„Siostra uważa, że jest ode mnie lepsza, bo ma rodzinę. Sądzi, że tylko facet i dziecko czynią z niej prawdziwą kobietę”

Siostra uważa, że jest ode mnie lepsza fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Na stół wyjeżdża nieśmiertelny rosół i zaczyna się rodzinna sielanka: co tam, Przemuś, u ciebie? Dziewczynę jakąś masz? Pora się już ożenić, o dzieciach myśleć. Dobrze, że postanowiłem nie dać się więcej zagonić do tego cyrku. Tak jakby jej życie było jakieś bardziej wartościowe? Z tym mężusiem nieudacznikiem i bandą rozwrzeszczanych dzieciaków?”.
/ 28.03.2023 14:30
Siostra uważa, że jest ode mnie lepsza fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Wydawało mi się, że lot trwał ułamek sekundy, ale kiedy otworzyłem oczy, na zewnątrz było już prawie ciemno, ledwo odróżniałem kontury drzew rosnących przy szosie. Jak na kogoś, kto nią właśnie mknął, byłem dość daleko... Poruszyłem ręką, potem drugą, nogami – wydawało się, że jestem cały. „Tylko dlaczego jest tu tak ciasno?”. Nacisnąłem włącznik światła, ale nie działał, zacząłem szukać komórki, bezskutecznie, więc sięgnąłem po zapalniczkę do kieszeni.

– Fiuuu! – aż gwizdnąłem na widok, który ukazał mi się przed oczami.

Nie było przedniej szyby

„No to po robocie” – pomyślałem i, pamiętając o filmowych scenach z wybuchającym bakiem, zacząłem się wyczołgiwać świeżo powstałą dziurą.

Wpadłem wprost w lodowate błoto, więc natychmiast zerwałem się na nogi i zacząłem biec w kierunku szosy. Jak się okazało, mój pośpiech był zbędny, bo auto wciąż nie wylatywało w powietrze, a sama droga była pusta jak okiem sięgnąć. No tak, przecież przez ostatnie kilkanaście minut jechałem przez kompletne zadupie, nawet sprawdzałem na mapie, kiedy wreszcie wrócę do cywilizacji. Następna wioska była jakieś dziesięć kilometrów stąd.

„Ale klops” – zauważyłem bystro.

Bez samochodu, bez komórki, Bóg wie gdzie... Prawdziwa szkoła przetrwania! Może to dziwne, ale poczułem się nagle szczęśliwy. Wolny, bo w zasadzie nie musiałem już ani martwić się, czy uda mi się zastać w domu nieuczciwego klienta naciągającego firmę na reklamację, ani czy po załatwieniu sprawy zdążę wyskoczyć w góry... A kiedy dotarło do mnie, że nie usłyszę przez najbliższy czas w słuchawce głosu mojej siostry, pytającej lodowatym tonem, kiedy zamierzam się zdeklarować, czy przyjadę do domu na Święto Zmarłych, bo może przeddzień to dla mnie za wcześnie, miałem ochotę skakać z radości. Nagle zrobiło się zimno i zaczęło mną dziwnie telepać. Przysiadłem na poboczu, otulając się kurtką.

Jutro pierwszy dzień listopada...

Odkąd pamiętam, zawsze wtedy jest lodowato, człowiek wprost czuje na sobie oddech nadchodzącej zimy. Stoi się na cmentarzu i marznie, nikt nic nie mówi, a potem, jakby na dany znak, wszyscy zbierają się do domu, na stół wyjeżdża nieśmiertelny rosół i zaczyna się rodzinna sielanka: co tam, Przemuś, u ciebie? Dziewczynę jakąś masz? Pora się już ożenić, o dzieciach myśleć...

Dobrze, że postanowiłem nie dać się więcej zagonić do tego cyrku. Pojadę do mamy kiedy indziej, usiądziemy i pogadamy jak ludzie. Jakie to w końcu ma znaczenie, czy będzie to pierwszego, dziesiątego czy dwudziestego listopada?

– Ogromne, panie więcej mądry – przypomniały mi się słowa siostry i było to tak realistyczne, że aż się obejrzałem, czy jakieś licho jej tu nie przyniosło. – W ten dzień mama się będzie czuła najbardziej samotna i trzeba, żeby nas miała obok siebie. A może powinniśmy iść na cmentarz, gdy tobie będzie pasować, co? Zaproponować jej to? Powiem, że jesteś tak szalenie zajęty! Chyba zrozumie, że sprzedaż jakichś zakichanych klejów jest ważniejsza od rodziny...

– Odwal się – burknąłem w pustkę wokół. – Pilnuj dzieciaków, a nie mnie, za każdym razem, gdy przyjeżdżam, każde ma metrowego gila pod nosem, kto wie, czy wciąż nie tego samego.

