Mój ukochany miał mieszkanie na osiedlu w zielonej okolicy, niedaleko parku i rozległych wałów nad Odrą. Można było tam spacerować godzinami pod koronami starych drzew, łapać promienie słońca i zachwycać się płynącą w nieznane rzeką. Ale to nie wszystko. Mimo uroków przyrody osiedle nadal było położone blisko centrum, świetnie skomunikowane i z różnymi sklepami tuż pod nosem. W okolicy znajdowały się też przedszkola i szkoły. Może przydadzą się w przyszłości, kto wie? – przemknęło mi przez myśl i rozmarzona uśmiechnęłam się do siebie.
Na razie jednak zajęłam się wypakowywaniem rzeczy i urządzaniem. Przez cały weekend pomagał mi Jakub, ale w poniedziałek musiał iść do pracy i z resztą zostałam sama. Nawet lepiej, bo mogłam spokojnie ułożyć rzeczy w szafkach i na półkach. To jednak była duża zmiana w moim życiu. Od ostatniego związku, który zakończył się dobre trzy lata temu, mieszkałam sama. Musiałam na nowo przyzwyczaić się do dzielenia życia z mężczyzną.
Do tej pory spotykaliśmy się z Jakubem głównie na mieście albo w mojej malutkiej kawalerce. Rzadko zostawał na noc, bo nie mógł. To był raczej taki luźny związek, a teraz wszystko się zmieniło… Klucząc między kartonami, podśpiewywałam sobie radośnie. Puściłam muzykę, otworzyłam okno i zabrałam się za sprzątanie. Wszędzie poniewierały się reklamówki i torby, było pełno kurzu, a na podłodze błoto i ślady butów. Musiałam to wszystko ogarnąć. Wkrótce nazbierało się całe mnóstwo śmieci – nie tylko związanych z przeprowadzką, ale także jakichś starych kosmetyków czy niepotrzebnych szmat, które znalazłam w szafkach i szufladach Jakuba. Widać, jak to facet, nie przygotował specjalnie mieszkania na moje przyjęcie. Spakowałam wszystko w worki na śmieci, zawiązałam i wystawiłam na korytarz.
Gdy to robiłam, akurat ktoś schodził po schodach, więc odruchowo wyprostowałam się, przygładziłam włosy i przywołałam na usta miły uśmiech.
Trzeba się jakoś wkupić w łaski sąsiadów
– Dzień dobry! – zawołałam wesoło na widok starszego pana idącego pod rękę z panią w wymyślnym berecie na głowie.
Oboje obrzucili we mnie spojrzeniami pełnymi niechęci i przyspieszyli kroku, gdy mnie mijali. Po chwili usłyszałam, że coś do siebie szepczą.
– To ta – mówiła cicho starsza pani.
– Aha – zgodził się pan. – Lafirynda.
Nic więcej nie zrozumiałam, więc nie wiem, o co im chodziło. W każdym razie zrobiło mi się przykro.
Trudno – uznałam jednak w myślach. Starsi ludzie często nie są łatwi we współżyciu, nie ma się czym przejmować. Zajęłam się swoimi sprawami. Ugotowałam obiad z tego, co znalazłam w domu, i czekałam, aż Jakub wróci z pracy. Spędziliśmy miłe popołudnie, choć wciąż tonęliśmy w kartonach i rzeczach, które nie znalazły jeszcze swojego miejsca.
Myślałam, że nieprzyjemna sytuacja ze starszymi sąsiadami okaże się wyjątkiem, ale nie. Próbowałam kilka razy i zawsze spotykało mnie to samo – inni mieszkańcy bloku na mój widok odwracali wzrok, na uprzejme „dzień dobry” odpowiadali niechętnym mruknięciem albo wcale. Nie rozumiałam, co się dzieje.
– Nie przejmuj się – powtarzał mi Jakub.
Mieszkaliśmy razem już miesiąc i nic się nie zmieniało
Myślałam, że sąsiedzi w końcu się do mnie przekonają, jednak nic z tego. Raz poszłam pożyczyć cukru do sąsiadki z naprzeciwka. Przyznaję, to był tylko pretekst, wcale mi go nie zabrakło. Po prostu kobieta z naprzeciwka (prawdopodobnie w moim wieku) wydała mi się miła i jako jedyna jeszcze odpowiadała na moje pozdrowienia. Zadzwoniłam do drzwi. Czekałam bardzo długo. Otworzyła dopiero, gdy już się odwracałam, żeby odejść.
