Pamiętam tę chwilę, jakby to było wczoraj. W pełnej po brzegi klasie, w jednej z tych nowoczesnych szkół do nauki języków obcych, siedziałem i czekałem na początek zajęć. I wtedy ją dostrzegłem – Edytę. Zupełnie jak w tych wszystkich romantycznych opowieściach, od razu zwróciła moją uwagę.
Kolejny raz zapisałem się na kurs z angielskiego – języka, którego za nic nie potrafiłem ogarnąć. Łeb mi kompletnie nie przyjmował zagranicznych słówek. Być może byłem po prostu kiepski w nauce języków, a może okazałem się skończonym tumanem, który za nic nie zamierzał się douczać? Bez względu na to jak bardzo mój umysł się wzbraniał, inna jego cząstka, ta bardziej ogarnięta, co roku dawała o sobie znać, popychając mnie do udziału w kolejnych zajęciach.
Postanowiłem się zapisać na kurs językowy w śródmieściu, bo miałem blisko z pracy. No ale wiadomo, jacy kursanci, taka szkoła. Kiedy przekroczyłem próg sali, zobaczyłem same kobiety.
Każda z nich wyglądała jak idealna żona
Rodem z filmu „Żony ze Stepford”. Makijaż nałożony bez zarzutu, fryzura ułożona w każdym detalu, garsonka skrojona na miarę. Dopiero co opuściły swoje biura. Zamiast rozmawiać, skupiły się na sprawdzaniu skrzynki odbiorczej i przeglądaniu Facebooka na iPhone’ach. Rzuciły mi przelotne, obojętne spojrzenia. Nie pasowałem do ich świata. Przyjechałem na miejsce na rowerze.
Był to chłodny koniec kwietnia, kiedy to pogoda jest zmienna, raz przypominając zimę, innym razem lato. Z tego powodu miałem na sobie parę warstw ubrań. W łazience ściągnąłem z siebie kurtki i swetry, jednak nie wpłynęło to znacząco na mój wygląd. Nie zrozumcie mnie źle, autentycznie usiłowałem prezentować się jako tako, ale świat mody i szyku to nie moja działka.
Przycupnąłem z brzegu. Poczułem ulgę, gdy zjawił się jeszcze jakiś facet. Rzecz jasna, zajął miejsce obok mnie.
– Mądrzej jest trzymać się w kupie – powiedział.
Pochodził z zupełnie innej bajki. Ciuchy, które nosił, pewnie kosztowały tyle, ile ja zarabiam przez cały rok. Należał do tych wyjątkowych typów, co to potrafią wyglądać elegancko, ale bez spinania się. Dżinsy, ale z jakiejś hipsterskiej, zza oceanu marki. Buty z najwyższej półki, brązowe, ze skórki mięciutkiej jak pupa niemowlaka, z widocznymi szwami robionymi ręcznie. Koszula w delikatną krateczkę na pierwszy rzut oka taka zwyczajna, ale na mankietach spineczki w kształcie literek, pewnie inicjały mojego nowego ziomka.
Jego wygląd z pewnością bardziej przypadł do gustu obu płciom. Sprawiał wrażenie lidera ekipy, w której przeważają mężczyźni. Doradcy – enigmatyczna ekipa świetnie opłacanych gości, których zawodowe obowiązki owiane są mgłą tajemnicy.
Prowadząca kurs to drobniutka kobieta, która przekroczyła już pięćdziesiątkę. Omówiła plan naszych zajęć na najbliższe trzy miesiące i wtedy dotarło do mnie, że będę siedział tu jak kołek, bo poziom zdecydowanie mnie przerastał. Mogłem zmienić grupę, ale zanim zdążyłem coś postanowić, do sali wkroczyła Edyta.
Nie miałem jeszcze pojęcia, jak się nazywa
Oniemiałem z wrażenia. Wysoka i smukła sylwetka. Włosy w odcieniu ciemnego blondu. Od razu można było zauważyć, że przybiegła w pośpiechu. Rozwiana fryzura, zaróżowiona twarz, dość swobodny ubiór, zwłaszcza gdy porównać go z resztą eleganckich dam. Wełniane spodenki, wzorzyste getry, a do tego kozaczki, koszula i szalik. W dłoni ściskała jeszcze kurtkę.
Zajęła miejsce tuż za moimi plecami, a jej ciężki oddech rozbrzmiewał mi w uszach. Skupienie na zajęciach graniczyło z cudem, bo w głowie ciągle miałem obraz jej twarzy.
„Szerokie czoło, zmysłowe wargi... Oczy koloru morskiej toni czy szmaragdowej zieleni? Subtelnie zaznaczone policzki... Ile może mieć lat – dwadzieścia parę czy już po trzydziestce?”.
