„Smarkula z piętra niżej chciała ukraść mi męża. Ślini się na jego widok, a staruch bryka rozochocony”

zazdrosna żona fot. iStock, svetikd
„Natychmiast także przyszło mi do głowy, że takie samotne pobyty Staszka na działce nie są wskazane, raczej wręcz odwrotnie”.
/ 19.07.2024 13:59
zazdrosna żona fot. iStock, svetikd

Bardzo długo planowaliśmy z mężem zakup działki rekreacyjnej, ale zawsze coś stawało nam na przeszkodzie. Odkładaliśmy pieniądze i wieczorami rozmyślaliśmy nad tym, jak będzie wyglądać nasza działka.

Chcieliśmy zbudować na niej mały, letniskowy domek, koniecznie z kominkiem, żeby można było spędzać tam również jesienne weekendy i zajmować się uprawą kwiatów, owoców i warzyw. Oboje uwielbialiśmy grzebanie w ziemi, ale przez długi czas mieliśmy do dyspozycji tylko skromniutki balkon i kwiaty doniczkowe.

Dopiero kiedy starszy syn się usamodzielnił i wyprowadził z domu, stwierdziliśmy, że to ostatni moment na spełnianie naszych marzeń.

– Znalazłem dla nas działkę – oznajmił pewnego wieczoru, całkiem niespodziewanie, Staszek.

Kiedy mnie tam zawiózł, nie potrafiłam ukryć zachwytu, zresztą wcale się nie starałam. Działka była piękna, trochę zaniedbana, ale piękna. Rosły na niej wysokie, rozłożyste lipy. Z jednej strony iglaki tworzyły żywopłot, który oddzielał nas od sąsiadów. Druga strona była niestety otwarta, ale zawsze można tam było coś zasadzić.

– Stasiu, tu jest cudnie! – zawołałam z zachwytem. – Ale chyba nas na to nie stać – dodałam po chwili namysłu.

– Mamy trochę oszczędności, a na resztę weźmiemy kredyt – stwierdził twardo i zdecydowanie mój mąż.

Widziałam, że był zafascynowany tym kawałkiem ziemi i perspektywa długoletniego spłacania kredytu nie była w stanie odwieść go od zakupu.

– Oj, Staś – jęknęłam. – Ile lat będziemy liczyć każdy grosz?

– Damy radę kochanie, damy radę… – powtarzał przekonany o swojej racji.

Odkąd kupiliśmy działkę, spędzaliśmy na niej każdy weekend. Nasz młodszy syn miał wtedy szesnaście lat, sadzenie kwiatów niekoniecznie było jego ulubionym zajęciem. Miałam trochę wyrzutów sumienia, kiedy zostawialiśmy go samego w domu, ale Staszek śmiał się ze mnie.

– Nie bądź nadopiekuńczą mamusią. Jasiek na pewno woli czasem zostać sam, przynajmniej unika kontroli.

Pewnie tak było, ale ja wolałam mieć syna na oku, przynajmniej dopóki nie dorośnie na tyle, by mu zaufać. Z tego właśnie powodu Staszek często jeździł na działkę sam. Czasem próbowałam go zatrzymywać w domu.

– Mógłbyś choć jeden weekend spędzić z nami – mówiłam.

– Jak mam siedzieć w fotelu i gapić się w telewizor, to lepiej zrobię porządki na działce – słyszałam w odpowiedzi i musiałam przyznać mu rację.

Ustępowałam i Staszek znikał z domu

Na noc zawsze wracał, ale za każdym razem coraz później. Właścicielkę sąsiedniej posesji poznałam późną wiosną. Jasiek wyjechał na wycieczkę szkolną, a my z mężem postanowiliśmy spędzić weekend na działce.

Byłam zaskoczona, kiedy niespodziewanie pojawiła się młoda kobieta. Na pewno sporo młodsza ode mnie, z długimi, włosami spiętymi na karku w jakiś dziwny węzeł. Nie umiałabym nic takiego zrobić. Miała na sobie kolorową, zwiewną sukienkę, zupełnie nieodpowiednią do jakichkolwiek prac na działce.

– Dzień dobry – zawołała od furtki. – Nazywam się Sylwia, jestem sąsiadką. Mogę wejść na chwilę?

