„Sąsiad puszczał luzem agresywnego psa i kpił sobie z moich gróźb. Gdy bestia prawie okaleczyła moje dziecko, strugał durnia”

Sąsiad straszy moje dziecko psem fot. Adobe Stock, ksuksa
„Na moją uwagę, że powinien lepiej panować nad psami, odparł, że one tak mają, iż >>lubią się czasami zabawić<<. Potem przez całą drogę do domu ścigały mnie jego wyzwiska. Potem zaczął specjalnie przechodzić na moją stronę ulicy, gdy mnie widział. Wcale nie przejmował się tym, że idę z dzieckiem, a kiedy jego pies słyszał płacz, zaczynał szczekać jak wściekły. Drania to bawiło”.
/ 04.02.2023 17:15
Sąsiad straszy moje dziecko psem fot. Adobe Stock, ksuksa

Jacek był zdecydowanie przeciwny temu, żebym wróciła do pracy po urodzeniu Kamilka. W kółko powtarzał, że dziecko przez pierwsze lata życia powinno mieć mamę na co dzień. Dobrze wiedziałam, dlaczego się przy tym tak upierał! Podburzała go teściowa, która przez całe życie była gospodynią domową. Nawet nie miałam do niej o to żalu, bo i ja wolałabym zostać z Kamilem, zamiast wracać do biura.

Niestety, rzeczywistość była bezwzględna

Mamy z Jackiem kredyt hipoteczny na mieszkanie i ciężko nam się go spłaca z jednej pensji. Jego rodzice nie zawsze potrafią to zrozumieć, bo oni przecież załapali się jeszcze na mieszkanie służbowe, zanim teścia zakład padł. Po jakimś czasie wykupili swoje trzy pokoje za jakieś śmieszne pieniądze… Naturalnie Jacek nie jest głupi, on też doskonale znał naszą sytuację. W końcu więc przyznał, że mój powrót do biura jest konieczny. Tym bardziej że czekało tam na mnie moje dawne stanowisko, bo dziewczyna, która mnie zastępowała, znalazła sobie inną pracę.

– Ile mamy czasu na znalezienie opiekunki? – zapytał tylko mąż.

– Miesiąc – odparłam, żeby go uspokoić, ale on uważał, że to mało!

Przeczuwałam od początku, że będzie wybrzydzał i przebierał w kandydatkach. Sama także martwiłam się o to, że będę musiała zostawić Kamilka na wiele godzin z obcą osobą, więc miałam zamiar dokładnie wypytać te panie o wszystko. Ale to, co przygotował dla nich Jacek, przypominało raczej ostre przesłuchanie! Nie wszystkie to dobrze zniosły…

– Widać nie była odpowiednia! – wzruszał tylko ramionami Jacek, kiedy kolejna rezygnowała.

Jednak mnie jedna z opiekunek zapadła głęboko w pamięć. Joasia… Młoda dziewczyna, tuż po maturze. Nie dostała się na wymarzone studia i zastanawiała się, co ze sobą zrobić.

– Gdyby udało mi się odłożyć trochę pieniędzy, mogłabym pójść na płatne – powiedziała nam szczerze.

Podobało mi się to, że nie chciała ciągnąć kasy od rodziców. A poza tym, co było bardzo ważne, od początku doskonale dogadywała się z naszym dwuletnim Kamilkiem. Synek poszedł do niej na ręce w ciemno, mimo że ostatnio stał się mniej ufny i raczej stronił od obcych. Asia zaczęła czytać mu książeczkę, pokazywać mu obrazki, a malec słuchał, wpatrzony w nią jak w obraz.

Ja bym ją zatrudniła w ciemno!

Jednak mąż uznał, że jest zdecydowanie za młoda, i na pewno nie będzie potrafiła zająć się odpowiednio takim małym dzieckiem.

Wolałbym kogoś z macierzyńskim doświadczeniem – stwierdził.

Po jego sugestiach opiekunką została więc pani, która przeszła właśnie na wcześniejszą emeryturę. Owszem, była całkiem miła, ale… Cóż z tego, skoro po dwóch miesiącach zaczął ją boleć kręgosłup od podnoszenia Kamilka. Narzekała na to dzień w dzień, aż w końcu oświadczyła, że jednak musi zrezygnować.

– No i co ona sobie myślała? Że praca z takim małym dzieckiem jest lekka? – mąż był wściekły także dlatego, że właśnie ta pani była jego faworytką.

Tak oto zostaliśmy bez opiekunki!

