Zgodnie z prawem mojej siostrze należą się te pieniądze, ale ja nie mam zamiaru jej niczego ułatwiać. Niech idzie do sądu, niech się postresuje!
Gdy prawie pół wieku temu nasz ojciec wyjeżdżał do USA, miałyśmy z siostrą tylko po kilka lat i było to dla nas straszne przeżycie. Pamiętam, że płakałyśmy, kiedy wsiadał do samolotu, nie do końca jednak zdając sobie sprawę z tego, że teraz nie będziemy go już codziennie widywały. Byłyśmy przecież za małe, aby zrozumieć, że tata nie wyjeżdża na wakacje, tylko na zawsze. Nie pojmuję do dzisiaj, dlaczego się na to zdecydował, przecież kochał nas bardzo, wiem to dobrze.
Tata zawsze był w moim sercu
Myślę, że na jego decyzji zaważył fakt, że czuł się zraniony przez naszą mamę, która odeszła od niego niespodziewanie do innego faceta. Tata nie chciał z nią wojować, wolał się usunąć, a że miał brata w Chicago, to łatwo znalazł tam pracę. Dzisiaj rozstanie z bliską osobą musi być równie bolesne, jak kiedyś, ale dzięki internetowi utrzymywanie kontaktów jest znacznie łatwiejsze. Wtedy pisywało się tylko listy…
Kiedy tata do nas napisał, w domu panowało prawdziwe święto, taki list czytałyśmy sobie głośno po kilka razy. Tata zawsze bardzo interesował się wszystkim, co robiłyśmy, zadawał konkretne pytania, pamiętał, o czym do niego wcześniej pisałyśmy. I kiedy czasami ludzie mi współczuli, że nie mam ojca, z całą mocą mówiłam im, że to nieprawda! Ja zawsze czułam jego obecność, mimo że nie było go przy mnie fizycznie. Nigdy nie chciałam, aby ktoś go zastąpił. Z Moniką było inaczej…
Może dlatego, że kiedy tata wyjechał, miała tylko trzy latka i była do niego znacznie mniej przywiązana niż ja, siedmiolatka. Moja siostra dość szybko zapomniała, co to znaczy „tata” i zaczęła traktować jak swojego ojca nowego partnera mamy, wujka Jacka. Kiedy został mamy mężem, Monika zupełnie go zaakceptowała i po jakimś czasie po prostu zaczęła mówić do niego tato. Ja się nigdy do tego nie przełamałam, zawsze wydawało mi się, że to byłaby zdrada wobec mojego prawdziwego ojca, którego przecież nadal kochałam.
Wiedziałam o nim wszystko
W Stanach ożenił się ponownie z panią, która miała syna z pierwszego małżeństwa. Chociaż wiem, że oboje chcieli mieć jeszcze wspólne dziecko, to nigdy im się to nie udało. Ciocia Marylka najpierw nie mogła zajść w ciążę, potem kilka razy poroniła. To wszystko wiem od niej, bo kiedy byłam nastolatką, zaczęłam także z nią korespondować. Była przemiłą kobietą, jakże inną od mojej pięknej i władczej matki. Potrafiła tak jak tata w swoich listach troszczyć się o mnie i pytać o sprawy, o których ja już zdążyłam zapomnieć, a ona jednak pamiętała i chciała wiedzieć, jak się skończyła ta czy inna historia.
Moja mama nigdy nie miała problemu z tym, że koresponduję z nową żoną taty, w końcu to ona go porzuciła. Co innego siostra… Monika jakoś nigdy nie potrafiła zrozumieć, że lubię sobie „pogadać” z ciocią Marylką i uważała, że obcej osobie zdradzam rodzinne tajemnice.
– Przecież ty jej nawet nigdy nie widziałaś! – wyrzucała mi. – I jeśli już musisz do niej pisać, to nie o mnie! Niestety, nie zawsze udało się tego uniknąć, bo ciocia pytała o moją siostrę i pozdrawiała ją w każdym swoim liście. Było mi przed nią trochę głupio, że Monika jej nie lubi, chociaż przecież w ogóle jej nie zna. Okazja, aby się poznać z ciocią Marylką, nadarzyła się dopiero wtedy, gdy byłam już po maturze.
