„Siostra uknuła intrygę, by uwieść mojego męża. Zaciągnęła go do łóżka i dała się zapłodnić, byle tylko mnie zostawił”

płacząca kobieta fot. Getty Images, Ekaterina Goncharova
„– Między pani mężem a siostrą trwał romans. Spotykali się w hotelach za miastem – podsunął w moją stronę rachunki za noclegi, kwiaty, kolacje. – W sejfie pani siostry znaleźliśmy pendrive’a ze zdjęciami prywatnymi”.
/ 05.10.2023 11:15
płacząca kobieta fot. Getty Images, Ekaterina Goncharova

Dobiegałam czterdziestki, lecz wciąż nie mogłam zajść w ciążę. Na całe szczęście miałam przy sobie cudownego, czułego męża, no i starszą siostrę. Bardzo oboje kochałam.

Czułam się fatalnie

Był środek marca. Stałam na plaży Sopotu i patrzyłam na ołowiane fale Bałtyku. Ile czasu by trwało, zanim zimna woda wyssałaby ze mnie życie? Czy to by bolało? Jak głęboko musiałabym wejść w morze, by nie zdążyć uciec, gdy zwycięży we mnie instynkt samozachowawczy?

Słynne molo było hen po lewej stronie. Jakieś sto metrów po prawej zaczynał się Gdańsk. Szłam tu chyba z godzinę długim chodnikiem z samego centrum Sopotu, a potem weszłam na mokry, zbity piasek plaży. A że zatrzymałam się w hotelu Opera, tuż poniżej Opery Leśnej, to w gruncie rzeczy zrobiłam półtoragodzinny spacer.

Terenia by powiedziała, że prokrastynuję. Ona zawsze lubiła dziwne słowa. Modne. Prokrastynacja. Czyli odsuwanie od siebie tego, co mamy zrobić, na później.

– Prokrastynacja – mówiła. – Jakbyś zrobiła to rozliczenie w zeszłym miesiącu, to dziś nie musiałabyś stać w pięciogodzinnej kolejce do okienka, by wysłać wniosek.

Moja idealna siostra. Ona zawsze i wszędzie była na czas. I nigdy się nie śpieszyła. Było zimno, wietrznie – jak to nad morzem – i majestatycznie. Ciężkie chmury wisiały nad mrocznymi falami Bałtyku, i miałam wrażenie, że coś ciężkiego przyciska mnie do ziemi.

Tego właśnie chciałam. Żeby mnie przybiło, przygięło, ścisnęło tak mocno, żebym zapomniała o tym, dlaczego w ogóle tu jestem. Zimą, choć nie znoszę zimowego morza. Jestem istotą lata, uwielbiam wygrzewać się na gorącym piasku. Jestem jak jaszczurka, która naładowana słoneczną energią wreszcie żyje. A gdy nie ma słońca, potrzebuję miłości. Tej zimy nie miałam ani jednego, ani drugiego.

Dlatego właśnie tu przyjechałam. W miejsce, gdzie kiedyś nocą – parną, lipcową, zupełnie niepolską, tylko jakąś jakby tropikalną, naprawdę, powietrze było wtedy ciężkie i pachnące w taki specyficzny sposób, jak pachnie powietrze w tropikach – no więc tamtej nocy po raz pierwszy pozwoliłam się sobie zapomnieć i dokonać czynu niemoralnego na plaży, pod osłoną ciemności i ciekawskim spojrzeniem gwiazd.

Konrad tak mną zawładnął – jego palce, usta, ciało – że zupełnie zapomniałam, gdzie jestem, i że ktoś może nas nakryć. O, dokładnie tu, w tym miejscu, leżał nasz koc – tuż pod małą wydmą, z widokiem na morze. Plaża była pusta…

Zimny wiatr ugryzł mnie w policzki tam, gdzie cienką strużką popłynęły łzy. Nie powinnam płakać na mrozie. To niedobre dla cery. Ale czy moja cera miała teraz w ogóle jakiekolwiek znaczenie? Nie ma Konrada, nie ma Tereni, jest tylko ból.

– Nie płacz, czas to wyleczy – mówiła Inga, moja przyjaciółka z piaskownicy, która od lat mieszka w Londynie, ale często rozmawiamy przez Skype’a.

