Kiedy ja ostatni raz widziałam swoją młodszą siostrę? Chyba ze 30 lat temu, na lotnisku. Wyjeżdżałam wtedy do Stanów ze swoim przyszłym mężem. Na stałe. Żegnając się, obiecywałyśmy sobie z Anką, że będziemy często do siebie pisać, dzwonić. Na obietnicach, niestety, tylko się skończyło. Przynajmniej ze strony siostry. Rzadko odpisywała na moje listy. Z czasem przestałam się więc z nią kontaktować. Z Polski docierały do mnie o niej tylko jakieś szczątkowe informacje. Głównie za sprawą mamy. Pisała, że Anka skończyła studia, wyszła za mąż, urodziła córkę…
Nie miałyśmy okazji porozmawiać
W USA ułożyliśmy sobie z mężem życie. Oboje mamy pracę i, co najważniejsze, sprawdzoną grupę przyjaciół. Spędzamy z nimi święta, wakacje. Są dla nas jak rodzina. Dzięki nim nigdy nie czułam się samotna, nie tęskniłam tak bardzo za najbliższymi, którzy zostali w Polsce.
Przyznam się szczerze, że po kilkunastu latach prawie w ogóle zapomniałam o Ance. Ale pół roku temu o sobie przypomniała. Znalazłam w skrzynce list. Od siostry. Pisała w nim, że jej córka wychodzi za mąż i obie zapraszają mnie na ślub. Bardzo się ucieszyłam! Kilka razy chciałam już wybrać się do Polski, ale ciągle coś mi stawało na przeszkodzie. Teraz jednak postanowiłam, że choćby się paliło i waliło, pojadę! Miałam nadzieję, że ta wizyta nas zbliży, że znowu będziemy siostrami. Że wreszcie poznam siostrzenicę, szwagra, może nawet się z nimi zaprzyjaźnię, kto wie.
Wylądowałam w Warszawie dwa dni przed uroczystością. Sama, bo mąż nie dostał, niestety, urlopu. Zatrzymałam się w hotelu – u Ani nie było miejsca. Odebrała mnie z lotniska, zawiozła na miejsce. Nawet nie miałyśmy okazji dłużej porozmawiać. Rozumiałam to. Przecież jej córka wychodziła za mąż. Chciała wszystkiego dopilnować, dopiąć na ostatni guzik. Byłam szczęśliwa, że jestem w Polsce, że spotkam się z rodziną…
W dniu uroczystości odebrałam z hotelowej kwiaciarni piękny bukiet kwiatów, a do koperty włożyłam 2000 dolarów. Dowiedziałam się, że młodzi wyjeżdżają w podróż poślubną do Paryża. Pomyślałam więc, że pieniądze im się przydadzą.
Ślub był cudowny, wesele świetne. Dawno się tak nie wytańczyłam. Wróciłam do hotelu dopiero o szóstej rano! Gdy już się wyspałam, odpoczęłam, zadzwoniłam do siostry i zaprosiłam ją do hotelu na kolację. Chciałam powiedzieć jej, jak wspaniale się bawiłam, podziękować. Miałam też nadzieję, że wreszcie będziemy miały czas pogadać, powspominać, nacieszyć się sobą. Że nadrobimy stracone lata…
Nie stać mnie na taki prezent
Anka przyszła punktualnie, usiadła przy stoliku. Od razu zauważyłam, że ma jakąś taką dziwną minę. Jakby była obrażona, z czegoś bardzo niezadowolona. Pomyślałam, że pewnie mi się tylko wydaje, że jest zmęczona. Tyle miała przecież ostatnio na głowie, po prostu jest zmęczona.
Zamówiłyśmy jedzenie i zaczęłyśmy rozmawiać o weselu. Rozpływałam się w zachwytach. Mówiłam, jak wspaniale wszystko zorganizowała, jacy szczęśliwi muszą być państwo młodzi, jak Ewa pięknie wyglądała. Ale Anka jakby nie słuchała. Miałam wrażenie, że chce mi coś powiedzieć. W pewnym momencie nabrała powietrza w płuca i wypaliła:
– Tak, Ewa i Tadek są bardzo szczęśliwi… Ale byliby jeszcze szczęśliwsi, gdyby nie dostali od ciebie jałmużny, tylko pieniądze na dom!
Zatkało mnie. Osłupiałam. Nie bardzo docierało do mnie to, co przed chwilą usłyszałam. Jakie mieszkanie? Jaka jałmużna?
– Nie sądzisz, że im się to od ciebie należy? – kontynuowała zachęcona moim milczeniem siostra. – Jesteście bogaci, świetnie wam się powodzi, stać was na to. Nigdy nam do tej pory nie pomagałaś, choć jesteśmy twoją najbliższą rodziną. Przynajmniej teraz mogłaś się zachować. A ty głupie 2000 dolarów do koperty włożyłaś!
Byłam w szoku. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Gdy już doszłam do siebie, zaczęłam tłumaczyć, że wcale nie jesteśmy bogaci, że już sam przyjazd do Polski był dla mnie nie lada wydatkiem, i naprawdę nie stać mnie na taki prezent… Anka słuchała mnie ze skwaszoną miną.
– Nie sądziłam, że jesteś aż taka skąpa – stwierdziła, a potem wstała od stolika i sobie poszła.
Obrażona! Jakbym zrobiła jej jakąś wielką krzywdę.
Przepłakałam całą noc. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego siostra zachowała się w ten sposób. Przecież nie obiecywałam, że kupię siostrzenicy w prezencie ślubnym dom. Ba, do głowy mi nawet nie przyszło, że ktoś może ode mnie tego oczekiwać. Gdyby siostra wcześniej coś napomknęła o swoich oczekiwaniach, to wyprowadziłabym ją z błędu.
Z Polski wyjechałam rozżalona. Przed wylotem rozmawiałam z Ewą. Sama do mnie zadzwoniła. Przepraszała za zachowanie mamy, mówiła, że o niczym nie wiedziała, dziękowała za pieniądze. Trochę mi ulżyło, ale niesmak pozostał. A tak bardzo cieszyłam się na ten ślub…
Czytaj także:
„Prawie zajechałam męża dla pieniędzy. Tak marzyłam o pięknym domu, że nie zauważyłam, kiedy Marek stał się wrakiem człowieka”
„Podłożyłam przyjaciółce świnię i sprzątnęłam jej sprzed nosa pracę. Przeze mnie Beata odmawia synkowi nawet bananów"
„Mama Jacka zginęła pod kołami auta, a on nie może przeboleć tej straty. To dzięki niemu, jego tata znów ma szansę na... miłość"