– Co kupić Kubusiowi na urodziny? – zapytała moja mama przez telefon.
Właściwie spodziewałem się tego pytania, ale milczałem, bo nie znałem odpowiedzi. Nie miałem pojęcia, co mój bez mała pięcioletni jedynak mógłby jeszcze dostać. Zastanawiałem się nad tym od kilku dni i nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Dlaczego? Bo moim zdaniem miał wszystko!
I to nie dlatego, że opływamy z moją Asią w dostatki i spełniamy każdą zachciankę Kuby. Wręcz przeciwnie, spłacamy kredyt na mieszkanie i choć oboje pracujemy, musimy bardzo pilnować budżetu, żeby do pierwszego nam wystarczyło. Po prostu gdy zostaliśmy rodzicami, obiecaliśmy sobie, że postaramy się zaspokajać wszystkie potrzeby naszego dziecka. Tak, by było szczęśliwe, radosne i co równie ważne, prawidłowo się rozwijało.
Przecież on wszystko już ma…
Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Dzięki naszym staraniom i nieustającej hojności bliskich w domu nie brakowało zabawek, które bawią i uczą. Najpierw były więc grzechotki, świecące i grające gadżety, które miały pomóc dziecku w rozwijaniu słuchu i spostrzegawczości, potem przyszedł czas na piłki, foremki do zabawy w piaskownicy, drewniane i plastikowe klocki, przytulanki, układanki, książeczki dla dzieci. Potem hulajnogi, rowerki, samochody, samoloty, kolejki, czyli wszystko to, co każdy chłopiec mieć powinien. Efekt? Gdy zbliżała się jakaś okazja do dania prezentu, rozdzwaniały się telefony od najbliższych i padało pytanie: co kupić Kubusiowi? A ja bezradnie wzdychałem i milczałem.
– Halo, Bartek, jesteś tam? – wyrwał mnie z zamyślenia głos mamy.
– Jestem, jestem… – mruknąłem.
– To dobrze. A więc posłuchaj… Rozmawiałam wczoraj z ciocią Zosią i wujkiem Frankiem. No i zastanawiamy się, czy nie kupić małemu tabletu. Teraz wszystkie dzieci ponoć się tym bawią. Oderwać ich nie można!
– Nie, mamo, żadnego tabletu! – zaprotestowałem gwałtownie. – Oboje z Asią chcemy, żeby Kuba jak najdłużej trzymał się od takich gadżetów z daleka. Może w przyszłości. Ale teraz jeszcze nie! Ma biegać, bawić się, a nie siedzieć w kącie z nosem wbitym w ekran.
– No to co? Może rowerek? Pewnie wyrósł już z tego starego?
– Rowerek już ma. Nowiutki. Była promocja w sklepie, więc grzech było nie skorzystać. Już nawet byliśmy wszyscy na przejażdżce za miastem.
– O, to może kask? Taki firmowy z atestem bezpieczeństwa?
– Kupiliśmy razem z rowerkiem… Przecież bez porządnego kasku nie pozwoliłbym Kubie wyjechać na ulicę…
– Oj, synu, nie pomagasz…
– Przepraszam, ale naprawdę nie wiem. Może nic nie kupujcie? Po prostu wpadnijcie na tort, złóżcie życzenia. Kuba będzie zachwycony. Bardzo lubi, gdy nas odwiedzacie.
– Mowy nie ma! Bez prezentu nie przyjedziemy. Przecież to piąte urodziny! I wiesz co? Jak sam nie umiesz niczego zaproponować, to podpytaj Asię. Ona na pewno ma jakiś pomysł.
– Nie sądzę. Wie tyle samo, co ja. Poza tym ma dzisiaj jakieś ważne spotkanie w firmie i wróci późno.
– W takim razie porozmawiaj z Kubą. Tylko tak delikatnie, żeby się nie zorientował, o co chodzi. Na pewno o czymś marzy.
– No dobrze, za chwilę z nim pogadam – poddałem się, bo czułem, że mama nie odpuści. – A jak się czegoś dowiem, to natychmiast dam ci znać – dodałem szybko, uprzedzając kolejną prośbę mamy. Wiedziałem że od tej chwili będzie czatować przy telefonie i czekać na wiadomość.
Poszedłem do pokoju synka. Akurat coś rysował, nucąc pod nosem melodię z kreskówki. Stanąłem w drzwiach i zacząłem się w niego wpatrywać. Byłem dumny, że jest taki spokojny i skupiony. To dlatego trzymałem go z dala od tabletów i gier. Nie chciałem, żeby szaleństwo współczesności zrobiło z niego nerwusa, który nie potrafi skupić się na jednej rzeczy.
Sam zaczął ten temat
Gdy skończył, podniósł głowę.
– O tatuś! Dobrze, że jesteś! Bo muszę z tobą porozmawiać! O baaaardzo ważnej sprawie – zrobił tajemniczą minę.
– Tak? A co ta za ważna sprawa? – przysiadłem obok niego zaciekawiony.
Wziął głęboki oddech.
– No więc niedługo są moje urodziny. Prawda?
