„Snułam intrygi i kłamałam, żeby uprzykrzyć życie koleżankom. Nie mogłam znieść tego, że mają więcej ode mnie”

Zazdrosna kobieta fot. Adobe Stock, Photographee.eu
Chorobliwa zazdrość prawie zniszczyła mi życie. Rozbijałam związki, a nawet rozpuszczałam obrzydliwe plotki. Przetrwałam tylko dzięki temu, że moja jedyna przyjaciółka nie odwróciła się ode mnie i zmusiła mnie do pójścia na terapię.
/ 05.07.2021 09:52
Zazdrosna kobieta fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Już w podstawówce zawsze uważałam, że koleżanki mają ładniejsze tornistry, ubrania, a nawet lepsze drugie śniadania.

– Mamo, bo Beaty mama to jej robi takie kanapki z bułki z pastą jajeczną. A ty tylko ta szynka i szynka – narzekałam.

Mama wychowywała mnie sama. Nie chodziła do fryzjera, nie stroiła się, starała się, żeby mi niczego nie brakowało. W szóstej klasie Beata pochwaliła mi się, że ma chłopaka.

– Adrian z VIIb poprosił mnie o chodzenie – zwierzyła mi się. I chociaż ledwie wiedziałam, o kogo chodzi nagle poczułam ogromną złość.

– Jak mogłaś, wiedziałaś, że on mi się podoba. Już nie chcę się z tobą przyjaźnić – wrzasnęłam i pobiegłam do łazienki.

Zamknęłam się i poryczałam. Nie chodziło o Adriana. Nie mogłam znieść, że to Beata miała chłopaka jako pierwsza. A ja nawet nie miałam nikogo na oku.

Z Beatą zaczęłam rozmawiać dopiero, gdy po tygodniu z nim zerwała. W podstawówce oceny miałam takie sobie. Nie dostałam się do najlepszego liceum w mieście. A Beata tak.

Zaczęłam zachowywać się nieznośnie

Obrażałam uczniów tamtej szkoły, nauczycieli.

– Ci z „jedynki” to straszne ważniaki. Jarek z mojego podwórka tam chodził przez rok. Przeniósł się do „trójki”, bo nie mógł znieść tych szpanerów.

Trochę nagięłam prawdę, bo Jarek rzeczywiście chodził do „jedynki”, ale nie zdał do drugiej klasy i zmienił szkołę. Trułam tak Beacie przez całe lato. Dopięłam swego. Przeniosła papiery do „trójki” – czyli tam, gdzie dostałam się ja.

W liceum było jeszcze gorzej niż w podstawówce. Miałam tam koleżanki z lepszych dzielnic. Rodzice podwozili je do szkoły autami. W październiku Ela zaprosiła wszystkich na urodziny. Nie chciałam iść, ale Beata mnie namówiła. Wiedziałam, że dziewczyny wystroją się w markowe ciuchy. Mama bardzo się przejęła, wyciągnęła zaskórniaki i koniecznie chciała, żebym sobie coś kupiła. Ale jak zobaczyłam, ile ma w tej puszcze, prychnęłam z pogardą:

– Mamuś, Elki skarpetki pewnie więcej kosztują. Dziękuję, ale nie skorzystam.

Na imprezę poszłam w wytartych dżinsach i wyciągniętym tiszercie. I cały wieczór zachowywałam się skandalicznie.

– Beata widziałaś te kafelki? Błyszczą się jak psu jajca… Chyba mają osobną sprzątaczkę do ich przecierania? – wydziwiałam na cały głos.

Beata próbowała mnie uciszyć.

– Mnie się podobają – ratowała sytuację.

Ale ja byłam nakręcona. Wyplułam kanapkę z guacamole.

– To chyba jest z trawy?

Przewróciłam oczami na widok ekspresu do kawy.

– Mama mówi, że taka kawa jest rakotwórcza.

Skrytykowałam ubrania i fryzury wszystkich koleżanek i w końcu oznajmiłam, że mam jeszcze inną imprezę do obskoczenia.

– Beata? – kiwnęłam głową na przyjaciółkę przekonana, że wyjdzie ze mną.

– Ja zostaję, baw się dobrze – Beata tym razem mi się postawiła.

Wściekła i obrażona poszłam do domu. Więcej na żadną imprezę klasową nie zostałam zaproszona.

