„Sąsiadka pod niebiosa wychwala synalka, bo nie wie, że on hańbi jej nazwisko. Bezbożnik żyje na kocią łapę ze starszą rozwódką”

Kobieta śledzi sąsiadkę fot. Adobe Stock, abraham
„Wychodzi z klatki Weronka, a przy niej chłop. Ale co to za chłop, dziecko prawie, dobre dziesięć albo i piętnaście lat od niej młodszy! Święci pańscy, co to się na świecie wyprawia! Ja rozumiem, że starszy chłop młodszą babę bierze, od niepamiętnych czasów tak było, ale na odwrót?!”.
/ 26.09.2022 14:30
Kobieta śledzi sąsiadkę fot. Adobe Stock, abraham

Znowu jakaś cholera kwiatki poprzestawiała na klatce! Jak trzeba coś zrobić, żeby się ludziom milej i przytulniej mieszkało, to nikogo nie ma, ale weź tylko, człowieku, sam coś wykombinuj, to zaraz się dziesięciu poprawiaczy znajdzie!

Kiedyś, jak się tutaj sprowadziliśmy, to jakoś prędzej się szło dogadać, zresztą, czasy były cięższe, to i ludzie się bardziej w kupie trzymali. Wiadomo, raz ty komuś pomożesz, raz on tobie. Czy to dzieciaka przypilnować, czy mieć oko na mieszkanie, jak się na urlop jechało, czy w sklepie lepszy towar wypatrzyć…

Nie mieliśmy telefonów, nawet stacjonarnych, a kontakt i tak był lepszy. Teraz spacerują dziumdzie z komórkami przy uchu, a jakby coś się stało, to stary się najpóźniej dowie. Wnuczka mówi, że teraz się już nie rozmawia, tylko w internecie pisze.

Może to i prawda?

Kiedyś myślałam, żeby sobie takiego laptopa kupić, na kurs się nawet zapisałam do domu kultury, ale już za stara jestem. Bałam się, że jak nacisnę, to coś zepsuję, zresztą, ten cały kursor latał mi po całym ekranie, nie szło go w ryzach utrzymać.

Dzień dzisiaj taki piękny od rana, szkoda, że jakiś łajdak w tych kwiatkach grzebał, bo już mam humor popsuty… Przyszłam do domu, mówię Edkowi, że znowu paprotka w pełnym słońcu postawiona, a beniaminek pewnie liście straci, bo wyobracany, a ten mój tylko: „Co?”. A pstro, głucholcu! A w ogóle to „proszę” się mówi!

I już się nabzdyczył, klasery powyciągał i znaczki przekłada. Że mu się te pierdoły nie znudzą! Tyle z tego małżeństwa mam na stare lata, że jak chcę z kimś pogadać, to najprędzej mogę liczyć na Mruczka. Teraz też, ledwo okno otworzyłam i położyłam sobie poduszkę na parapecie, żeby mi było wygodniej wyglądać, od razu przyszedł z pokoju i ułożył się przy moim łokciu. Nawet kot jest bardziej ciekawy świata niż mój chłop.

– Normalnie jak żywa skamielina… – powiedziałam Mruczkowi, a on tylko oczy zmrużył, że racja.
Zwierzak, ale swój rozum ma, w odróżnieniu od niektórych.

Firmę ma! Pewnie wie, czym handlować

Tak po prawdzie, to nawet przed blokiem się teraz mało dzieje. Młodzi powyjeżdżali za granicę za pracą, same stare dziadki zostały… I tylko kuśtykają do sklepu na rogu albo samochody odpalą i tyle ich widzieli.

W wakacje to jeszcze idzie wytrzymać, bo ci z różnych Londynów wrócą na trochę, to człowiek przynajmniej widzi, komu się nowe wnuki urodziły albo nowa synowa na miejsce starej ulęgła. Bo rozwodzą się na potęgę! Trochę pieniędzy i wolności poczują, i od razu się w tyłkach przewraca. Najlepiej to było z synem M. z drugiej klatki: pojechał do Holandii i z mężem wrócił!

Ksiądz nawet o tym mówił w kościele, stara M. od tej pory do salezjanów na msze chodzi. A to? Patrzcie państwo, w pół do dziesiątej, a my się dopiero do roboty wybieramy? No, nieładnie…
Córeczka świętej pamięci Kazi się objawiła. Jak stara matka dogorywała w szpitalu, to nie było komu jej odwiedzać, ale jeszcze nie zdążyli dobrze kobity zakopać, a ta cała Weronika już się wprowadzała do mieszkania po rodzicach. Też rozwódka, jakżeby nie!

