy prosiłam, żeby ich tam nie stawiała…

– Wystarczy moment, a już jest plama na obiciu – tłumaczyłam. – Tę po soku ledwo wywabiłam.

– Bo pani się za bardzo przejmuje porządkiem – śmiała się. – Trzeba żyć na luzie… Co tam jedna plama!

Zostawiała okruszki po czipsach i ciastkach, łupiny słonecznika, zmięte chusteczki higieniczne, serwetki po chińskim jedzeniu i pizzy, to wszystko upchnięte w fotelach albo po prostu rzucone w kąt. W głowie mi się nie mieściło, że w ogóle można tak postępować, a co dopiero – u przyszłej teściowej?

Ja się swojej tak bałam, że gdy miała przyjść z wizytą, robiłam generalne porządki. A ona i tak zawsze się do czegoś przyczepiła! Nie mówię, że chciałabym się stać tak samo marudna, ale byłam wściekła, kiedy Marta szperała w mojej lodówce, wyciągała coś na siłę, przewracając pojemnik ze śmietaną, niczego nie wytarła, tylko zatrzaskiwała drzwi. Potem ja skrobałam, szorowałam, zmywałam te zaschnięte, paskudne zacieki.

– Oj tam, oj tam – łagodził Mateusz. – Zdarzyło się raz. Nie marudź!

Mój syn nie uwzględniał faktu, że ciężko pracuję i wracam do domu skonana. Gdyby jeszcze przeprosiła, ale to bagatelizowanie każdej sprawy strasznie mi się nie podobało. Fakt, chodziło tylko o moje problemy, bo swoje traktowała poważnie!

– Muszę położyć farbę na odrosty – oznajmiała Mateuszowi. – Leć, skarbie, do drogerii, bo za chwilę zamkną.

Syn właśnie wrócił po całodziennych zajęciach. Za chwilę miałam mu podać ciepłą kolację, wiedząc, że to będzie pierwszy posiłek od rana, bo Mateusz nie miał czasu na jedzenie.
Niedobrze mi było od ich czułości…

– Kotek – słyszałam – weź coś od mamy, macie podobny odcień. Strasznie jestem zmachany, nie mam siły.

– Ojej, nie cackaj się, leć!

Wyłączałam gaz, odstawiałam garnki. Byłam wściekła, ale nie tylko na nią! Również na syna, który wykazywał całkowity brak charakteru. Był jak plastelina w jej łapkach z długimi pazurami pomalowanymi na oberżynę. Jak z takimi paznokciami obrać kartofle, zrobić przepierkę albo chociaż wyszorować wannę? Niemożliwe!

Dlatego Marta nie wykonywała takich czynności – gotował i sprzątał Mateusz! Byłam pewna, że go całkowicie wzięła pod pantofel, dlatego do głowy by mi nie przyszło, że… to on zerwie zaręczyny! Dobrze znam swojego jedynaka, a jednak niczego nie zauważyłam, tak się przyczaił. Zdziwiłam się tylko, że Marta coraz rzadziej do nas przychodziła, nie dzwoniła.

– Pokłóciliście się? – zapytałam.

– Tak jakby – odpowiedział. – Ale nie martw się, mama, będzie w porządku.

– Wcale się nie martwię! Ja za tą dziewuchą wcale nie przepadam.

– Wiem, dlatego będziesz zadowolona, kiedy ci powiem, że poznałem cudowną kobietę. Ma same zalety!

– Super. Przyprowadź ją kiedyś. Zobaczymy, czy masz rację.

Rany, to był jeden z najokropniejszych wieczorów w moim życiu! Zobaczyłam babkę starszą od Mateusza o dobrych dziesięć lat. Starała się wyglądać skromnie, ale ja mam dobre oko; to była cwaniara nad cwaniary! Miała zupełnie inną taktykę niż jej poprzedniczka.

Sam miód i ulepek!

„Tak, kochanie, oczywiście, skarbie, masz rację, misiu” – i cmok, cmok, buzi, buzi, rączka w rączce… Niedobrze mi się robiło od tych czułości!

Dawno się znacie? – zapytałam.

– Trochę… Uwielbiam pani syna, jest taki dojrzały i odpowiedzialny. Poza tym moje dzieciaki za nim szaleją!

– Jakie dzieciaki?!