Miałem satysfakcję, że tym razem nie pozwoliłem Ance sobą kręcić. Jestem handlowcem, muszę umieć postępować z ludźmi i dlatego w tym roku wcale się siostrze nie sprzeciwiałem. Po prostu przytakiwałem, nie dając żadnych wiążących obietnic. Zyskałem dzięki temu trochę spokoju, nie na długo jednak, bo od dwóch dni znów bombardowała mnie telefonami. Zobaczyłem zbliżające się światła samochodu i zerwałem się na równe nogi.

– Stać! Stać! Pomocy! – miotałem się po jezdni, machając rękami, ale ludzie w środku tylko gapili się na mnie z otwartymi gębami.

Ten idiota jeszcze wcisnął gaz!

– Kretyni! Barbarzyńcy! Wiocha! – darłem się za nimi.

Co to za ludzie, którzy nie zatrzymają się na drodze, widząc ofiarę wypadku? Żeby to był jeszcze ktoś samotny, ale nie, auto było nabite, jakby pobijali jakiś rekord Guinnessa... Postanowiłem wrócić do wraku. Zrobiłem kilka kroków w stronę, z której przybiegłem, ale zapadłem się w błoto po kolana. „Jak ja przebrnąłem wcześniej to mokradło? Adrenalina czyni cuda...”. Przypomniałem sobie o horrorach i znów poczułem przypływ energii, tyle tylko, że teraz podskakiwałem na każdy szelest. Przed oczami stawały mi sceny z filmów i wcale już nie uważałem, że wilkołaki to bzdury wyssane z palca. O, takie pojedyncze światełko na przykład, poruszające się zygzakiem... Czy to nie jest czasem błędny ognik, który sprowadza ludzi na bagna, żeby ich utopić? Przykucnąłem za stertą uschłych badyli i obserwowałem. Pyr, pyr, pyr... „A to co, do licha? Motorower? W nocy? Tutaj?”. Odgłosy ustały, ale po chwili usłyszałem ciche wołanie:

– Heniuś? Tyś to?

Zamarłem.

Heniuś, to ja, ojciec. Wyłaź, wiem, że tam jesteś, sąsiedzi widziały cię przecie.

„Sąsiedzi? Może to ta familia, która mnie minęła?”.

– Jesteś, huncwocie – powiedział podnosząc mnie z ziemi. – Coś tak wyrósł?

– Bo to nie ja – bąknąłem skonsternowany. – To znaczy ja to nie Heniuś.

Facet odsunął się przestraszony.

– Miałem wypadek – zacząłem tłumaczyć. – Wyleciałem z szosy...

– Heniek też – przerwał mi gość. – Tam jest jego krzyż – pokazał w ciemność. – A pański gdzie? – zapytał.

– Panie, coś pan? Ja żyję! – wrzasnąłem i poświeciłem zapalniczką. – Patrz pan, jestem cały, tylko auto się rozwaliło.

Przyglądał mi się niepewnie:

Gada, że żywy... – mruczał. – Bo ja wiem?

Jeszcze nigdy nikt nie wziął mnie za trupa, słowo daję. Jak takiego przekonać?

– Ciepły jestem! – krzyknąłem triumfalnie i złapałem go za rękę. – Czujesz pan?

Wreszcie zaczęło do niego docierać.

– Wskakuj pan na motor – zdecydował. – Myślałem, że Heniuś, w końcu jutro Święto Zmarłych... Ciągle mam wyrzuty, że mu auta po dobroci nie dałem, może by wolniej jechał. Siadaj pan, siadaj, bo ziąb.

Telepaliśmy się i telepali, a ja myślałem tylko o tym, że chciałbym być teraz u mamy... Co mi wpadło do łba, żeby załatwiać firmowe sprawy w takim czasie?!

„Bo dla ciebie liczą się tylko pieniądze” – usłyszałem w głowie głos siostry. „Zapomniałeś, co jest ważne!”.

Akurat! Dobrze wiem i nie trzeba mnie pouczać. Jutro jadę do domu choćby autobusem. Tylko jeszcze świeczkę kupię i Heniusiowi pod krzyżem postawię. 

Czytaj także:
„Siostra zwaliła mi się na głowę i rozstawiała córki po kątach. Chciałam nakopać jej w tyłek, ale w porę ktoś mnie uprzedził”
„Pazerność nie popłaca. Siostra próbowała nas perfidnie okraść i karma szybko ją dorwała. Zbłaźniła się przed całą rodziną"
„Siostra z rodziną to banda nierobów, która żeruje na mojej 87-letniej matce. Od lat obmyślam, jak ich wykurzyć z jej domu”

Redakcja poleca

REKLAMA