„Siostra zawsze żyła na garnuszku rodziców. Gdy potrzebowali opieki, zostawiła wszystko na mojej głowie”

zdenerwowana kobieta fot. Siostra zawsze żyła na garnuszku rodziców / Adobe Stock, AntonioDiaz
„– Przyjaciółka zaprasza mnie do Hiszpanii. Powiedziała, że łatwo tu znaleźć pracę, nawet na barze. O wiele lepiej płatną niż bycie sekretarką w Szczecinie. To moja szansa, więc chyba rozumiesz, że będziesz musiała się zająć rodzicami – oznajmiła mi któregoś dnia przez telefon”.
/ 15.03.2025 20:30
zdenerwowana kobieta fot. Siostra zawsze żyła na garnuszku rodziców / Adobe Stock, AntonioDiaz

Moja młodsza siostra Sandra zawsze była rozpieszczana. Może dlatego, że urodziła się, kiedy rodzice stracili już nadzieję na drugie dziecko. Chuchali na nią i dmuchali, odkąd pamiętam. Miała znacznie więcej niż ja i zawsze było jej mało. Serce mnie boli, gdy myślę o tym, jak odpłaciła się mamie i tacie za wszystko, co jej podarowali. Ale z drugiej strony, sami się o to prosili...

Ciężko było nam nawiązać więź

Jestem starsza od Sandry o osiem lat. Dużo i niedużo. Znam siostry, które dogadują się znacznie lepiej niż my nawet z większa różnicą wieku.

– Gdyby Sandrusia urodziła się wcześniej, to może dziewczynki bardziej by się przyjaźniły. Ale przynajmniej nie drą ze sobą kotów – mawiała moja mama, gdy opowiadała o nas krewnym czy znajomym.

Nie rozumiała, że przyczyna zupełnie nie leży w wieku, a w tym, że byłyśmy wychowywane kompletnie inaczej – mimo że miałyśmy tych samych rodziców. Na początku rozumiałam to, że muszę ustępować Sandrze z wieloma rzeczami.

– Odpuść, Klaudia, jesteś starsza, mądrzejsza. Niech ma, niech się cieszy – słyszałam od rodziców, kiedy siostra znowu próbowała coś wymusić.

Odpuszczałam. Byłam mądrzejsza. Żaliłam się babci, która jako jedyna doskonale mnie rozumiała.

– Rozpuszczona będzie jak nie wiem. Żyć się z nią nie będzie dało. A ty zawsze będziesz mądrą, dobrą, kochaną Klaudusią – mówiła.

Częstowała mnie wtedy szarlotką albo zabierała na lody. Było mi przykro, że rodzice traktowali mnie gorzej, a mojej siostrze pozwalali na wszystko, ale z drugiej strony, dzięki temu miałam z babcią znacznie lepszą relację niż Sandra.

Zresztą, ciężko powiedzieć, żeby Sandra miała z kimkolwiek dobre relacje. Im starsza była, tym bardziej zauważałam, że ludzie są jej potrzebni wyłącznie do osiągania swoich celów. Wykorzystywała wszystkich bez skrupułów: przyjaciółki, chłopaków, rodziców, nauczycieli. Była przyzwyczajona do tego, że zawsze musi dostać to, czego chce. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Przykro mi to mówić, ale Sandra po prostu nigdy nie budziła we mnie sympatii. Kochałam ją, bo była moją siostrą, ale chyba jej nie lubiłam.

Nawet kiedy próbowałam umocnić naszą relację, kończyło się to fiaskiem. Nie miałyśmy o czym rozmawiać. Zdarzało się, że kiedy wyjechałam już na studia, zapraszałam ją na weekend do siebie, żebyśmy mogły spędzić trochę czasu we dwie. Pójść do knajpy, na imprezę, przegadać całą noc w piżamach. Tak, jak robiłam z przyjaciółkami.

