„Sąsiad wszystkich denerwuje, ale ludzie boją się ustawić go do pionu. Jak to możliwe, że ten facet jest bezkarny?”

kobieta, której przeszkadza sąsiad fot. iStock by Getty Images, ViktorCap
„– Pani ma niestety najgorzej – powiedział mi dzielnicowy. – Mieszka pani centralnie pod nim. Inni też przeżywają dramat, ale ich przynajmniej nie zalewa, nie hałasuje im nad głową. Krzyki też się mniej niosą. Współczuję, naprawdę bardzo współczuję”.
/ 26.05.2023 16:30
kobieta, której przeszkadza sąsiad fot. iStock by Getty Images, ViktorCap

Cieszyłam się z tego mieszkania. To była prawdziwa okazja! Niedaleko centrum miasta, na tyle blisko, żeby było wygodnie, ale na tyle daleko, żeby chaos godzin szczytu zbytnio nie doskwierał. W dodatku kosztowało tyle, że wystarczyła moja działka z porozwodowego podziału majątku i stosunkowo niewielki kredyt. Moja córka, Małgosia, również była zachwycona.

– Będę miała stąd nawet bliżej do szkoły – stwierdziła. – No i wszystkie kina mam pod ręką, i pizzerie...

Cieszyłam się, że jest taka radosna. Bardzo przeżyła moje rozstanie z Markiem, opuściła się nawet w nauce, pod koniec roku szkolnego bywałam częstym gościem u jej wychowawczyni. Miałam nadzieję, że teraz sytuacja się trochę unormuje.

Hałasy na górze nie dawały mi spać

Mieszkanie było po remoncie, więc nie musiałam wiele robić. Ściany odmalowane, wprawdzie na suficie w dużym pokoju spod farby przebijał nieśmiało jakiś zaciek, ale sprzedający wytłumaczył, że to tak wygląda od lat i nic się nie poradzi. Cóż – polskie budownictwo.

Rozpakowałyśmy się i zaczęłyśmy wreszcie mieszkać. Było naprawdę sympatycznie. Małgosia zajęła mniejszy pokój, już po chwili dobiegły stamtąd dźwięki jej ulubionej muzyki. Położyłyśmy się spać dość wcześnie, przed dwudziestą trzecią. Obie byłyśmy bowiem skonane.

Pierwszej nocy miałam dziwaczny sen, a właściwie nawet koszmar. Śniło mi się, że pędzi za mną jakiś obrzydliwy stwór, wydając z siebie głośne, niepokojące dźwięki. A ja, jak to zwykle w takich snach bywa, nie mogę poruszać nogami tak szybko, jak potrzeba, jakbym przedzierała się przez niewidzialną watę. Obudziłam się spocona i z ulgą, ale chociaż stwór zniknął, dźwięki pozostały...

Teraz jednak nie przypominały nieartykułowanych porykiwań mojego prześladowcy, mogłam je zidentyfikować. Bardzo głośna rozmowa, krzyki, rumor przesuwanych mebli. Wreszcie coś huknęło. Chwilę mi zajęło otrząśniecie się ze snu i zlokalizowanie, skąd dobiega hałas. Tak, to na pewno z góry. Sąsiedzi urządzili sobie imprezę. Spojrzałam na zegar – wpół do trzeciej. Impreza w dzień powszedni? No cóż, ludzie pracują według różnych harmonogramów. Pewnie jakieś imieniny. Postanowiłam się tym nie przejmować. „Jutro pójdę i uprzejmie zwrócę uwagę sąsiadom” – myślałam.

Odwróciłam się na bok i zamknęłam oczy. Hałasy nie dawały mi zasnąć przez jakiś czas, ale wreszcie zmęczenie wzięło górę.

Następnego dnia nie szłam do pracy, więc nie musiałam się rano zrywać. Małgosi też pozwoliłam nie iść do szkoły. Październik, początek roku, w drugiej klasie liceum – uznałam, że nie powinna mieć problemów. O hałasach w nocy przypomniała mi właśnie córka, bo sama jakoś zapomniałam.

