Nie wiem, kiedy zaczęłam czuć, że go tracę. Może wtedy, gdy zaczął coraz rzadziej wracać na niedzielne obiady? Może gdy po raz pierwszy powiedział, że nie może przyjechać na święta, bo jedzie do jej rodziny? A może już wtedy, gdy Kasia pojawiła się w jego życiu, uśmiechnięta, pewna siebie, wchodząca między nas jakby miała do tego prawo?
Michał był moim jedynym dzieckiem, moim światem. Kiedy jego ojciec całe dnie spędzał w pracy albo w fotelu przed telewizorem, to ja byłam przy nim. Ja go tuliłam, kiedy płakał. Ja szyłam mu kostium na bal przebierańców. Ja byłam pierwszą osobą, do której biegł, gdy dostał piątkę. Mówił wtedy: „Mamo, widzisz? Dla ciebie!” A teraz? Teraz jego życie to ona. Wciąż pamiętam, jak kiedyś mówił, że żadna kobieta nigdy nie zastąpi mu matki. Jak bardzo się mylił…
Brakowało mi syna
Zadzwoniłam do Michała. Telefon długo dzwonił, a ja coraz mocniej ściskałam słuchawkę. W końcu odebrał, ale jego głos brzmiał inaczej, jakby niechętnie, jakbym przeszkodziła mu w czymś ważnym.
– Mamo, mogę oddzwonić? Jemy właśnie kolację.
Kolację. Kiedyś to ja przygotowywałam mu jedzenie, nakładałam na talerz dokładkę, słuchałam, jak opowiadał o pracy, o planach, o drobnych radościach i zmartwieniach. Teraz jadł z nią, a ja? Ja siedziałam sama przy zimnym stole, bo mąż często wracał późno z pracy.
– Synku, zrobiłam twoją ulubioną zupę. Może wpadniesz? – zapytałam, chociaż przeczuwałam już odpowiedź.
– Mamo, mówiłem ci, że mamy plany z Kasią…
Poczułam znajome ukłucie w sercu. Ile razy już to słyszałam?
– Znowu ona? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Po drugiej stronie zapadła cisza. W tle dobiegł mnie kobiecy głos. Michał odpowiedział, ale nie do mnie – to jej coś tłumaczył. Po chwili wrócił do rozmowy.
– Mamo, muszę kończyć. Zadzwonię później.
Nie zadzwonił.
Patrzyłam na telefon, mając jeszcze nadzieję, że się rozświetli, że zobaczę jego imię na ekranie. Nic. Przeglądałam stare wiadomości. „Mamo, którą koszulę wybrać na rozmowę kwalifikacyjną?” „Mamo, może wpadniesz w sobotę? Dawno się nie widzieliśmy.” Teraz już nie pytał. Teraz to Kasia wybierała mu koszule. To z nią spędzał czas. A ja? Ja byłam już tylko kimś, do kogo oddzwaniało się z obowiązku – jeśli w ogóle.
Nie mogłam dłużej czekać
Jeśli Michał nie miał czasu, żeby do mnie przyjechać, to ja pojadę do niego. Byłam jego matką, miałam prawo go odwiedzić. Tomasz tylko na mnie spojrzał, gdy oświadczyłam mu, że jadę. Nigdy nie rozumiał, jak ważna jest rodzina. Upiekłam Michałowi jego ulubione ciasto – sernik z polewą czekoladową. Zawsze je lubił. Może to będzie pretekst, żeby usiadł ze mną na chwilę?
Zapukałam do drzwi. Otworzyła Kasia. Jej mina mówiła wszystko – nie spodziewała się mnie i nie była zadowolona.
– O, dzień dobry, mamo… – powiedziała chłodno. – Coś się stało?
– Nie, po prostu chciałam odwiedzić syna. Mogę wejść?
Nie miała wyjścia. Odsunęła się na bok, wpuszczając mnie do środka. Weszłam do salonu i od razu poczułam się obco. Na stole stały jakieś dziwne dania, których nie znałam. Nie było zapachu rosołu, schabowego, moich pierogów. Było inaczej. Obco.
– Michał, zrobiłam ci sernik – oznajmiłam radośnie, podając mu pudełko.
– O, dzięki, mamo, ale właśnie jedliśmy deser… – odpowiedział, patrząc na Kasię.
Ona uśmiechnęła się lekko i dopiła kawę.
– Michał lubi moje ciasta – powiedziała spokojnie.
Poczułam, jak krew zaczyna mi pulsować w skroniach.
– Kiedyś jadł tylko moje obiady – rzuciłam, patrząc prosto na nią.
