„Śmierć córki sprawiła, że mój świat się zawalił. Na dodatek w spadku zostawiła nam 30 tysięcy długu”

załamana starsza para fot. Getty Images, gpointstudio
„– Mieszka pan z żoną w M-3. To jest wasze własnościowe mieszkanie. W każdym banku możecie zaciągnąć kredyt pod zastaw nieruchomości. W ten sposób spłaci pan zadłużenie córki. Nie powiedziałem żonie o wszystkim. Nie chciałem jej denerwować. Sam prawie zasłabłem na tym spotkaniu”.
/ 03.03.2024 19:15
załamana starsza para fot. Getty Images, gpointstudio

Gdy moja córka zginęła w wypadku, coś we mnie zgasło. Agnieszka była naszym jedynym dzieckiem – wyczekanym, wytęsknionym. Staraliśmy się o nią naprawdę długo. Kiedy przyszła na świat, moja żona miała 36 lat, a ja zbliżałem się do 40.

Aga była naprawdę zdolna, uczyła się bez większego wysiłku. Skończyła studia ekonomiczne. Znalazła pracę w banku, z czasem przeniosła się do prywatnej firmy, z czego była naprawdę zadowolona. My z kolei wiedzieliśmy, że na starość nie będziemy sami.

Straciłem córkę 

Niestety, wszystko zmieniło się jednego dnia, kiedy w naszym domu pojawili się policjanci. Powiedzieli, że nasza córka jechała autem, kiedy straciła nad nim panowanie na zakręcie i z dużą prędkością uderzyła w drzewo. Zmarła na miejscu.

– To nie może być prawda – powiedziałem, potrząsając głową, bo myślałem, że to jakaś potworna pomyłka. Przecież nasza córka dopiero co przekroczyła trzydziestkę, była zdrową, piękną kobietą osiągającą kolejne sukcesy. To było nasze jedyne dziecko! Nie mogła umrzeć! – To na pewno jest jakaś pomyłka – dodałem zdecydowanie.

Moja żona nagle zemdlała. Policjanci natychmiast wezwali pomoc medyczną. Lekarz stwierdził, że przeszła udar mózgu. Dzięki szybkiej reakcji życie Bożeny udało się uratować. Gdy doszła do zdrowia, przyznała, że nie trzeba było jej ratować. Powiedziała, że teraz jej życie nie ma sensu, nie ma dla kogo żyć.

Bałem się o żonę

To sprawiło, że poczułem się jeszcze bardziej przygnębiony.

– Żyję dla ciebie, kochanie – wyszeptałem.

Tuliłem dłoń mojej żony, starając się powstrzymać łzy, które napływały mi do oczu. Musiałem znaleźć w sobie dużo siły, aby otrząsnąć się po tym, co się stało.

Byliśmy już w podeszłym wieku. Ja miałem 70 na karku. Moja żona potrzebowała pomocy. Po kilkutygodniowym leczeniu szpitalnym nie była w pełni sprawna. Miała trudności z poruszaniem się. Wychodziła z domu tylko ze mną, nie miała w sobie dość odwagi, aby poruszać się o kulach samodzielnie. W ciepłe, pogodne dni chodziliśmy na cmentarz. Chętnie spędzała tam czas przy grobie Agnieszki.

Czułem się czasem jak kłębek nerwów. Musiałem włożyć naprawdę dużo wysiłku w to, aby nie wybuchnąć. W najczarniejszych snach bym nie pomyślał, że przyjdzie mi pochować własne dziecko. Jej nagła śmierć była dla mnie ogromnym ciosem, a obojętność mojej żony tylko pogłębiała mój ból. Zdecydowałem, że nie będę wracał do tego, co się stało i zajmę się rozwiązywaniem aktualnych problemów.

Zostaliśmy spadkobiercami córki

Agnieszka zostawiła po sobie małe mieszkanie i trochę oszczędności na rachunku bankowym. Aby przejąć to w pełni legalnie, poszedłem do notariusza. Zapytano mnie tam, czy córka zostawiła testament.

– Kto w takim młodym wieku pisze testament... – odpowiedziałem zirytowany. – Nie znaleźliśmy żadnego testamentu.

– Czy pana córka miała męża, dzieci?

Odpowiedziałem przecząco. Agnieszka była skupiona na karierze i decyzję o założeniu rodziny odłożyła na później.

– Jeżeli nie miała męża, dzieci, ani braci czy sióstr, to zgodnie z ustawowymi zasadami dziedziczenia, spadkobiercami są rodzice – usłyszałem.

Wynajęliśmy mieszkanie 

Zdecydowaliśmy się wynająć mieszkanie, w którym wcześniej mieszkała nasza córka. Potrzebowaliśmy pieniędzy na leczenie żony. Nasze emerytury były naprawdę skromne.

Po wynajęciu mieszkania otrzymaliśmy płatność za 6 miesięcy z góry. Dzięki temu żona mogła pojechać do sanatorium. Zdecydowałem, że pojadę z nią jako osoba towarzysząca, co wiązało się z dodatkowym wydatkiem.

W sanatorium odzyskasz siły, moja droga – mówiłem do Bożeny.

– Dobrze, że jedziesz ze mną. Nie jestem pewna, czy sama dałabym radę – powiedziała z westchnieniem.

Trzy tygodnie spędzone w ciszy w miejscowości u podnóża gór, zabiegi i odpoczynek, sprawiły, że moja żona zaczęła się poruszać bardziej sprawnie. Lekarz od razu jednak powiedział, że jeden turnus rocznie to zdecydowanie za mało.

– Lepiej byłoby przyjeżdżać tu dwa razy w roku – zasugerował.