Ja się wcale nie dziwię, że ją chłop za drzwi wystawił, bo na pierwszy rzut oka widać, co za jedna: włosy jak topielica, buty za kolano, a spódniczka ledwo tyłek przykrywa. Zastanawiam się, za co ona żyje, skoro na dziesiątą do roboty chodzi… K. z dołu mówi, że ponoć firmę prowadzi i dobrze jej się powodzi. Ciekawe, moja córa z zięciem też mieli firmę, a ciągle w długach siedzieli. W końcu musieli do Anglii wyemigrować, żeby koniec z końcem związać. Może nie tym handlowali, co trzeba.

Wczoraj przyuważyłam tę całą Weronkę, że wieczorem sobie jakiegoś chłopa przywiozła. Skoro do roboty jedzie, to już musiał chyba wyjść. Szkoda, myślałam, że się przyjrzę… Edek tymczasem do kuchni się przywlókł i zaczął w lodówce plądrować. A potem się dziwi, że rachunki za prąd wysokie! Już go miałam obsztorcować, ale patrzę, dziumdzia wcale się nigdzie nie wybiera. Poszła do samochodu tylko po wczorajsze zakupy! No, no… nieźle ją naszło, skoro wczoraj o nich zapomniała!

Może jakiś siostrzeniec?

– Obiad jakiś będzie? – zaczął tymczasem marudzić ślubny.

– O dziesiątej rano? – prychnęłam, bo już mu całkiem na mózg padło.

– Zanim zrobisz…

– To najlepiej sam zrób, jakżeś taki szybki – warknęłam mu w nos.

Niczym się nie zajmie cały boży dzień, tylko te swoje durne klasery ogląda, a jak mu nogi ścierpną, to się za mną ciąga i marudzi. Żadnej radości z emerytury nie ma, żadnych zainteresowań, pasji, nic! W końcu polazł, usiadłam znów koło Mruczka i w samą porę!

– Ożeż, kocie, widzisz to samo co ja? – zapytałam dla pewności.

Patrzę. Wychodzi z klatki Weronka, a przy niej chłop. Ale co to za chłop, dziecko prawie, dobre dziesięć albo i piętnaście lat od niej młodszy!

Mruczek tylko prychnął i miał rację, skubaniec, bo jak już siedzieli w aucie, to zdzira położyła chłopakowi łapę na rozporku! Święci pańscy, co to się na świecie wyprawia! Ja rozumiem, że starszy chłop młodszą babę bierze, od niepamiętnych czasów tak było, ale na odwrót?!

Jaką wszetecznicą trzeba być, żeby niewinnego chłopca na manowce sprowadzać? Kazia ma szczęście, że umarła i nie musi patrzeć, co jej wychuchana jedynaczka wyczynia! Wciągnęła mnie ta sprawa bardziej niż najlepszy kryminał. Dałam słowo sobie i Mruczkowi, że tę zagadkę rozwiążę. Jak już mają się w tym bloku takie cuda dziać, to na pewno nie za moimi plecami.

Prowadziłam codzienne obserwacje i wyszło mi, że to nie żaden przypadek, tylko regularny romans. Nawet za ogródek na dole się zabrałam. Po pierwsze dlatego, że najwyższy czas było coś zrobić, a nikt się nie kwapił, po drugie, bo miałam lepszy ogląd na świat niż z okna, i jeszcze mogłam u sąsiadek języka zasięgnąć.

Czasem mi się wydaje, że się minęłam z powołaniem

Z moją bystrością i zdolnością do dedukcji powinnam była do policji iść, a nie całe życie użerać się z klientami w sklepie. Ale cóż, było, minęło… Zresztą, jak niby miałam zostać śledczym za komuny? Kiedy się człowiek w niewłaściwych czasach urodzi, to nawet talent mu nie pomoże, taka prawda.

Bardzo się w sprawę Weronki zaangażowałam i zupełnie mi z głowy wyleciało, że w niedzielę biskup przyjeżdża do nas mszę odprawiać. Dopiero mi K. przypomniała, jak od niej wodę do podlewania brałam. Może i dobrze, że sobie przerwę zrobię, wyciszę się i poradzę Najwyższego, co dalej z tym wszystkim robić. A wiadomo, coś zrobić trzeba, bo z zepsuciem, jest jak z gangreną – jak się palca żałuje, to za chwilę całą rękę trzeba amputować.

