„Sprytna naciągaczka wcisnęła mi łzawą historię, a ja ruszyłam na pomoc. Jaki trzeba mieć tupet, by wymyślić coś takiego?”

kobieta, która padła ofiarą naciągaczki fot. iStock by Getty Images, damircudic
„Rozesłałam po rodzinie i znajomych wieści, że potrzebne są rzeczy dla dzieci, zabawki, jedzenie. Zaczęłam także pytać o pracę dla pani Moniki. Odzew przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! Szerokim strumieniem popłynęły rozmaite dary. Z radością patrzyłam, jak ruszyła karuzela ludzi dobrej woli”.
/ 12.06.2023 22:30
kobieta, która padła ofiarą naciągaczki fot. iStock by Getty Images, damircudic

Do przedszkola mojego synka chodzą zarówno dzieci zamożnych rodziców, jak i nieco biedniejszych. Trafiło się także kilkoro maluchów z rodzin potrzebujących, którym dyrekcja przedszkola i rada rodziców starają się pomóc. Wiem, bo od dwóch lat jestem członkiem tej rady, a w tym roku nawet jej przewodniczę. Pomoc ta wygląda rozmaicie. Zbieramy zabawki i ubranka, a na święta również słodycze. Często także biedniejsi rodzice są zwalniani z przedszkolnej opłaty, częściowo lub całkowicie.

Sprawdzanie stanu wpłat i pisanie upomnień jest jednym z moich obowiązków. Dlatego ze zdumieniem  odkryłam, że jedna z mam zalega z opłatami już za kilka miesięcy! To było dziwne, bo z zasady rodzice są winni najwyżej za miesiąc lub dwa, a i wtedy dają znać i proszą o raty lub częściowe zwolnienie.

Zaczęłam się więc zastanawiać, co się w tamtym domu dzieje. Jakieś wyraźne problemy z pieniędzmi, może sięgające głębiej…? Postanowiłam zainteresować się sprawą i spróbować pomóc. Zadzwoniłam do tej pani i umówiłam się na rozmowę. Historia, którą od niej usłyszałam, chwyciła mnie za serce.

Postanowiłam, że jej pomogę

Otóż pani Monika ma dwoje dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Do niedawna świetnie radzili sobie z mężem ze wszystkim, w domu nie brakowało niczego, bo mąż od dłuższego czasu pracował za granicą. Pani Monika mogła więc nie pracować i wychowywać pociechy. Niestety, kilka miesięcy temu mąż pani Moniki wpadł pod samochód. Długo leżał w szpitalu w Anglii, na co poszły wszystkie oszczędności. Mimo dobrej opieki nie udało się go uratować i w końcu zmarł. Pani Monika zamieniła dość spore mieszkanie na mniejsze, ale to nie wystarczyło, by ochronić rodzinę, która zaczęła popadać w długi.

– Szukam pracy, ale jak na razie bez skutku. Może dlatego, że mój ośmioletni synek jest niepełnosprawny. Wymaga opieki i rehabilitacji. Mogłabym pracować w ograniczonym wymiarze godzin, a to jak na razie nie odpowiada żadnemu pracodawcy… – poskarżyła mi się załamana pani Monika.

Moja rozmowa z nią trwała kilka ładnych godzin, podczas których ona parę razy się popłakała, a mnie krajało się serce. „Muszę jej pomóc!” – postanowiłam. Rozesłałam po rodzinie i znajomych wieści, że potrzebne są rzeczy dla dzieci, zabawki, jedzenie. Zaczęłam także pytać o pracę dla pani Moniki.

– Najlepsza będzie praca zdalna – zaznaczałam.

Odzew przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! Szerokim strumieniem popłynęły rozmaite dary. Poza tym pomogłam pani Monice napisać pismo do dyrekcji przedszkola z prośbą o zwolnienie z opłat i umorzenie długu. Z radością patrzyłam, jak ruszyła karuzela ludzi dobrej woli. Do czasu, aż zadzwoniła moja kuzynka i stwierdziła, że ktoś o tym samym imieniu i nazwisku, co zmarły mąż pani Moniki, właśnie się obok niej… buduje.

– I wiesz, on ma właśnie dwoje dzieci, tylko żadne z nich nie jest niepełnosprawne. Na szczęście.

Jej bezczelność zwaliła mnie z nóg

Byłam pewna, że to zbieg okoliczności, dopóki nie dostałam odpowiedzi z MOPS-u na swoją skierowaną do nich prośbę o udzielenie pomocy rodzinie. Okazało się, że z ich informacji wynika, iż mąż pani Moniki żyje! Miałam mętlik w głowie, ale wyłaniała się z tego jedna myśl: „zostałam oszukana!”. Tylko dlaczego?

Od razu zapytałam o to panią Monikę, a jej odpowiedź zwaliła mnie z nóg. Okazało się, że moja kuzynka miała rację! Rodzina pani Moniki właśnie się buduje, a mąż dogląda prac na miejscu. Faktycznie wcześniej pracował za granicą i miał wypadek. Na szczęście facet był ubezpieczony. Dostał więc spore odszkodowanie. Wrócił do kraju, sprzedali z żoną większe mieszkanie, wynajęli tymczasowo jakąś klitkę, a za uskładane pieniądze zaczęli budować dom.

– I pani nie stać na opłaty za przedszkole?! – krzyknęłam oburzona.

– Budowa okazała się kosztowniejsza, niż sądziliśmy – odparła bezczelnie pani Monika.

Dobrze, że nie zdążyłam jej dać rzeczy ze zbiórki po znajomych – poszukam kogoś, komu naprawdę będą mogły się przydać. Tyle jest potrzebujących ludzi, którzy nie są kłamliwymi tupeciarzami. Bo ile trzeba mieć tupetu, aby coś takiego zmyślić!

Czytaj także:
„Wstydzę się przyznać mężowi, że jestem internetową naciągaczką. Kłamię, że jestem biedna, a tak naprawdę chcę kupować taniej”
„Moja siostra to podła naciągaczka. Zrobiła sobie dzieciaka, o którego nie dba. Wysługuje się mamą i zabiera jej pieniądze"
„Jestem bogaty, więc kręci się koło mnie mnóstwo naciągaczek. Dlatego gdy poznałem Julię, postanowiłem... udawać biedaka”

Redakcja poleca

REKLAMA