– Znowu casting? – załamałam ręce.

Poprzedni trwał prawie cztery tygodnie, zanim Jacek się zdecydował! A teraz miałam ledwie kilka dni na to, aby znaleźć jakieś zastępstwo za panią Marylkę. Byłam tym bardzo zdenerwowana. Okazało się jednak, że opatrzność nade mną czuwa. Kiedy poszłam na zakupy do marketu, w jednej z kolejek zobaczyłam Joasię.

– Dzień dobry pani! – poznała mnie natychmiast i uśmiechnęła się mile.

Zachęcona tym postanowiłam ją zapytać, czy znalazła już pracę.

– Jeszcze nie. Wszędzie pytają mnie o doświadczenie, a kiedy niby miałam je zdobyć? – spytała z goryczą.

Niewiele myśląc, zaproponowałam Asi, aby została opiekunką Kamilka.

No, nie wiem – zawahała się.

Od razu zrozumiałam, o co jej chodzi – bała się reakcji mojego męża, który nieźle ją wymaglował podczas „rozmowy kwalifikacyjnej”.

– Biorę to na siebie – zapewniłam ją natychmiast. – Jacek nie jest taki ostry, na jakiego wygląda. Na pewno z czasem się polubicie – dodałam.

Jacek nie był zadowolony

No cóż… Chyba złożyłam wtedy deklarację bez pokrycia, bo Jacek wcale nie przyjął entuzjastycznie faktu, że zatrudniłam Joasię. Zastanawiałam się dlaczego, bo przecież gołym okiem było widać, jak bardzo ona i Kamilek się lubią. Potem doszłam do wniosku, że być może mąż pomyślał przez chwilę, że w tej nagle zaistniałej sytuacji ugnę się i zrezygnuję z pracy. Asia pokrzyżowała mu plany. Nie przejmując się tym, robiłam wszystko, aby Joasia dobrze się u nas czuła. Na każdym kroku podkreślałam, że jest świetną opiekunką, a Jackowi powtarzałam:

– Zobaczysz, jeszcze się o tym przekonasz i ją docenisz!

Nie sądziłam jednak, że stanie się to tak szybko i w dodatku w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach. W naszej okolicy mieszka facet, który ma psa obronnego, jakiegoś mieszańca podobnego do pitbulla. Lubię zwierzęta i uważam, że nie ma złych psów, są tylko źli właściciele. Ale nie zmienia to faktu, że tego psa się bałam. Jeszcze przed urodzeniem Kamilka miałam bardzo nieprzyjemny incydent z jego udziałem. Kiedy pewnego dnia szłam do domu, pitbull szalał po trawniku z jakimś innym psem. Zajmowały się sobą, ale kiedy mnie zauważyły, postanowiły zająć się mną. Rzuciły się na mnie, ja zaczęłam się cofać wystraszona i potknąwszy się o krawężnik, upadłam. Wtedy psy dopadły do mnie i zaczęły szarpać mój płaszcz. Myślałam, że już po mnie, krzyczałam do właściciela pitbulla, żeby go zabrał. Ten niechętnie przywołał oba psy, a na moją uwagę, że powinien lepiej nad nimi panować, odparł, że obronne psy już tak mają, iż „lubią się czasami zabawić”.

– Ta zabawa będzie pana kosztowała pranie mojego płaszcza! – stwierdziłam, otrzepując się z błota.

– A niby dlaczego? Przecież sama się przewróciłaś, durna babo! – wrzasnął w odpowiedzi.

Potem przez całą drogę do domu ścigały mnie jego wyzwiska. Zaczęłam się bać i właściciela, i psa, wcale tego nie ukrywam. Szczególnie kiedy zauważyłam, że gdy ten cham mnie widzi, to specjalnie przechodzi na moją stronę ulicy, aby prawie się o mnie otrzeć. Wpadłam w jakąś psychozę, szczególnie wtedy, gdy już urodził się Kamil. Facet wcale nie przejmował się tym, że idę z dzieckiem i dalej podchodził blisko do wózka. A kiedy jego pies słyszał płacz Kamila, zaczynał szczekać jak wściekły.