Ktoś nas szukał 

Nie miałem zamiaru oszczędzać na zdrowiu mojej żony. Widziałem, że odzyskała częściowo równowagę, zaczęła częściej się uśmiechać.

Kiedy wróciliśmy do domu, Kasia wynajmująca mieszkanie po Agnieszce poinformowała nas, że pytał o nas jakiś mężczyzna.

– Próbowałam do pana zadzwonić, ale miał pan wyłączony telefon.

– Tak, chcieliśmy zrobić sobie przerwę od wszystkiego i naprawdę odpocząć.

Bożena głośno zaczęła zastanawiać się, kto to mógł być.

– Może to ktoś, kto zakochał się w naszej Agnieszce?

– Gdyby tak było, z pewnością były na pogrzebie i już wcześniej szukałby kontaktu – odparłem.

Nie wiedzieliśmy o tym

Mijały kolejne dni, a mężczyzna więcej się nie pojawił. Dostaliśmy jednak list polecony.

– Co to jest? – spytała moja żona, kiedy odebrałem przesyłkę od listonosza.

Szybko przejrzałem treść.

– Wezwanie? – wymamrotałem do siebie.

– Daj mi to – zażądała stanowczym głosem.

W dłoniach trzymałem list od firmy windykacyjnej, która domagała się od nas zwrotu kredytu, jaki zaciągnęła nasza córka. Razem z odsetkami. Nie było szans, abym ukrył to przed żoną.

– Kochanie, to na pewno jest jakaś pomyłka... Proszę, nie denerwuj się... Ja to wszystko wyjaśnię.

Moja żona wzięła do rąk list i powoli go przeczytała. Patrzyłam na nią z niepokojem, bałem się kolejnego wylewu.

Kwota, którą mieliśmy spłacić, była ogromna! 30 tysięcy złotych!

– Posłuchaj – odezwała się moja żona. – Musisz tam pójść i dowiedzieć się wszystkiego.

Musimy to spłacić

Zrobiłem to natychmiast. Pokazano mi kilka listów poleconych, które miały trafić do mojej córki, ale wróciły, bo nie zostały odebrane na czas.

– Po śmierci córki i udarze żony nie miałem głowy do tego, aby sprawdzać, czy przychodziły jakieś listy – tłumaczyłem. – Straciłem jedyną córkę, a żona walczyła o życie w szpitalu! – mówiłem do wysokiego pana w eleganckim ubraniu.

– Teraz to wiemy. Zdecydowanie za późno. Państwa córka zaciągnęła duży kredyt na zakup samochodu. Nikt nie poinformował banku, że zmarła.

– Już powiedziałem panu, że nie miałem pojęcia o tym kredycie!

Mężczyzna zasugerował, żebyśmy rozmawiali ciszej. Powiedział, że nie mamy szans wygrać. Pozostaje mi spłacić dług razem z odsetkami.

– Ale my nie mamy takich pieniędzy!

– W zawiadomieniu wskazaliśmy termin, do którego należy wpłacić całą sumę – odpowiedział. – Jeśli państwo tego nie zrobią, skierujemy sprawę do komornika, który zajmie się ściągnięciem długu.

Nic się nie dało zrobić

Nagle zacząłem się pocić i poczułem się słabo. Poprosiłem go, żeby otworzył okno.

– Proszę się nie wygłupiać. Ten dług trzeba spłacić.

Poluzowałem krawat. Ten mężczyzna nie zaproponował mi nawet szklanki wody.

– Nie ma pan serca!

Uśmiechając się ironicznie powiedział, że przeprowadzili małe śledztwo.

– Mieszka pan z żoną w M-3. To jest wasze własnościowe mieszkanie. W każdym banku możecie zaciągnąć kredyt pod zastaw nieruchomości. W ten sposób spłaci pan zadłużenie córki.

Nie powiedziałem żonie o wszystkim. Nie chciałem jej denerwować. Sam prawie zasłabłem na tym spotkaniu.

– Jutro spotkam się z prawnikiem, porozmawiam – uspokoiłem żonę, dodając jej otuchy.

Załamałem się

Po przejrzeniu dokumentów adwokat zgodził się ze stanowiskiem firmy windykacyjnej.

Błędem było przyjęcie spadku – wyjaśnił.

– Nie wiedzieliśmy, że córka zaciągnęła kredyt.

– Przyjmując spadek, wzięliście na siebie odpowiedzialność za długi zaciągnięte przez córkę.

Nie mieliśmy wyjścia. Zaciągnęliśmy w banku pożyczkę, zastanawiając mieszkanie. Spłaciliśmy dług i mieliśmy z głowy firmę windykacyjną. Został nam jednak kredyt, który był dla nas ogromnym obciążeniem.

Przez cały rok żyliśmy naprawdę oszczędnie. Zawsze skrupulatnie liczyliśmy każdą złotówkę. Żona nie mogła wyjechać do sanatorium. Z czasem zdecydowaliśmy się sprzedać kawalerkę Agnieszki. Część pieniędzy przeznaczyliśmy na leczenie żony.

Zdrowie Bożeny ulega poprawie po pobytach w sanatorium. Nie kosztuje to mało, ale nie zamierzam na tym oszczędzać. To jedyna osoba, która mi została. 

Czytaj także: „Po 30 latach małżeństwa na widok żony nie tylko ręce mi opadają. Kłamię, że jesteśmy za starzy na harce w łóżku” „Po rozwodzie miałam namiętny romans z byłym mężem i nie żałuję. Nabrał wprawy przy młodszych kochankach”
„Urabiałam się po łokcie, by mój mąż mógł roztrwaniać moją wypłatę. Całymi dniami leniuchował przed telewizorem”

 

Redakcja poleca

REKLAMA