„Sąsiedzi to pijacy i nieroby. Mnożą się jak króliki i zaniedbują dzieci. Ja byłbym dobrym ojcem, ale nie mogę nim być…”

małżeństwo, które stara się o dziecko fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„– Cholera, znowu nic – zezłościła się Agata, patrząc, jak na teście znów nie chce wyskoczyć >>szczęśliwa<< kreseczka. – A ty wiesz, że ci sąsiedzi mojej matki, Karol i Agnieszka, będą mieli czwarte dziecko? Ona jest już w szóstym miesiącu – poskarżyła się. – Nie rozumiem jakim cudem z jej trybem życia ona w ogóle jest w stanie zajść w ciążę”.
/ 13.09.2022 09:15
małżeństwo, które stara się o dziecko fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

– No i mama musiała wezwać policję. Przyjechali, Karolków zabrali do Izby Wytrzeźwień, a trójkę dzieci do Pogotowia Opiekuńczego – Agata zakończyła w ten sposób opowieść o sąsiadach swoich rodziców.

– Biedne dzieciaki – westchnąłem. – Takie pogotowie to pewnie nic przyjemnego. Będą się bały.

– Ale to i tak lepsze niż życie z takimi rodzicami pod jednym dachem.

– Pewnie i tak. Ale czasem się zastanawiam, po co tacy ludzie decydują się mieć w ogóle dzieci…

– Marek, oni się nie decydują, to im samo jakoś tak wychodzi – zażartowała Agata, ale gdy ja nawet się nie uśmiechnąłem, dodała poważniej: – Patrzysz na to z naszej perspektywy. My się staramy, my chcemy, bo uważamy, że dzieci będą naszym największym szczęściem. A oni po prostu żyją, nie zastanawiając się, po co i dlaczego robią pewne rzeczy.

– Tak, pewnie masz rację. Ale żal mi tych dzieciaków, że nie będą miały szczęśliwego dzieciństwa.

– Nasz maluszek na szczęście będzie je miał – Agata pogłaskała się po swoim brzuszku, który jakby powoli zaczął się jej zaokrąglać. Kwadrans temu wyszliśmy właśnie z USG, gdzie zobaczyliśmy przeuroczą fasolkę przybierającą postać człowieka z bijącym dla nas serduszkiem.

– Oczywiście! Tylko pamiętaj, lekarz mówił, żebyś się oszczędzała.

– Bez przesady, Mareczku, to dopiero trzeci miesiąc. Na oszczędzanie się przyjdzie czas później.

Uśmiechnąłem się. Moja żona była zawsze wysportowaną osobą i w ciąży najbardziej przerażała ją mniejsza aktywność fizyczna. Z trudem ją akceptowała i chciała okres bezruchu odsunąć jak najdalej, powtarzając uparcie, że ciąża to nie choroba…

Radość trwała krótko. Ale się nie poddaliśmy

Wieczorem, tego dnia, kiedy byliśmy na USG, Agata postanowiła zacząć powoli sprzątać pokoik, który mieliśmy zamiar przeznaczyć dla naszego dziecka. Miała nie robić nic szczególnie ciężkiego, ot, powyjmować książki z półek i odłożyć je do pudeł, które ja miałem wynieść. Dlatego zdziwiłem się, kiedy zobaczyłem ją z takim pudłem w korytarzu. Zastygła w pół kroku, jakby się zamyśliła albo czymś nagle przestraszyła.

– Kochanie, przecież umawialiśmy się, że ja to zrobię – wyrzuciłem jej z lekką naganą w głosie.

– Ja…

– Tak, wiem, ty uważasz, że ciąża to nie choroba. Ale…

– Marek, coś jest nie tak. Czuję, że coś mi ścieka po nodze.

Spojrzałem w dół. Spod sukienki na prawym kolanie widać było strużkę krwi. Teraz ja stałem przez chwilę jak zahipnotyzowany, nie wiedząc, co mam zrobić. W końcu odebrałem od Agaty pudełko z książkami, odłożyłem je na bok i chwyciłem ją za rękę.

– Chodź, usiądziesz…

– Nie, musimy natychmiast jechać do szpitala. To coś z dzieckiem!

Narzuciliśmy kurtki, bo było chłodno, wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do naszego ginekologa, który miał akurat tego dnia dyżur. Niestety, przypuszczenia Agaty się potwierdziły. To było poronienie.

Kolejne dni były bardzo ciężkie, szczególnie dla mojej żony. Obwiniała się o to, że przez swoją niefrasobliwość straciła ciążę i bardzo się bała, że ta strata może utrudnić jej w ogóle urodzenie dziecka. Ginekolog ją pocieszał, że to był przypadek i żeby się nie martwiła niepotrzebnie.

Po kilku miesiącach, kiedy Agata trochę się otrząsnęła, uznała, że powinniśmy jak najszybciej „postarać się” o kolejną ciążę. Ja sądziłem, że lepiej będzie jeszcze chwilę poczekać, ale moja żona zaczęła mieć wręcz obsesję na tym punkcie. Tak jakby urodzenie dziecka miało zmazać jej winę za utratę poprzedniej ciąży. Nie protestowałem więc zbyt mocno przeciwko tym staraniom. Ale tak to już jest, że jak człowiek czegoś bardzo chce i mocno się na to nastawia, to nic z tego nie wychodzi. Być może dlatego nasze starania nie przynosiły efektu przez okres niemal dwóch lat…

Była szczęśliwa i przerażona zarazem

– Cholera, znowu nic! – zezłościła się któregoś wieczoru Agata, patrząc, jak na teście nie chce wyskoczyć „szczęśliwa” kreseczka. – A ty wiesz, że ci sąsiedzi mojej matki, wiesz, Karol i ta jego Agnieszka, będą mieli czwarte dziecko? Ona jest już w szóstym miesiącu – poskarżyła się. – Nie rozumiem jakim cudem z jej trybem życia ona w ogóle jest w stanie zajść w ciążę!