Podniosłam dłoń i włączyłam aparat fotograficzny – nowego nikona, którego dostałam pod choinkę od Konrada. Włączyłam przeglądanie zdjęć. Na trzycalowym ekranie pokazywały się po kolei okruchy szczęścia uwięzione w cyfrowej klatce. Święta, sylwester, roześmiane twarze, uściski, tańce, życzenia. Rodzina, przyjaciele. Bajka. Czyli coś, co tak naprawdę nie miało nic wspólnego z prawdą. Konrad już wtedy wbijał mi nóż w plecy, tylko o tym jeszcze nie wiedziałam. Bomba wybuchła miesiąc temu, gdy do firmy o świcie weszła sprzątaczka i znalazła moją siostrę na podłodze. Nieprzytomną. Ale zacznę od początku.

Pojawił się przypadkowo

Ja i moja o dwa lata starsza siostra Terenia od kilku lat prowadziłyśmy firmę zajmującą się produkcją gier planszowych, edukacyjnych, puzzli. Szło nam całkiem dobrze, choć bez fajerwerków. Ja wymyślałam gry i zajmowałam się grafiką, Terenia organizowała produkcję. Sprzedażą zajmował się Konrad. Pojawił się w naszym życiu siedem lat wcześniej na targach gier. Podszedł do stoiska, przyjrzał się naszej ofercie i powiedział:

– Dlaczego nigdzie nie ma tych gier?

Popatrzyłyśmy po sobie z Terenią i wzruszyłyśmy ramionami.

– Nikt nie jest zainteresowany – powiedziała moja siostra.

– Bzdury. Pewnie nikt właściwy o tym nie wie. A to jest świetne.

– Dlatego jesteśmy na targach – powiedziałam dumnym tonem.

– Za mało. Macie doskonałe pomysły, trzeba je tylko umiejętnie sprzedać. Jeśli chcecie, pomogę wam.

– Nie mamy pieniędzy – powiedziała chłodno Terenia.

– Nie szkodzi. Zapłacicie mi z zysków.

I tak się zaczęło. Rok później było nas stać na zatrudnienie graficzki, zmianę drukarni na lepszą, spłacenie długów. Konrad miał niespożyte siły i świetne pomysły marketingowe. Reklama wirusowa w internecie, doskonale sprzedane licencje. Po siedmiu latach byliśmy zamożni z doskonałymi widokami na przyszłość.

A ja od pięciu lat byłam żoną Konrada – szczęśliwą, dopieszczoną, pławiącą się w cieple jego miłości jak jaszczurka. Żałowałam tylko, że nie mogłam zajść w ciążę. Zaraz po świętach zaczęliśmy się nawet z Konradem zastanawiać, czy nie należałoby się przebadać. Rozmawiałam o tym z Terenią, ale doradziła mi, żebyśmy poczekali jeszcze ze trzy miesiące i spróbowali zmienić dietę, mniej pracować.

– To pewnie ten stres – powiedziała. – Za dużo pracujecie i organizm nie wyrabia. Weź urlop i odpocznij. Chciałaś pojechać do Ingi do Londynu na parę tygodni. Pojedź. Ty odpoczniesz od Konrada, on za tobą się stęskni, i kiedy znów się na siebie rzucicie… Kto wie, co się wtedy stanie.

– Mądrze mówi – poparł ją Konrad. – Jedź, odpocznij. Teraz jest martwy sezon, nikt gier nie kupuje. Idealny czas.

Nie wyczułam wtedy niczego podstępnego w jego głosie. Nie zauważyłam ukradkowych spojrzeń… Nic nie widziałam, zaślepiona, patrząca na świat przez różowe okulary. No i pojechałam.

Mój świat runął

Ingi nie widziałam od wieków, zawsze mnie zapraszała, i chociaż wolałabym pojechać latem, to nigdy wtedy nie było czasu, bo firma, bo zamówienia… Byłam w Londynie ponad trzy tygodnie. Miałam zostać jeszcze dwa, ale wróciłam ze względu na wypadek Tereni. Konrad był już aresztowany jako podejrzany o pobicie.

Nie chciałam w to wierzyć, ale mój mąż, kiedy odwiedziłam go w areszcie, nie chciał nawet na mnie patrzeć. W tym czasie Teresa leżała w szpitalu w śpiączce.

– Dlaczego? – spytałam. – Co się stało przez ten miesiąc? Mów do mnie.

– Nie zrobiłem tego – powiedział i spojrzał na mnie; w oczach miał łzy. – Nie zrobiłem jej krzywdy, ale… tego nie da się udowodnić. Nie pytaj. To nie ma sensu.

Po trzech tygodniach śledztwa powstał pewien obraz wydarzeń, który opowiedział mi policjant prowadzący śledztwo. Pokazał mi też dokumenty i zdjęcia. Dowody.