Zauważyłem, że ma idealnie szerokie biodra i nogi sięgające nieba. Szkolenie polegało także na interakcji, prowadząca chodziła między nami i nawiązywała rozmowy. Śledząc ją spojrzeniem, kilka razy rzuciłem okiem na Edytę. Poznałem jej imię, ponieważ każdy musiał się zaprezentować i opowiedzieć coś o sobie.
Pracowała jako grafik, miała swoją firmę. Facet siedzący obok mnie nie był jednak konsultantem, a redaktorem w piśmie o tematyce prawnej. Lwia część kobiet była zatrudniona w branży marketingowej. Ja z kolei określiłem siebie mianem programisty.
Tworzyłem oprogramowanie dla aptek, dzięki któremu farmaceutki miały informację o stanie magazynowym leków. Kiedy jakiś lek był na wyczerpaniu, system wysyłał alert, że pora zamówić kolejną partię.
Praca była dla mnie udręką
Wieczorami wyobrażałem sobie, jak piszę powieści detektywistyczne. Obmyśliłem już fabułę debiutanckiej książki. Opowieść miała rozgrywać się wokół niebezpiecznej aptekarki, która truje mężczyzn prowadzących rozwiązły tryb życia – o ich podbojach dowiaduje się na podstawie lekarstw, po które przychodzą.
Edyta najczęściej prawie nic nie mówiła. Ale kiedy nasze oczy się spotkały, posłała mi ciepły uśmiech. Zastanawiałem się, czy dostrzegła, że mi się spodobała? A może wyczuła, że nie czuję się tu swobodnie.
– Te progi programowe są zbyt wysokie jak dla mnie – powiedziała cicho.
Całe szczęście, że po polsku.
– To może zmywamy się stąd?
Uniosła lekko ramiona w geście rezygnacji. Miałem okazję zagadać do niej po zajęciach z angielskiego, w końcu zdążyliśmy już trochę przełamać pierwsze lody. Niestety, zabrakło mi śmiałości. Później, gdy jechałem na rowerze, zauważyłem ją idącą w stronę przystanku. Byliśmy jedynymi osobami z naszej grupy, które nie posiadały auta.
Pędziłem na kolejne zajęcia pełen entuzjazmu. Szybko jednak mój nastrój się pogorszył. Edytka gawędziła z tym typem od dziennikarstwa. Oboje stali obok szafek, wpatrując się w siebie nawzajem, on coś opowiadał, a ona chyba uznała to za zabawne, bo chichotała. Sprawiali wrażenie, jakby poza sobą nie dostrzegali zupełnie niczego.
Uporządkowała fryzurę, usiłowała związać ją w kucyk, jednak kosmyki preferowały swobodnie opadać na kark i plecy. Oczy bez wątpienia miała szafirowe, brwi okolone delikatnym łukiem. Zgrabny, dość wydłużony nos, ale niewątpliwie dziewczęcy, harmonijny. Porzeczkowe wargi chętne do uśmiechu.
To już po wszystkim.
Cóż, takie jest życie, gdy ktoś się waha
Na angielskim ona usiadła tuż za moimi plecami, a on zajął miejsce obok, więc przynajmniej to pozostało po staremu. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko skupić się na lekcji. Kwiecień przeminął, potem maj, aż wreszcie przyszedł czerwiec. Próbowałem wyrzucić Edytę z głowy, ale nie sposób było jej nie dostrzegać, kiedy wpadała spóźniona na zajęcia albo gdy chichotała, udzielając odpowiedzi na pytania nauczycielki.
Poczułem ulgę, kiedy Edyta zakończyła pogaduszki z reporterem. Istnieje szansa, że wpływ na to miały warsztaty, podczas których uczestnicy dzielili się historiami o bliskich. Reporter wyznał, że jest szczęśliwym mężem i ojcem. Edyta zdradziła, że jest w stałej relacji. Ja również wyłożyłem kawę na ławę, mówiąc o związku z Agnieszką i wspólnym wychowywaniu jej córki z poprzedniego związku.
Być może to tylko moje wrażenie, ale wydawało mi się, że panie ze Stepford spojrzały na mnie przyjaźniej niż zwykle, jakby z większą sympatią. Te wspólne zajęcia sprawiły, że trochę bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Ludzie w grupie zaczęli ze sobą rozmawiać.
W końcu kilkoro z nas wybrało się na wspólne piwko. Edyta również przyszła. Nie odzywała się za wiele, bardziej przysłuchiwała się rozmowom. Ja podobnie, choć mogłem brylować wśród pań. Dziennikarz nie poszedł z nami, bo musiał wracać do pracy. Dobrze się bawiliśmy i planowaliśmy powtórkę za tydzień. Jakoś tak się jednak złożyło, że tydzień później tylko ja miałem czas i Edyta.
