„Swatanie nas zajęło mojej kuzynce całe lata. A kiedy już się w nim zakochałam... on ożenił się z inną"

Zakochałam się w zaręczonym mężczyźnie fot. Adobe Stock, Africa Studio
Dopiero po trzecim spotkaniu coś między nami zaiskrzyło. A wtedy okazało się, że Andrzej jest zaręczony. Przez kolejne kilka lat nie mogłam się odnaleźć w żadnym innym związku, bo wciąż o nim myślałam.
/ 02.07.2021 15:00
Zakochałam się w zaręczonym mężczyźnie fot. Adobe Stock, Africa Studio

Do trzech razy sztuka. Znane powiedzenie w moim przypadku się nie sprawdziło. Ale nie zamierzam z tego powodu narzekać.

Mnie i Andrzejowi potrzeba było aż czterech prób, żebyśmy zrozumieli, że chcemy być ze sobą. I chyba już tak zostanie.

Kuzynka posadziła nas obok siebie na weselu

– Anka, posadziliśmy cię koło Andrzeja, bo chyba tylko jego tu znasz – moja kuzynka Basia uśmiechnęła się szeroko i pobiegła do innych gości.

Przyglądałam się temu facetowi od kilku minut i nie miałam pojęcia, skąd mogłabym go znać. On chyba też mnie nie kojarzył, bo bąknął tylko jakieś powitanie i zajął się blondynką siedzącą po drugiej stronie.

Basia to moja siostra cioteczna. Tylko rok starsza, a już wychodziła za mąż. Ja miałam 22 lata i jeszcze żadnego chłopaka na poważnie.

Trzy lata później Basia i jej mąż Adam zaprosili mnie na imprezę.

– Przyjdziesz z Tomkiem? – zapytała kuzynka.

Musiałam się jej przyznać, że znowu jestem sama. Z Tomkiem nawet przez chwilę razem mieszkaliśmy, ale tydzień temu po wielkiej awanturze wyprowadził się na dobre.

– No i krzyżyk mu na drogę. Znajdziesz sobie lepszego – Basia poznała Tomasza i nie była jego fanką.

W mieszkaniu było pełno ludzi. Facet w niebieskiej koszuli wydał mi się znajomy. Tak mnie to męczyło, że w końcu odciągnęłam Baśkę na bok i zapytałam o niego.

– Andrzej? No jasne, że się znacie. Z naszego wesela i z licealnych imprez u mnie.

Wesele. No jasne. To ten facet, którego według Baśki miałam znać. Wtedy nie miałam okazji go spytać skąd, bo nie zamienił ze mną ani słowa. Zanim zdążyłam zaprotestować, Baśka już zaczęła wołać.

– Andrzej, chodź tu, zobacz, znowu się spotykacie! To już chyba przeznaczenie.

Facet z wyraźną niechęcią oderwał się od ludzi, z którymi rozmawiał i podszedł.

– Witam, jestem Andrzej – wyciągnął do mnie rękę.

– Anka – przedstawiłam się. Basia patrzyła to na jedno, to na drugie. –

Jezu, to wy się naprawdę nie pamiętacie? Nie no, co wy… Zaraz wracam.

Gospodyni zniknęła w głębi mieszkania. Sytuacja była dość niezręczna.

Nie wiem o co jej chodzi, już wtedy na weselu nie wiedziałam…

– A, na weselu… teraz pamiętam. Basia twierdziła, że się znamy.

Cioteczna siostra wróciła do pokoju z albumem pod pachą.

– Naprawdę, chyba nie mogliście wtedy wypić aż tak dużo – mruczała.

Usiadła na kanapie i zaczęła przeglądać album.

– Mam! Moja osiemnastka. No patrzcie. Baśka stukała palcem w kolorową niezbyt wyraźną fotografię. Na zdjęciu rzeczywiście byłam ja. Miałam wtedy bardzo dziwną fryzurę z natapirowaną grzywką. Tuliłam się w tańcu do jakiegoś bruneta w żółtej okropnej marynarce. Na kolejnym zdjęciu siedzieliśmy na kanapie i bardzo się z czegoś śmialiśmy. Tu facet był przodem. Przyjrzałam mu się.

– To jesteś ty – wydukałam w końcu, patrząc na Andrzeja.

– No tak. A to ty… Nie poznałem cię, wyglądasz tu zupełnie inaczej.