– Prawda. Skończysz pięć lat – uśmiechnąłem się.
– Czyli to są takie specjalne urodziny? Prawda?
– Prawda – skinąłem głową.
– Czyli mogę dostać też specjalny prezent? – wpatrywał się we mnie z nadzieją.
– Możesz – uśmiechnąłem się pod nosem. Cieszyłem się, że sam poruszył ten temat i będę mógł przekazać mamie, o czym marzy jej wnuk. – No to co to ma być za prezent? Mam nadzieję, że nie żywy słoń albo żyrafa. Bo uprzedzam, od razu odmówię.
– Nie, przecież nie jestem głupi. Słonie i żyrafy nie mieszkają w blokach, tylko w Afryce albo w zoo. Ja chcę brata – wypalił.
– Brata? – wykrztusiłem tylko, bo mnie kompletnie zamurowało.
– No dobra, może być siostra. Koledzy w przedszkolu mówią, że dziewczynki też są fajne. Ale na początek wolałbym brata. Dziewczyna może być później.
– Później?
– No tak. Wszystkie dzieci mają rodzeństwo do kochania… Tylko ja ciągle jestem sam. Nie chcę być dłużej sam.
– Przecież nie jesteś! Masz mamę, mnie, babcie, dziadków, ciocie…
– Wiem, ale to nie to samo – przerwał mi Kubuś.
– Masz rację. Ale zastanów się. Może jednak chciałbyś jeszcze coś innego?
– Nie, tatusiu. Tylko brata albo siostrę. To jak, dostanę? Proszę! Proszę! – złożył rączki w błagalnym geście.
– Kochanie, to niemożliwe… Taki prezent nie pojawia się tak od razu, na zamówienie.
– Nie? A dlaczego?
– Bo…. – gorączkowo szukałem jakiegoś wytłumaczenia. – Bo brata lub siostry nie kupuje się w sklepie. Trzeba na niego lub na nią trochę poczekać.
– Długo?
– No, co najmniej do następnych urodzin. A może nawet dłużej.
– To ja poczekam. Aha, i nie myśl, że to marzenie zmieni mi się na jakieś inne – odparł z poważną miną, a potem wyciągnął kolejną kartkę i zabrał się do rysowania.
Gdy wychodziłem, były już na niej dwie postacie trzymające się za ręce. Jedna większa, druga całkiem malutka. Zrozumiałem, że to Kubuś i brat, którego tak bardzo pragnął.
Wróciłem do salonu, usiadłem w fotelu i próbowałem uporządkować kłębiące się w głowie myśli. Syn nigdy wcześniej nie wspominał, że chciałby mieć rodzeństwo. Byliśmy przekonani, że podoba mu się życie jedynaka. Cieszyliśmy się z tego, bo nie planowaliśmy więcej dzieci. Raz, że Kuba urodził się, gdy byliśmy już po trzydziestce, dwa – Asia zawsze podkreślała, że praca i kariera są dla niej bardzo ważne.
Podejrzewałem, że nie będzie chciała znowu robić sobie przerwy i pakować się w pieluchy. A i mnie na samo wspomnienie nieprzespanych nocy skóra cierpła. Drugie dziecko, albo i trzecie? Od nowa ta cała kołomyja związana z opieką nad niemowlakiem? Zamartwianie się, czy będzie się zdrowo chował?
Nie potrafiłem pozbierać myśli
Zastanawianie się, czy będziemy w stanie zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje? Ta wizja tak mnie przeraziła, że zapomniałem o telefonie do mamy. W końcu sama zadzwoniła.
– Czemu się nie odzywasz? Przecież wiesz, że czekam na wiadomość! – naskoczyła na mnie.
– Przepraszam… Po prostu musiałem…. – zacząłem tłumaczyć.
– No dobrze, już dobrze… Rozmawiałeś z Kubą?
– Tak.
– I co, dowiedziałeś się, czego pragnie?
– Owszem. Ale to ci nie pomoże, bo nie możesz spełnić tego marzenia.
– Jak to? To coś bardzo drogiego? Nie ma sprawy! Wujek Franek i ciocia Zosia się dołożą. Mówiłam ci, że są chętni, bo sami nie mają pomysłu na prezent.
– Tu nie chodzi o pieniądze. Ten prezent możemy dać Kubie tylko my. To znaczy Asia i ja.
– Ale co? Nic nie rozumiem! Mów jaśniej, bo zaraz zwariuję! – zdenerwowała się mama.
– No dobrze. Kuba chce mieć brata. Na początek. Potem może być jeszcze ewentualnie siostra – wypaliłem.
Po drugiej stronie słuchawki zapanowała głucha cisza. Po chwili jednak mama się roześmiała.
– No proszę, a to ci niespodzianka!
– A żebyś wiedziała… Wszystkiego się spodziewałem, tylko nie tego…
– I co zamierzacie…?
– Jeszcze nie nie wiem. To wszystko bardzo mnie zaskoczyło. No i muszę najpierw pogadać z Aśką.