– Ale się działo u tych na górze – powiedziała przy śniadaniu. – Spać nie mogłam. Rzucali mięchem, jak na jakimś polskim kryminale...

– To pewnie tylko taki pojedynczy wybryk – powiedziałam. – Przecież to bardzo porządny dom, sama widzisz. Na klatce czysto, wszędzie dookoła spokój. Ktoś miał pewnie jakąś uroczystość.

Pokiwała głową i zajęła się jedzeniem. A ja zrezygnowałam z pójścia na górę. „Nie należy zaczynać sąsiedztwa od połajanek” – uznałam.

Ale już po dwóch dniach na górze zaczęło się kolejne szaleństwo. Noc z czwartku na piątek okazała się gorszym przeżyciem niż najbardziej koszmarny sen. Zaczęło się tuż przed północą. Początkowo hałasy były umiarkowane, ale potem stawały się nie do wytrzymania. I te potworne bluzgi... Aż uszy więdły!

Po dwóch godzinach nie wytrzymałam. Poszłam na górę. Zapukałam. Nikt nie otworzył. Znów zapukałam. Dalej nic. Ci w środku najwyraźniej nie słyszeli mojego dobijania się do drzwi. Nic dziwnego, przy tym natężeniu dźwięków. Cały korytarz huczał od głośnej muzyki i jeszcze głośniejszych wrzasków. Wreszcie zabębniłam w drzwi pięścią.

Otworzył mi facet przeciętnego wzrostu, przeciętnej budowy ciała, przeciętnie łysiejący. Taki zwyczajny gość. Tylko oczka miał nieprzeciętnie wściekłe. Pijane i wściekłe.

– Czego? – warknął.

Przepraszam, ale nie da się spać... – zaczęłam.

– Zatyczki se kup – znów warknięcie.

Na chwilę mnie zatkało. Cham, normalny cham... Postanowiłam się nie patyczkować.

– Proszę natychmiast przestać hałasować!

– Bo co, k...? – skrzywił się w paskudnym uśmieszku.

– Bo wezwę policję.

– Wzywaj. Nic mi nie zrobią. A teraz spier...!

Zatrzasnął mi drzwi przed nosem.

Wszyscy bezradnie rozkładali ręce

W tym momencie zaczęłam podejrzewać, dlaczego mieszkanie było takie tanie. Oczywiście, wezwałam policję. Patrol przyjechał w sumie dość szybko. Przyszli najpierw do mnie, posłuchali piekła na górze, pokiwali głowami i poszli. Słyszałam, jak idą po schodach, jak łomoczą w drzwi. Muzyka na chwilę przycichła, a potem dobiegł mnie znany głos:

– Spier...!

Nawet im nie otworzył. Wrócili do mnie, miny mieli nieszczególne.

– Słyszała pani? – spytał starszy z funkcjonariuszy.

– Pewnie, że słyszałam – odparłam ze złością. Na górze hałas wrócił do poprzedniego poziomu. – To wszystko, co zamierzacie zrobić?

– Niestety – policjant rozłożył ręce. – Nie możemy wyważyć drzwi, tak robią tylko na filmach. Możemy jedynie spisać notatkę i skierować sprawę do sądu grodzkiego. Składa pani oficjalną skargę?

– Oczywiście! – odparłam.

Wiele to nie da – ostrzegł młodszy.

Imprezy nie ustały, a ja z uporem, przy każdej wzywałam patrol. Zdaje się, że w końcu policjanci zaczęli mnie nienawidzić. Oczywiście nie robili nic poza sporządzaniem notatek. Potem dowiedziałam się, że sąd grodzki wlepił sąsiadowi grzywnę i nawet się ucieszyłam. Myślałam, że to go czegoś nauczy. Jednak hałasy nie ustały. Zdesperowana, postanowiłam zwrócić się do innych sąsiadów. Przecież chyba nie tylko mnie to przeszkadzało?

– Kochana – powiedziała starsza pani mieszkająca obok. Otworzyła mi od razu, pewnie należała do osób, które na każdy szmer z korytarza lecą do wizjera. – Na niego to siły nie ma! Robi co chce, rachunków nie płaci, gaz mu już dawno odcięli, prąd też co chwila odłączają...

