Mój kochanek zwykł mawiać, że jego małżonka to istny potwór w ludzkiej skórze. Często mówił mi, jak bardzo marzy o tym, aby wyrzucić ją ze swojego świata raz na zawsze. Szlochał, opowiadając o koszmarnym życiu, jakie wiedzie każdego dnia, gdy nie ma mnie u jego boku.
Nie miałam argumentów
– Pragnę otwierać oczy i widzieć twoją twarz tuż obok – wzdychał. – Chciałbym, abyśmy wieczorami delektowali się winem, a potem oddawali miłosnym uniesieniom aż po sam świt…
– Przecież to nie jest taki trudne – zapewniałam go. – Złożysz papiery rozwodowe, a niedługo potem staniemy razem przed ołtarzem!
– Ależ z ciebie naiwniaczek – westchnął. – Masz zbyt dobre serce, żeby zrozumieć, do czego zdolne są kobiety. Przykleiła się do mnie niczym rzep psiego ogona… Nie da się jej odczepić nawet siłą!
– No to powiedz jej prosto z mostu, że z nią zrywasz! – naciskałam.
– Sądzisz, że nie próbowałem? Ona jednak straszy, że odbierze sobie życie! Robi straszliwe sceny. Obawiam się, że może skrzywdzić nasze dzieci!
Nawet jeśli starsi dadzą sobie radę, to maluchy… Można je tak zranić, że do końca życia będą to pamiętać. Ja sama jestem idealnym przykładem kobiety, która ma problem z ułożeniem relacji z mężczyznami, bo wciąż nie może wybaczyć niewiernemu tacie. Zostawił nas dla innej, kiedy skończyłam zaledwie jedenaście lat. Do dziś mam przed oczami rozpacz mamy i biedę, bo zaczęła podupadać na zdrowiu, a on unikał płacenia alimentów. No i ten wstyd, jakby to była moja wina!
Zawsze unikałam żonatych facetów. Ale Zbysiu tak mi zaczął mieszać w głowie, że oszalałam z miłości. Wiedziałam doskonale, że jego małżeństwo wciąż trwa, mimo że ze swoją kobietą żyli jak dwoje obcych ludzi. Mijali się w domu jak obcy, bo Zbychu dalej z nimi dzielił mieszkanie.
Gdy tylko zaczynał mówić o przeprowadzce, ona dostawała szału. Ciskała talerzami, chciała się powiesić na lampie, no po prostu odstawiała niezłą szopkę! O całej sprawie opowiedział mi Zbysiu.
Przychodził do mnie nieszczęśliwy
– Kolejna kłótnia? – dopytywałam, a on jedynie bezradnie wzruszał ramionami.
– Gdyby nie ty, rzuciłbym się pod pociąg! Jesteś dla mnie całym światem.
Po kąpieli, dobrym posiłku i przespanej nocy, stawał się zupełnie inną osobą.
– Czemu los postawił cię na mojej drodze tak późno? – zastanawiał się zrozpaczony. – Mogliśmy być tacy radośni. Jesteś moim aniołem stróżem, najwspanialszym skarbem na ziemi. Obiecaj, że mnie nie opuścisz?
Kazał mi uroczyście obiecać, że zawsze będziemy razem! Przytulał się do mnie niczym przestraszone dziecko. Byłam poruszona i zaskoczona, że taki potężny, twardy facet u mnie szuka wsparcia… Zrobiłabym wszystko, naprawdę dosłownie wszystko, żeby go nie rozczarować. Od czasu do czasu wypytywałam go o dzieci.
– To moja największa udręka – ciągle o tym mówił. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo zależy mi na ich radości, ale ona je niewłaściwie wychowuje. Są coraz bardziej nieokiełznane… Patrzą na mnie jak na jakiegoś opryszka, tak je nastawiła!
– Nie gódź się na to! Przecież niedługo będziemy jedną rodziną. Jeśli teraz cokolwiek się zepsuje, to nie mam pojęcia, czy damy radę to jeszcze odkręcić?
– Skarbie – zwierzał się. – Zdradzę ci sekret, że powoli przestaję darzyć je uczuciem… Nie chcę, żeby tak było, walczę z tym, jak tylko potrafię, ale one są tak bardzo do niej podobne. Nic a nic ze mnie w nich nie ma! Marzę o tym, żebyś ty dała mi dzieci. Wtedy oszaleję ze szczęścia!
Współczułam mojemu partnerowi
Zdecydowałam, że wezmę sprawy we własne ręce. Mój ukochany pojechał w podróż służbową na parę dni. Zdawałam sobie sprawę, że będzie poza domem przez najbliższe trzy doby. To dawało mi mnóstwo czasu! Wszystko dokładnie obmyśliłam. Cały plan od chwili, gdy przekroczę próg, aż do momentu osiągnięcia porozumienia z jego żoną.
Byłam pewna, że uda mi się namówić małżonkę Zbyszka, by wreszcie odpuściła i zgodziła się na rozwód. „Jeżeli rzeczywiście jest taka podła i ograniczona, to tym bardziej zgodzi się na moje warunki. Skusi się na gotówkę. Zda sobie sprawę, że to dla niej lepszy interes niż facet, który tylko marzy o ucieczce z domu” – kalkulowałam w myślach.
Zaplanowałam wszystko, chciałam zaoferować jej pokaźną kwotę, jeśli zgodzi się na rozwód. Zbyszek nie miał pojęcia o spadku, który otrzymałam po swoich rodzicach. Poza tym był na to zbyt sprawiedliwy. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce…
Zapukałam do ich drzwi pod wieczór. Spodziewałam się ujrzeć kobietę jak szafa, hałaśliwą, pyskującą i pełną buty, a w progu stanęła drobina w dresiku, z kitką na głowie. Była w zaawansowanej ciąży!
