„Syn traktuje mnie jak zatrute powietrze, bo zdradziłem jego matkę. Ona mi wybaczyła, a 15-latek nie potrafi?!”

Mężczyzna, który traci syna fot. Adobe Stock, SB Arts Media
Zostawiłem jego wychowanie w rękach Ewy, miałem za mało czasu, by zajmować się dzieckiem. Wiedziałem, że muszę nadrobić wychowawcze zaniedbanie, inaczej stracę z synem kontakt na zawsze.
/ 31.01.2022 07:21
Mężczyzna, który traci syna fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Odchodząc od żony, przysiągłem sobie, że zawsze będę blisko syna, żeby nie odczuł rozstania rodziców. Próbowałem, lecz niewiele z tego wychodziło. Na ściennym kalendarzu zaznaczałem czerwonym flamastrem dni, które udało mi się z nim spędzić.

Było ich niewiele, Mikołaj często odwoływał spotkanie w ostatniej chwili. Zacząłem zadawać sobie pytanie, czy to tylko moja wina. Podejrzenia kierowałem ku Ewie, mojej byłej żonie. To oczywiste, że dziecko pozostawało pod jej silnym wpływem i robiło to, czego od niego oczekiwała – myślałem z bezsilną złością widząc, jak Mikołaj unika spędzania ze mną weekendów.

Słyszałem o kobietach wykorzystujących dzieci do porachunków z byłym mężem, ale nigdy nie podejrzewałbym Ewy o taki brak klasy. A jednak wszystko na to wskazywało.

Mogła czuć się zraniona, kiedy postanowiłem odejść. Nie ukrywam, powodem była inna kobieta, ale nie tylko. Dusiłem się w małżeństwie, którym rządziła rutyna. Niedzielne obiady, spacer lub wyjazd za miasto.

Wspólny nudny urlop, podczas którego Mikołaj stawał na głowie, marząc o towarzystwie rówieśników. Ja też błagałem los, żeby coś się zmieniło. Zaakceptowałbym nawet trzęsienie ziemi, jeśli tylko pchnęłoby mnie na inne tory. Tkwiłem w tym układzie wyłącznie z obowiązku, żeby Mikołaj miał pełną rodzinę.

Ale jak długo tak można?

Wszystko zmieniło się, kiedy poznałem Agnieszkę. Ona pokazała mi inny, cudowny świat, możliwości, jakich wcześniej nie przeczuwałem. Odzyskałem radość życia, poczułem chęć na więcej, zupełnie jakby ubyło mi nagle lat. Było wspaniale.

Nie umieliśmy z Agą ukryć szczęścia, toteż Ewa dowiedziała się o naszym związku i musiałem podjąć męską decyzję. Nie było mi łatwo. Trzeba było porzucić dom i z dwoma walizkami pójść w nieznane…

No, niedokładnie tak, bo wcześniej wynająłem zupełnie przyjemne mieszkanko, nie wynosiłem się więc donikąd. W nowym gniazdku czekała na mnie Agnieszka i nowe życie. Na początku było fantastycznie, nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Zwariowane wyprawy gdzie oczy poniosą, noce zarwane na szaleństwa w klubach.

Było tak, jak sobie wymarzyłem. Tylko że na dłuższą metę to trochę męczące, jeśli jednocześnie trzeba pracować. No i nie zapominajmy o Mikołaju i moich rodzinnych obowiązkach. Aga nie miała nic przeciwko temu, wszystko rozumiała.

Po „miodowym miesiącu” poświęcałem jej dużo mniej czasu, ale uważałem, że tak mądra dziewczyna potrafi zaakceptować powinności partnera. Tego, że odejdzie, w ogóle się nie spodziewałem. A, przepraszam, poprawka.

Nie porzuciła mnie. Poprosiła, żebyśmy dali sobie czas i przestrzeń. W wolnym przekładzie oznacza to, że Agnieszka nie zerwała ze mną, ale wyprowadziła się na jakiś czas. Żeby nabrać dystansu, jak powiedziała.

Przychodzić do was? Nie masz nic przeciwko temu?

Poczułem się tak, jakby mnie spoliczkowała. Gadki o dawaniu sobie przestrzeni w ogóle do mnie nie przemawiały – albo się z kimś jest na dobre i złe, albo się go olewa. Pomyślałem o synu. Aga się wyprowadziła, miałem więcej wolnego czasu, który mogłem przeznaczyć dla Mikołaja. Pójdziemy na mecz, jak ojciec z synem, może gdzieś wyjedziemy – tak sobie roiłem.