Tego łobuza to bawiło…

Wreszcie powiedziałam o wszystkim Jackowi, a ten się wkurzył i poszedł porozmawiać z facetem. Nie wiem, czym go postraszył, pewnie nawet policją, bo właściciel pitbulla zmienił swoje postępowanie. Od tej pory tylko z daleka patrzył na mnie wrogo i krzywo się uśmiechał. Nigdy o nim jednak nie zapominałam i kiedy wychodziłam z Kamilkiem na spacer, to zawsze rozglądałam się uważnie. Nie spotykałam jednak tej niemiłej pary już od jakiegoś czasu i pomyślałam nawet, że może koszmarny właściciel wyprowadził się gdzieś razem ze swoim psem. Niestety, wcale nie…

Pewnego dnia wróciłam z pracy trochę wcześniej. Asia była jeszcze na spacerze z Kamilkiem. Zdążyłam rozpakować zakupy, kiedy usłyszałam kroki na korytarzu. Natychmiast pobiegłam do przedpokoju, aby przywitać się z synkiem. Kiedy drzwi się otworzyły, zamiast Kamilka, który zawsze wbiega z radosnym okrzykiem i rzuca mi się na szyję, zobaczyłam przerażający widok: Joanna niosła mojego synka, a ręce, którymi obejmowała jego drobne ciałko, były całe we krwi!

– Jezusie! – zmartwiałam, a potem rzuciłam się do niej. – Co się stało? Mieliście wypadek? Co mu jest?!

Nic mu nie jest – zapewniła mnie cicho, po czym oddała mi syna, a sama osunęła się na ziemię…

Wtedy dopiero zorientowałam się, że to ona krwawi! Kiedy potem sąsiedzi relacjonowali mi, co się stało, nie potrafili inaczej opowiadać o Asi jak tylko: „ta bohaterska dziewczyna”! Okazało się bowiem, że kiedy opiekunka bawiła się z moim synkiem na skwerku pod blokiem, nagle zza jednego z budynków wypadł ten koszmarny, agresywny pies. Joasia zauważyła, że zwierzę biegnie prosto na nich, porwała więc Kamila na ręce i rzuciła się do ucieczki.

Niestety, pies był od niej szybszy

Rzucił się na nią i zaczął ją kąsać po łydkach, szczerząc kły, szczekając i warcząc. Na dodatek cały czas skakał dookoła niej, aby chwycić zębami Kamila. Jednak Joasia, mimo przerażenia i bólu, trzymała moje dziecko wysoko i nie puściła go ani na chwilę. Nie wiem, czym by się to wszystko skończyło, czyby jednak nie została powalona na ziemię – przecież nie jest herosem, tylko drobną dziewczyną! – gdyby nie sąsiedzi, którzy zaczęli odganiać psa, czym popadnie.

Kiedy Joasia, w stanie szoku, wniosła do domu Kamilka, a sama prawie zemdlała, natychmiast wezwałam karetkę. Przyjechała szybko, bo okazało się, że któryś z sąsiadów już wcześniej zadzwonił do szpitala. Moja dzielna opiekunka została zawieziona na ostry dyżur. Lekarze musieli jej pozszywać skórę i mięśnie na nogach aż w pięciu miejscach, zakładając kilkadziesiąt szwów. I nie wiem, czy odszkodowanie, które ma szanse dostać, będzie dla niej jakąś rekompensatą. Jest mnóstwo świadków tego zdarzenia, którzy zeznają, że pies biegał luzem i bez kagańca. W dodatku, jak się okazało po interwencji policjantów, którzy poszli do właściciela pitbulla, facet nie miał pozwolenia na trzymanie „psa rasy uznawanej za agresywną”.

– Panowie, jaki on tam agresywny! To spokojny pies, w dodatku nierasowy, zwyczajny kundel! – usiłował im wmówić, ale nie byli tacy głupi.

– Prawo mówi o rasach uznawanych za agresywne, czyli o psach obronnych i ich mieszańcach. W takim razie pana zwierzę podlega pod paragraf! – usadzili faceta.

Odpowie teraz za swoje postępowanie przed sądem i zapłaci karę oraz odszkodowanie. Pies trafił do fundacji, gdzie mają się nim zająć behawioryści, aby okiełznać jego agresję - mówią, że być może sprawdzi się w pracy w policji. Wiem, że zwierzę jest niewinne – zostało tak wychowane, nauczone agresji. Najbardziej ukarany powinien zostać ten facet! Serce mi się bowiem kraje, kiedy myślę o Joasi, która się tyle wycierpiała. Jacek też był w szoku, kiedy dowiedział się, co zrobiła dla naszego synka.

– Miałaś rację, ta dziewczyna to skarb – powiedział mi. – Sam bym lepiej nie obronił Kamilka. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA