„Śmierć męża była dla mnie tragedią, ale to co odkryłam później, zniszczyło mi życie. Ten bydlak miał na boku kochankę"

Kobieta, która odkryła zdradę męża fot. Adobe Stock, kei907
„Za każdym razem, gdy przychodziłam na grób męża, leżały na nim świeże kwiaty i palił się nowy znicz. Miarka przebrała się w jego urodziny. Na płycie leżał wieniec z wyhaftowanym napisem: „Tęsknię i ciągle kocham”. Czyli jednak to prawda., Wiktor miał kogoś..."
/ 27.08.2021 12:09
Kobieta, która odkryła zdradę męża fot. Adobe Stock, kei907

Nasza miłość to nie była jakaś wielka, szalona namiętność, o jakich czyta się w romansach, ale rozwijające się powoli, głębokie uczucie. Kiedy po ośmiu latach znajomości mówiliśmy sobie „tak”, byliśmy pewni, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Kolejne wspólne lata tylko to potwierdziły. Byliśmy zgodnym, kochającym się i ufającym sobie małżeństwem.

Wiktor pracował jako przedstawiciel handlowy, często wyjeżdżał nawet na kilka dni, ale nigdy nie czułam się z tego powodu opuszczona czy samotna. Dzwonił do mnie codziennie, powtarzał, że bardzo tęskni i kocha. I że już nie może się doczekać, kiedy będziemy razem. Rzeczywiście noce po jego powrocie były gorące i romantyczne. Potem znowu się żegnaliśmy i znowu witaliśmy.

I tak przez dziesięć lat

No a potem wydarzył się ten straszliwy wypadek. Wiktor wracał z delegacji. Bałam się o niego, bo pogoda w całym kraju była paskudna. Padał deszcz ze śniegiem, wiał silny wiatr. Sto kilometrów od miasta zadzwonił, że wszystko w porządku, warunki na drodze się polepszyły i najdalej za półtorej godziny będzie w domu. Nie dojechał. Był już na obrzeżach, gdy jego samochód wpadł w poślizg i uderzył w drzewo.

Zmarł w karetce, w drodze do szpitala. Nawet nie miałam szansy się z nim pożegnać.

Do pogrzebu nie chciałam uwierzyć w śmierć męża. Wyobrażałam sobie, że to tylko zły sen. Że zaraz się obudzę, Wiktor stanie w drzwiach, przytuli mnie na powitanie, zjemy kolację, a potem będziemy jak zawsze po jego powrocie kochać się do utraty tchu.

Gdy nad grobem dotarło do mnie, co się stało, omal nie oszalałam z rozpaczy. „Musisz być silna, spróbować żyć normalnie, wszyscy ci pomożemy” – słyszałam od bliskich i znajomych.

Doprowadzało mnie to do białej gorączki. Jak miałam normalnie żyć, skoro straciłam najwspanialszego, najukochańszego człowieka na świecie?

Kilka dni po pogrzebie wpadła do mnie w odwiedziny ciotka Zosia. Nie lubiłam jej. Wściubiała nos w nieswoje sprawy, we wszystkim węszyła sensację i rozsiewała po rodzinie i znajomych głupie plotki.
Niezręcznie mi było jednak tak po prostu nie wpuścić jej do mieszkania.

– No, jak się czujesz kochanie, trochę lepiej? – rozsiadła się w salonie. 

– Nie, ciociu. Ciągle jestem zrozpaczona, rozbita a na dodatek potwornie boli mnie głowa. Chcę wziąć tabletkę na sen i położyć się do łóżka – chciałam ją spławić.

– Ależ oczywiście, kochanie. W zupełności to rozumiem. Zaraz sobie pójdę… Tylko powiedz mi, kim była ta kobieta w czerni, która tak strasznie rozpaczała nad trumną Wiktora?

– Która, ciociu? Na pogrzebie było wiele kobiet w czerni…

– Tak, tak, wszystkie znam doskonale. Ale tej akurat nie. Nie zauważyłaś? Siedziała w kościele w drugim rzędzie… Starsza od ciebie, szczupła, wysoka, z długimi blond włosami – zaczęła wyliczać.