Tata od jakiegoś czasu wspominał, że mogłybyśmy do niego przyjechać z wizytą, aż w końcu przesłał nam pieniądze na bilety. Niestety, bilet kupiłam tylko ja, bo Monika stwierdziła, że za nic nie wsiądzie do samolotu!
– Boję się, i tyle – powtarzała, choć ją błagałam, aby poleciała ze mną; razem byłoby nam przecież o wiele raźniej w obcym kraju. Nie udało mi się namówić mojej siostry na tę podróż za ocean, poleciałam więc sama. I śmiało mogę nawet dzisiaj powiedzieć, że chociaż potem jeszcze wiele razy wyjeżdżałam za granicę, także do Stanów, to tamta podróż okazała się wyprawą mojego życia.
Tata i ciocia Marylka zajęli się mną troskliwie i pokazali mi wszystko, co mogli. Razem z nimi i Billem, synem cioci, przez miesiąc przemierzaliśmy Stany samochodem. Z przyjemnością przekonałam się, jakim dobrym małżeństwem są tata i Marylka, i jak wspaniałą tworzą rodzinę.
Za pieniądze na bilet kupowała ciuchy
Widać było po nich, że się kochają, i że się rozumieją. Było mi u nich dobrze, prawdę mówiąc, może nawet lepiej niż w domu, gdzie nie zawsze panowały spokój i harmonia, prawdopodobnie ze względu na władczy charakter mamy. Kiedy musiałam wracać do Polski, tata był strasznie smutny i zaproponował mi, że może bym została z nimi. Na dłużej albo nawet na zawsze. I pewnie bym się na to zdecydowała, gdybym w Polsce nie zostawiła Igora, w którym byłam zakochana po uszy, i który trzy lata później został moim mężem.
Wróciłam do kraju obładowana podarunkami przeznaczonymi głównie dla mojej siostry. Większość z nich kupił tata, któremu było przykro, że Monika ze mną nie przyleciała. On do końca liczył, że jego córka jednak się na to zdecyduje.
– Może innym razem przyleci – powiedział ze smutkiem, kiedy żegnał się ze mną na lotnisku. Innym razem… Po tej pierwszej podróży do USA, o której tak wiele Monice opowiadałam, byłam pewna, że siostra jednak kiedyś się zdecyduje na to, aby tam pojechać. Tata ponawiał zaproszenia, namawiał zarówno mnie, jak i Monikę. Drugi raz wybrałam się do niego już po swoim ślubie, kiedy moja córeczka miała trzy lata. I znowu poleciałam sama. Mój mąż stwierdził, że nie stać nas na bilet dla niego, a nie śmiałabym prosić tatę, aby nas dofinansował.
Przysłał nam przecież piękny prezent ślubny, pokaźną sumę w dolarach. Wiedziałam, że musiało go to kosztować mnóstwo wyrzeczeń, bo wbrew pozorom, nie zarabiał w Stanach jak milioner, a pieniądze na bilety przesłał jak zwykle i mnie, i mojej siostrze. Monika jednak znowu zdecydowanie odmówiła podróży za ocean.
– No i jak ja mam mu to wytłumaczyć? – pytałam, bo tym razem byłam już naprawdę zła na siostrę. – Drugi raz tata przesyła ci pieniądze, bo chce cię w końcu zobaczyć, on naprawdę cię kocha… Znowu wydasz całą kasę na ciuchy i kosmetyki, a nie na bilet? – wyrzucałam jej.
– Nie twoja sprawa! – odgryzła się.
– A właśnie że moja! Jak najbardziej moja, bo jesteśmy rodziną! – byłam wściekła, bo za te pieniądze chętnie kupiłabym bilet dla Igora, skoro Monika nie chciała lecieć; ale ona nie zamierzała mi ich oddać.
– Są moje! Należą mi się chociażby za to, że ojciec nas porzucił! – powiedziała, chowając dolary do szuflady.
