Uwielbiałem organizować wyjazdy, a ta willa wydawała się spełnieniem marzeń nas wszystkich. Tym razem jednak moja nieograniczona wiara mogła nas drogo kosztować. Wakacje z przekrętem – tak moglibyśmy to później nazwać. Nie mieliśmy pojęcia, że zdjęcia, które nas zauroczyły, były zręcznym przekłamaniem, a my, jak naiwni turyści, wpadliśmy prosto w pułapkę.
Miejsce miało być idealne
– To będzie wyjazd życia! – mówiłem entuzjastycznie, przewracając na ekranie kolejne zdjęcia luksusowej willi na Krecie. Słońce zachodziło nad prywatnym basenem, a widok na morze sprawiał, że serce biło mocniej.
Justyna, moja partnerka, stała obok mnie z wyraźną nieufnością malującą się na jej twarzy.
– Kamil, czy ty naprawdę myślisz, że to wszystko jest takie realne? Zdjęcia mogą być przecież przerobione – podważała moje marzenia, choć jej głos zdradzał nutkę nadziei.
Nie chciałem jej słuchać. Byłem optymistą, człowiekiem, który wierzył, że wszystko się uda. . Justyna, choć sceptyczna, ostatecznie uległa mojej namowie, podobnie jak Nina, jej przyjaciółka, która kochała przygody i bez wahania skakała na głęboką wodę. Czwartą osobą do kompletu był Przemek, mój kumpel, zawsze gotowy na każdy szalony pomysł.
Gdyby Justyna tylko była bardziej stanowcza... Ale jak mogłem odmówić sobie tej przyjemności, tej chwili zapomnienia w tak cudownym miejscu, nawet jeśli było to tylko złudzenie?
To musiała być pomyłka
Kiedy tylko samochód zatrzymał się przed „willą” , cisza wśród nas stała się namacalna. Słychać było jedynie dźwięk szalejących cykad. Justyna była pierwsza, która wysiadła, ale nie powiedziała ani słowa. Jej wzrok mówił za to wszystko – miała rację, a ja w głębi duszy to wiedziałem.
– Kamil, powiedz mi, że to nie ten adres – szepnęła, choć dobrze wiedzieliśmy, że GPS nie kłamał.
Patrzyłem na zrujnowaną chatkę, która miała być naszym rajem na ziemi, i czułem, jak wszystkie moje argumenty, którymi przekonywałem przyjaciół, topnieją jak śnieg w słońcu. Justyna nie musiała nic mówić – jej oczy wyrażały mieszankę rozczarowania i goryczy, bo przecież mnie ostrzegała.
– Może to jakiś błąd? Sprawdzę rezerwację – próbowałem brnąć w zaparte, choć ręce mi drżały, gdy wyciągałem telefon.
Wtedy Nina, w swoim stylu, próbowała rozładować atmosferę, podchodząc do chatki z uśmiechem.
– No cóż, chyba mamy unikalną okazję do przeżycia wakacji w stylu retro – powiedziała, starając się dodać nam otuchy.
Przemek, który do tej pory przeglądał okolicę, rzucił z ironią:
– No tak, retro, tylko zapomnieli wspomnieć o dodatkowej atrakcji w postaci lokalnego ekosystemu – wskazał na rojowiska owadów kłębiące się nad stertą starych desek.
Serce mi pękło, gdy przyjaciele zaczęli żartować z własnego nieszczęścia, a ja sam zmagałem się z pierwszymi chwilami rozczarowania. Czułem, że to ja ich zawiodłem. To ja naciskałem na to miejsce. To ja byłem odpowiedzialny za ten przekręt wakacyjny. Jak mogłem pozwolić na to, by zamiast luksusu, znaleźć się w miejscu, które przypominało kulisy filmu grozy?
Za nic nie chcieliśmy tam zostać
Wiatr, który chwilę temu delikatnie muskał nasze twarze, teraz wydawał się wyjątkowo chłodny. Rozejrzeliśmy się za kimś, kto mógłby nam pomóc, ale okolica była opustoszała.
– Musimy znaleźć inne miejsce na nocleg – stwierdziłem stanowczo, próbując zapanować nad chaosem.
Zdawałem sobie sprawę, że moje słowa były równie puste jak nasze konto po zapłaceniu za tę podróbkę willi. Zdecydowaliśmy się udać do najbliższej miejscowości. Ludzie tam byli przyjaźni, ale każda nasza prośba o pomoc kończyła się podobnie. Jakby to była dobrze naoliwiona maszyna, każdy znał kogoś, kto znał kogoś, kto został oszukany na wakacjach.