– Moje. Mam dwójkę z poprzednich związków. Mateusz się z nimi świetnie dogaduje. Jeszcze trochę i zaczną na niego mówić „tato”, ha ha ha!

– Nie rozpędzajcie się tak. Mateusz ma narzeczoną, o ile wiem, planują się niedługo pobrać!

– Och, to już nieaktualne – rzuciła kategorycznie. – Zerwał z nią. Podobno była okropna. Jakaś jędza i terrorystka! Mateusz mówił, że go niszczyła.

W życiu bym się nie spodziewała, że nagle stanę po stronie tamtej dziewczyny. Szlag mnie trafił! Marta jest okropna, to prawda, ale facet nie powinien źle mówić o żadnej kobiecie, z którą był. Uczyłam tego Mateusza, widocznie nic nie zrozumiał. Tej aktualnej spryciuli nie dało się zatrzymać, tak się rozpędziła.

– Mateusz twierdzi, że pani też tamtej nie znosiła, i że pani ulżyło, jak z nią skończył. Ja obiecuję wzajemną sympatię – zaszemrała fałszywie. – Szybko się zaprzyjaźnimy, zobaczy pani!

Coraz bardziej mnie denerwowała!

Wywołałam syna do kuchni i powiedziałam, żeby już sobie poszli, bo mam migrenę. Muszę się położyć.

– Przed deserem? – zapytał. – Tak chwaliłem twoje ciasto!

To jej zapakuj kawałek do domu. Niech zaniesie dzieciom, ale już znikajcie. Mam dosyć!
Chyba muszę z nim szczerze pogadać

Zaraz po ich wyjściu zadzwoniłam do tamtej dziewczyny.

– Marta, ty wiesz, co się dzieje? Czemu nic nie robisz?

– A… co się dzieje?

– Jak to co? Jesteście jeszcze razem czy nie jesteście?

W słuchawce zapadła długa cisza, w końcu jednak usłyszałam jej głos:

– Mateusz mnie rzucił. Ma inną kobietę, mówi, że jest z nią szczęśliwy.

– Z tobą nie był?

– Mówił, że był, ale pewnie kłamał.

– I co masz zamiar z tym zrobić?

– Nic. Ja sobie dam radę.

Teraz ona kłamała. Głos miała ochrypnięty, rozmazany jak po długim płaczu… Udawała chojraczkę, ale ja wiedziałam, że cierpi.

– Czemu ty taka jesteś? – zapytałam.

– Jaka?

– Udajesz, że cię nic nie rusza.

Znowu cisza

Kiedy zaczęła mówić, od razu się słyszało, że płacze:

– Bo… Moja mama skakała nad ojcem, usługiwała mu jak niewolnica! Robiła z siebie wycieraczkę pod jego buty, a i tak ją zostawił. Nic nie pomogło; prośby, błagania, trucie się, szpital psychiatryczny, nawet moje skomlenie, bo mnie też do niego wysyłała, żebym przed nim klękała. Na nic. Odszedł… Miałam dziesięć lat, kochałam go… Ale przysięgłam sobie, że już nigdy w życiu tak się nie zachowam. Wolę umrzeć niż się upokorzyć przed facetem. Rozumie to pani?

– Rozumiem. I naprawdę żałuję, że cię lepiej nie poznałam. Udawałam miłą, a w gruncie rzeczy strasznie mnie denerwowałaś.

– Więc pani też kłamała?

Niestety. Szkoda, bo chyba mogłabym ją w końcu polubić. Ma charakter, podoba mi się, że nie lamentuje, szczególnie przed takim palantem, jakim się okazał mój syn! Powinnam z nim szczerze pogadać, powiedzieć, co o tym wszystkim myślę, nawet go zdrowo obsobaczyć, ale się boję, że się na mnie wkurzy, może nawet zerwie kontakty. Więc znowu schowam głowę w piasek i będę mówiła: „Rób, jak uważasz! Nie wtrącam się!”. Taka już ze mnie kłamczucha. 

Czytaj także:
„Moja synowa to wyrodna matka ze złego domu. Udawała miłą i dobrą, aż nie przepisaliśmy działki na syna”
„Moja synowa wydziwia i nie pozwala mi zajmować się wnuczkiem. Przecież ja chyba wiem lepiej, jak się dzieci wychowuje!”
„Moja synowa to znana ginekolożka, która ma... problemy z własną płodnością. To się Tomusiowi trafiło!”

Redakcja poleca

REKLAMA