– Zapraszam – odezwałam się niezbyt chętnie, bo myślałam, że spędzimy czas we dwoje ze Staszkiem, a tu jakaś obca baba zaczęła się kręcić.

– Sylwia – wyciągnęła rękę i przedstawiła się ponownie, a mnie nie pozostało nic innego, jak zrobić to samo. – Nie chciałabym przeszkadzać. Przyszłam, bo myślałam, że jest Staszek.

Zamrugałam oczami ze zdumienia, a z naszego letniskowego domku wyszedł w tej samej chwili mój mąż.

Zachowywała się, jakby mnie nie było

– Dzień dobry – odezwał się, a na twarzy naszej działkowej sąsiadki pojawił się szeroki uśmiech.

– Witaj, Staszku – zaćwierkała i nagle straciła mną zainteresowanie.

Usiadłam z powrotem na ławeczce i przyglądałam im się w milczeniu.

– Chciałabym pożyczyć trochę kawy – ciągnęła Sylwia. – Myślałam, że jeszcze mam, a okazało się, że nie.

– Właśnie miałem robić, może napijesz się z nami? – zaproponował mąż.

– Bardzo chętnie.

– Poznałaś już moją żonę? – przypomniał sobie o mnie Staszek.

– A tak, owszem, poznałyśmy się – lekceważąco machnęła ręką.

Czułam, że jestem dla niej persona non grata. Staszek poszedł robić kawę, a ona usiadła na huśtawce. Odpychała się lekko i machała mi przed nosem białymi balerinkami, również zupełnie nieodpowiednimi na działkę.

Erudycja wróciła jej natychmiast, kiedy pojawił się mój mąż. Słuchałam, jak rozmawiają o kwiatach, a następnie o sztuce, na której, o czym byłam dotychczas przekonana, zupełnie nie znał się Staszek. Domyśliłam się z rozmowy, że Sylwia prowadzi jakąś galerię i chyba sama też trochę maluje. Bardziej jednak od tego, czym się zajmuje, interesowało mnie, jak dobrze zna się z moim mężem.

Natychmiast także przyszło mi do głowy, że takie samotne pobyty Staszka na działce nie są wskazane, raczej wręcz odwrotnie.

Tego samego dnia wieczorem pokłóciłam się z mężem o Sylwię. Po raz pierwszy od początku trwania naszego małżeństwa kłóciliśmy się o kobietę. Zarzuciłam mu, że zachowywał się, jakbym była meblem albo inną rzeczą, w ogóle nie zwracał na mnie uwagi, rozmawiał tylko z sąsiadką.

– Przesadzasz Ninka, po prostu starałem się być uprzejmy – westchnął.

– Szkoda, że nie dla mnie – warknęłam. – A tak w ogóle, to bardzo ciekawe, odkąd jesteście na ty?

– Sam już nie pamiętam – Staszek wzruszył ramionami. – Przychodziła, kiedy pracowałem na działce, rozmawialiśmy i tak jakoś samo wyszło.

– No naprawdę, już nie mogę tego słuchać – byłam coraz bardziej zdenerwowana. – Stary chłop jesteś, a gadasz takie głupoty. Samo wyszło! Jakbyś nie wiedział, że samo to się nic nie robi.

– Przestań już, bardzo cię proszę. Ty normalnie jesteś zazdrosna – mój mąż wzniósł oczy do nieba.

– Pewnie, że jestem zazdrosna! – wrzasnęłam. – A jeszcze bardziej jestem upokorzona i wściekła!

– Więc nie bądź. Przecież ona jest tylko… – zająknął się – sam nie wiem, obcą kobietą. Ty jesteś moją żoną i ciebie kocham – przytulił mnie.

Byliśmy szczęśliwym małżeństwem

Kochaliśmy się i kochaliśmy naszych synów. Właściwie Staszek nigdy mnie nie zawiódł, nigdy nie oszukał, nie miałam powodów mu nie ufać. A jednak pojawiła się w moim umyśle jakaś szczelinka, jakaś wątpliwość.