Wszystkie plany wzięły w łeb, bo natrafiłem na niezrozumiały opór. Syn chyba niespecjalnie się za mną stęsknił. Po kilku tygodniach szarpaniny i robienia wymówek, postanowiłem odbyć z Mikołajem męską rozmowę.

Jeśli chłopak ma do mnie żal, czuje się porzucony, przekonam go, że nie ma racji. Między nami nic się nie zmieniło, wyprowadziłem się od jego matki, nie od niego. Mikołaj wysłuchał mnie cierpliwie, a potem parsknął śmiechem.

– Ojciec, ale banalną gadkę wcisnąłeś, no nie mogę. Żenada. Moralniaka masz, co? Matce świństwo zrobiłeś, załatwiajcie to między sobą. Mnie do tego nie mieszaj.

I bądź tu mądry. Piętnastolatek usadził mnie kilkoma słowami. Jak miałem do niego przemówić? Zacząłem podejrzewać, że nie ma co kombinować, prawda jest dużo prostsza. Nie jestem mu tak potrzebny, jak kiedyś.

Ma kolegów, wirtualny świat, w którym regularnie się pogrąża. Dorasta, szuka swojej drogi, dla mnie nie przewidział żadnej roli. Może dlatego, że nie było mnie przy nim, gdy był młodszy?

Zostawiłem jego wychowanie w rękach Ewy, miałem za mało czasu, by zajmować się dzieckiem. Wiedziałem, że muszę nadrobić wychowawcze zaniedbanie, inaczej stracę z synem kontakt na zawsze. A tego bałem się jak ognia.

Paradoksalnie mogłem liczyć jedynie na Ewę

To w sumie nie takie dziwne, jej też zależało na szczęściu syna.

– Bądź cierpliwy, Mikołaj doceni twoje starania. Kiedyś… – powiedziała. – Spotkacie się w pół drogi, będziesz mu potrzebny.

– Jak długo mam czekać? – denerwowałem się. – Chłopak dorasta z dala ode mnie, nie mam wpływu na jego wychowanie.

– Tak zadecydowałeś – głos Ewy stał się o dwa tony chłodniejszy.

– Wiem, ale mimo wszystko…

– Odszedłeś, a Mikołaj nie chce u ciebie bywać – Ewa suchym tonem podsumowała moją nieskładną wypowiedź. – Więc ty wpadaj do niego – dodała.

– Nie będę ci przeszkadzał? – spytałem, zaskoczony wielkoduszną propozycją.

– To trochę dziwna sytuacja, fakt… Jestem jednak w stanie na krótko ją zaakceptować. Dla dobra Mikołaja, bo chociaż tego nie okazuje, na pewno potrzebuje ojca.

Byłem tego samego zdania. Zaplanowałem nawet, co powiem Mikołajowi, gdy zdziwi się, że codziennie z nim jestem. Wymyśliłem długą przemowę, której, niestety, nigdy nie dane mi było wygłosić.

– Cześć, tata – Mikołaj przybił mi piątkę w przedpokoju. – Mama mówiła, że przyjdziesz. Wiesz, gdzie co jest, czuj się.

Ostatnie słowa wypowiedział prawie zza drzwi, które zaraz starannie zamknął. Brzęknęła wywieszka, którą sam mu kupiłem: WSTĘP WZBRONIONY. Nie odważyłem się do niego zapukać.

Codziennie, zaraz po pracy, wpadałem do Mikołaja. Syn nadal zamykał się w pokoju, odpowiadał monosylabami, ale przynajmniej jedliśmy razem obiad. Jak dawniej. Było mi głupio, że stołuję się u Ewy, więc zacząłem przychodzić z zakupami. I tak nie miałem nic lepszego do roboty.

Aga odeszła, wynajęte mieszkanie odstręczało nieosobistym wystrojem i pustką. Nie narzekałem, nie było mi źle samemu, przynajmniej miałem święty spokój, jednak poświęciłem go dla ojcowskiego obowiązku i dla syna.

Wsparcie byłej żony… Trochę dziwna sprawa

Ewa zaskoczyła mnie nietypową propozycją. Chciała wyjechać na dwa tygodnie, dostała spóźniony urlop i zamierzała go wykorzystać najlepiej, jak się da. Poprosiła, żebym został z Mikołajem.