Wryło mnie w ziemię… Stałam jak sparaliżowana, nie potrafiąc wydusić z siebie żadnego słowa, a ona wpatrywała się we mnie przenikliwym wzrokiem.
– Znam cię, wiem jak się nazywasz – odezwała się w końcu. – Zbyszek powiedział mi, że byliście kochankami. Po co tutaj przyszłaś?
Nie mogłam uwierzyć
„Byliśmy kochankami? Co to za brednie? O czym ona w ogóle mówi?” – wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż oczekiwałam! Szykowałam się na konfrontację z przebiegłą i wredną babą, a tymczasem siedziałam w kuchni, gdzie unosił się zapach ciasta śliwkowego, a urocza kobieta serwowała mi kawę.
Zbyszek ciągle narzekał, że w jego domu wiecznie panuje chaos, że jego małżonka to flejtuch i obibok!
Rozglądnęłam się wokoło kobiecym wzrokiem… W oknach wisiały śnieżnobiałe firaneczki, na parapetach stało mnóstwo doniczek z roślinkami. Porcelanowa zastawa w staromodnej witrynie lśniła, a podłoga aż się świeciła… Jednak najistotniejsze były dzieciaki; czyściutkie, zadbane i tak łudząco podobne do Zbyszka, że serce ścisnęło mi się z żalu.
„Nie mogę uwierzyć, że on miał czelność tak perfidnie mnie okłamywać! – te myśli nie dawały mi spokoju. – Co za łajdak!”.
– Ile lat mają dzieci? – zapytałam.
– Jedno ma pięć, a drugie osiem lat. Za jakieś cztery tygodnie na świat przyjdzie kolejna córeczka.
Maluchy grzecznie się bawiły, nie zakłócając naszej rozmowy. Ten kłamliwy typ skarżył się, że są niesforne. Szkalował swoje własne dzieciaki!
To przerosło wszystko!
– Zna pani prawdę, że ja i Zbyszek mieliśmy romans? – w końcu udało mi się z siebie wydusić. – Bardzo przepraszam, sądziłam, że wasze małżeństwo wygląda zupełnie inaczej.
– Nie jest pani jedyna…
– Jak to?
– Zbyszek zdradza mnie odkąd tylko wzięliśmy ślub.
– Czemu pani od niego nie odejdzie?
– Bo go kocham. Wolę żyć u jego boku, niż bez niego.
– Akceptuje pani te wszystkie kłamstwa?
– Tak, to moja decyzja. Wiem też, że on nigdy mnie nie zostawi. Po co miałby to robić? Jest mu dobrze tak, jak jest, a ja o nic nie wypytuję… Najważniejsze, że nasze dzieci mają tatę!
Miałam mętlik w głowie po tym, co usłyszałam. Obawiałam się, że stracę przytomność.
– Będę się już zbierać – powiedziałam. – Potrzebuję czasu, żeby to sobie poukładać.
– Nie ma co się nad tym zastanawiać – odparła z uśmiechem. – Sytuacja wygląda, jak wygląda. Niech pani bierze, co się da, dopóki on nie znajdzie następnej.
– A znajdzie?
– Jak nic!
Co za podlec!
– Skąd ta pewność?
– Nie mam cienia wątpliwości, bo już tyle razy przeżywałam jego miłosne perypetie. Na początek przyjdzie do mnie, snując żale, jak bardzo pani go rozczarowała i jak bardzo się mylił co do pani. A potem przerzuci się na następną pannę.
– Naprawdę mówi pani o wszystkim?
– No jasne. Na ten przykład dowiedziałam się od niego, że ma pani jakiś wrażliwy pęcherz i ciągle w nocy lata pani sikać. Strasznie go to drażni!
Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę! Chwyciłam płaszcz i wybiegłam stamtąd. Miałam chyba nawet temperaturę. Nigdy w życiu nie słyszałam o czymś takim! Pasowali do siebie jak ulał! On – kanciarz i erotoman, ona – jego posłuszna ofiara. Żyli ze sobą w symbiozie, jedno drugiego potrzebowało. Dla mnie zabrakło tam miejsca!
Miałam czterdzieści osiem godzin. Spakowałam każdą jego rzecz, nie pomijając żadnego drobiazgu. Byłam tak wściekła, że nie chciałam patrzeć mu prosto w oczy. Jak zawsze zadzwonił, mówiąc, że dotrze za piętnaście minut. Poczekałam aż podjechał pod blok. Stałam na balkonie, a jego torby leżały obok mnie.
Dostrzegł mnie. Zaczął machać na powitanie. Odmachałam mu. Gdy znalazł się w zasięgu rzutu, zaczęłam ciskać z piątego piętra jego bokserkami, koszulami, butami i swetrami. Prosto w tę uśmiechniętą mordę! Nie mam pojęcia czy i jak to pozbierał. Nie interesowało mnie to. Od tamtej pory nigdy więcej się do mnie nie odezwał.
Renata, 36 lat
Czytaj także:
„Wystarczyła sprzeczka przy sprzedaży auta, by zakończyć wieloletnią znajomość. Przyjaźń nie idzie w parze z interesami”
„Żona zostawiła mnie dla młodszego. Czuję się upokorzony, więc zabiorę jej przy rozwodzie nawet dzieci”
„Po rozwodzie chciałam się bawić, ale koleżanki unikały mnie jak ognia. Uznały mnie za harpię polującą na ich mężów”