A jednak, za każdym razem, kiedy do mnie przyjeżdżała, obiecywałam sobie, że więcej jej nie zaproszę. Potrafiła przyjechać, najeść się obiadem, który specjalnie dla niej przyszykowałam, po czym powiedzieć, że wychodzi, bo umówiła się ze znajomymi, których poznała przez internet. I jeszcze na odchodne krzyknąć, żebym na nią nie czekała.

Rodzice wymagali tylko ode mnie

Gdy w końcu przestałam ją zapraszać, tak definitywnie, dostałam jeszcze burę od matki.

– Sandrusia tak bardzo by chciała do ciebie pojechać, ale mówi, że nie chcesz jej ugościć... To przecież twoja siostra, Klaudia – rugała mnie.

– Taka świetna siostra, że zupełnie jej nie interesuje, co u mnie. Nawet nie zapyta, jak się mam. Pisze tylko, kiedy czegoś chce – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Oj, daj spokój. Zabiegana jest, ciągle coś robi – zbagatelizowała matka.

– Zabiegana? Licealistka? Bardziej niż ja na studiach medycznych? Faktycznie, to ma wiele sensu – mruknęłam z przekąsem, coraz bardziej zirytowana.

– Postaraj się bardziej o jakaś relację. Jak nas zabraknie, zostaniecie we dwie – matka uderzyła w łzawe tony.

– A dlaczego to ja mam się starać? Jesteśmy dorosłe, mamo, obydwie – zauważyłam.

– Ale ty jesteś starsza.

No tak, zawsze słyszałam ten sam argument. Odpowiedzialność za wszystko zawsze była na mojej głowie, bo byłam starsza. Sandra traktowała mnie jak śmiecia? Powinnam wybaczyć, „bo jestem starsza”. Sandra narobiła bałaganu tuż przed przyjściem gości? Ode mnie się wymagało, że wszystko posprzątam, bo przecież „jestem starsza”. Sandrze odbiła palma na imprezie? To ja musiałam ją odbierać w środku nocy, a potem jeszcze przepraszać jej koleżanki za głupstwa, które nawyrabiała.

Miałam serdecznie dosyć bycia opiekunką, konsjerżem i ochroniarzem dorosłej baby. Chyba nikogo więc nie powinno dziwić, że ograniczyłam kontakty z rodziną, gdy skończyłam studia. Dostałam pracę w Niemczech. Była angażująca, bardzo wymagająca, ale i satysfakcjonująca i dobrze płatna. Oczywiście, pomimo rzadszego kontaktu z rodzicami, a zwłaszcza z siostrą, regularnie słyszałam przytyki, że powinnam „ściągnąć Sandrę do siebie i pomóc jej znaleźć dobrą pracę”. Na szczęście nie dałam się wrobić.

Nie garnęła się do pracy

– Masz taką dobrą pracę. Sandra też przecież zasługuje, a zarabia grosze w Szczecinie. Weź ją do siebie, znajdź jej coś tak samo dobrego – namawiała mnie bezczelnie matka.

– Tak samo dobrego? A co ona umie, mamo? Ja jestem lekarzem po specjalizacji, a ona nie skończyła nawet żadnych studiów! Poza tym, nawet w Szczecinie nie potrafi utrzymać pracy. Szybko się nudzi i generalnie pracuje tak, żeby zarobić, ale się nie narobić. Myślisz, że nie słyszałam co o niej mówią? – napadłam na nią.

– Przestań, to jakieś bzdury! – obruszyła się matka.

– Z pewnością... – mruknęłam. – Dobra praca nie spada z nieba. Bardzo ciężko zapracowałam na to, co mam. Ona też powinna. Do widzenia, mamo.

Z jednej strony byłam dumna z tego, jak dzielnie wyznaczyłam granice. Z drugiej, tego typu rozmowy zawsze podnosiły mi ciśnienie.

Matka znowu próbowała przerzucić na mnie odpowiedzialność za to, żeby Sandra ułożyła sobie życie. Zupełnie nie dostrzegali z ojcem, że to, że dwudziestopięcioletnia dziewczyna nie potrafi utrzymać żadnej pracy i dalej żyje na garnuszku rodziców, nie jest normalne. Ba, dalej pchali w nią pieniądze i nie potrafili powiedzieć „nie”. Aż w końcu zrozumieli, że ukochana córeczka chętniej bierze niż daje.

