Ilekroć wspominam tamten wieczór, dochodzę do wniosku, że z pretensjami do losu należy występować powściągliwie i w sposób umiarkowany.
Wacek był przyjaznym sąsiadem
Z Rafałem jesteśmy po ślubie od 12 lat. Nasz związek miał swoje niewielkie wzloty i mało bolesne upadki. Zarabiamy ciut powyżej średniej krajowej, mamy średnio duże mieszkanie i jesteśmy średnio urodziwi. Takimi już jesteśmy średniakami. Zamieszkaliśmy w obecnym domu przed dwoma laty i wkrótce zaprzyjaźniliśmy się z sąsiadami mieszkającymi naprzeciwko.
Choć nasze rodziny spędzały ze sobą sporo czasu, nigdy nie interesowaliśmy się kulisami życia rodzinnego M. – i nawzajem. Może trzymalibyśmy się ze sobą jeszcze bliżej, gdyby nie pociąg Wacka do alkoholu, a mój mąż raczej unika trunków. Przez długi czas wydawało się, że nic tej ustabilizowanej sytuacji nie zmieni. A jednak przed trzema miesiącami, gdzieś koło godziny 23.20, usłyszałam gwałtowne pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie z Rafałem zdziwieni…
Odłożyłam czytaną właśnie książkę i otworzyłam drzwi. W progu stał kompletnie pijany Wacek. Na mój widok uśmiechnął się szeroko, jakby zobaczył od dawna oczekiwanego gościa.
– Dobrze, że wpadłaś! – wszedł do pokoju. – Nawet nie wiesz, jak teraz jest mi potrzebna obecność kogoś bliskiego. O, jest też Rafał? – szczerze się ucieszył. – Co jak co, ale na takich sąsiadach jak wy zawsze można polegać!
Wacek rozsiadł się w fotelu i wyciągnął z kieszeni w połowie wypitą butelkę wódki.
– Nie stójcie tak – spojrzał na nas i wskazał krzesła. – Właźcie i czujcie się jak u siebie. Napijesz się? – podsunął butelkę pod nos mojemu ślubnemu.
Rafał wymówił się koniecznością trzeźwego położenia się spać.
– Dzięki temu – powiedział – wstanę trzeźwy rano. Wiesz, że mam słabą głowę.
– Nigdy nie namawiam do picia. Twoja wola, ale żałuj! – oznajmił Wacek.
Moje bezradne spojrzenie skrzyżowało się z równie bezradnym spojrzeniem Rafała. W stanie, w którym Wacek się znajdował, trudno byłoby wytłumaczyć, że to nie my wpadliśmy do niego z wizytą.
– Musimy szczerze pogadać – zdecydował „gospodarz”.
– Może jutro? – podsunęłam.
– Nie, nie – stwierdził stanowczo Wacek. – Jak już zdecydowaliście się mnie odwiedzić, nie będziemy nic przekładali.
Wylewał swoje żale
Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Czyżby usypiające działanie wódki już się rozpoczęło? Niestety, Wacek oprzytomniał.
– Wyobraźcie sobie – chlipnął żałośnie – że właśnie mnie rzuciła.
– Kto? – zapytaliśmy równocześnie.
– Miłość mojego życia – otarł łzę spływającą po policzku i wziął tęgi łyk z butelki.
– Może zrobię ci coś do jedzenia? – zaniepokoiłam się tempem pochłaniania gorzałki.
– Nie masz co się trudzić – sąsiad machnął ręką. – I tak nic nie mam w lodówce. Zresztą, po co mi cokolwiek, jak moje życie właśnie się skończyło? – znów chlipnął.
– Przykro mi – podałam mu chusteczkę.
– Moja pierwsza miłość… – wysmarkał głośno nos – odeszła ode mnie po dwudziestu latach. Miałem na boku jakieś tam miłostki, ale przecież ona zawsze była dla mnie najważniejsza. Więc kiedy zostałem sam, świat zwalił mi się na głowę. Wtedy powiedziałem sobie: Waciu… tak mówiła do mnie pierwsza, już nigdy więcej żadnych bab! – znowu podniósł butelkę do ust, wypił i ciężko westchnął. – Na szczęście miałem mieszkanie po rodzicach. Zostawiłem więc niewiernej dom, żeby miała się gdzie gzić z tym swoim gachem. Nieoczekiwanie miesiąc później spotkałem ją w galerii. Oboje oglądaliśmy na wystawie dżinsy.
– Mówisz o Joasi?
– Nie, o drugiej żonie, która po tej pierwszej, stała się moją największą miłością. To było najbardziej porywające uczucie, jakiego do tego czasu jeszcze nie doświadczyłem. Pięć lat później druga uznała, że zasługuje na młodszego i zaradniejszego.
– Strasznie nam przykro – bąknęłam zaskoczona, że ten niezbyt przyjemny dla oka mężczyzna zdążył w swoim życiu być aż trzykrotnie żonaty.