Ciągle przypominała mi się nasza działkowa sąsiadka. Nie potrafiłam przestać o niej myśleć. Przestałam pozwalać, aby Staszek jeździł na działkę sam, wolałam mieć go, a właściwie ją, a może ich oboje, na oku. Kiedy tylko mój mąż planował wyjazd, robiłam wszystko, żeby pojechać tam z nim. Zauważyłam, że nasza sąsiadka wcale nie pragnie zaprzyjaźniać się ze mną. Owszem, jest u nas bardzo częstym gościem, ale rozmawia właściwie tylko ze Staszkiem, do mnie odzywa się tylko wtedy, kiedy musi.

Przyszło lato, nastały gorące, słoneczne dni, a Sylwia zaczęła spacerować po swojej działce w kostiumie kąpielowym, a jeśli nie, to w króciutkich szortach i skąpej bluzeczce.

– Ciekawe, czy ona ma męża? – zastanawiałam się, patrząc na nią.

– Nie mam pojęcia. Jak chcesz wiedzieć, to ją zapytaj – mruknął Staszek.

Wzruszyłam ramionami.

– O nic nie będę jej pytać. Nie lubię jej – nie zamierzałam ukrywać niechęci. – Zresztą, ona też mnie nie lubi.

Przez chwilę miałam wrażenie, że mój mąż wybuchnie śmiechem. Miał szczęście, że tego nie zrobił, bo nie wiem, co zrobiłabym wtedy ja.

Po imprezie grillowej, którą urządziliśmy na początku sezonu letniego, a na której Sylwia oczywiście pojawiła się bez zaproszenia, moja siostra wzięła mnie na stronę i oznajmiła:

– Ty to chyba zostaniesz świętą, Ninka. Gdybym była na twoim miejscu, już dawno bym ją pogoniła.

– Ciekawe jak? – skrzywiłam się. – Ma działkę tuż obok nas. Mam jej kazać ją sprzedać? Na pewno mnie posłucha! – prychnęłam.

– Głupia jesteś – Monika nigdy nie przebierała w słowach. – Zjechałabym ją z góry na dół tak, żeby jej w pięty poszło. A poza tym powiedziałabym wprost, że nie jest u ciebie mile widzianym gościem. Bo jakbyś nie zauważyła, to ona przyłazi do ciebie, czy ci się to podoba, czy nie, i bezczelnie rwie twojego męża. Szczerzy do niego zęby i ślini się tak, że wszyscy to widzą. Długo jeszcze będziesz udawała, że nic się nie dzieje. Bo zanim się ockniesz, może być za późno, kochana.

Popłakałam się po tych słowach. Przede wszystkim dlatego, że zdałam sobie sprawę, ile prawdy jest w słowach mojej siostry. A Monika poklepała mnie po plecach i powiedziała:

– Wiesz, ja się na tym znam, jeśli chcesz, mogę ci pomóc to załatwić…

Spojrzałam na nią zdziwiona, a siostrzyczka wyjaśniła spokojnie:

– To znaczy możemy razem na nią napaść, no, wyjaśnić jej w czym rzecz.

– Nie chcę. Już sobie wyobrażam ciebie w akcji. Wolę jednak sama.

– Tylko nie odkładaj tego za długo.

Cały tydzień układałam sobie w głowie, co powiem Sylwii, a właściwie jak na nią nakrzyczę. Jednak nic z tego nie wyszło. W weekend jej dom na działce był pusty i cichy, jak nigdy. Z jednej strony cieszyłam się, że jej nie ma, z drugiej byłam zła, bo nie mogłam powiedzieć jej tego, co zamierzałam.

Sylwia pojawiła się na działce dopiero miesiąc później i, co ciekawe, nie sama. Towarzyszył jej młody, przystojny mężczyzna. Była nim tak zajęta, że nie przyszła do nas nawet się przywitać. Jak się tydzień później okazało, mężczyzna towarzyszący sąsiadce był jej mężem, marynarzem, który właśnie wrócił z rejsu.

Sylwia w obecności Antoniego zachowywała się zupełnie inaczej niż zwykle. Co prawda mnie nadal nie zauważała, ale nagle przestała zauważać również Staszka. Cała jej uwaga skupiała się na mężu. Chyba już taka była, zawsze musiała kręcić się wokół jakiegoś faceta. Niestety, zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że przystojny marynarz prędzej czy później znowu wypłynie w rejs.

Zależało mu, żeby szybko ją stąd zabrać

– Nosimy się z myślą sprzedaży działki – powiedział Antoni.