– Naprawdę uważasz, że to zrobił? – byłam zdumiona jej reakcją, bo ja nigdy nie czułam się porzucona.
– Jak to inaczej nazwiesz? Wyjechał i nigdy nie wrócił! A przy rozwodzie nawet nie próbował o nas walczyć! No cóż, moja siostra widziała to inaczej i czułam, że nie uda mi się jej przekonać. Ona go wcale nie kocha… – pomyślałam tylko wtedy zaskoczona. Niewiele z tym mogłam zrobić. Ani z tym, żeby tacie nie było przykro z powodu zachowania Moniki.
– Na święta także nie wysłała mi kartki – poskarżył się jak dziecko.
– Ona już taka jest… Mało rodzinna – usiłowałam ratować sytuację, ale przecież tata wiedział, że Monika za swojego ojca bardziej uznaje Jacka.
Mijały lata i ta sytuacja nie uległa zmianie
Moja siostra w zasadzie wcale nie utrzymywała kontaktów z ojcem ani jego żoną. Ja za to regularnie słałam im zdjęcia swojej rodziny i opisywałam wszystkie wydarzenia. Ich listy były pełne miłości do moich dwóch córeczek, które oboje uważali za swoje wnuczki. A kiedy jeszcze urodziłam synka, mój tata po prostu oszalał z radości, że ma wnuka. Na prezent z okazji pojawienia się Marcinka na świecie przysłał mi… bilety samolotowe dla całej naszej rodziny!
– Tato, daj spokój! Pięć biletów musiało cię kosztować majątek! – robiłam mu przez telefon wyrzuty, ledwo powstrzymując łzy, tak bardzo się wzruszyłam.
– Kochanie, chwile z wami spędzone będą dla mnie bezcenne – zapewnił mnie, a Marylka mi powiedziała, że zdecydowali się na ten wydatek oboje, dopóki jeszcze pracują i są w pełni sił. – Potem może być różnie. Zdrowie już nie to… – dodał.
Kiedy Monika dowiedziała się, że znowu lecę w odwiedziny do taty, w dodatku z całą rodziną, tym razem była wyraźnie zazdrosna.
– A mnie ojciec nie przysłał pieniędzy! – powiedziała z wyrzutem. – Może po prostu wie, że prędzej kupiłabyś sobie za nie nowy telewizor niż bilet na samolot – odgryzłam się, ale zaraz tego pożałowałam, więc zaproponowałam jej szybko: – Leć z nami. Ja i Igor kupimy ci bilet, będzie sprawiedliwe… Siostra tylko wzruszyła ramionami.
– Ja tam się boję latać! – powtórzyła tę samą śpiewkę, którą popisywała się od lat. – Nie lecę! „No to ja już nic na to nie poradzę! Nie, to nie” – pomyślałam, chociaż miałam ochotę zapytać, czy telefonów także się boi, skoro nigdy do ojca nawet nie zadzwoni.
Przez koleje lata czułam się tak, jakbyśmy z Moniką miały jedną mamę, a dwóch różnych ojców. Monika lgnęła do Jacka i nawet jeśli ja miałam o to do niej w głębi duszy jakiś tam żal (w imieniu taty), to jednak nigdy nie dałam temu wyrazu.
Niestety, niechęć mojej siostry do rodzonego ojca przeszła na drugie pokolenie. Jej syn bowiem nigdy nie uznawał mojego taty za swojego dziadka.
Powodowało to wiele dziwnych sytuacji. Kiedyś, gdy nasze dzieci były małe, moje córki nawet mnie zapytały, czy my na pewno jesteśmy jedną rodziną, skoro ich dziadzio Kazio nie jest dziadkiem Kuby.
