Szum fal zagłuszył moje słowa. Morze było wzburzone, mruczało i postękiwało. Uwielbiałyśmy przyjeżdżać tutaj zimą. Cała plaża była nasza. Żadna z nas nie miała rodziny, Werka z wyboru, ja – bo tak wyszło. Już dawno przestałam to rozpamiętywać.
– Nie jest ci zimno? – powtórzyłam. – Może już dosyć tego jodu na dzisiaj?
– Tak, wracajmy – Werka odwróciła twarz od morza. – Jodu nigdy dosyć, ale pęcherz mi za chwilę pęknie.
Zaśmiałyśmy się. No tak, w pewnym wieku nawet pęcherz jest wrogiem.
– Strasznie długo was nie było, jesteście chyba przemarznięte na kość – upomniała nas nasza gospodyni, do której przyjeżdżałyśmy od dwudziestu pięciu lat. – Czekam z herbatą już od godziny.
– Marylko, jesteś aniołem – krzyknęłyśmy jednocześnie. – Za pięć minut meldujemy się w kuchni.
To była późna przyjaźń. Poznałyśmy się z Werką, kiedy obie przekroczyłyśmy trzydziestkę. Pewnego lata zaczęła pracę w naszym biurze projektowym i usiadła w moim pokoju. Każda z nas miała jakieś swoje towarzystwo, ale żadne głębokie relacje.
Ot, takie tam znajomości na okoliczność wyjścia do kina, obgadania wrednej koleżanki albo pożyczenia ciucha na jakieś wyjście. Zresztą ja nigdy nie miałam potrzeby dzielenia się swoim prywatnym życiem. Po pierwsze, nie było tak naprawdę o czym gadać, a po drugie, nigdy nie wierzyłam w to, że ktoś szczerze mógłby przejąć się moimi problemami.
Z Werką było inaczej. Polubiłam ją od samego początku, chociaż właściwie powinnam znienawidzić, kiedy tylko przekroczyła próg mojego pokoju. Nie dość, że była śliczna, miała idealną figurę i ręce pianistki, to w dodatku cały czas się uśmiechała, jakby widziała tylko jasne strony życia.
Była kompletnym moim przeciwieństwem. Ja całe życie walczyłam z nadwagą, a moje myśli dotyczące przyszłości były czarniejsze od węgla.
Policja chyba nie uwierzy temu kierowcy
Nie sądziłam, że taka przyjaźń jest w ogóle możliwa, że dwoje ludzi może tak bardzo się do siebie zbliżyć. Nie podejrzewałam, że stać mnie będzie kiedykolwiek na taką szczerość. Wiedziałyśmy o sobie wszystko. Przy niej po prostu się otwierałam, i już. Mimo jej hura optymizmu, a mojego pesymizmu, wiele nas łączyło.
Obie uwielbiałyśmy morze zimą, a góry latem. Razem spędzałyśmy święta i wakacje. Właściwie gdyby nie to, że byłyśmy heteroseksualne, stanowiłybyśmy fantastyczną parę. Miałyśmy fioła na punkcie kotów, grzebania w antykwariatach i ruskich pierogów.
Nie przejmowałyśmy się facetami, a raczej ich brakiem, ani upływającym czasem. To znaczy ja trochę tak, co Werkę strasznie bawiło:
– Jak długo jeszcze będziesz biadolić nad zadyszką? Po cholerę biegniesz do tego autobusu, przecież za parę minut przyjedzie następny – złościła się.
– Do cholery, nie jestem jeszcze taka stara – broniłam się. – Jakiś czas temu nie miałam z tym problemu!
– Jakiś czas temu już było. Teraz jest teraz. Przestań się mazać!
To była cała Werka.
Kierowca Opla twierdził, że wtargnęła na jezdnię w ostatniej chwili. Zarzekał się, że nie miał żadnej szansy zahamować. Mam nadzieję, że policja mu nie wierzy. Cholerny kłamca i drań! Większej bzdury w życiu nie słyszałam. Oby jak najszybciej zamknęli bydlaka.
Werka kochała życie. Zawsze potrafiła znaleźć dobrą stronę tego szajsu. Była cholerną, niepoprawną optymistką. Dlaczego miałaby targnąć się na swoje życie? A może to jej kolejna tajemnica?
Przecież po jej śmierci okazało się, że miała siostrę, z którą od lat nie utrzymywała kontaktów. Byłam w szoku! To było takie niepodobne do Werki. Musiało się wydarzyć między nimi coś strasznego, przecież Werka nigdy nie chowała do nikogo urazy, wszystkim wybaczała.
Wiem jedno, chcę moją Werkę z powrotem
Pamiętam, jak kiedyś pokłóciłam się z bratem, bo miał do mnie żal, że znowu nie spędzę świąt z jego rodziną. Werka zmyła mi wtedy głowę.
– Wytłumacz mu, dlaczego to robisz – mówiła jak do dziecka. – A nie warcz. Szkoda życia na kłótnie. Przecież to twój rodzony brat, najbliższa rodzina.
Siostra Werki zniknęła mi z oczu zaraz po pogrzebie. To i tak bez znaczenia, bo przecież nie miałabym odwagi zapytać, co między nimi zaszło. Skoro Werka nigdy nie wspomniała o niej ani słowem… Przez dwadzieścia pięć lat naszej przyjaźni. No właśnie… To jaka była ta nasza przyjaźń?
Nie daje mi to spokoju. Czy ja na pewno znałam Werę? Przez tyle lat udało jej się ukryć przede mną istnienie siostry. Szukam jakiegoś logicznego wytłumaczenia, dlaczego to zrobiła i po co? A z drugiej strony, czy nie mamy prawa zachować pewnych historii tylko dla siebie? Chwilami mam wrażenie, że zostałam oszukana. Częściej jednak zwyczajnie za nią tęsknię.
Czytaj także:
„Połączył nas deszcz i parasolka. Niewinne przypadkowe spotkanie przerodziło się w nowy początek z wielką miłością”
„Mąż kocha naszą córeczkę, ale panicznie się boi, że zrobi jej krzywdę. Gdy się nią zajmuje, zawsze muszę mu asystować”
„Moja sąsiadka przekombinowała. Wypuściła wróbla z garści, bo liczyła na gołębia na dachu. A ten jej odfrunął”