– Tak? – rzuciła znad łańcucha w drzwiach.
– Przepraszam – zaczęłam. – Czy mogłabym pożyczyć trochę cukru?
Uśmiechnęła się, ale jakoś tak… Aż mnie cofnęło.
– No tak, niektórzy już tak mają, że tylko wyciągają rękę po cudze – prychnęła i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
Od razu poskarżyłam się Jakubowi.
– A czego się spodziewałaś? – odpowiedział zimno; wydawał się już tym wszystkim zmęczony. – Daj sobie spokój, dobrze?
Wcale nie lepiej było na zakupach. Cieszyłam się, że mam pod nosem targ i kilka małych sklepików, ale tam też spotykały mnie nieprzyjemności. W warzywniaku, który nie był jeszcze samoobsługowy, regularnie dostawałam zepsute warzywa i owoce. Na wierzchu znajdowało się kilka ładnych egzemplarzy, a pod spodem… wszystko, co stare i najgorsze. Oczywiście za trzecim razem uznałam, że to nie przypadek i wróciłam ze skargą.
– Co to ma być? – zapytałam. – Przecież te warzywa do niczego się nie nadają!
– Zdrowe są, ekologiczne, to nie takie piękne jak w markecie – kobieta za ladą rzuciła mi obojętne spojrzenie.
– Ależ one są zgniłe! – oburzyłam się.
– Jak coś się nie podoba, nie musi pani u mnie kupować – mruknęła wojowniczo. – Ja za taką klientką tęsknić nie będę.
– Taką… – powtórzyłam skołowana. – To znaczy jaką?
– Już tam pani dobrze wie – odgryzła się.
Aż się zagotowałam ze złości. Wyszłam oburzona i już nigdy tam nie wróciłam. Niestety, z podobną niechęcią spotkałam się też w mięsnym i w piekarni. A w pobliskim salonie fryzjerskim, do którego chciałam się zapisać, właścicielka za każdym razem mówiła, że nie ma wolnych miejsc. Nawet gdy raz weszłam tam, kiedy było kompletnie pusto, wszystkie fotele były wolne, a kobieta bawiła się telefonem.
– Nie ma wolnych terminów – powtórzyła jak katarynka.
– Więc chciałabym się zapisać na listę oczekujących – powiedziałam. – Kiedy ma pani najbliższe okienko?
– W grudniu po południu – warknęła. – Roku 2025 – dodała z uśmieszkiem.
Co było robić, wyszłam. Było mi źle, a co gorsza – czułam się kompletnie bezsilna. Mieszkałam w cudownym miejscu, z facetem moich marzeń i bardzo chciałam być szczęśliwa, a tymczasem z każdym dniem czułam się coraz gorzej. Czułam, że poza Jakubem nikt mnie tu nie lubi i nie chce. I to nie była tylko moja wyobraźnia. Niedługo po sytuacji z cukrem i sąsiadką ktoś wysmarował nasze drzwi jakąś śmierdzącą substancją. Płakałam i szorowałam je chyba z godzinę i nadal nie mogłam sobie z nimi poradzić. Cały korytarz cuchnął tak, że omal nie zwymiotowałam. W tym czasie co i rusz mijali mnie schodzący i wchodzący po schodach sąsiedzi. Nikt nie zapytał, co się stało, nie zaproponował pomocy, nikt nie pozdrowił.
Ciągle za to słyszałam szepty.
– Dobrze jej tak.
– No i słusznie ktoś zrobił… Niech ma za swoje, zdzira jedna.
– Kto nie ma sumienia, ten zasłużył na wszystko, co go spotyka.
Nie mówili już tak cicho jak wcześniej. Chcieli, żebym ich słyszała. Może oczekiwali, że jakoś zareaguję? Ale ja miałam klasę, puszczałam to wszystko mimo uszu. Z czasem przyzwyczaiłam się, że od czasu do czasu znajduję na wycieraczce lub drzwiach drobne prezenty. Przeważały psie kupy. Potem pojawiły się listy. Anonimowi nadawcy wyzywali mnie od szmat, ladacznic i czego tam jeszcze. Wszystko wyrzucałam i sprzątałam, byle tylko Jakub tego nie widział, bo strasznie się irytował. Próbowałam też to zgłaszać…
Byłam nawet na osiedlowym komisariacie
– Ja to bym się wolał nie mieszać w sąsiedzkie sprawy – powiedział funkcjonariusz bez ogródek.