Przyjaźniłam się tylko z Beatą, która pomimo moich wybryków ciągle chciała mnie znać

Nie wiem, czym zasłużyłam na jej przyjaźń. Ciągle się jej czepiałam. A ona jeszcze starała się nie ranić moich uczuć. Wystarczyło, że krzywo spojrzałam na jej nową bluzkę.

– Też to widzisz, nie? Słabo w niej wyglądam. Nie wiem, co mamie strzeliło do głowy. W takim kolorze to tylko brunetce będzie dobrze. Może ją chcesz?

Robiłam jej grzeczność i brałam.

– Muszę jechać z rodzicami nad jezioro. Wynajęli domek w środku lasu, jakaś straszna nuda. Wolałabym zostać w mieście z tobą. A może… A może się zlitujesz i pojedziesz z nami? – zaproponowała w wakacje Beata.

A ja, choć wiedziałam, jaka jest prawda, przez cały wyjazd zachowywałam się tak, jakbym robiła jej łaskę. Nigdy wcześniej nie byłam na takich wakacjach. Dom, jezioro, las. I tata Beaty. Starał się traktować nas obie tak samo. Kupował nam lody, kolorowe bransoletki na odpuście.

Na samą myśl, że Beata ma go na co dzień, aż skręcało mnie z zazdrości. Pod koniec wakacji zrobiłam straszną rzecz.

– Pani Iwono. Mogę zamienić z panią słowo – zapytałam mamy Beaty.

– Jasne, Agatko, co tam…

Powiedziałam pani Iwonie, że jej mąż mnie dotykał „tak jak nie powinien”. Liczyłam na to, że pani Iwona wyrzuci męża z domu i Beata tak jak ja, nie będzie mieć ojca. Ale tym razem mój plan się nie powiódł. Beata znała mnie bardzo dobrze. Usłyszała naszą rozmowę i wpadła do pokoju.

– Agata, przestań kłamać! Wiem, co robisz. Tym razem przesadziłaś. Mamo, nie słuchaj jej. Proszę. Tata nic nie zrobił. Po prostu Agata nie może znieść, że ja mam tatę, a ona nie. Prawda?! – Beata zaczęła krzyczeć i szarpać mnie za rękę.

Zrozumiałam, że mogę stracić jedyną przyjaciółkę.

– Przepraszam, przepraszam. Beata ma rację. Ale ja tak bardzo chciałabym mieć tatusia – zaczęłam znowu głośno płakać, a dla lepszego efektu walić głową w ścianę. – Jestem taka nieszczęśliwa!

Mama Beaty zaczęła mnie uspokajać. – Już dobrze, nic się nie stało, przeprosiłaś i to najważniejsze.

Dzień skończył się wizytą w lodziarni. Byłam pewna, że to koniec tej historii. Ale wieczorem, kiedy już leżałyśmy w łóżkach, Beata wyszeptała:

– Jeszcze jeden taki numer i koniec z naszą przyjaźnią.

Na jakiś czas przystopowałam.

W maturalnej klasie zakochałam się po raz pierwszy

Tomek przyszedł do nas z innej szkoły. I nie zwracał na mnie uwagi. W marcu zaczął chodzić z Moniką. Puściłam po szkole plotkę, że Monika sypia z innymi chłopakami za pieniądze. Tomek ją zostawił, kiedy to usłyszał. Dwa dni później rodzice znaleźli ją na podłodze w łazience. Nałykała się prochów. Odratowali ją, ale do szkoły już nie wróciła.

– Beata, ja nie chciałam. Skąd mogłam wiedzieć? Ja tylko chciałam, żeby Tomek przejrzał na oczy. Przecież ta Monika strzela oczami do każdego faceta…. – próbowałam się tłumaczyć.

Po tym zdaniu Beata wyrzuciła mnie za drzwi. To był koniec naszej znajomości. Wyjechała na studia. Ja znalazłam pracę na poczcie.

Koleżankom nie miałam czego zazdrościć. Maria miała męża pijaka i czwórkę dzieci. Zuzanna opiekowała się niepełnosprawnym tatą.

