„Rzuciłem całe swoje życie dla ukochanej z innego miasta. Zostałem bez mieszkania i bez pracy, straciłem wszystko”

Rzuciłem wszystko dla narzeczonej fot. Adobe Stock, jandruk
„– Kaśka, to wspaniała wiadomość… byłaby. Byłaby, gdybym ja też nie miał niespodzianki. Chciałem ci ją pokazać za tydzień, we Wrocławiu. Bo ja… Ja rzuciłem pracę w naszej korporacji. Zakładam własną firmę, z siedzibą we Wrocławiu. I już mam nawet upatrzone mieszkanie, po drugiej stronie twojego parku – powiedziałem. Zapadła ciężka cisza”.
/ 13.06.2022 19:30
Rzuciłem wszystko dla narzeczonej fot. Adobe Stock, jandruk

Przez pierwsze miesiące mojej znajomości z Kaśką nic nie wskazywało na to, że zostaniemy parą. Poznaliśmy się w pracy, na zebraniu kolejnego zespołu roboczego, który rozpadł się, zanim nawet zorientował się, po co właściwie został powołany. W korpo, wiadomo, jak jest, przywykłem. Kaśka reprezentowała oddział we Wrocławiu, ja warszawską centralę.

Od tamtej pory widzieliśmy się kilka razy na korytarzu

Wymienialiśmy „cześć”. I tyle. Raz podwiozłem ją na dworzec. Zobaczyłem ją walczącą z parasolem na parkingu. Pogoda była ohydna. Nerwowo spoglądała na komórkę.

– Hej, może pomóc? – zawołałem. – Mam pociąg za 20 minut, a taksówki zniknęły. Podrzuciłbyś mnie?

Po drodze zamieniliśmy kilka zdawkowych zdań. O pogodzie, o pracy, o suchym risotto, które tamtego dnia serwowała stołówka zakładowa. Byłem świeżo po rozwodzie. Z Kaliną pobraliśmy się na studiach. Chyba dlatego, że nikt inny tego nie robił. Znajomi byli pewni, że Kalina jest w ciąży. Gdy okazało się, że nie, pukali się w głowę. A nas to jeszcze bardziej nakręcało.

Kilka lat po studiach okazało się, że mamy inne pomysły na życie. Zaczęliśmy się oddalać. Każde żyło własnymi sprawami, ale teraz Kalina kogoś poznała i poprosiła o rozwód. To była tylko formalność, ale byłem trochę zdołowany. Ostatnią rzeczą, o jakiej bym wtedy pomyślał, to kolejny związek.

Kaśkę znowu spotkałem na przyjęciu bożonarodzeniowym. Zaczepiła mnie przy stole z przekąskami.

– Hej, jeszcze raz dziękuję za podwózkę.

Po raz pierwszy widziałem ją w sukience, wcześniej zawsze miała na sobie spodnie i żakiet. Drobne zmarszczki wokół oczu wskazywały, że nie jest już podlotkiem, ale w luźnej zielonej sukience w drobne fioletowe kwiatki wyglądała bardzo dziewczęco. Inne koleżanki wbiły się w obcisłe wydekoltowane sukienki i szpilki. Może dlatego większość z nich miała nadęte miny. Zdecydowałem, że tego wieczora będę się trzymał Kaśki.

– Idę do baru. Wina?

Kaśka skinęła głową.

Rozmawialiśmy cały wieczór

Dowiedziałem się, że Kaśka była dobrze zapowiadającą się biegaczką narciarską. Jej karierę przerwał uraz kręgosłupa.

– Pewnie gdyby nie to, tobyśmy się nie spotkali. Nie poszłabym na studia, nie zatrudniła się w naszej korpo. Dziś byłabym na obozie kondycyjnym gdzieś w Alpach, a trener wyciskałby ze mnie ostatnie poty. Chyba wolę sączyć wino i zajadać tartinki – to ostatnie zdanie nie zabrzmiało zbyt szczerze.

Zmieniłem temat. Około 22, po przemówieniu prezesa i odśpiewaniu dwóch kolęd, uznałem, że można się już ulotnić.

– Wiesz, ja mam dość. Mogę cię odprowadzić do hotelu, a po drodze możemy odwiedzić parę lokali. Co ty na to? – zapytałem Kaśki.

– Jezu, myślałam, że to tylko ja się tu męczę jak na imieninach u cioci. Dzięki.