– Nie widziałam, ciociu. Wybacz, ale w trakcie mszy żałobnej za swojego męża nie rozglądałam się wokół siebie – powoli traciłam cierpliwość.

– No a potem na cmentarzu? Stała trochę z boku, nie ze wszystkimi. Ale jak już opuścili trumnę do grobu, to omal nie zemdlała. A jak szlochała! Naprawdę jej nie widziałaś? – ciągnęła niezrażona.

– Nie, ciociu!

– Szkoda, bardzo szkoda… Najpierw myślałam, że to może ktoś z pracy Wiktora. Ale oni trzymali się razem i usiedli z tyłu. A ona wyszła z cmentarza sama, z nikim nie rozmawiała. Ledwie biedaczka trzymała się na nogach. Pytałam twoją matkę, kuzyna Krzyśka i jeszcze kilku osób. Nikt jej nie znał. To bardzo, bardzo dziwne. Nie sądzisz? – dopytywała; zaczęło docierać do mnie, do czego zmierza.

– Ja? Nie. Ale widzę, że tobie znowu jakieś głupoty chodzą po głowie. Chcesz mi powiedzieć, że Wiktor miał kochankę, tak? No to oświadczam ci, że nic z tego. Był najwierniejszym mężem pod słońcem i nie pozwolę kalać jego pamięci – zdenerwowałam się.

Spojrzała na mnie spłoszona.

– Ależ, o czym ty mówisz? Jakie kalanie pamięci? Jaka kochanka? Chciałam tylko zapytać o tamtą kobietę! Nic więcej! – zaczęła tłumaczyć, ale natychmiast jej przerwałam.

– No to już zapytałaś i dowiedziałaś się, że jej nie znam. A teraz przepraszam cię, ciociu, naprawdę chcę się już położyć! – spojrzałam wymownie w stronę drzwi.

– Ależ oczywiście, kochanie, już wychodzę. Trzymaj się. I pamiętaj, naprawdę nie miałam niczego złego na myśli – zapewniła.

– Akurat – mruknęłam, zamykając za nią drzwi.

Ze złości aż się gotowałam

Jak mogła w ogóle sugerować, że Wiktor mnie zdradzał? Cholerna plotkara! Gdy kładłam się spać, obiecałam sobie, że w najbliższym czasie nie wpuszczę ciotuni do domu.

Następnego dnia rano pojechałam na grób męża zrobić porządek z kwiatami i wieńcami. Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że wszystko jest już posprzątane i poukładane. Na dodatek na środku stał piękny, pomarańczowozłoty znicz.

Wyglądało na to, że ktoś zapalił go dosłownie kilka minut temu.

„E, to pewnie teściowa. Musiałyśmy się minąć. Zadzwonię do niej. Może jest jeszcze niedaleko” – pomyślałam, wyciągając komórkę.

– Gdzie mama jest? – zapytałam, gdy odebrała.

– W domu – odparła.

– Nie na cmentarzu? – zdziwiłam się.

– Nie. Chciałam pojechać, zapalić Wiktorkowi znicz, przebrać kwiaty, ale jakoś nie mam siły. A dlaczego pytasz, Daguniu?

– A nic, bo ktoś posprzątał grób. Myślałam, że to ty.

– Ja? Nie.

– No, wiem. To może tata?

– On też nigdzie nie wychodził.

– No nic. W każdym razie nie martw się. Kwiaty na grobie Wiktora wyglądają pięknie – odparłam.

Nie, nie wierzę w głupie domysły ciotki Zośki

W drodze do domu zadzwoniłam jeszcze do kilku krewnych, ale nikt z nich nie był na cmentarzu. W końcu doszłam do wniosku, że to ktoś z naszych wspólnych znajomych postanowił mi w ten sposób pomóc.
Bo wiedział, jakie to będzie dla mnie trudne. Nawet się wzruszyłam. Do głowy mi nie przyszło, że może się za tym kryć jakaś tajemnica.

Tymczasem dwa dni później sytuacja się powtórzyła. Przemarznięte, zbrązowiałe wieńce były wyniesione, a na grobie stał nowy, niedawno zapalony znicz i leżał bukiet czerwonych róż.

