Pochodzę z niewielkiej miejscowości w centralnej Polsce. Przyjechałem do Warszawy w poszukiwaniu pracy. Na początku wynajmowałem mieszkanie z kolegami, ale po pewnym czasie zatęskniłem za prywatnością, ciszą i spokojem. Kiedy więc dwa miesiące temu udało mi się znaleźć stałe i dobrze płatne zajęcie, postanowiłem wynająć kawalerkę. Raźno zabrałem się za poszukiwania na portalach internetowych. Ale im dłużej przeglądałem oferty, tym mój entuzjam słabł.
Ceny wynajmu mieszkań porażały
Spodziewałem się, że tanio nie będzie, nie sądziłem jednak, że aż tak drogo. Bez mała trzy tysiące miesięcznie za klitkę na obrzeżach miasta? To było zdecydowanie za dużo. Na to ogłoszenie o kawalerce niemal w centrum miasta natrafiłem przypadkowo. Wisiało na przystanku autobusowym, na którym codziennie wysiadałem do pracy. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na takie karteluszki, ale wtedy akurat zerknąłem. Ktoś chciał wynająć mieszkanie miłej, spokojnej kobiecie bez nałogów. Za dwa tysiące złotych miesięcznie. Co prawda byłem mężczyzną, ale postanowiłem zadzwonić pod wskazany numer. Kartka była czyściutka, jakby ktoś przykleił ją dosłownie kilka minut temu. Była więc nadzieja, że będę pierwszy.
Odebrała jakaś kobieta. Początkowo nie chciała mnie nawet zaprosić na oglądanie, ale tak naciskałem, tak błagałem, że w końcu się zgodziła. Umówiliśmy się na późne popołudnie. Gdy wchodziłem do firmy, byłem w znakomitym humorze. Święcie wierzyłem, że uda mi się oczarować właścicielkę mieszkania. I wynajmie je właśnie mnie. O umówionej godzinie nacisnąłem dzwonek. Otworzyła mi starsza kobieta. Gdy ją zobaczyłem, to aż otworzyłem usta ze zdziwienia. Wyglądała jak hrabina z muzealnych obrazów, które kiedyś oglądałem na wycieczce szkolnej. Włosy starannie upięte w kok, wykrochmalona biała bluzka z koronkowym kołnierzykiem spiętym dużą, ozdobną broszą.
– Zapraszam do środka, porozmawiamy – uśmiechnęła się, gdy powiedziałem, po co przyszedłem.
Po chwili siedziałam w przestronnym salonie pełnym starych mebli, popijałem kawę z filiżanki w różyczki i gawędziłam sobie z panią Hanią. Okazało się, że wyjeżdża na co najmniej rok za granicę do syna, i nie chce, żeby mieszkanie stało puste.
– Wygląda pan na miłego, dobrze wychowanego młodego człowieka. Ale ja jednak wolałabym wynająć mieszkanie kobiecie – powiedziała w pewnym momencie.
– Ale dlaczego? – jęknąłem.
– Bo kobiety są zwykle spokojniejsze i bardziej odpowiedzialne. No i lepiej dbają o porządek. Mężczyźni na ogół nie lubią sprzątać. A ja nie chcę, żeby moje gniazdko zamieniło się w norę – przyznała.
– Obiecuję pani, że gdy pani wróci, wszystko będzie wyglądało tak jak teraz. A nawet lepiej, bo mogę ściany odmalować. Rzeczywiście, faceci bywają bałaganiarzami, ale ja jestem wyjątkiem. Wychowałem się na wsi i od małego byłem uczony, że o wszystko trzeba dbać.
– Naprawdę, a skąd pan pochodzi? – ożywiła się.
– Z okolic Poddębic, pewnie pani nawet nie wie, gdzie to jest.
– Oczywiście, że wiem. Tam urodził się mój ojciec. I choć jeszcze w latach trzydziestych przeprowadził się do stolicy, zawsze tęsknił za rodzinnymi stronami. Mówił, że lepszych i uczciwszych ludzi niż tam nie ma na całym świecie – westchnęła.
– Czyli tym bardziej powinna mi pani wynająć mieszkanie. Przynajmniej ma pani gwarancję, że wszystko będzie w porządku. Bo pani tata na pewno wiedział, co mówi – patrzyłem jej przymilnie w oczy.
– Rzeczywiście, był mądrym człowiekiem. I znał się na ludziach. No dobrze, niech będzie… Jakoś nie potrafię odmówić… Tylko musi mi pan zapłacić za miesiąc z góry. Jest pan na to przygotowany?
– Oczywiście. Proszę podać numer konta, a zrobię przelew.
– Tym razem wolałabym gotówkę. Chcę przed wyjazdem kupić trochę euro…
– W takim razie biegnę do bankomatu, a potem wstąpię do kantoru. Po co ma pani sama chodzić z takimi pieniędzmi. To niebezpieczne…
– No, synku, tym mnie ostatecznie przekonałeś. Młodzi ludzie rzadko myślą o starszych. A ty pomyślałeś – uśmiechnęła się.
Dziś już wiem, że ten jej niby opór przed wynajmem, opowieść o ojcu i zachwyt miały uśpić moją czujność. Ale wtedy nie byłem taki mądry.
Myślałem, że trafiłem los na loterii
Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wręczyłem pieniądze pani Hani, odebrałem klucze i przygotowaną przez nią umowę, w której w wolne rubryki wpisałem swoje dane. Umówiliśmy się, że wprowadzę się za dwa tygodnie. Załatwiając z nią wszystkie formalności, miałem ochotę poprosić ją o dokument potwierdzający, że jest właścicielką mieszkania, sprawdzić, czy dane na umowie są prawdziwe, a klucze pasują do zamków w drzwiach, ale zrezygnowałem. Pani Hania była przecież miłą starszą panią. No i w jakimś sensie moją krajanką. Nie chciałem zrobić jej przykrości brakiem zaufania, sprawić, by zmieniła zdanie o mieszkańcach Poddębic i okolic. Przecież wynajęła mi kawalerkę, mimo że miała zupełnie inne plany. Należała jej się wdzięczność. Dwa tygodnie później pojechałem po pracy do kawalerki. Kiedy jednak włożyłem klucze do zamka, okazał się, że nie pasują. Drzwi otworzył mi jakiś mężczyzna.
– Pan też w sprawie wynajęcia mieszkania? – westchnął.
Gdy potwierdziłem, wyjaśnił mi, że to on jest właścicielem kawalerki, że wynajął ją na miesiąc starszej pani, która od lat mieszka za granicą i przyjechała odwiedzić rodzinne strony. I że przede mną próbowało się już wprowadzić dwadzieścia osób. Zrozumiałem, że zostałem oszukany.
– A ma pan chociaż jej dane? – zapytałem zrezygnowany.
– No, nie… Ta pani zapłaciła za wynajem cztery tysiące złotych, gotówką, z góry. No i była taka grzeczna i miła. Nie chciałem jej spłoszyć – odparł.
Nie zgłosiłem sprawy na policji. Wiem, że powinienem, ale zrezygnowałem. Nie wierzyłem, że uda im się ją złapać. Poza tym było mi głupio. No bo jak tu się przyznać, że mnie, wielkiego chłopa, oszukała staruszka… Wstyd, po prostu wstyd.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”