– A pewnie, że musisz. I to bardzo szybko. Nie wolno lekceważyć takiej prośby! Ja na waszym miejscu nawet bym się nie zastanawiała, tylko od razu zabrała do dzieła. Nieraz wam mówiłam, że jedno dziecko to za mało i że Kubuś wcześniej czy później zacznie prosić o rodzeństwo… A wy nie i nie…
– Oj, mamo… Znowu zaczynasz?
– Wiem, wiem, mam cię nie pouczać i się nie wtrącać. Nie powiem już ani słowa. Aha, i nie zawracaj już sobie głowy pomysłem na prezent dla Kuby. Sami coś z dziadkiem wybierzemy.
– Naprawdę? Bardzo dziękuję…
– Nie ma za co. Macie przecież teraz z Asią ważniejszą sprawę do omówienia. Łatwo nie będzie, bo jak znam Kubę, nie odpuści – zachichotała i się rozłączyła.
A to niespodzianka…
W przeciwieństwie do mamy wcale nie było mi do śmiechu. Prawdę mówiąc, byłem na nią zły. Gdyby nie dopytywała się o ten prezent, to może w ogóle nie byłoby tematu. A tak czekała mnie poważna rozmowa z żoną. Nie miałem pojęcia, co z niej wyniknie. Miałem tylko nadzieję, że przedyskutujemy wszystko bardzo dokładnie i wspólnie podejmiemy mądrą i odpowiedzialną decyzję
Żona, tak jak zapowiedziała, wróciła późno. Wyglądała na zmęczoną. Myślałem, że będzie chciała się zaraz położyć i z rozmowy nic nie wyjdzie, ale nie. Zrobiła sobie herbaty i usiadła w salonie.
– Mam ci coś ważnego do powiedzenia – zagaiłem.
– Naprawdę? Ja też! – spojrzała na mnie niepewnie.
– To zaczynaj. Kobiety mają pierwszeństwo – uśmiechnąłem się.
– No dobrze, nie ma co przeciągać ani owijać w bawełnę. Powiem wprost: Jestem… w ciąży! – wypaliła.
Aż przysiadłem z wrażenia.
– Że co?
– W ciąży… Byłam dziś przed spotkaniem u lekarza… Nie mówiłam ci, bo myślałam, że to jakieś zaburzenia hormonalne i po prostu dostanę tabletki. A on do mnie, że to dziesiąty tydzień… Omal nie zemdlałam, jak to usłyszałam.
– To pewne?
– Na sto procent. Wiem, że tego nie planowaliśmy, ale cóż… Stało się. I wiesz co? Nawet się cieszę. W pierwszym momencie byłam przerażona i kompletnie zdezorientowana. Ale teraz czuję radość. A ty?
– Ja? – zastanawiałem się przez chwilę. – Ja chyba też… Nie, nie chyba. Na pewno! – przytuliłem ją.
Mówiłem szczerze. Strach przed posiadaniem kolejnego dziecka, który czułem jeszcze kilka godzin wcześniej, minął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– Uff, to dobrze, bo myślałam, że będziesz kręcił nosem – odetchnęła. – Teraz martwi mnie już tylko jedno…
– Co takiego?
– Jak na tę wiadomość zareaguje Kuba. Boję się, że nie zaakceptuje brata lub siostry. Tak długo był sam. Pewnie się do tego przyzwyczaił…
Założę się, że będzie skakał z radości
– O to się nie martw! – wpadłem jej w słowo. – Nie tylko zaakceptuje, ale wręcz będzie zachwycony! Nawet nie wiesz, jak bardzo!
– Tak? A niby skąd to wiesz?
– Bo sam mi to powiedział. A potem nawet narysował.
– Słucham? Kiedy? Jak? – Asia szeroko otworzyła oczy.
– A dzisiaj. To właśnie ta ważna sprawa, o której chciałem z tobą pogadać – odparłem i powtórzyłem jej całą rozmowę z synem. Po każdym moim słowie uśmiech na twarzy Asi stawał się szerszy.
– Chcesz powiedzieć, że przez przypadek damy naszemu synowi wymarzony prezent? – chciała się jeszcze upewnić.
– Właśnie tak. I to jeszcze przed szóstymi urodzinami – przytuliłem żonę.
A w duchu pomyślałem, że dobrze się stało, że los zdecydował za nas. Gdybyśmy zaczęli dyskutować, czy zdecydować się na kolejne dziecko, to nie wiadomo, co byśmy postanowili. A tak możemy przekazać naszemu synkowi dobrą wiadomość. Założę się, że będzie skakał z radości.
Czytaj także:
„Miałem romans z synową, która właśnie oświadczyła, że jest w ciąży. Nie wiem, czy to będzie mój syn, czy wnuk”
„Nie wierzyłam synowej, gdy mówiła, że mój syn pije. Przecież nie śpi po rowach i awantur nie urządza. Dziewucha wymyśla”
„Kocham Agnieszkę, ale mój syn jej nie znosi. Szantażuje mnie, że albo ją zostawię, albo nigdy już nie zobaczę wnuczki”