– Przecież to jest niemożliwe – mruknęła Justyna, kiedy kolejny miejscowy opowiadał nam historię turystów, którzy zostali oszukani przez fałszywą agencję wynajmu.
– To niezły biznes – zasugerował Przemek, gdy spotkanie z kolejnym mieszkańcem wyspy zakończyło się fiaskem. Wszystkie propozycje, które otrzymaliśmy, były dalekie od naszych oczekiwań, a te, które wyglądały obiecująco, okazywały się nieistniejące lub już zajęte.
Z każdą godziną nasze frustracje rosły, a poczucie bezsilności nas wykańczało. Wciąż pamiętam, jak Justyna spojrzała na mnie ze łzami w oczach, mówiąc cicho:
– Nie mogliśmy przecież wiedzieć... to wyglądało tak pięknie.
Byliśmy zmęczeni, zagubieni i coraz bardziej zdenerwowani. Wtedy Nina, patrząc nam prosto w oczy, rzuciła:
– No to co, wracamy do naszego „ekskluzywnego resortu”?
Jej słowa sprawiły, że nagle wszyscy wybuchnęliśmy ironicznym śmiechem, śmiechem przez łzy. Nie było innego wyjścia. Choć perspektywa spędzenia nocy w rozpadającej się chacie nie była kusząca, zdaliśmy sobie sprawę, że przynajmniej mamy siebie.
Nie mieliśmy innego wyjścia
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Przemek jako pierwszy przerwał ciszę:
– No dobrze, skoro tu jesteśmy, to może ustalmy jakieś reguły przetrwania w tym... – spojrzał wokół, szukając odpowiedniego słowa – ...paradoksalnym rajskim zakątku.
Jego żart był gorzki, ale skuteczny. Sprawił, że zaczęliśmy myśleć praktycznie. Nina zaczęła rozpakowywać prowiant, który mieliśmy ze sobą.
– Skoro nie możemy zmienić naszej sytuacji, to przynajmniej możemy stworzyć plan – powiedziała z zaciętością, jaką znałem tylko u niej.
Justyna zaczęła pomagać, choć jej ruchy były automatyczne, jakby nie do końca była obecna. Patrzyłem na nią i czułem się winny. Byłem odpowiedzialny za tę całą sytuację.
– Zbieramy drewno, robimy ognisko – zaproponowałem. – Musimy przecież jakoś przetrwać noc.
– A co jutro? – spytała Justyna, z wyraźną troską w głosie.
Spojrzeliśmy na siebie, wszyscy czując to samo – niepewność i strach przed nadchodzącym dniem. Ale w tym momencie to, co miało nadejść jutro, było mniej ważne. Musieliśmy skupić się na teraz, na tej chwili, na przetrwaniu tej jednej nocy.
– Teraz ważne jest, żebyśmy trzymali się razem – powiedziałem, próbując brzmieć przekonująco.
Nina, zawsze pełna optymizmu, zaproponowała:
– Może to będzie nasza najlepsza przygoda. Kto wie?
Daliśmy sobie szansę
Nastąpił moment ciszy, po którym wszyscy się uśmiechnęliśmy. Mimo wszystko, zdecydowaliśmy się cieszyć tym, co mamy. Byliśmy tu i teraz, wspólnie, i to było najważniejsze. Wiatr nieustannie szumiał przez nieszczelne ściany naszego tymczasowego schronienia, a noc z każdą godziną stawała się coraz bardziej nieprzyjazna. Życie w chatce było wyzwaniem, którego żadne zdjęcie nie było w stanie oddać.
Przemek, który dotąd traktował wszystko z przymrużeniem oka, zaczął tracić swój dystans.
– Można by pomyśleć, że wakacje z przekrętem to świetny pomysł na reality show – mruknął, gdy z dziury w ścianie wygramolił się kolejny owad.
Nina, która do tej pory z niewzruszoną miną walczyła z każdą przeciwnością, miała coraz większe problemy z ukryciem irytacji.
– Wiecie co, ten cały minimalizm i bliskość z naturą mają swoje granice – stwierdziła, gdy owady postanowiły uczynić z naszego prowiantu swoją własną uczta.
Awantura wisiała w powietrzu i mogła wybuchnąć przy najmniejszej okazji. Justyna, która zawsze była głosem rozsądku, teraz również miała dość.