Między pani mężem a siostrą trwał romans. Spotykali się w hotelach za miastem – podsunął w moją stronę rachunki za noclegi, kwiaty, kolacje. – W sejfie pani siostry znaleźliśmy pendrive’a ze zdjęciami prywatnymi. To wydruki. Proszę spojrzeć.

Konrad z głową wtuloną w szyję Teresy obłapuje ją na kanapie – zdjęcie typu selfie zrobione przez moją siostrę uśmiechniętą błogo. Na kolejnym oboje nadzy w rozbebeszonym łóżku, on z głową wtuloną w jej podbrzusze – zdjęcie z timera.

– To nie wszystko – policjant starał się mieć oficjalny ton głosu. – Badanie lekarskie wykazało, że pani siostra była w drugim tygodniu ciąży. W gabinecie, gdzie ją znaleziono , macie system monitoringu. Niestety, kamera była popsuta, ale nagrały się fragmenty kłótni. Specjaliści z laboratorium kryminalistyki wyłowili zdania świadczące, że pani mąż pokłócił się z panią Teresą. Tu jest zapis… – podsunął mi kartkę papieru.

– Nie – wyszeptałam.

Czułam się jak ogłuszona. Nic nie widziałam na oczy – na siatkówce wciąż miałam wypalone chwilę wcześniej oglądane zdjęcia.

– Pan powie…

– Hm – odchrząknął. – Głos Konrada N.: „Kocham cię jak wariat. Jesteś tylko moja. Na zawsze. Nie oddam cię. A ona niech się buja. Będziemy mieć dziecko. Razem”.

Skuliłam się na krześle, jakby mnie chlasnął batem. Tak Konrad mówił do mnie. Kocham cię jak wariat.

– Dalej głos Teresy T.: „Nie możemy jej tego zrobić. To moja siostra, kocham ją. Ona nie może wiedzieć, że ją zdradziliśmy. Nie mogę jej tak zranić. Wystarczy, że dałam ci się uwieść, że cię pokochałam… szloch… Błagam.” Głos Konrada N.: „To już postanowione. Zadzwonię do niej dzisiaj i wszystko powiem. Głos Teresy T.: „To ja powiem, że wyprowadzałeś od lat pieniądze z firmy. Że sprzedawałeś licencje na boku i sam brałeś opłaty. Wsadzę cię do więzienia”.

Nie wierzyłam w to, co słyszę

Policjant znowu chrząknął.

– Potem były krzyki i uderzenia. I cisza. Odciski palców pani męża znaleziono na przycisku do papieru. Przycisk znaleziono w śmieciach za biurem. Na szczęście śmieciarka nie zdążyła wywieźć kontenera. Przykro mi.

I jak żyć po czymś takim? Z drugiej strony, ciągle pamiętałam słowa Konrada: „Nie pobiłem Teresy, nie pytaj”. Ale dowody, zdjęcia, nagrania?. Uderzył ją, upadła i rozbiła sobie głowę o kant biurka. W pewnym sensie nieszczęśliwy wypadek, który niczego nie zmieniał. Bo Konrad wyprowadzał pieniądze (policja szukała jego kont). I zrobił dziecko mojej siostrze, nie mnie.

Zaczęłam płakać. Opadłam na kolana i płakałam. Aparat wypadł mi z ręki na mokry piasek, ale mnie było wszystko jedno. Nie mogłam się uspokoić.
Ból był tak straszny… Nie pamiętam, jak zerwałam się i pobiegłam w stronę morza. Miałam zalane łzami oczy i nie zauważyłam, że brzegiem morza ktoś idzie. Wpadłam na niego… ten ktoś chwycił mnie za ramiona.

– Niech pani uważa, wpadnie pani do wody, a woda jest zimna.

Uniosłam wzrok – mężczyzna miał co najmniej sześćdziesiąt lat i pobrużdżoną zmarszczkami twarz. Jasne spojrzenie.

– Jest pani jak sopel lodu – powiedział. – Na zimnie nie wolno płakać… Zapraszam na gorącą kawę.

Chciałam powiedzieć, że mam inne plany, ale coś było w spojrzeniu mężczyzny, że bezwolnie poszłam za nim. Wyszliśmy z plaży na drogę, kilkadziesiąt metrów dalej była mała kawiarnia. Kiedy mężczyzna w ciepłym pomieszczeniu zdjął zimową kurtkę, zobaczyłam koloratkę. Ksiądz. Nigdy specjalnie za nimi nie przepadałam, ale teraz… poczułam się bezpiecznie. Jak w konfesjonale. Więc opowiedziałam wszystko jak na spowiedzi.

Ksiądz Adam wysłuchał spowiedzi, a potem wziął mnie za rękę.