– Przecież to piękne miejsce – mój mąż nie ukrywał zdziwienia.

On nie sprzedałby swojego kawałeczka raju za żadne pieniądze. Ja słuchałam tej rozmowy z rosnącą nadzieją. Byłabym szczęśliwa, gdybym nie musiała więcej oglądać sąsiadki.

– Owszem, piękne – ciągnął mąż Sylwii. – Ale kupujemy dom w Gdańsku. Poza tym spodziewamy się dziecka. Nie chcę, aby Sylwia siedziała tu sama, kiedy mnie nie ma.

– Ja tam nie chcę nic sprzedawać – odezwała się sąsiadka, – ale Antek nalega. Dlatego pomyślałam sobie, że może kupilibyście od nas tę działkę?

– Przecież my mamy swoją – przerwałam jej zdumiona.

Sylwia ciągnęła jednak swoją myśl, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. To co mówiła, kierowała do Staszka.

– Mielibyście dużo większą i piękniejszą działkę, a ja wiedziałabym, że mieszkają tu przyjaciele. Mogłabym czasem przyjechać was odwiedzić, zatrzymać się kilka dni…

„Akurat, już widzę, jak ty masz ochotę mnie odwiedzać – przebiegło mi przez głowę. – Trzeba być głupim, żeby uwierzyć w coś takiego”.

– Niestety, nic z tego nie będzie – oznajmiłam twardo.

– No cóż, może się państwo jeszcze namyślą, bo… – zaczął swoje Antoni.

– Nie mamy nad czym myśleć – odezwał się nagle milczący dotąd Staszek. – Po prostu nas na to nie stać. Już na zakup naszej działki wzięliśmy kredyt, nadal go jeszcze nie spłaciliśmy. Niestety muszą państwo poszukać innego kupca.

– Wiesz, Ninka – powiedział mi jeszcze tego samego dnia. – Tak naprawdę to bardzo się cieszę, że być może będziemy mieli innych sąsiadów. Ta cała Sylwia stawała się coraz bardziej namolna, chwilami nie do zniesienia.

– A złościłeś się, kiedy tak mówiłam – przypomniałam mu od razu.

– Oj, tak sobie gadałem. Udawałem. Trochę się początkowo cieszyłem, że jesteś o mnie zazdrosna – przyznał.

– Głuptas – roześmiałam się.

Wyglądało na to, że oboje cieszylibyśmy się, gdyby Sylwia z mężem jak najszybciej wynieśli się z działki obok. Wreszcie mielibyśmy upragniony spokój. Jak wyznał mi potem Staszek, sąsiadka przychodziła do niego zawsze, kiedy tylko był sam. Cokolwiek by nie robił, wiecznie mu towarzyszyła. Opowiadała o sobie i z niego wyciągała zwierzenia, a kiedy się migał, licząc na to, że się obrazi i sobie pójdzie, proponowała mu pomoc przy pracy.

– Tak naprawdę, to wcale nie lubiłem tu sam przyjeżdżać, bo zwyczajnie nie mogłem się jej pozbyć – wyznał.

– Szkoda, że żadne z nas nie jest takie jak Monika – zachichotałam. – Już ona by ją prędko pogoniła.

– Pewnie tak.

Wbrew naszym obawom, że sprawa sprzedaży sąsiedzkiej działki będzie się ciągnęła w nieskończoność, marynarz Antoni szybko znalazł kupca. Najwyraźniej bardzo mu zależało, aby jak najszybciej zabrać stąd żonę. Od miesiąca mamy już nowych sąsiadów. Dzięki Bogu są to spokojni starsi państwo. Mam nadzieję, że z tymi sąsiadami zaprzyjaźnimy się naprawdę.

Nina, 57 lat

Czytaj także:
„Mąż miał mnie za darmozjada, więc zażądał rozwodu. Myślał, że będę za nim płakać, a ja śmiałam mu się prosto w twarz”
„Mężczyźni nie lubią mądrych babek, bo nie chcą skończyć pod pantoflem. Laleczka z sianem w głowie, to ich ideał”
„Mój brat prowadził podwójne życie i myślał, że ujdzie mu to na sucho. Już ja mu pokażę, co czeka kłamliwych typów”

Redakcja poleca

REKLAMA