– Nie wytrzymam tu dłużej! – wykrzyczała pewnej nocy, gdy po raz kolejny musiała bronić swojej torby przed nieproszonymi gośćmi.
To był punkt zwrotny, w którym każdy z nas poczuł, że doszliśmy do granic wytrzymałości. Ale zarazem był to moment, w którym nasza grupa została wystawiona na próbę. Musieliśmy na siebie liczyć, nawet jeśli nasze żarty stały się gorzkie, a ironia była naszym jedynym sposobem na wyrażenie frustracji.
– Musimy się wspierać, to jedyna droga, by przebrnąć przez to razem – powiedziałem, starając się zebrać resztki optymizmu.
Przemek, przestając na chwilę żartować, dodał poważnie:
– W końcu, jak mówią, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Może kiedyś będziemy się z tego śmiać?
Zapamiątam ten urlop
Ostatni wieczór na Krecie miał być okazją do podsumowań. Chatka, która stała się naszym domem na ten krótki, lecz intensywny czas, nasiąkła naszymi emocjami. Justyna rozpoczęła, patrząc na wszystkich z namysłem.
– Myślałam, że to będą wakacje, o których będziemy opowiadać z uśmiechem. Teraz, gdy są prawie za nami, nie wiem, co mam czuć.
Przemek, który potrafił znaleźć humor nawet w najtrudniejszych sytuacjach, westchnął ciężko.
– Wydaje mi się, że te wakacje są jak kiepski film – niby porywające, pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale zdecydowanie bez happy endu.
Nina, zawsze pełna nadziei, postanowiła spojrzeć na to z innej perspektywy.
– Wiecie, mimo wszystko, stworzyliśmy tu coś wyjątkowego. I jakoś się ze sobą nie pokłociliśmy – uśmiechnęła się smutno, a w jej oczach malowała się nostalgia.
Rozmowa płynęła między nami. Były łzy, śmiech, a czasem cisza, która mówiła więcej niż słowa. Każdy z nas przeżywał ten czas inaczej, ale to doświadczenie zjednoczyło nas w sposób, którego nikt się nie spodziewał.
W tym ostatnim wieczorze było coś magicznego, chociaż dalekiego od luksusu i beztroski, którą sobie wyobrażaliśmy. To było prawdziwe, autentyczne i nasze. Czułem, że ta przygoda, chociaż pełna trudności, na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Więcej tam nie wrócę
Staliśmy na lotnisku, czekając na odprawę, a ja w duchu żegnałem Kretę. Ta podróż stała się lekcją życia.
– Nigdy więcej nie będę tak ślepo ufał ofertom internetowym – powiedziałem, patrząc na przyjaciół.
Justyna uśmiechnęła się smutno, lecz z wyraźną ulgą, że to wszystko już za nami.
– Nie tylko ty, Kamil. Wszyscy nauczyliśmy się czegoś ważnego – odpowiedziała.
Przemek, nie zmieniając swojego podejścia, dodał:
– I o tym, że nawet w najgorszych sytuacjach można znaleźć coś dobrego. Chociażby to, że więcej nas tu nie zobaczą – zażartował, choć w jego głosie czuć było powagę.
– Kto wie, może za jakiś czas będziemy wspominać to jako jedną z najlepszych przygód? – rzuciła Nina.
Spojrzałem na nich wszystkich i poczułem mieszane uczucia. Smutek, bo wakacje, które miały być spełnieniem marzeń, zamieniły się w koszmar. Żal, bo mogłem tego uniknąć. Ale była też wdzięczność za doświadczenia, które nas wzmocniły, i poczucie humoru z całej absurdalnej sytuacji.
Ta przygoda nas zmieniła. Nauka, którą odnieśliśmy, dotyczyła nie tylko podróżowania, ale także nas samych i tego, jak bardzo możemy na sobie polegać, gdy przyjdzie co do czego.
– Już nigdy nie pojedziemy na Kretę – powiedziałem, patrząc w niebo, które rozciągało się przed nami.
Bartek, 27 lat
Czytaj także:
„Wczasy na wsi miały mi osłodzić życie, ale poznałam skwaszonego gospodarza. Razem odkryliśmy nowe smaki lata”
„Uwierzyłem ciotce, że podzieli się ze mną spadkiem po babci. Nie mogę uwierzyć, że ta zołza nabiła mnie w butelkę”
„Miałam być świadkową na ślubie byłego chłopaka. Czułam, że to ja powinnam ślubować mu wierność, więc uknułam plan”