– Jest pani w trudnym momencie życia. Wydaje się pani, że nie ma żadnej nadziei. Proszę pamiętać – póki życia, póty nadziei.

– Na co? Na co mam czekać? – załkałam.

– Nie wiem. Tylko Bóg to wie. Daj mu czas i możliwość, by odkrył swoje karty.

Pokręciłam głową.

– Dziecko – odezwał się ksiądz i pochylił się do mnie. – Zaufaj mi. Czas nie tylko goi rany, ale też otwiera nowe drzwi.

Ksiądz nalegał, by odprowadzić mnie do hotelu. Pewnie się bał, że mogę wrócić nad morze. Kiedy żegnaliśmy się w lobby, podał mi mój aparat fotograficzny.

– Zapomniałaś na plaży – uśmiechnął się do mnie, po czym wyszedł.

Była moim wrogiem

Mój nikon. Skąd… Pamiętałam, że kiedy biegłam do wody, nie trzymałam w rękach niczego. Musiałam zostawić aparat na piasku, tam, gdzie klęczałam. A kiedy szliśmy z księdzem do wyjścia, z pewnością nie przechodziliśmy obok tamtego miejsca.

Poszłam do pokoju, wzięłam gorący prysznic. A potem, siedząc na łóżku, zaczęłam oglądać zdjęcia mojej bajki. Tyle że kiedy je obejrzałam, okazało się, że są też inne zdjęcia. Których nigdy nie zrobiłam. Zdjęcie jakiegoś domku letniskowego na tle nazwy ulicy. Nieznany mi pokój z kominkiem. Biurko z otwartą szufladą… Teresa pisząca coś w grubym zeszycie.
Przed nią przycisk do papieru – ten sam, którym Konrad ją uderzył.

Serce waliło mi jak oszalałe. Nadzieja wyglądała zza nowo otwartych drzwi.
Jeszcze tej samej nocy wróciłam do domu. Następnego dnia znalazłam adres domku ze zdjęć – okazało się, że Teresa kupiła go dwa lata temu i nikomu o tym nie powiedziała. Pojechałam tam z rodzicami. Znalazłam pokój ze zdjęcia, a w biurku pamiętnik mojej siostry. Przeczytałam go. Opisywała tam wszystko, jak na spowiedzi.

Moja siostra – mój wróg. Zakochała się w Konradzie, ale on kochał mnie. Uknuła więc intrygę. Podrzucała mi tabletki antykoncepcyjne, żebym nie mogła zajść w ciążę, zyskując dla siebie czas. Wyszłoby to w badaniach, więc kiedy zdecydowaliśmy się na leczenie, namówiła mnie na wyjazd, a sama zabrała się za mojego męża. Uwiodła go pewnego dnia, dorzucając mu do kawy środki usypiające – i potem szantażowała go zdjęciami. Zaszła w ciążę. Chciała, żeby Konrad mnie rzucił.

Spreparowała dowody, że okradałam firmę, i chciała mnie wsadzić do więzienia. Ale Konrad się postawił, zabrał te dowody i chciał iść na policję. Powiedział, że jej nienawidzi. Te słowa obudziły w niej demona zemsty. Musiała go powstrzymać.

Więc wynajęła fachowca, żeby ją pobił. Od lat nas podsłuchiwała, miała nagrania naszych prywatnych rozmów i spreparowała wypowiedzi Konrada. Miała zamiar oskarżyć właśnie jego o pobicie i kradzieże. Tylko że najwyraźniej coś poszło źle – wynajęty zbir ją uderzył, ona nieszczęśliwie upadła i… Teraz leży na intensywnej terapii, nie wiadomo czy kiedykolwiek się wybudzi.

Oczywiście Konrada wypuszczono, kiedy dostarczyłam pamiętnik jako dowód. A ja… a ja nie mam pojęcia, skąd wzięły się zdjęcia Teresy w moim aparacie, zdjęcia, które tajemniczo zniknęły, kiedy chciałam pokazać je policji. No i nie wiem, kim był ksiądz Adam. Pewne jest to, że w jednym momencie straciłam siostrę i męża.

Czytaj także:
„Kochałem się z sekretarką na biurku mojej żony. Maria uknuła intrygę, by puścić mnie z torbami i wynajęła testerkę wierności”
„By odegrać się na szefie i jego pupilce uknułam intrygę, która miała ich pogrążyć. Niechcący wyświadczyłam im przysługę”
„Kierownik mojego działu wymyślił perfidną intrygę, by wygryźć szefową ze stanowiska. W zamian za pomoc obiecał mi awans”

 

Redakcja poleca

REKLAMA