– Ale przecież można chyba coś zrobić? – dopytywałam. – Gdybyśmy wszyscy...

– Zapomnij o tym, kochaniutka! – nie dała mi skończyć. – Jego się tu wszyscy boją, jest niezrównoważony. I pani też niech lepiej da sobie spokój.

Mniej więcej to samo powiedzieli mi wszyscy, do których się zwracałam.

– Mamo, tu się nie da żyć! – poskarżyła się córka.

– Nie bój się, kochanie, poradzimy sobie z tym chamem – oświadczyłam z mocą.

Poszłam do zarządcy budynku. Niestety, tu także napotkałam rozłożone bezradnie ręce.

– Wzywała pani policję, dostał grzywnę... A my nic więcej zrobić nie możemy. Kiedy zacznie zalegać z czynszem, możemy wszcząć jakieś procedury.

– To co ja mam zrobić?

– Trzeba uzbroić się w cierpliwość – poradził mi. – W końcu albo się zapije na śmierć, albo zrobi coś, dzięki czemu mimo wszystko trafi do więzienia... Ale dobrze, poślę kogoś, żeby z nim porozmawiał.

Zapowiedział, że to dopiero początek

Dwa dni później, kiedy wróciłam do domu, zobaczyłam na środku dużego pokoju kałużę. Z sufitu kapała jedna kropla wody za drugą. Natychmiast popędziłam na górę. Łomotałam w drzwi i klęłam w duchu. Wreszcie po drugiej stronie usłyszałam ruch.

– Czego? – dobiegło zza drzwi.

– Zalewa mnie pan! Proszę zakręcić kran!

– Goń się – odparł i zachichotał. – Zakręcę, jak mi się zachce!

Zadzwoniłam po patrol. Byłam pewna, że tym razem muszą coś zrobić! Myliłam się. Wprawdzie po interwencji policji sąsiad wodę zakręcił, ale im nawet nie otworzył. Teraz zrozumiałam, skąd zacieki na suficie. Widać poprzedni właściciele też postanowili z nim walczyć. Ogarniała mnie rozpacz, nie wiedziałam, co mam robić. Tymczasem sąsiad załomotał czymś w podłogę i usłyszałam jego wrzask:

– To dopiero początek!

Następnego dnia pobiegłam do urzędu miasta. W końcu uciążliwy sąsiad miał mieszkanie kwaterunkowe, a nie własnościowe. Skoro sprawiał takie problemy, niechby go przenieśli do dzielnicy, w której jego zachowanie nie budziłoby protestów.

Chyba nie muszę szczegółowo objaśniać, jaki był skutek i co usłyszałam. Nie ma możliwości, miasto nie dysponuje lokalami zastępczymi, a ten obywatel (którego doskonale znali, nie musiałam za wiele tłumaczyć) posiada pierwszą grupę inwalidzką i jest praktycznie nie do ruszenia. Ale, oczywiście, przyślą kogoś z interwencją. Po tym zalaniu bardziej chyba obawiałam się takiej aktywności urzędników niż ich bezczynności. 

Siedziałam wieczorem przed telewizorem i oglądałam ulubiony serial, kiedy nagle poczułam swąd spalenizny.

– Małgosiu! – zawołałam. – Zobacz w kuchni, czy coś się nie przypala! Nie zostawiłaś zupy na gazie?

– Nie, ale sprawdzę – odpowiedziała.

Po chwili wpadła do pokoju.

– Mamo, to nie z kuchni! To z przedpokoju! Pod drzwiami dym...

Wyskoczyłam jak oparzona z fotela, pognałam do holu, otworzyłam drzwi i... Ogień! Rany boskie! Moja wycieraczka się paliła! Wycieraczka i podłoga na korytarzu!

Nikt nie chciał z nim zadzierać

– Wody! – krzyknęłam, ale zaraz uświadomiłam sobie, że skoro płonie cement, to musi to być benzyna... – Nie, koc przynieś! Szybko!