Pewnego dnia rodzice mieli wypadek samochodowy. Mógł się dla nich skończyć tragicznie, więc powinniśmy się cieszyć, że w ogóle przeżyli, ale położył się cieniem na ich zdrowiu i całym życiuPoruszali się z trudnością, obydwoje potrzebowali pomocy w codziennych zadaniach, takich jak zrobienie zakupów czy posprzątanie domu. Byłam jednak przekonana, że nie będzie tak źle, bo przecież mają w domu Sandrę. Ale właśnie w tamtym momencie siostra postanowiła... wyjechać.

Wyhodowali sobie niewdzięczną lalę


– Przyjaciółka zaprasza mnie do Hiszpanii. Powiedziała, że łatwo tu znaleźć pracę, nawet na barze. O wiele lepiej płatną niż bycie sekretarką w Szczecinie. To moja szansa, więc chyba rozumiesz, że będziesz musiała się zająć rodzicami – oznajmiła mi któregoś dnia przez telefon.

– Żartujesz sobie ze mnie? Mam rzucić wszystko, swój gabinet, pracę w szpitalu, bo ty jedziesz pracować na barze do Hiszpanii? – zapytałam z niedowierzaniem.

– No tak. Przecież przez tyle lat się nimi opiekowałam. To teraz chyba czas na ciebie, nie? – powiedziała lekceważąco.

– Ty się nimi opiekowałaś? – zarechotałam gniewnie. – Czy raczej oni tobą? Jesteś beznadziejna, Sandra. Dorosła baba, a w głowie hula wiatr...

Rozłączyła się. A ja aż kipiałam ze złości. Wiedziałam, że jestem w tej sytuacji sama. Miałam ochotę zadzwonić do rodziców i wykrzyczeć im, że mają to, na co zasłużyli. Że włożyli całe swoje serce w Sandrę, więc niech teraz liczą na nią. Ale nie miałam serca. Przecież byli chorzy, robili się coraz starsi.

– Nie możesz rzucić wszystkiego, na co tak ciężko pracowałaś – przekonywał mnie narzeczony. – Mają dwie córki, a nie jedną.

W tym momencie mają jedną – odpowiedziałam. – Druga myśli wyłącznie o sobie.

Maks westchnął ciężko.

– No cóż, koszty pewnie będą na twojej głowie. Chyba że sami się dorzucą – podrapał się po głowie. – Trzeba będzie wynająć jakąś pomoc. Trudno, nawet jeśli nie będzie nas stać w tym roku na wakacje, myślę, że tak trzeba będzie zrobić. Bo na pewno stąd nie wyjedziesz, żeby na pełen etat opiekować się rodzicami!

Paradoksalnie, im bardziej on był zły i zdeterminowany, aby znaleźć rozwiązanie najlepsze dla mnie, tym bardziej ja byłam spokojna. Po raz pierwszy odczułam, że mam przy sobie kogoś, kto naprawdę myśli o tym, co dla mnie najlepsze. Nie każe mi się poświęcać, dostosowywać. Myśli o mnie i o moim szczęściu.

Poczułam, że wszystko się jakoś się ułoży. Faktycznie, trudno, nawet jeśli będę musiała poświęcić sporą część swoich zarobków na znalezienie pomocy dla rodziców. Najważniejsze, żeby byli zaopiekowani. A ja – szczęśliwa i niezależna.

Klaudia, 36 lat

Czytaj także:
„Skąpstwo ojca przekraczało wszelkie granice. Na nas oszczędzał do skrajności, ale sobie nie żałował pieniędzy”
„Zawsze uważałem, że moja matka to kucharka bez ambicji. Traktowałem ją jak gosposię, dopóki los nie podstawił mi nogi”
„Miałem żonę za świętą, aż przeczytałem jeden SMS na jej telefonie. Nasza romantyczna bajka zamieniła się w koszmar”

Redakcja poleca

REKLAMA