To już mnie zastanowiło. Od teściowej wiedziałam, że nie wybiera się na cmentarz. Więc kto tu był? I dlaczego? Potem zadawałam sobie te pytania jeszcze wiele razy. Bo za każdym razem, gdy przychodziłam na grób męża, leżały na nim świeże kwiaty i palił się nowy znicz. Potwornie mnie to denerwowało. Obdzwaniałam rodzinę, znajomych, ale nikt nie przyznawał się do tych wizyt.

„Czyżby ciotka Zośka miała rację i nie byłam jedyną kobietą w życiu Wiktora?” – kołatało mi się coraz częściej po głowie; ale szybko odpędzałam tę myśl: „To niemożliwe, Wiktor kochał tylko mnie. A ciotka Zośka to mącicielka i plotkara” .

Mimo wszystko natrętna myśl powracała ze zdwojoną siłą. Czasem tak mnie męczyła, że nie mogłam usnąć. Chciałam oczywiście rozwikłać tę zagadkę, poznać prawdę, ale nie wiedziałam jak. Nie mogłam przecież czatować całe dnie na cmentarzu, a dzielić się swoimi wątpliwościami, nawet z najbliższymi, nie chciałam.

Już słyszałam te szepty za plecami, widziałam złośliwe uśmieszki. Tolerowałam więc te coraz piękniejsze bukiety i znicze, ale przychodziło mi to z coraz większym trudem…

I po co napisała do mnie ten list? No po co?!

Miarka przebrała się w dniu urodzin Wiktora. Poszłam na cmentarz z butelką szampana…  Zawsze świętowaliśmy nasze urodziny przy dobrej kolacji i prawdziwym szampanie. Podeszłam do grobu i osłupiałam. Na płycie leżał wielki czerwony wieniec w kształcie serca z wyhaftowanym na ozdobnej szarfie napisem: „Tęsknię i ciągle kocham”.

Obok stał znicz. Wyglądało na to, że ktoś podpalił go dosłownie przed minutą. Myślałam, że mnie szlag trafi. A więc jednak! Chwyciłam wieniec i ruszyłam z nim do śmietnika. I wtedy na końcu alejki dostrzegłam szczupłą, wysoką, ubraną na czarno kobietę. Spod czapki wystawały jej długie blond włosy. Miałam wrażenie, że mi się przypatruje. Nie zastanawiając się długo, pobiegłam w jej stronę. Odwróciła się i zaczęła iść nieśpiesznie w stronę wyjścia. Bez problemu ją przegoniłam i zagrodziłam drogę.

– O co chodzi? – podniosła na mnie zdziwione spojrzenie.

Zauważyłam, że choć na pewno była już po czterdziestce, wyglądała świetnie. I była ładna. Nawet bardzo ładna. Pomyślałam, że sama chciałabym tak wyglądać w jej wieku.

– Chcę wiedzieć, dlaczego pani przychodzi na grób mojego męża! Co was łączyło? Skąd się znaliście? – pytałam rozgorączkowana.

– Słucham? – była zaskoczona.

– Niech pani nie udaje. To pani przynosi kwiaty i zapala znicze!

– Nic podobnego. Skąd w ogóle takie przypuszczenie? O ile mi wiadomo, nie tylko pani mąż jest pochowany na tym cmentarzu. Leży tu mnóstwo ludzi – rozejrzała się wokoło.

– A to? Tego też pani nie położyła? – podsunęłam jej wieniec pod nos.

– Ładny, ale nie w moim stylu. Za bardzo strojny. Wolę zwyczajne bukiety – odparła obojętnym tonem.

– A więc nie znała pani Wiktora? – chciałam się jeszcze upewnić.

– Przecież powiedziałam. Coś jeszcze? – zniecierpliwiła się.

– Nie. Chyba nie…

– No to żegnam – odparła spokojnie i znowu ruszyła w stronę wyjścia.

Nie wiedziałam, co robić. Stałam z tym nieszczęsnym wieńcem pod pachą, patrząc, jak kobieta odchodzi. Przez głowę przelatywały mi setki myśli.

