Zdziwiłam się, widząc swojego syna w progu. Miał przyjść na obiad ze swoją dziewczyną. Kolejny raz, mimo że zapraszałam oboje, zjawił się tylko Mikołaj. Chociaż z drugiej strony byłam nawet zadowolona, bo szczerze mówiąc, nie przepadałam za bardzo za Izą. Owszem, dziewczyna syna była grzeczna, uprzejma, ale niezbyt chętna do rozmowy.
Zawsze obawiałam się ludzi, którzy mało mówią, nie wypowiadają głośno swoich opinii, choćby przy stole na temat zupy czy kotleta. Wydawało mi się, że mają coś do ukrycia, nie są wobec mnie szczerzy... Może jestem niesprawiedliwa, bo w końcu są przyzwoici ludzie, którzy z powodu nieśmiałości, skromności czy po prostu wrodzonych cech charakteru nie są zbytnio wylewni. Mnie jednak to przeszkadza. Pewnie dlatego, że sama jestem dość gadatliwa, lubię się dzielić z bliskimi tym, co mnie cieszy lub gryzie od środka, lubię, gdy oni otwarcie mówią o swoich sprawach.
– Iza sprząta łazienkę... I jest zajęta – padła wymijająca odpowiedź.
– W niedzielę sprząta? A nie mogła... – ale Misiek mi przerwał.
– Oj mamo, każdy sprząta, kiedy chce, Iza przecież cały tydzień pracuje… Daj już z tym spokój. Zaprosisz ją sobie kiedy indziej – palnął.
– Mam zaprosić ją samą? Pokłóciliście się, czy co? – próbowałam dociec, ale Mikołaj wymigał się od odpowiedzi i szybko poszedł z mężem do piwnicy po sałatkę do obiadu.
Dopiero po wyjściu syna mąż usiadł ciężko na kanapie i bez zbędnych wstępów oznajmił mi:
– Mikołaj chce się rozstać z Izą i nie wie, jak to zrobić… Sam nie mam pojęcia, co mu doradzić. Może ty, Kryśka coś wymyślisz. Chłopak strasznie się w to wszystko zaplątał…
Syn zwierzył się mężowi ze swojego kłopotu. Teraz, kiedy i ja wiedziałam, o co chodzi, mogłabym powiedzieć: „A nie mówiłam”. Tyle że nic by to nie dało. Rzeczywiście sytuacja była trudna, ale nie bez wyjścia.
Dwa lata temu nasz syn zapragnął żyć na własny rachunek. Skończył studia, znalazł pracę i już zdążył dochrapać się pierwszego awansu.
– Stać mnie, żeby wynająć własne mieszkanie – mówił z dumą.
Było nam smutno, bo nasze dziecko właśnie postanowiło wyfrunąć z gniazda, ale nie protestowaliśmy. Mikołaj był dorosły, miał prawo do samodzielnego życia. Doskonale to z mężem rozumieliśmy, zwłaszcza że rok wcześniej poznał Izabelę i wydawało się, że to coś poważnego.
Wszystko w mieszkaniu należało do niej
Mieszkanko, które wynalazł Mikołaj, było niezbyt duże, ale za to jasne, czyste, sensownie urządzone. Syn zabrał z domu swoje ubrania, komputer, sprzęt grający, kilka książek.
– Resztę zostawiam. Zabiorę, jak kupimy już coś swojego – powiedział, całując mnie na do widzenia.
Bardzo przeżyłam tę jego wyprowadzkę. Niby moje dziecko nie wyjeżdżało na koniec świata, na dodatek jego pokój nadal wyglądał jakby Misiek w nim mieszkał, a jednak czułam się fatalnie. Tęskniłam za synem już drugiego dnia, kiedy po pracy nie przyszedł do domu na obiad. Zauważyłam wtedy, że i mężowi wysiadło poczucie humoru, jakoś tak skapcaniał… Cały wieczór siedział ponury przed telewizorem.