Parę minut po skończonych lekcjach kręciliśmy się przy wieszakach na ubrania, a ludzie przechodzili obok, tłumacząc, że dzisiaj im nie pasuje.
Chyba zostaniemy tylko we dwoje
Późny wieczór przyniósł chłód. Podmuch z północnych stron nadal nie dawał nadziei na to, że lato już się rozpoczęło. Maszerowaliśmy ze śródmieścia w kierunku prawobrzeżnej Warszawy, do kafejki położonej na samym końcu ulicy Ząbkowskiej.
Dotarcie na miejsce wymagało przejścia obok niezamieszkałych kamienic, które sąsiadowały z wyremontowanymi budynkami, ciemnych bram oraz modnych knajpek, restauracji z kebabem i wykwintnych lokali, ceglanych budowli – niegdysiejszej fabryki alkoholi, blokowiska z apartamentami, a tuż za nim całodobowego sklepiku z mało przyjaznymi osobnikami buchającymi wódą. Atmosfera robiła się dosyć nieprzyjemna, ale miałem świadomość, że za rogiem będzie czekać na nas zupełnie odmienna rzeczywistość.
W lokalu, który prowadziła energiczna właścicielka rodem ze wschodu, panowała niezwykła atmosfera. Kiedy mówiła, dało się wyczuć w jej głosie charakterystyczną, wschodnią melodię, mimo iż świetnie radziła sobie z polszczyzną. Całe wnętrze wypełnione było po brzegi rozmaitymi drobiazgami. Gdziekolwiek okiem sięgnąć, można było dostrzec figurki, makatki, serwety, filiżanki i wiekowe sprzęty. W kącie dostrzegłem stary adapter, a obok niego piętrzył się stosik zakurzonych winyli. Tuż przy gramofonie siedziały trzy młode dziewczyny, pogrążone w ożywionej konwersacji po francusku.
Dziewczyny odkryły album Edith Piaf i wprawiło je to w świetny nastrój. Gdy Piaf zaczęła nucić swoje przejmujące utwory, one odeszły kawałek od naszego stolika i skupiły się na sobie. Wziąłem na siebie odpowiedzialność za to, by zabrać Edytę w to miejsce. Swego czasu mieszkałem na Pradze i miałem stamtąd miłe wspomnienia. Postanowiliśmy wziąć pielmieni oraz wino z Gruzji. Czy mogłem marzyć, by ten wieczór był jeszcze bardziej uroczy?
Chociaż wszystko wydawało się w porządku, gdzieś z tyłu głowy miałem poczucie, że coś tu nie gra. Ale co dokładnie? Oboje byliśmy w związkach, mieliśmy tego świadomość. To spotkanie nie miało być żadną schadzką. Po prostu poznaliśmy się na kursie angielskiego i pomyśleliśmy, że fajnie byłoby trochę pogadać, dowiedzieć się o sobie czegoś więcej. Czy to coś złego? Chyba nie, prawda?
Rozmowy z Edytą były dla mnie przyjemnością
Choć w sumie ona zawsze miała dar do rozmowy – potrafiła rozmawiać z każdym, więc nie czułem się jakimś wyjątkiem. Po skonsumowaniu posiłku i wypiciu kieliszka wina, nagle coś się zmieniło. Zauważyłem to od razu. Ziewnęła i od niechcenia odparła na zadane przeze mnie pytania, najpierw na jedno, potem na kolejne...
Jeszcze przed chwilą była taka rozmowna i pełna życia – opowiadała różne historie, zasypywała mnie pytaniami. A tu nagle wszystko się zmieniło o 180 stopni. Nie sądzę, żebym w mgnieniu oka zamienił się w strasznego nudziarza. Poza tym w momencie tej nagłej zmiany nic akurat nie mówiłem. Ona też nie. Po prostu wsłuchaliśmy się w Nat King Cole’a, który zaczął śpiewać zamiast Edith Piaf.
Melodia płynęła, ale ani ja, ani Edyta nie zwracaliśmy uwagi na tekst piosenki. Nasz angielski był jeszcze na zbyt niskim poziomie, żeby cokolwiek zrozumieć. Dźwięki były przyjemne dla ucha, choć możliwe, że dla niej stanowiły jedynie nudną przygrywkę.
– Chcesz się już zbierać? – Posłałem jej uśmiech, starając się ukryć, że trochę mnie ubodło jej ziewanie.
– Za jakieś dwadzieścia minut mam autobus – mruknęła w odpowiedzi.