Nie mogliśmy się doliczyć jego miłości
– Przeprowadziłem się tutaj – pokazał ręką na nasz salonik i dokończył butelkę.
– Do mieszkania moich dziadków.
– Tutaj? – próbowałam naprowadzić myśli Wacka na właściwą lokalizację.
– Przecież mówię.
– Czyli do mieszkania numer 33.
– Jak najbardziej – czknął. – Wtedy dałem sobie słowo, że już nigdy na żadną nie spojrzę, choćby nie wiem co. Następnego dnia po owej przysiędze spotkałem Joasię. Znowu wszystko sprawił przypadek. Ta sama galeria, ten sam sklep, tylko dżinsy miały nieco inny krój… Joasia okazała się największą miłością mojego życia!
– A tamte poprzednie już nie?
– Poprzednie to były oczywiste pomyłki i przygrywki do trzeciej. Nigdy ci się nie zdarzyło, że wracając po ciemku do domu, wzięłaś psa sąsiadów za dużego kota?
– Nie miałam okazji wracać tak późną porą – spojrzałam wymownie na butelkę.
– Żałuj – Wacek uderzył dłonią w stół dla podkreślenia wagi wypowiedzianych słów.
– Stary, ale mówiłeś coś o Joasi – włączył się Rafał, żeby wyprowadzić myśli pijanego ze ślepego zaułku.
Najwidoczniej jak i ja pragnął, żeby Wacek wypowiedział wszystko, co ma do powiedzenia, zorientował się, gdzie jest i poszedł do siebie.
– Byłem z nią szczęśliwy do wczoraj. Zajmowałem się jej dziećmi jak własnymi. Sami możecie to potwierdzić, prawda?
Jak na rozkaz kiwnęliśmy głowami.
– Przepędziłem nawet amanta jej córki, który najwyraźniej chciał dziewczynę uwieść – Wacek skarżył się coraz boleśniejszym głosem. – Ale moja żona, jak się zorientowałem, również podkochiwała się w tym draniu. Kiedy jej to zarzuciłem, wściekła się i właśnie wskazała mi drzwi.
– Teraz? W nocy?
Rozejrzał się po naszym pokoju, jakby się już z nim żegnał na zawsze.
– I gdzie ja mam się teraz podziać? Iść pod most? Myślałem, że mi serce pęknie – rozerwał koszulę, wskazując palcem bladą pierś. – Jeśli nie wierzycie, to… – nie dokończył, głowa opadła mu na stół, zasnął.
Cóż było robić? Okryliśmy nieszczęśnika kocem i pozostawiliśmy na krześle, gdzie przespał do rana. Powiadamiać o wszystkim Joasi też nie było sensu.
Kilka miłości jego życia
Wyszliśmy z Rafałem z pokoju na palcach. Układając się do snu, spojrzałam na leżącego obok męża.
– To niesamowite – szepnęłam.– Niesamowite, a równocześnie wspaniałe.
Rafał podniósł na mnie zdziwione oczy.
– Myślisz o tych jego małżeństwach, o których nic nie wiedzieliśmy?
– Ależ skąd. Zauważyłeś, że za każdym razem o swojej kolejnej kobiecie Wacek mówił, że była jego największą miłością?
– Rzeczywiście.
– Niektórzy ludzie, niekiedy daremnie, przez całe życie wyczekują na to największe uczucie. A Wacek przeżył aż trzy wielkie porywy serca. Może śmiało o sobie powiedzieć, że jest w czepku urodzony.
Mąż popatrzył na mnie z namysłem.
– Ty to jakoś pokrętnie myślisz. Trzy razy kobiety go wykopywały, bo znalazły sobie innych czy młodszych. A ty mówisz, że jest szczęściarzem?
Następnego dnia okazało się, że pół roku temu Joasia dała mężowi twarde ultimatum – albo ona, albo wódka. Ponieważ chłop myślał, że będzie miał jedno i drugie, stracił żonę, która wystąpiła o rozwód. Dodatkowym powodem był fakt, że w pijackim widzie Wacek rozbił związek swojej dorosłej pasierbicy i zaczął wysuwać niecne podejrzenia wobec własnej żony.
Opamiętanie przyszło w ostatniej chwili. Wacek nie pije już od tamtego wieczora, kiedy nas odwiedził, czyli ponad trzy miesiące. Pewnego dnia, gdy jechaliśmy z mężem autobusem, zobaczyliśmy na chodniku Wacka i Joasię. Byli szczęśliwi, uśmiechnięci, trzymali się za ręce.
– Hmm. Może on naprawdę jest w czepku urodzony? – rzucił mój mąż.
Czytaj także:
„Ojciec rozwiódł się z mamą, wyrzucił mnie z firmy, przeklął wnuka. Nie wiedziałam, czy go nienawidzić, czy mu współczuć”
„Córka wyszła za ważniaka z kasą i wyrzuciła nas z życia jak podarte gacie. Czasem wolałabym, żeby nie żyła”
„Babcia zapisała mi dom, ale testament zniknął. Chciwy wujek podstępem wyrzucił mnie na bruk”