Ożywiliśmy się, gdy dwa tygodnie po wyprowadzce, Mikołaj zaprosił nas do siebie. Oboje z Izą przygotowali jakąś sałatkę i deser. Było także wino. Spędziliśmy dosyć miłe popołudnie, chociaż dziewczyna naszego syna prawie się do nas nie odzywała. Zwróciłam wtedy uwagę na fakt, że na jednej ścianie większego pokoju są same półki z książkami. Nie było jednak wśród nich ulubionych pozycji Miśka. To mnie naprawdę zdziwiło.
– No proszę, miałeś tutaj tyle miejsca, a swoich książek z domu nie zabrałeś… – wyrwało mi się.
Może i była w tym odrobina złośliwości, bo wydało mi się, że w ogóle w całym mieszkaniu wszystko należy do Izy. A to przecież Mikołaj płacił za wynajem, więc coś tu było nie tak.
– Tak wyszło… – usłyszałam.
Potem, w cztery oczy, wyjaśnił mi, że Iza mieszkała dotąd w jednym pokoju z młodszym bratem. Mieli strasznie ciasno i chłopak nie mógł się doczekać, kiedy siostra się wreszcie wyniesie i zabierze swoje rzeczy.
Trochę mnie zdziwiła ta sytuacja. Próbowałam synowi wytłumaczyć, że skoro teraz mieszkają pod jednym dachem, to każde z nich ma prawo do zajmowania połowy przestrzeni. Nurtowała mnie też inna sprawa.
– A co się stanie, jeśli wam razem nie wyjdzie i za jakiś czas zechcecie się rozstać? Dokąd wtedy wyprowadzi się Izabela? – spytałam syna.
– To nie twoja sprawa, mamo – syknął wtedy Mikołaj. – Przestań roztaczać czarne wizje, z łaski swojej.
Czułam się dotknięta tym, że nie chce ze mną rozmawiać jak dorosły mężczyzna. Uważałam, że powinien brać pod uwagę taki wariant. W końcu różne rzeczy się zdarzają, zwłaszcza gdy dwoje ludzi nie pasuje do siebie tak bardzo jak on z Izą. W końcu jednak za radą męża machnęłam na to ręką i przestałam się wtrącać.
Nic już z tego nie rozumiałam...
W nowym lokum syna brakowało jeszcze wielu potrzebnych rzeczy, na przykład w kuchni. Dlatego gdy szliśmy z mężem kolejny raz odwiedzić młodych, zanieśliśmy im spory karton przydatnych drobiazgów w prezencie, między innymi mikser, toster i dzbanek do parzenia kawy.
– Super, właśnie się przymierzaliśmy, żeby kupić coś takiego… – syn był zadowolony, podziękował.
Na jego twarzy dostrzegłam uczucie ulgi. Zrozumiał pewnie, że pogodziłam się z tym, jak teraz żyje i jak się urządził. Iza nic nie powiedziała na widok naszego prezentu. Obdarzyła nas jedynie lekkim uśmiechem.
Od tamtej pory bywaliśmy u nich rzadko. Syn zaglądał na niedzielne obiady, z czasem zaczęli przychodzić oboje. Nie było okazji, żeby porozmawiać z synem w cztery oczy, ale wydawało się, że Mikołaj naprawdę jest szczęśliwy, więc nie czułam potrzeby, aby syna wyciągać na zwierzenia. Od czasu do czasu słyszałam tylko, że jedynym zmartwieniem młodych jest brak normalnej pracy dla Izy. Wciąż była zatrudniona na umowę zlecenie i zarabiała marne grosze.
Pewnego dnia, gdy młodzi przyszli w niedzielne popołudnie, zagaiłam rozmowę o wspólnym mieszkaniu.
– Misiu, zastanów się nad tym wynajmem. To tyle kosztuje, a przecież tymi samymi pieniędzmi mógłbyś spłacać kredyt na własny kąt.
– Tak, mamo, myśleliśmy o tym, ale jeszcze nie teraz… – odpowiedział mi syn i od razu zmienił temat.
Potem czas jakoś pędził, mieliśmy z Andrzejem sporo własnych spraw na głowie, jakieś drobne problemy ze zdrowiem i nie widzieliśmy się z synem parę ładnych tygodni.