Rany boskie, co ja najlepszego narobiłam? To nie ona! Przecież gdyby ta kobieta miała coś na sumieniu, zmykałaby przede mną cichcem jak złodziej. A ona nawet nie próbowała uciekać. A gdy ją dogoniłam, normalnie ze mną rozmawiała. No i jak na rywalkę była zdecydowanie za stara. Gdyby Wiktor chciał mnie zdradzić, znalazłby sobie dużo młodszą, a nie rówieśnicę…

Poczułam się jak idiotka

– Przepraszam! Przeżywam ostatnio ciężkie chwile! – krzyknęłam za nią, ale się nie zatrzymała.

Odwróciłam się więc na pięcie i wróciłam na grób męża. Po drodze wyrzuciłam na śmietnik wieniec w kształcie serca. Postanowiłam, że od tej pory będę tak robić ze wszystkimi kwiatami i zniczami od kochanki męża. Bo, że taką miał, byłam już prawie pewna. Nie była nią kobieta, na którą naskoczyłam w cmentarnej alejce, ale istniała. Miałam nadzieję, że uda mi się ją kiedyś spotkać, przyłapać. A wtedy… Bałam się nawet myśleć, co wtedy jej zrobię.

Następny raz poszłam na cmentarz dopiero po dwóch tygodniach. Byłam tak wściekła na męża, że nie chciałam go odwiedzać. Nie mogłam mu darować, że mnie zdradzał. Ale w końcu się złamałam. Raz, że przecież musiałam przyłapać tę lafiryndę, dwa, ciągle za nim tęskniłam. Przeżyliśmy przecież razem wiele cudownych chwil. Nie potrafiłam o nich zapomnieć…

Na grobie oczywiście palił się znicz i leżał nowy bukiet. Już miałam go wyrzucić, gdy dostrzegłam doczepioną do niego białą kopertę zabezpieczoną folią. Otworzyłam. W środku była kartka zapisana drobnym pismem. Zaczęłam czytać.

„Pewnie dręczy Cię pytanie, czy Twój mąż miał kochankę. Tak, miał. Intuicja Cię nie zawiodła, gdy zaczepiłaś mnie na cmentarzu. To ja byłam Jego kochanką, choć wolę myśleć, że pierwszą i największą miłością. Poznaliśmy się i pokochaliśmy z Wiktorem ponad dwadzieścia lat temu. Ale wtedy nie mogliśmy być razem. Kiedy przeszkoda zniknęła i znowu się spotkaliśmy, uczucie wybuchło na nowo. Może nawet silniejsze niż wtedy, przed laty. Ale był już rok po ślubie, z Tobą. Wiedziałam, że Cię nie zostawi. Był na to za lojalny i uczciwy. Ale wiedz też, że nigdy tego nie żądałam. Wystarczyło mi, że czasem jest… Postanowiłam wyjechać z kraju. Bardzo, bardzo daleko. Życie bez Witka nie ma tu dla mnie sensu. To ostatnie kwiaty, które zostawiam na Jego grobie. Następnych już nigdy nie będzie. Obiecuję. Dlatego proszę Cię, nie wyrzucaj ich. To moje pożegnanie. I jeśli możesz, wybacz mi. I Jemu też. Oboje się staraliśmy, żebyś się nigdy o nas nie dowiedziała. I pewnie by tak było, gdyby żył… Życzę Ci, żebyś jeszcze znalazła szczęście. Monika”.

Powoli złożyłam kartkę i rozejrzałam się wokoło. Wydawało mi się, że w oddali, między drzewami mignęła mi znajoma sylwetka. „Niech cię szlag, Moniko, niech cię szlag” – pomyślałam, kładąc na grobie bukiet.

Czytaj także:
„Szymon to desperat. Dałam mu kosza, a on śledzi każdy mój krok i nie daje mi żyć. Boję się, że mnie skrzywdzi"
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Chcę, by córka pojechała na ślub koleżanki do Hiszpanii. Może wyrwie tam bogatego kawalera, to już czas na nią”

Redakcja poleca

REKLAMA