– Nam też się w końcu uda. Musi…

– Coraz bardziej w to wątpię – spuściła głowę i dodała – Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.

– Przestań już myśleć o tych ludziach… Wiesz co, wyjedziemy sobie gdzieś, odpoczniemy. Weźmy krótki urlop, poszukajmy jakichś tanich biletów lotniczych w ładne miejsce…

Dwa tygodnie później lądowaliśmy na lotnisku w Barcelonie. Zwiedziliśmy ją dokładnie, a wieczorem przeszliśmy się po restauracjach. Chyba przesadziliśmy z próbowaniem nowych smaków, bo w nocy Agacie było niedobrze i zamiast w łóżku, spała niemal przytulona do ubikacji. Ja rozłożyłem się na podłodze nieopodal niej i obiecałem, że będę jej pilnować. Usnąłem jednak. Obudziło mnie szarpanie za ramię i radosny głos żony.

– Wstawaj, jestem w ciąży!

– Co?! Jak?! Chyba śnię…

– Zrobiłam test. Zabrałam go z Polski, bo mi się okres spóźniał więc pomyślałam…– Agata była tak podniecona, że nie była w stanie opowiedzieć nic spokojnie, więc tylko rzucała wpół urwanymi zdaniami. – I jak się obudziłam bez tych nudności, to przyszło mi do głowy… Sprawdziłam i jest!

– Ale jak to możliwe?! Przecież ten poprzedni…

– Widać był za słaby…– urwała, a jej twarz nagle ze stanu bezgranicznej radości przeszła w stan bliski beznadziejnej rozpaczy. – A może ciąża była słaba i dlatego jeszcze się nie pokazała?! O Boże, a my jesteśmy w Hiszpanii. Jak wrócimy do domu?

– Samolotem…

– Oszalałeś?! Kobieta w ciąży samolotem?! Musisz załatwić samochód. Pociąg też nie wchodzi w grę… O Boże, jeśli teraz znów poronię...

– Uspokój się, wszystkim się zajmę.

Wypożyczyłem samochód i wróciliśmy nim do kraju. Musiałem odstawić go do Hiszpanii, ale wracałem do Polski samolotem, mając do dyspozycji dwa wykupione wcześniej miejsca.

Nie ma sprawiedliwości na tym świecie

Byłem niespokojny, bo w międzyczasie Agata miała mieć badania. Wszystkie wyniki były jednak bardzo pomyślne i ciąża rozwijała się prawidłowa. Agata, w związku z poprzednim poronieniem, dostała zwolnienie i odtąd jej jedyną aktywnością fizyczną miały być krótkie spacery.

Kiedy była w piątym miesiącu ciąży, nad Polskę nadciągnęła wielka wichura. Rano było jeszcze przyjemnie, ale koło południa zerwał się straszny wiatr. Siedziałem akurat w pracy, ale miałem jakieś złe przeczucie i zadzwoniłem do Agaty. Nie odbierała przez dwie godziny. Zwolniłem się z firmy i pojechałem do mieszkania.

Już pod blokiem złapał mnie telefon od niej. Była w szpitalu. Pojechałem tam natychmiast. Ryczała na korytarzu i nikt się nią nie interesował. Widząc mnie, rzuciła się na mnie i łkając powiedziała:

Już po wszystkim.

W domu opowiedziała mi co się stało. Wracała ze spaceru, chmury wydawały się być daleko. Ale nagle zerwał się wiatr i dlatego nie mogła otworzyć drzwi od bloku. Zbliżała się burza z piorunami, których Agata panicznie się bała. Szarpnęła z całej siły za klamkę. To wystarczyło…

Myślałem, że przestanie myśleć o dziecku. Ku mojemu zdziwieniu tym razem otrząsnęła się dużo szybciej niż poprzednio i chciała jak najszybciej rozpocząć kolejne starania. Ginekolog tym razem stwierdził, że ciąża jest niewskazana dla żony. W wyniku drugiego poronienia odkleiło się łożysko. Szanse na utrzymanie ciąży były właściwie minimalne. Ale Agata się uparła i obiecała, że przeleży cały ten czas w łóżku…

Pół roku później udało jej się zajść w ciążę po raz trzeci. Agata dotrzymała słowa. Cały czas leżała plackiem w łóżku. Nic to nie dało. W szóstym miesiącu doszło do przedwczesnego porodu. Nasz Aniołek żył jedną dobę. Kilka dni potem Karolowi i Agnieszce urodziło się piąte dziecko. Od razu trafiło do adopcji. I dobrze, bo oni sami nie potrafiliby go wychować, jak i czwórki pozostałych. Ale kto wie, może za jakiś czas urodzi się im szóste…

My już nie będziemy więcej próbować. Na adopcję też nie umiemy się zdecydować. Agata na widok każdego malucha wyobraża sobie nasze nienarodzone dzieci. I wciąż tylko się zastanawia, dlaczego nam się nie udało, choć na pewno na to zasługiwaliśmy dużo bardziej od takich choćby Karolków…

Czytaj także:
„Ciotka obiecała babci, że jeśli przepisze jej majątek, to podzieli się nim ze mną. Teraz nie chce oddać nawet telewizora”
„Obca dziewczyna twierdzi, że mamy tego samego ojca, ale on temu zaprzecza. Tata kłamie czy to ona mnie wkręca?”
„Jako nastolatka podkochiwałam się w swoim wujku. Marzyłam o tym, by go uwieść, a gdy dorosłam, spełniłam to marzenie”

Redakcja poleca

REKLAMA