– Przecież od tego pan jest! – nie wytrzymałam i podniosłam głos. – Jestem prześladowana! Pan wie, co to stalking? To jest poważne przestępstwo – dodałam, żeby w końcu wywrzeć na nim jakieś wrażenie.
Dzielnicowy wzruszył ramionami.
– Tylko tyle ma mi pan do powiedzenia?! – oburzyłam się.
Wielki facet w mundurze – ze dwa metry wzdłuż i niewiele mniej wszerz – pochylił się nade mną z groźną miną i niebezpiecznym błyskiem w oku.
– Wie pani, ja też lubiłem tę Iwonkę – odezwał się zagadkowo. – Jak wszyscy tutaj. To złota kobieta była. Kochana, uczynna, pomocna. Nieba by ludziom przychyliła. Dlatego nikt tu pani nie pomoże – dodał na koniec, wskazując mi drzwi.
Zagroziłam, że złożę na niego skargę, ale się nie przejął. W drodze do domu zajrzałam do samoobsługowego sklepu osiedlowego. Byłam wzburzona, potrzebowałam czegoś mocniejszego, żeby uspokoić nerwy.
– No tak to bywa – usłyszałam nagle.
Dwie kobiety, które znałam już z widzenia, stały nad lodówką z mrożonkami i wymieniały plotki.
– Historia stara jak świat. Facet mocno podtatusiały, kryzysu wieku dostał i poszukał sobie młodej kochanki – mówiła jedna, a mnie zaczęły piec policzki. – Podobno mu dawała w biurze, gdzieś po kątach, jak jakaś tania prostytutka.
– A żonę miał dobrą – podjęła druga z plotkarek. – Cud kobieta. Trójkę dzieci wychowała, o męża dbała, opierała go i mu gotowała, a do tego jeszcze pracowała zawodowo. Każdemu pomogła. Zorganizowała zbiórkę na chorego syna mojej sąsiadki. Wnukowi pani Jadzi pożyczyła pieniądze, jak wpadł w kłopoty. Młody po rękach ją całował. Żonie dzielnicowego załatwiła miejsce w szpitalu wojskowym. Walczyła ze spółdzielnią, żeby nam drzew nie wycięli przy głównej ulicy. To samo zrobiła, jak targ chcieli zburzyć i nowy blok postawić. Dzielna babka.
– Ładnie jej się mąż odwdzięczył – odezwała się znowu ta pierwsza.
– Wiesz, jak to jest – pokiwała głową druga kobieta. – Możesz być świętą, a z młodą d… nie wygrasz.
Odwróciłam się i spojrzałam na dwie plotkarki. Patrzyły mi prosto w oczy i uśmiechały się złośliwie. Wiedziałam już, że temat ich rozmowy nie był przypadkowy.
– Tak, o tobie mówimy, ty złodziejko cudzych mężów – zaśmiała się ta pierwsza.
– Ty tu spokoju nie zaznasz. Nie myśl sobie, że zajmiesz miejsce Iwony. Śpisz w jej łóżku, rządzisz się w jej kuchni, jak ci nie wstyd?
Nie chciałam się odzywać, to nie miało sensu, ale postanowiłam się bronić.
– Jakub nie był z nią szczęśliwy! – wypaliłam. – Z tą heterą! Sam mi to mówił!
– Faceci różne rzeczy mówią, żeby się dobrać do majtek – zaśmiała się kobieta. – Pewnie ci jeszcze powiedział, że to on zażądał rozwodu z miłości do ciebie? Błąd! To Iwonka się dowiedziała, że ten satyr ją zdradza, i to ona wniosła sprawę o rozwód. Na kolanach ją błagał, żeby zmieniła zdanie, ale uniosła się honorem. Zostawiła mu mieszkanie, bo źle jej się kojarzyło. Biedna.
– Biedna – westchnęła druga plotkara.