Baśka z hukiem zamknęła album.

No, jesteście beznadziejni, naprawdę. Przecież wy wtedy razem wyszliście! Potem Anka nic mi nie chciałaś powiedzieć i się rumieniłaś, więc byłam pewna, że do czegoś doszło.

– Baśka, rumieniłam się ze wstydu, bo nic nie pamiętam. Na tamtej imprezie po raz pierwszy w życiu urwał mi się film.

– No jasne. Przypominam sobie. Nie trzymałaś się na nogach. Chciałem cię odwieźć do domu, ale w taksówce zasnęłaś. Dobrze, że miałaś w torebce jakiś dokument z adresem, bo nie wiedziałbym, gdzie cię odwieźć.

– Sorry. Pamiętam tylko, że obudziłam się w domu i nie wiedziałam, jak tam trafiłam.

Baśka, kręcąc z niedowierzaniem głową, w końcu nas zostawiła. Trochę pogadaliśmy, napiliśmy się wina, zatańczyliśmy.

Zauważyłam, że z drugiego końca pokoju przygląda nam się jakaś kobieta

Już dość długo. Andrzej w końcu ją zauważył.

– Sorry, muszę lecieć, zagadałem się. Chyba mi się nieźle oberwie od narzeczonej. Miło było poznać. Po raz kolejny – Andrzej uśmiechnął się i sobie poszedł.

A ja nagle doszłam do wniosku, że bardzo mi się podoba. Chwilę przed tym, jak się okazało, że jest zajęty. Takie moje szczęście.

– O, tu jesteś – godzinę później Baśka znalazła mnie w kuchni. – Co to za mina? Gdzie Andrzej?

– Wyszedł. Narzeczona była zmęczona…

– No tak. Monika. To jeszcze nie narzeczona oficjalnie, ale jest zdeterminowana, żeby zaciągnąć Andrzeja przed ołtarz. Wiesz, nie lubimy jej z Adamem. Nie pasuje do niego. Ty byś pasowała…

– Daj spokój. To, jak się okazało, było nasze trzecie spotkanie i nic… Widać nie nadajesz się na swatkę.

Pół roku później w czasie wigilijnej kolacji Baśka przechyliła się do mnie.

– Nic nie wskórałam. Andrzej jutro bierze ślub z tą Moniką. Tłumaczyłam mu, że to kobieta nie dla niego, ale nie posłuchał.

Skrzywiłam się, udając, że mnie ta informacja nie obchodzi. Ale zabolała.

Od tej ostatniej imprezy ciągle o Andrzeju myślałam

Wyobrażałam sobie różne scenariusze. Że nagle na siebie wpadamy, że spotykamy się na jakiejś konferencji albo w pociągu… Ile razy odwiedzałam Baśkę, liczyłam, że może i Andrzej tam będzie.

Kilka miesięcy później poznałam Antka. Mieszkaliśmy ze sobą przez jakiś czas. Poprosił mnie o rękę. Nie musiałam długo myśleć. Powiedziałam „nie”. Dlaczego? Bo nie był Andrzejem…

Facet zmarnował przez mnie rok życia. Obiecałam sobie, że jeżeli naprawdę się nie zakocham, to już się z nikim nie zwiążę. Tylko żeby się zakochać musiałabym przestać myśleć o Andrzeju. A ciągle nie umiałam przestać.

Mijały lata. Baśka już nawet nie pytała, czy kogoś poznałam. Ale chyba musiała się domyślać, że Andrzej ciągle siedzi mi w głowie, bo ile razy zapraszała mnie do siebie, dawała mi do zrozumienia, że jego i Moniki nie będzie.

– Anka, wpadnij w piątek do nas. Będzie kilka osób, takich wiesz, które lubię i wiem, że ty też – mawiała. Albo wymieniała jakby od niechcenia wszystkich gości. – No wiesz, będzie Rysiek, Jagoda, Kama, Marcin i może jeszcze Zyziek.

Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Od tamtej Wigilii o Andrzeju Baśka wspomniała tylko raz, pół roku temu.

A wiesz, miałam rację co do tej Moniki. Zostawiła Andrzeja. Wyjechała do Wrocławia za facetem poznanym na jakimś menedżerskim kursie. Ja tam się cieszę, ale Andrzej trochę się podłamał. Mam nadzieję, że szybko mu przejdzie.