Zgodziłem się, widząc dodatkową szansę na stworzenie więzi z synem. Postanowiłem potraktować go jak dorosłego, odpowiedzialnego człowieka. Podzieliłem obowiązki. Ja miałem gotować i dbać o porządek, Mikołaj robić zakupy i wyrzucać śmieci. Skończyło się tym, że zamawialiśmy w kółko pizzę albo burgery, a pudełka wynosiłem, wychodząc do pracy.

Inaczej niechybnie sprowadziłyby się do nas karaluchy. Próbowałem spać na kanapie, jednak prędko zrezygnowałem na korzyść naszego małżeńskiego łóżka, które było znacznie wygodniejsze. Trochę to głupio wypadło, jednak Ewa nic nie widziała, więc nie było powodu, by nie skorzystać.

Mikołaj zachowywał się ciągle tak samo. Szczerze mówiąc, chyba miał w nosie moje starania. Próbowałem z nim o tym rozmawiać, ale mnie olał. Powiedział, że nie wie, o co ta gadka, po czym poszedł do siebie.

– Nie rozumiem młodzieży – żaliłem się Ewie, składając jej raport z domowych spraw. – Mikołaj nadal się mną nie interesuje, traktuje jak powietrze. Ja taki dla ojca nie byłem… Halo? Słyszysz mnie? Co tam się dzieje?

W tle grała muzyka, słychać było podniesione głosy, jakiś mężczyzna śmiał się jak głupi.

– Nic – powiedziała stanowczo Ewa. – Porozmawiamy jak wrócę, cześć – rozłączyła się, choć miałem jej jeszcze dużo do powiedzenia.

Zdenerwowałem się. Ewa pojechała diabli wiedzą dokąd i najwyraźniej dobrze się tam bawiła, a ja umizgałem się do opornego nastolatka, który ledwie raczył mnie dostrzegać.

– Tak dobrze nie będzie. Jak tylko matka wróci, przeniesiemy spotkania na mój grunt – oznajmiłem Mikołajowi.

Nawet się nie odwrócił. Może nie usłyszał, bo miał na głowie słuchawki. Zamknąłem cicho drzwi.
Kolejny weekend mieliśmy spędzić u mnie. Mikołaj jęczał, że niszczę mu życie towarzyskie, ale nie miał wyboru. Piętnastolatek powinien słuchać ojca, nie mogłem pozwolić, żeby mi dyktował warunki.

Przyjechał nadęty i obrażony

Przez dwa dni prawie się nie odzywał. Nie tak wyobrażałem sobie weekend z synem, dlatego odwiozłem go do domu wcześniej niż planowałem. Wyraźnie się ucieszył, jeszcze w samochodzie sprawnie skontaktował się z kolegami i umówił na wypad do kina. Tak usłyszałem, miałem nadzieję, że to nie był szyfr przeznaczony dla ojcowskich uszu.

– Do widzenia, synu – powiedziałem krótko, bojąc się, że głos odmówi mi posłuszeństwa.
Mikołaj spojrzał na mnie, jakby zobaczył mnie pierwszy raz.

– No co ty? Chyba nie będziesz płakał?

– Mam wrażenie, że cię tracę – postanowiłem postawić na szczerość.

Synek przewrócił oczami.

– Rany, tata, nie rób scen, nic się nie dzieje. Mamy superukład, poważka. Żaden kumpel nie ma takiego ojca… No dobra, będzie tego. Lecę, trzym się, tato.

Zbaraniałem. On tak to widzi? Dziwne, chyba nigdy nie zrozumiem nastolatka. Ale jest jeszcze nadzieja. Mikołaj przecież kiedyś w końcu dorośnie, wtedy znów się odnajdziemy. Czekając na tę chwilę, często bywam u byłej żony i syna, spędzam z rodziną większość wieczorów. Ewa nic nie mówi, chyba się przyzwyczaiła. 

Czytaj także:
„Przyjęłam synowe pod swój dach i dałam wszystko, co mogłam. A te dwie smarkule chcą mnie oddać do domu starców”
„Fanaberie, nie żadna depresja – myślałem. Żona stała już na balkonie z nogę na zewnątrz i płaczącą córką na rękach”
„Mąż od 3 lat ma romans z moją przyjaciółką. Gdy zaszła w ciążę, wysłał ją, żeby mi o tym powiedziała. Paskudny tchórz”

Redakcja poleca

REKLAMA