W końcu znalazłam sobie obiekt. Kierowniczka. Narzeczony przyjeżdżał po nią do pracy kabrioletem. Kiedyś wypatrzyłam ich w kawiarni. Pili wino. Samochód stał na ulicy. Gdy tylko wyszli, zadzwoniłam na policję.

– Zielony kabriolet na ul. Jasnej jedzie zygzakiem – nałgałam.

W poniedziałek spotkałam kierowniczkę na przystanku autobusowym.

– Narzeczony nie przyjechał? – zapytałam.

– Zatrzymali mu wczoraj prawo jazdy. Wypiliśmy tylko po kieliszku wina. Radiowóz pojawił się znikąd. I od razu kazali mu dmuchać w alkomat. Ale pech.

Z trudem ukryłam satysfakcję. Tylko raz związałam się z mężczyzną. Patryk był przystojny, prowadził warsztat samochodowy i naprawdę się we mnie zakochał. Ale wszystko popsułam.

Robiłam mu awanturę o każdą kobietę, na którą spojrzał. Klientkę, kelnerkę, konduktorkę. Wytrzymał pół roku.

– Agata. Ty się powinnaś leczyć. Pal licho mnie, ale niszczysz sobie życie – rzucił na odchodne.

Po raz pierwszy ktoś głośno nazwał mój problem. Ale wtedy tylko się zezłościłam.

– Pilnuj swojego nosa, kretynie – zawołałam za nim i trzasnęłam drzwiami.

Moje koleżanki ze szkoły powychodziły za mąż. Porodziły dzieci. Ile razy spotkałam którąś na ulicy, wieczorem w domu musiałam pogderać.

– Pamiętasz, mamo, tę Elę z liceum? Boże, ten jej mąż. Bogaty jest, ale mówię ci, nawet gdyby był milionerem, to nawet kijem bym go nie tknęła.

Albo:

– Iwona urodziła bliźniaki. To jakiś koszmar musi być. Jednego takiego sobie nie wyobrażam, ale dwójka? Dramat!

Mama jednak też miała mnie już dość

– Agata, daj spokój. Bo ta żółć cię zaleje. Też kogoś spotkasz, poczekaj cierpliwie…

– Spotkam? Boże broń. Po co mi jakiś darmozjad, żeby się z nim użerać?

Dwa lata temu do miasteczka wróciła Beata. Nie rozmawiałam z nią od liceum. Kilka razy w święta widziałam ją z daleka. Od jej mamy wiedziałam, że mieszka w Warszawie, ma męża i dwójkę dzieci.

– Od lat ich namawiałam, żeby wrócili. Ta Warszawa to nie miejsce dla dzieci. Tu mamy ogród, wszędzie blisko, powietrze lepsze. No i się zdecydowali. Maciek, zięć, znalazł pracę w Poznaniu. Będzie trochę dojeżdżał, trochę pracował z domu. A Beata tłumaczy książki, może to robić wszędzie – pani Iwona była wyraźnie ucieszona, że będzie mieć córkę i wnuki pod ręką. – Jak tylko przyjadą, to powiem Beatce, że o nią pytałaś. Macie tyle go nadgonienia!

Pani Iwona się pożegnała, zanim zdążyłam warknąć, że przecież wcale nie pytałam. Beata rzeczywiście zadzwoniła do mnie dwa tygodnie później. Spotkałyśmy się. Ani słowem nie wspomniała o tym, dlaczego przestałyśmy się przyjaźnić. Opowiadała mi o studiach, znajomych, mężu i dzieciach.

– Wpadnij w niedzielę do nas na grilla. Poznasz Maćka i dzieci – zaproponowała.

Wiedziałam, że nie powinnam przyjmować tego zaproszenia. Ale poszłam. Maciek był bardzo sympatycznym brzydalem. Nie dało się go nie lubić, a jednak znienawidziłam go od razu. Byłam zazdrosna o każdą minutę życia, którą Beata spędziła z nim, a nie ze mną.

Dzieci były ładne i grzeczne i bardzo ciekawe nowej cioci.

– Pokażę ci mój pokój, chcesz? – mała Julka uśmiechnęła się do mnie szeroko.

– Może później, dobrze? – odparłam oschle.

Chwilę później Jacuś wgramolił mi się na kolana.

– Ciociu, zobac mój samochodzik – wyseplenił. I podsunął mi pod nos zabłoconą zabawkę.