Edek oczywiście nie chciał ze mną iść do katedry, bo się z jakimś drugim prykiem wybierał na targi filatelistyczne.

– Pewnie, bimbaj sobie – wzruszyłam ramionami. – Nogi wyciągniesz, to cię ci twoi będą musieli w klaserze zasuszyć. Na chrześcijański pochówek nie masz co liczyć.

Tak mu tylko przygadałam, bez zbędnych emocji, bo na co mi on właściwie w kościele? Ani po mszy pogadać nie ma z kim, ani nic, bo ten już do domu leci, jakby Bóg wie, jakie atrakcje tam na nas czekały. Z K. się zabrałam ich gruchotem. Zawsze to lepiej podjechać, człowiek się nie umęczy, fryzura się nie rozpirzy albo, nie daj Bóg, pończochy błotem nie pochlapią.

Ludzi była moc, a wierchuszka to już cała – znać, że teraz w modzie jest pokazać się przy ołtarzu. Biskup kazanie wygłosił, ale po prawdzie, nic specjalnego, to już nasz proboszcz się czasem bardziej zapala. Przy wyjściu pogadałam trochę z ciotką Adelą, potem się stryjek napatoczył, jakaś kuzynka… nic ciekawego.

– Lucyna? To ty? – usłyszałam nagle jakiś pisk za plecami.

Odwracam się, a tam Hanka, cośmy kiedyś razem w mięsnym pracowały! Potem się musiała zwolnić, bo się okazało, że na czterdzieste drugie urodziny chłop jej ciążę podarował. Ale się wtedy dziewucha wstydu najadła, cała spółdzielnia się śmiała, że głowa siwieje, a dupa szaleje!

– No ja, Haniu. Dzień dobry! – przywitałam się. – A coś ty się tak na wiewiórkę przefarbowała?

A ona mi na to, że musi młodo wyglądać, żeby się jej syn nie wstydził. No, jak to jest „młodo”, to ja dziękuję! Fuj! Oczywiście zaczęła mi o tym swoim Adasiu opowiadać: jaki to mądry chłopak wyrósł, studia zaoczne teraz robi, nachwalić się go na uczelni nie mogą. W ogóle cud, miód, malina!

Już ja jej ten uśmiech z buźki zetrę

– To ci chyba ciężko? – zapytałam, bo pamiętam przecież, ile taka nauka dziecka kosztuje, wściec się idzie.

A ona, że skąd, Adaś pracuje, dokłada się do życia i w ogóle… Aż mnie zemdliło. Ja rozumiem, że można kota dostać na punkcie niemowlaka, ale dorosłym chłopem się zachwycać? A ta leci bez żadnych hamulców, że przystojny, utalentowany, pracodawcy go sobie wyrywają – naprawdę, myślałam, że się porzygam tam na miejscu. I jeszcze bezczelnie pyta, czy to prawda, że moja Ewelina w Anglii na zmywaku siedzi. Krowa!

– Widzisz, Lucynko, przyjechał po mnie – zaśmiała się perliście. – Takie dobre dziecko, pamięta o wszystkim!

Zeszłam z nią na parking, patrzę, a to absztyfikant Weroniki. Myślałam, że ze śmiechu pęknę. To sobie Haneczka ideał wyhodowała na własnej piersi. No proszę, jak to się dziwnie życie plecie. Jak się człowiek zaprze, żeby prawdy dojść, to mu pan Bóg w swej łaskawości sam podpowiedzi podsuwa.

Przyszłam, Edka jeszcze nie było, więc spokojnie się rozsiadłam w fotelu i myślę, co tu dalej z tą wiedzą zrobić. Przecież grzechu i obrzydlistwa tak nie zostawię, teraz to już nawet nie mogę po boskiej interwencji… Już ja Haneczce ten zadowolony uśmiech z buźki zetrę, spokojna głowa!

Czytaj także:
„Wyprowadziłem się z domu przez młodszego brata. Okłamywał rodziców, że go dręczę, a to on nie dawał mi żyć”
„Mój tata wyparł, że mama nie żyje. Dzień po jej pogrzebie rzucał żartami i flirtował z samotnymi kobietami w sklepach”
„Mój dziadek całe życie kochał inną kobietę. Z babcią ożenił się z przymusu, bo nikt inny jej nie chciał”

Redakcja poleca

REKLAMA