– Ależ jest! – usiłowałam je przekonać i nawet wyrysowałam nasze drzewo genealogiczne, ale chyba ich do końca nie przekonałam. Kiedy dorosły, przyjęły pewne rzeczy do wiadomości, jednak nadal ich nie rozumiały. Ja zresztą także nie. Musiałam się po prostu pogodzić z tym, że nasza rodzina jest podzielona, podobnie jak tata pogodził się z faktem, że Monika nie chce go widzieć, nie chce znać… Nawet informację o ciężkiej chorobie taty przyjęła dość obojętnie. Podczas kiedy ja pakowałam się, aby polecieć do Chicago, ponaglana rozpaczliwymi telefonami Marylki, Monika także się pakowała… Tyle że na wakacje, które zamierzała spędzić ze swoją rodziną nad morzem.
Marylka została sama
– Czy ty nie rozumiesz, że to już naprawdę ostatni moment, aby zobaczyć się z tatą? – zapytałam ją wtedy. Nic mi nie odparła. Wyleciałam do USA z poczuciem, że moja siostra albo nie ma serca, albo ma je zupełnie inaczej skonstruowane niż moje. Sytuacja, którą zastałam w Chicago, faktycznie była niewesoła. Tata miał raka, i to w zaawansowanym stadium, a Marylka była załamana. Czułam, że sobie nie radzi, mimo wsparcia syna, więc zdecydowałam się poprosić w pracy o bezpłatny urlop.
Spędziłam wtedy w Stanach prawie cztery miesiące, doglądając umierającego ojca i podtrzymując na duchu załamaną Marylkę. A kiedy po pogrzebie taty wracałam do kraju, czułam, że za oceanem zostawiłam kawałek swojej duszy.
– Na łożu śmierci zapytał o ciebie – powiedziałam Monice. Ale nie wspomniałam o tym, że okłamałam ojca – powiedziałam mu, że dzwoniła i pytała o jego zdrowie. Wzięłam także ze sobą zdjęcia jej rodziny i powiedziałam, że to od niej. Miałam nadzieję, że tata umarł w przekonaniu, że jego młodsza córeczka mimo wszystko także go kochała. Tylko Marylki nie udało mi się oszukać. Wiedziała swoje, ale się nie odzywała.
Nie straciłam z nią kontaktu po odejściu ojca. Zresztą, jakżeby mogło być inaczej, uważałyśmy ją przecież z moim mężem i dziewczynkami za swoją najbliższą rodzinę. Dlatego kilka lat później tak mocno dotknęła nas informacja o tym, że jedyny syn Maryli zmarł na zawał.
– W tak młodym wieku? Miał przecież zaledwie czterdzieści kilka lat! – byłam zdruzgotana. Poruszyło mnie to tym bardziej, że Bill nie zostawił po sobie żadnej rodziny, bo był samotnym pracoholikiem. Kiedy go poznałam, twierdził, że najpierw musi zarobić na luksusowe życie, a potem dopiero się ożeni. Pracował od rana do nocy i nawet jeśli był zamożny, to drugiej części swojego planu nie zdołał zrealizować.
Marylka została sama na świecie i wiedziałam, jak bardzo musi być jej ciężko. Miała siedemdziesiąt lat i nikogo bliskiego w tych Stanach. Dzwoniłam do niej często, kontaktowałyśmy się przez internet i czułam wyraźnie, że samotną kobietę opuszcza wola życia. Jakby zupełnie nie widziała w nim już żadnego sensu.
– Słuchaj, coś z tym musimy zrobić! – powiedziałam pewnego dnia do męża. Miałam plan: zabrać Marylkę do Polski. Niestety, ona nawet o tym nie chciała słyszeć, twierdząc, że starych drzew się nie przesadza. Nie wiedziałam, co mam z tym począć, przecież nie mogłam porzucić pracy na kilka lat przed wcześniejszą nauczycielską emeryturą.
Na szczęście jednak los znowu przyszedł mi z pomocą. Mój syn zdał maturę i pewnego dnia wziął mnie na poważną rozmowę. Stwierdził, że nie bardzo widzi swoją przyszłość w Polsce, więc może by wyjechał do cioci, do USA. W pierwszym odruchu chciałam mu zabronić, ale potem pomyślałam sobie, że to doskonałe rozwiązanie.