– Uważaj, pobrudzisz mi sukienkę – wzdrygnęłam się i strąciłam dziecko z kolan.

Pani Iwona zaczęła łajać wnuka i mnie przepraszać. W rezultacie dzieciak się poryczał. Niby mówiłam, że nic się nie stało, ale atmosfera siadła. Pożegnałam się godzinę później.

Jutro muszę na siódmą do pracy. No nie każdy może się wysypiać do dziesiątej niestety – uśmiechnęłam się nieszczerze.

Beata nic nie powiedziała.

– O Boże, co za koszmarne popołudnie – opadłam na krzesło w kuchni i poprosiłam mamę o herbatę. – Głośne, niewychowane dzieci. Nadęty mąż przechwalający się nowym grillem za pięć tysięcy. Biedna ta Beata, w co ona się wpakowała.

Mama podała mi herbatę i spojrzała mi w oczy.

– Pamiętaj, że Beata to twoja jedyna przyjaciółka. Widzę, co robisz. Ale lepiej się zastanów dwa razy. Proszę cię.

Nie posłuchałam. Przez następne pół roku zatruwałam Beacie i jej rodzinie życie jak tylko umiałam. Raz przy mnie Jacek ganiając się z siostrą wpadł na stół. Pod okiem wyrósł mu wielki siniak.

Zadzwoniłam z pracy do przedszkola:

– Jestem sąsiadką rodziców Jacka. Proszę coś zrobić, bo to dziecko jest regularnie bite przez ojca – wyszeptałam i się rozłączyłam.

Od Beaty dowiedziałam się, że zostali wezwani do przedszkola na rozmowę. Moja przyjaciółka jeszcze wtedy nie wpadła na to, że to moja robota.

Ale po moim kolejnym wybryku już nie miała wątpliwości. To był grill w ogrodzie jej rodziców.

– Idę do kuchni przygotować mięso – rzucił Maciek.

Zaoferowałam, że pomogę. Kiedy przez okno zobaczyłam, że Beata z pustym dzbankiem po lemoniadzie zmierza do domu, pociągnęłam Maćka za ramię, a kiedy się odwrócił w moją stronę zaczęłam go całować.

Timing miałam doskonały – w tym samym momencie Beata stanęła w drzwiach.

– Agata. Wynoś się z mojego domu. Myślałam, że zmądrzałaś. Pomyliłam się.

Złapałam torebkę i wybiegłam na ulicę. Opadłam na pierwszą napotkaną ławkę i zaczęłam płakać. Ktoś dotknął mojego ramienia. Beata była ostatnią osobą, której bym się spodziewała. A jednak to była ona.

– Agata, nie możesz tak żyć. Trochę poczytałam w internecie o różnych terapiach. To naprawdę nie wstyd poprosić o pomoc. Tylko musisz chcieć.

Wtedy się wyrwałam i poszłam do domu. Ale wieczorem dostałam od Beaty maila z linkami. Tam były opowieści ludzi, którym chorobliwa zazdrość też nie pozwalała żyć. Zadzwoniłam do kliniki w Poznaniu. Umówiłam się na spotkanie.

Minęły dwa lata. Teraz, jeśli na widok lepiej ubranej kobiety czy nowego auta sąsiada ściśnie mnie w żołądku, wiem, jak sobie z tym radzić. Ciągle przyjaźnię się z Beatą i jej rodziną. Dogaduję się z koleżankami pracy.

– Mamo. Chyba ci nigdy tego nie mówiłam. Bo może moje koleżanki miały większe mieszkania i fajniejsze ciuchy, ale ja miałam i mam najlepszą mamę na świecie. Bardzo cię kocham – powiedziałam jej wczoraj przy kolacji.

– Wiem, córeczko – odpowiedziała, udając, że nic wielkiego się nie stało. Ale oczy jej się zaszkliły. 

Czytaj także: 
„Moja córka poszła na nocowanie do koleżanki. A tam... upiła je matka Gośki. Kobieta alkoholizuje 16-latki!”
„Myślałam, że Bogdan to mój najlepszy kumpel z dzieciństwa. A on patrzył na mnie jak... na chodzący bankomat”
„Na emeryturze harowałam ciężej, niż w pracy. Byłam nianią, kucharką i sprzątaczką”

Redakcja poleca

REKLAMA