Rzuciłam koszyk i wybiegłam ze sklepu
Nie chciałam się przed nimi rozpłakać, a łzy już piekły mnie w oczy. Tak, wszystko, co o mnie mówiły, to prawda. Byłam sekretarką Jakuba w jego firmie. On często zostawał po godzinach, a ja mu pomagałam. Robiłam kawę, herbatę. Dotrzymywałam towarzystwa. I stało się, wpadliśmy sobie w oko i nasza znajomość przerodziła się w coś więcej. Nie muszę się nikomu tłumaczyć ze swoich decyzji. Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi, a że akurat on był żonaty… Nie obchodziło mnie to. Jej strata, jeżeli nie umiała zatrzymać przy sobie męża, prawda?
No i starszy był ode mnie, już życiowo ustawiony, mieszkanie miał takie ładne, na dobrym osiedlu. Ile można wynajmować kawalerkę i całą kasę ładować w cudze? Wiadomo, że lepiej w swoje. A poza tym, jak w firmie wybuchł ten skandal, nie musiałam już dłużej chodzić do pracy. Niby szukałam nowej posady, ale nie spieszyło mi się. Zawsze chciałam prowadzić dom mojemu mężczyźnie, właśnie tak widziałam swoją przyszłość.
Wróciłam do mieszkania zdenerwowana i zmęczona. Jakub już tam był. Siedział po ciemku na fotelu, w dłoni ściskał pustą szklankę. Poczułam wyraźny zapach alkoholu. Popatrzyłam na niego: posiwiałe, stalowe włosy, różowa koszula (ja mu ją kupiłam) opinająca się na nieco zbyt dużym brzuchu, spuchnięte po całym dniu stopy… No i co z tego? Przecież kochałam go takiego, jakim był. Mężczyźni w moim wieku zwykle aż tyle nie zarabiali.
– Cześć, kochanie – przywitałam go wesoło mimo swojego podłego nastroju. – Zaraz przygotuję kolację, na co miałbyś ochotę? Zapiekanka?
– Myślę, że to nie ma sensu – odezwał się ponurym tonem.
– Co nie ma sensu? – powtórzyłam za nim jak echo.
– Popełniłem błąd, Marika – powiedział wprost. – Zrobiłem z siebie idiotę.
– Jeśli chodzi o problemy z sąsiadami – odezwałam się – to sam mówiłeś, że to się wkrótce skończy, że im przejdzie…
– Ale jeszcze szybciej przeszło mnie – przerwał mi agresywnie. – Nie kocham cię, nawet cię nie lubię. To był tylko seks i tak miało zostać… Ale nie, ty musiałaś napisać do mojej żony i się jej przedstawić. Od początku wiedziałem, na czym ci naprawdę zależy, a jednak dałem się opętać jak ostatni idiota.
Jakub wstał, nie patrząc na mnie, i wyszedł, mijając mnie bez słowa.
– Nie, Jakub, czekaj! – próbowałam go zatrzymać, na próżno.
– Musisz czegoś poszukać i jak najszybciej się wyprowadzić – dodał na koniec.
Bo to był koniec naszego związku, prawda?
Stałam jak sparaliżowana, gdy Jakub narzucał kurtkę i wychodził z mieszkania. Czy szedł do Iwony? Może się pogodzili, kto wie? Może to żona jednak wygrała to starcie? Przecież poruszyła niebo i ziemię (i wszystkich znajomych), żeby zatruć mi (nam!) życie. Może ona mu chętnie wybaczy, wrócą do siebie i będą żyli długo i szczęśliwie. A ja zawsze będę tą drugą. Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie chciałam się rozpłakać. Trudno.
Otworzyłam laptopa i zaczęłam przeglądać oferty pracy i mieszkania na wynajem. Wiedziałam, gdzie Jakub trzyma cenne rzeczy. Kilka na pewno zdążę spakować, zanim się zorientuje. Nie zamierzam zostać na lodzie i odejść z niczym. Może jestem tylko tą drugą, ale na pewno nie głupią…
Czytaj także:
„W Wigilię mój kochanek miał zostawić żonę i spędzić święta ze mną. Wyłączył telefon i napisał, że nie dał rady”
„W Wigilię odkryłam, że narzeczony ma kochankę. Znalazłam ich wspólne zdjęcie, które >>mówiło<< więcej niż tysiąc słów”
„Po 28 latach odnalazłam siostrę bliźniaczkę, z którą rozdzielono mnie w czasie porodu. Matka oddała nas do adopcji”