Kiedy pierwszy raz przyszedł sam na niedzielny obiad, nie zwróciłam na to większej uwagi. Iza w końcu zmieniła pracę, dostała stałą umowę na czas nieokreślony i była teraz podobno bardzo zapracowana. Jednak gdy trzeci raz z rzędu syn zjawił się u nas sam i zwierzył się ojcu ze swoich trosk, nie było sensu dalej udawać, że o niczym nie wiem.
– Porozmawiajmy synku – zadzwoniłam któregoś dnia, gdy Mikołaj był sam w domu. – Musisz wreszcie postawić sprawę jasno. Nie możesz dłużej zwodzić Izy, jeśli chcesz się z nią rozstać… – wypaliłam prosto z mostu.
Mikołaj najpierw coś kręcił, mówił, że to nie jest postanowione, wreszcie stwierdził, że nie będzie omawiał takich spraw przez telefon. A potem znowu wypadł weekend i w drzwiach pojawili się oboje.
– Nic już z tego nie rozumiem, synku – szepnęłam zdenerwowana, gdy zostaliśmy sami w kuchni.
– Mamo, nie teraz, później porozmawiamy, dobrze? – westchnął on. – Po obiedzie odprowadzę Izę do domu i przyjdę do was znowu… Powiedziałem jej, że wieczorem umówiłem się z kolegami do knajpy na piwo.
W życiu nie wszystko jest proste i miłe
Rozlałam zupę na obrus, skaleczyłam palec, bo trzęsły mi się ręce, gdy kroiłam mięso na porcje… Denerwowałam się. Widziałam jednak, że Mikołaj jest jeszcze bardziej spięty. Gdy wrócił po tym jak odprowadził Izę, wyjaśnił, że wciąż nie wie, jak ma jej powiedzieć, że z nimi już koniec.
– Synku, jesteś dorosły, więc przestań się bawić w ciuciubabkę. Nie możesz oszukiwać dziewczyny. Każdy związek powinien opierać się na zaufaniu, a skoro ją oszukujesz, to już nie ma związku – powiedziałam. – Czy Iza się czegoś domyśla?
– No pewnie. W kółko mnie pyta, co się ze mną stało, bo jestem jakiś nieobecny, inny – odparł nasz syn. – Wiesz mamo, ja się zakochałem i wiem, że z Martą to już na pewno będzie na całe życie. Marta ci się spodoba, jest zupełnie inna niż Iza.
– Rozumiem, cieszę się, że znalazłeś taką dziewczynę, ale musisz zakończyć jedną sprawę, zanim rozpoczniesz kolejną! – podniosłam głos.
– Tylko co ja mam zrobić? – jęknął Mikołaj. – Ona nie ma się dokąd wyprowadzić! Jej brat już nie wpuści jej z powrotem. Nie wyrzucę jej…
– Iza ma swój rodzinny dom i tam wróci albo, jeśli zechce, wynajmie sobie mieszkanie czy pokój – stwierdził mój mąż. – Trzeba grać w otwarte karty. Najlepiej będzie, jeśli wypowiesz umowę i wyprowadzicie się z tego mieszkania oboje. Każde pójdzie w swoją stronę. Ty też możesz wrócić do domu na jak długo zechcesz.
– Ale jak ja mam jej to powiedzieć? Nie dam rady.
– Moje dziecko, w życiu nie wszystko jest proste i miłe – wyjaśniłam. – Jeśli chcesz być szczęśliwy, musisz posprzątać to, co nabałaganiłeś. A to pewnie będzie bolesne dla obu stron.
– Tak, mamo, wiem – westchnął Misiek. – Jeszcze dzisiaj o wszystkim powiem Izie. Zrobię tak, jak radzisz.
Czytaj także:
„Syn związał się z postępową rozwódką. Jej dzieci są rozwydrzone i nie chcą nazywać mnie babcią. Dla nich jestem nikim”
„Na widok Joli prawie dostałam zawału. Mój syn umawia się z 40-letnią kobietą. Przecież ona mogłaby być jego matką"
„Syn zakochał się w kobiecie w moim wieku, a ja nie mogę tego znieść. Tak marzyłam o młodziutkiej synowej i wnukach”