– Kiedyś był chłopcem. Teraz jest dorosły – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem.
Spojrzałam na Michała, ale on spuścił wzrok. Wtedy zrozumiałam – byłam tutaj intruzem.
Syn poprosił mnie o rozmowę
Po tym incydencie zapanowała cisza. Wczoraj Michał zadzwonił do mnie pierwszy raz od tygodni. Zaprosił na kawę. Od razu poczułam, że coś jest nie tak. On nie robił tego od dawna. Czułam, że to nie spotkanie z tęsknoty, ale z konieczności.
Usiedliśmy w kawiarni, którą wybrał. Nowoczesna, chłodna. Nie pasowała do naszych dawnych miejsc, gdzie pachniało domowym ciastem i ciepłą herbatą.
– Mamo, musimy porozmawiać – zaczął, mieszając łyżeczką kawę.
– Oczywiście, synku. Tęskniłeś za mną? – uśmiechnęłam się, jakby to mogło rozluźnić atmosferę.
Michał westchnął i odłożył filiżankę.
– Mamo… musisz zaakceptować, że Kasia jest moją rodziną.
Zamarłam.
– A ja? Ja już nie jestem twoją rodziną? – zapytałam, czując ucisk w klatce piersiowej.
– Jesteś. Ale teraz Kasia jest na pierwszym miejscu.
Patrzyłam na niego w osłupieniu.
– Czyli ona cię do tego zmusiła?
– Mamo, nie mów tak… – Michał potrząsnął głową, ale widziałam, że czuje się winny.
– Odebrała mi ciebie – wyszeptałam.
Nie zaprzeczył. Spuścił wzrok, a ja zrozumiałam, że przegrałam. Nigdy nie wrócimy do tego, co było.
Pojawił się dystans
Po tamtej rozmowie wszystko się zmieniło. Michał dzwonił coraz rzadziej. Kiedy ja próbowałam się z nim skontaktować, odbierał po kilku sygnałach, jakby wahał się, czy w ogóle rozmawiać. Jego głos brzmiał inaczej – zdystansowany, jakby już nie mówił do matki, ale do kogoś obcego.
Zaczęłam odwiedzać ich jeszcze rzadziej. Za każdym razem czułam się tam nieproszona. Kasia była uprzejma, ale chłodna, a Michał spięty, jakby bał się, że powiem coś niewłaściwego. Czasem odnosiłam wrażenie, że patrzy na nią przed każdą odpowiedzią, jakby chciał się upewnić, co wolno mu powiedzieć.
– Może przyjdziecie na obiad w niedzielę? – zapytałam pewnego dnia. – Zrobię twoje ulubione pierogi.
– Zobaczymy, mamo, mamy dużo spraw… – odpowiedział wymijająco.
Nie przyszli.
Tomasz patrzył na mnie ze smutkiem.
– Może powinnaś dać mu trochę przestrzeni? – zapytał delikatnie.
Ale jak miałam dać przestrzeń własnemu dziecku? Jak miałam odpuścić? W końcu przestałam dzwonić pierwsza. Czekałam, aż Michał się odezwie. Ale telefon milczał.
Nie wiem, co dalej będzie
Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę. Uśmiechnęła się ciepło i zagadnęła:
– Widziałam Michała z Kasią w parku. Tworzą taką piękną rodzinę. A pani to pewnie dumna, prawda?
Uśmiechnęłam się blado. Rodzinę? Mój syn miał rodzinę beze mnie? Wieczorem, po długich wahaniach, wysłałam Michałowi wiadomość. Krótką, prostą: „Tęsknię za tobą, synku”. Odpisał dopiero następnego dnia: „Mamo, wszystko u mnie dobrze. Odezwiemy się wkrótce”.
„Odezwiemy się.” Już nawet nie on, ale oni.
Tomasz próbował mnie pocieszać. Mówił, że tak wygląda dorosłe życie dzieci, że to naturalne. Ale dla mnie to nie było naturalne. Całe życie oddałam Michałowi, a teraz byłam tylko kimś, kto czeka na wiadomość, na znak, na resztki jego uwagi. W końcu zrozumiałam. Nie byłam już mu potrzebna.
Barbara, 62 lata
Czytaj także: „Miałam męża za świętego, aż wpadł mi w ręce jego telefon. Teraz wiem, czemu godzinami siedział w łazience”
„Sąsiad uwiódł mi żonę, a ja wylądowałem na bruku. Gdyby nie pomoc innych, po przegranym życiu płakałbym na chodniku”
„Nie zgadzałam się, żeby teściowa miała klucze do naszego mieszkania. Naiwnie liczyłam, że odpuści, ale była sprytna”