Zaopiekuje się Marylką zanim ja pójdę na emeryturę, a potem się zobaczy. Może ja do niej pojadę? I faktycznie, Mikołaj pojechał do Marylki, która była nim oczarowana! Mogę śmiało powiedzieć, że mój syn nadał znowu sens życiu starszej pani. Zadomowił się i u niej, i w Stanach. Gdy po roku zagadnęłam go o powrót do kraju, usłyszałam:
– Mamo, ja jednak tu zostanę na dłużej, może nawet na zawsze.
To „na zawsze” stało się bardzo prawdopodobne, gdy syn poznał w Chicago fajną dziewczynę, córkę polskich emigrantów.
– Chcemy się pobrać z Monicą – powiedział mi wkrótce. Ucieszyło mnie to, szykowało się wesele! Miałam nadzieję, że będzie na nim moja siostra, w końcu jej ulubiony siostrzeniec żenił się z jej imienniczką. Jednak Monika jak zwykle odmówiła podróży za ocean.
– Nie znoszę latać samolotami! – powiedziała. – Przecież wiesz!
– Na pewno chodzi o latanie? A nie o niechęć do Marylki? – zapytałam.
Wiedziałam przecież, że Monika co najmniej dwa razy była na wakacjach w Egipcie, oczywiście samolotem.
– Do Egiptu jest znacznie bliżej! – usprawiedliwiła się moja siostra. Jakoś pogodziłam się z myślą, że nie pojawi się na ślubie Mikołaja. A ślub był naprawdę wzruszający. Najbardziej szczęśliwa z tego powodu, że młodzi się pobierają, była chyba Marylka. Z góry założyła, że będą z nią mieszkali i cieszyła się na to, że pewnie niedługo pojawią się prawnuki.
– W tym domu nigdy nie było dzieci, pora to zmienić – powtarzała.
Na świat przyszła druga córeczka mojego syna. Akurat byłam wtedy w Stanach, chcąc pomóc synowej, która przecież na głowie miała ledwie dwuletniego synka. Marylka odeszła w dwa tygodnie po narodzinach Jane, otoczona rodziną.
– Kocham was wszystkich – to były jej ostatnie słowa.
Prawo prawem, ale ważne uczucia
Druga żona mojego taty zostawiła testament, w którym zapisała dom mojemu synowi, a pieniądze, które zostały w banku po niej i moim tacie podzieliła między moje dwie córki. Uważałam ten testament za sprawiedliwy.
Niestety, moja siostra jest innego zdania. Kiedy tylko dowiedziała się o śmierci macochy, upomniała się o swoją część spadku.
– Przecież to był także mój ojciec – usłyszałam. Teraz nagle sobie o tym przypomniała? A kiedy chciał ją widzieć i zabiegał o jej miłość, miała go w nosie?
– Twoje dzieci powinny się podzielić z moim synem spadkiem – stwierdziła moja siostra.
– Moje dzieci nie są nic winne ani tobie, ani Kubie – odparowałam i po jej spojrzeniu poznałam, że… nie mam już siostry!
Monika jest na mnie obrażona. I co gorsza, podpuszcza przeciwko mnie mamę i jej męża. Uważa, że okradliśmy ją z należnego jej spadku. Nigdy nie kochała ojca, nie uznała Marylki, ale pierwsza wyciąga rękę po pieniądze po nich. Oczywiście zgodnie z prawem, Monice należy się zachowek. Ale ja jej tego z własnej woli nie dam. Niech idzie do sądu. Niech się podenerwuje… Jeśli kiedyś sądziłam, że moja siostra ma zupełnie inaczej skonstruowane serce niż moje, to teraz już jestem tego najzupełniej pewna!
Anna, 55 lat
Czytaj także:
„Chciałam mieć męża i rodzinę, ale teraz żałuję. Najchętniej spakowałabym walizkę i zniknęła gdzieś na zawsze”
„Dzieci traktowały ją jak śmierdzące jajko, bo była inna niż wszyscy. Chciałam jej pomóc, by nie popełniła moich błędów”
„Dla męża byłam tylko nieatrakcyjną pomocą domową. W naszej sypialni było więcej kochanek, niż liści na drzewach”