Znowu nie rozumiałem, o co jej, u licha, chodziło. Te dwadzieścia minut ciągnęło się w nieskończoność. Piosenki Nata rozciągnięte jak gumka od majtek. Wino zrobiło się kwaśne. Tylko Edyta nadal piękna. Odwróciła wzrok. Chyba za długo się w nią wpatrywałem. Podnieśliśmy się z miejsc. Na stole został pół wina, niczym milczący wyrzut sumienia.
Właścicielka knajpy spojrzała na mnie z wyrzutem. Odniosłem wrażenie, że Francuzki też, dziesiątki innych kobiet dookoła również. Próbowałem iść powoli, ona szybko. Nie zwracała uwagi na odnowione kamieniczki, które mijaliśmy, nawet na obraz „Dziewczyna z chryzantemami” Boznańskiej, przyklejony do starej elewacji.
Pewien zwariowany Francuz wpadł na pomysł, żeby upiększyć zdewastowane ściany praskich kamienic bohaterami ze znanych dzieł sztuki. Efekt był naprawdę niezły, ale na Edycie chyba nie zrobiło to wrażenia. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo różnych przemyśleń.
Czy to jednak było coś na kształt randki?
Edyta niezwykle mi się spodobała. Na bank wiedziała o tym. No ale nie byliśmy singlami. Pozostaje nam jedynie śnić na jawie i mieć nadzieję, że te uczucia miną. A gdyby tak zaryzykować? Napomknęła, że nadal są na wojennej ścieżce z tym jej facetem, no i była świadoma, że nie mam żony. W sumie kto wie, czy w ogóle chodzi o jakiś związek, a nie o jednorazową przygodę. Może jeszcze da się to odkręcić.
Przystanąłem w miejscu.
– Muszę złapać autobus za cztery minuty – nagle się odwróciła i czmychnęła do podziemnego przejścia.
Zwyczajnie dała nogę. No nie! Pognałem za nią. Jak tylko znalazłem się na dole, uderzył mnie aromat kebabu. W podziemiach mieściło się z piętnaście różnych sklepów. Miejscowi gapili się na mnie, chyba niezbyt przychylnie, ale może to tylko moja paranoja, że wszyscy mają mnie w nosie.
– Edyta! Zaczekaj! – zawołałem, gdy wbiegała po schodach.
Przystanęła na szczycie, odwracając się w moją stronę.
– O co chodzi? Nie widzisz, że się spieszę? – w jej głosie dało się wyczuć irytację.
– No właśnie, nie możesz ot tak sobie pójść bez słowa.
– Niby dlaczego? – uniosła brwi ze zdziwieniem.
– No bo tak się nie robi.
Stanąłem tuż obok niej. Okazało się, że mam zaledwie kilka centymetrów więcej wzrostu. Wyznała mi, że kiedyś trenowała sporty walki. Bez problemu dałaby radę mnie znokautować.
– Zaraz mi odjedzie ostatni autobus, i tak za długo tutaj byłam. Przez ciebie – nawet ona chyba nie spodziewała się, że powie to na głos.
Zinterpretowałem to spojrzenie jako zaskoczenie, a potem lekkie zdenerwowanie. Oczywiście momentalnie się uśmiechnęła.
– Ale skoro już zaczęłam mówić, to dokończę swoją myśl. Jesteś totalnie do niczego. Po co to wszystko? Żeby udowodnić sobie, że nie straciłeś formy będąc w związku? Że w każdej chwili możesz poderwać jakąś dziewczynę? A może chodziło o to, żebyś sam przed sobą zgrywał takiego wspaniałego faceta? No wiesz, wiernego, odpowiedzialnego, po prostu skałę.
Zatrzymałem się jak zamurowany.
– Czego się gapisz? Wpatrywałeś się we mnie przez wszystkie zajęcia! Jakbyś był taki oczarowany, oczu oderwać nie mogłeś. A dzisiaj po co mnie zaciągałeś do tego baru?! I nagle załapałam, że wcale nie o mnie tu chodzi. Ile panienek przede mną tu przyprowadziłeś? – zerknęła gdzieś nad moją głową. – Nara, cieniasie, chociaż powinieneś usłyszeć bardziej dosadne słowa!
Pognała w stronę przystanku. Patrzyłem, jak odchodzi. Serio, kobiety to dla mnie zagadka...
Aleksander, 32 lata
Czytaj także:
„Byłam nianią dla dziecka i przykrywką dla szefa. Płacił mi za milczenie, bo znałam wszystkie jego tajemnice”
„Szwagier chciał od nas wyłudzić 50 tysięcy. Gdy się nie zgodziliśmy, zrobił coś okropnego”
„Żona robiła obiady, a kochanka dogadzała mi w łóżku. Przez 2 lata prowadziłem życie idealne, aż się pomyliłem”