Zdusiłam ogień, parząc sobie ręce. Nawet nie pamiętam dokładnie, jak to zrobiłam, byłam w szoku. A potem pobiegłam na górę, zabębniłam pięściami w drzwi piekielnego sąsiada.

– Otwieraj! Otwieraj, gnoju! Rozerwę cię gołymi rękami!

Odpowiedziała mi cisza. Nawet najmniejszego szurnięcia.

Policjanci obejrzeli osmalone drzwi w towarzystwie strażaka.

– Tak, benzyna – orzekł ten ostatni. – I zapach, i skutki jak po takim paliwie.

Czułam jeszcze wciąż strach, ale też i nadzieję. W końcu go wsadzą! To przecież sprawa kryminalna.

Na drugi dzień przyszedł dzielnicowy z hiobowymi wieściami.

Pani sąsiad ma żelazne alibi – powiedział. – Trzech jego znajomych poświadcza, że w chwili zdarzenia przebywał w drugim końcu miasta i pił wódkę.

– Przecież to kłamstwo! – zawołałam. – Wie pan o tym doskonale. Podpalił mnie i dopiero tam pojechał. Jeśli w ogóle pojechał. Przecież ci jego kumple są tacy sami, jak on!

– Ja to wiem, pani wie, wszyscy wiedzą. Ale pani nie ma świadków, a on ma.

– Zaraz... – zastanowiłam się. – A ta sąsiadka obok? Z tego, co wiem, nie odchodzi od judasza. Na pewno coś widziała!

– Możemy zapytać – wzruszył ramionami. – Ale niech pani na wiele nie liczy.

Miał rację. Starsza kobieta zaklinała się, że nic nie wie, nic nie widziała. Próbowałam ją przekonać, żeby powiedziała prawdę, bo widać było wyraźnie, że kręci, ale na próżno. Wróciliśmy do mieszkania.

– Pani ma niestety najgorzej – powiedział mi dzielnicowy. – Mieszka pani centralnie pod nim. Inni też przeżywają piekło, ale ich przynajmniej nie zalewa, nie wali kopytami nad głową. Krzyki też się mniej niosą. Współczuję, naprawdę bardzo współczuję.

– I nic się z nim nie da zrobić? – spytałam zrezygnowana.

– W tej chwili wszyscy są bezradni, sama pani widzi. A ta kobiecina, jeśli coś widziała, nie powie, bo nawet jeśli sąsiada wsadzą, to prędzej czy później wyjdzie i zemści się na niej. A że wróci, to więcej niż pewne.

– Co by pan zrobił na moim miejscu?

Patrzył na mnie ze współczuciem. Irytowało mnie to. Był w końcu przedstawicielem władzy, powinien mi pomóc, a nie litować się nade mną.

– Zrobiłbym to – odpowiedział w końcu – co zrobili pani poprzednicy...

Już następnego dnia w lokalnej prasie i w internecie zamieściłam ogłoszenie: „Mieszkanie w atrakcyjnej dzielnicy i atrakcyjnej cenie pilnie sprzedam”.

Wiem, to nieładnie wrabiać kogoś następnego w to bagno, ale jakie mam wyjście? W każdym razie w przyszłości, zanim kupię jakikolwiek lokal, najpierw zrobię dokładne rozpoznanie na temat sąsiadów, nie będę się opierać na samym wrażeniu i zapewnieniach sprzedającego. Kto wie, może nawet zatrudnię jakiegoś detektywa, żeby niczego nie przeoczyć. Mam dość takich niespodzianek!

Czytaj także:
„Sąsiad zamienił nasz raj w piekło na ziemi. Bezkarnie zatruwa życie połowie wsi. Odpłaciliśmy mu się pięknym za nadobne”
„Urządziłam sąsiadom piekło, bo byłam uprzedzona do młodzieży. Mogli się na mnie zemścić, a oni jeszcze mi pomogli”
„Zatruwałam życie sąsiadom, bo hałasy zza ściany doprowadzały mnie do szału. Potem zrozumiałam, że byłam wredną jędzą”

Redakcja poleca

REKLAMA