Nie dałam po sobie poznać, jak mnie ta informacja ucieszyła. Pewnie powinnam jej to zdradzić, bo tylko Baśka mogła sprawić, że znowu się spotkamy, ale nie umiałam się przyznać, że od lat myślę o facecie, z którym zamieniłam raptem kilka zdań. Okazało się, że Baśka zna mnie jednak lepiej, niż myślałam.

Anka, uwierzysz, że to już dziesięć lat? Jak ten czas leci. Trzeba to uczcić. Wymyśliliśmy, że zaprosimy wszystkich, którzy byli na weselu. Rodzinę, znajomych. Impreza u teściów na działce. Do zobaczenia, całusy!

Czy Baśka dawała mi do zrozumienia, że na imprezie będzie Andrzej? Miałam nadzieję, że tak. Przez tydzień prawie nie spałam. Wyobrażałam sobie kolejne warianty spotkania i planowałam, co powiem, jak się zachowam. Oczywiście wszystkie plany spaliły na panewce.

Wypatrywałam Andrzeja przez dwie godziny

Co chwila sprawdzałam w lusterku, czy mi się rzęsy nie rozmazały i czy nie zjadłam szminki. Poddałam się, gdy zaczęło się robić ciemno. Nałożyłam sobie kiełbaskę i obficie polałam ją keczupem.

– Anka? No wreszcie cię znalazłem – usłyszałam jego głos, gdy akurat wepchnęłam do ust połowę kiełbaski i czułam, jak keczup ścieka mi po brodzie.

Nie tak miałam wyglądać w czasie tego spotkania. Nerwowo próbując przełknąć jedzenie i się ogarnąć, potrąciłam wujka Baśki, który wylał na mnie pół kubka piwa. Wypuściłam z rąk talerzyk, keczup poplamił mi jeszcze i tak już mokrą sukienkę. Poddałam się. Wytarłam usta w rękaw i podniosłam wzrok.

– Tak, to ja. W całej okazałości – rozłożyłam ręce i spojrzałam znacząco na moją zrujnowaną sukienkę. Andrzej się uśmiechnął.

To na ten uśmiech czekałam przez te ostatnie lata. Nie zważając na plamy z piwa i keczupu, objął mnie i ucałował w oba policzki.

– Nic się nie martw, pięknie wyglądasz – szepnął mi do ucha.

Na kolejne dwie godziny świat obok nas przestał istnieć. Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia! Przez chwilę mignęła mi gdzieś Baśka. Podniosła kciuk w górę, uśmiechnęła się i zniknęła w tłumie.

Zastanawiałam się, jak poprowadzić rozmowę, żeby ustalić, czy Andrzej aktualnie z kimś się spotyka.

– Pewnie chciałabyś wiedzieć, czy po rozwodzie sobie kogoś znalazłem – zapytał nagle.

Musiałam mieć zaskoczenie wypisane na twarzy, bo zaczął się śmiać.

– Nie jestem jasnowidzem. Po prostu to dość oczywiste pytanie w tej sytuacji.

Potem zamilkł na chwilę. Spojrzał mi w oczy i zaproponował:

Pojedźmy do mnie. Rano odpowiem ci na to pytanie.

Byłam zaskoczona, ale nie odmówiłam. Uznałam, że dość już czasu zmarnowaliśmy.

Tej nocy przeszliśmy skróconą ścieżkę romansu

W drodze do taksówki Andrzej po raz pierwszy wziął mnie za rękę. Potem po raz pierwszy pocałował. W jego domu nie mieliśmy czasu na rozmowy. Ale wyspać też nam się za bardzo nie udało. Rano, podając mi kubek z kawą, spojrzał na mnie uważnie:

– Pamiętasz to pytanie, które chciałaś mi zadać wczoraj? To już mogę ci odpowiedzieć. Tak, znalazłem kogoś. A ty?

– Wiesz, ja chyba też – odpowiedziałam i zaczęliśmy się śmiać.

Czytaj także: 
„Moja córka poszła na nocowanie do koleżanki. A tam... upiła je matka Gośki. Kobieta alkoholizuje 16-latki!”
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Na emeryturze harowałam ciężej, niż w pracy. Byłam nianią, kucharką i sprzątaczką”

Redakcja poleca

REKLAMA