Odwiedzanie lokali trochę nam zajęło. Odstawiłem Kaśkę do hotelu przed 3 rano. Do tej pory zdążyliśmy już sobie opowiedzieć nasze życiorysy. Dowiedziałem się, że Kaśka od roku jest sama. Ja opowiedziałem jej o moim rozwodzie. Pożegnaliśmy się i już odchodziłem, gdy Kaśka mnie zawołała.

– Słuchaj, a co robisz w sylwestra? Bo ja mam domek w górach po babci, jadę tam z kilkorgiem znajomych na parę dni. Pewnie trochę pobiegamy na nartach, ale przymusu nie ma. Przyślę ci szczegóły mailem, możesz się zdecydować nawet w ostatniej chwili. To pa!

Poprzedniego sylwestra spędziłem na koszmarnie sztywnej imprezie u kolegi z pracy. W tym roku powiedziałem mu, że mam już inne zaproszenie. Tak naprawdę miałem zamiar zostać w domu i obejrzeć jakiś mroczny skandynawski serial. Propozycja Kaśki zachwiała moim przekonaniem, że nie mam ochoty na towarzystwo. Domek w górach brzmiał kusząco. A że nikogo nie znam? Może nawet lepiej. Rano wysłałem esemesa: „Jeżeli na trzeźwo ciągle podtrzymujesz zaproszenie, to chętnie przyjadę”.

Odpowiedź przyszła natychmiast: „Jakie zaproszenie? I kto pisze?”.

O rany, ale wtopa... Jednak w tym momencie przyszła kolejna wiadomość: „Żartowałam. Bardzo się cieszę, do zobaczenia”. Odetchnąłem z ulgą. I sam się zdziwiłem, że ten pierwszy esemes tak mnie wystraszył.

Zawsze byłem raczej ciepłolubem

Nigdy nie uprawiałem zimowych sportów. Jeśli urlop zimą – to gdzieś w ciepłych krajach. Nie miałem nawet porządnych butów ani ciepłej kurtki. Kiedy 3 dni przed sylwestrem stanąłem na progu domku Kaśki, ta przyjrzała mi się uważnie.

– Ho, ho, buty nówka sztuka, kurteczka też. Pan warszawiak chyba nie nadmiernie outdoorowy. Nic się nie martw, popracujemy nad tobą. No właź, bo ciepło ucieka.

Przez następne dni byłem dla znajomych Kaśki źródłem nieustającego ubawu. To była dla mnie nietypowa sytuacja, ale trudno im się było dziwić. Wiem, jak komicznie wyglądałem, kiedy wyposażony w sprzęt kolegi Kaśki spróbowałem po raz pierwszy w życiu pobiec na nartach. Pobiec to oczywiście za dużo powiedziane, ja się człapałem, a i tak co 2 metry lądowałem w śniegu. Kaśka jako jedyna próbowała zachować powagę.

Świetnie ci idzie, brawo. Tylko spróbuj się trochę pochylić, i płynne ruchy – komenderowała.

Ale kiedy na jednym zjeździe wtarabaniłem się w nią i razem wylądowaliśmy zaspie nawet ona nie wytrzymała i zaczęła się głośno śmiać.

– Jejku, ale miałeś minę, i tak machałeś rękami – Kaśka próbowała się uspokoić, ale nie dawała rady.

Oczywiście ja też zacząłem się śmiać. I w ramach zemsty spróbowałem wrzucić jej trochę śniegu za kołnierz.

Zaczęliśmy się tarzać w śniegu, jak dzieci.

Nagle poczułem, że bardzo chciałbym ją pocałować

Ale w tym momencie nadbiegli inni i zaczęli pomagać nam się zbierać. Kolejny raz zbłaźniłem się w sylwestra. Odstawiłem się w białą koszulę, marynarkę i wyprasowane dżinsy. Zszedłem na dół, a tam towarzystwo w dresach i sportowych bluzach.

Świetnie wyglądasz, Paweł, ale coś mi się zdaje, że gdzieś ci umknęło jedno info – Kaśka z trudem tłumiła śmiech. – Naszą sylwestrową atrakcją jest bieg terenowy po lesie. Może być ci mało wygodnie.

Rzeczywiście, z maila Kaśki przeczytałem tylko początek. Nie miałem pojęcia o żadnych sylwestrowych zajęciach w terenie.

– No dobrze, ale to najpierw pół godziny zabawy dla mnie – zawołałem.

Włączyłem radio, znalazłem muzykę i porwałem Kaśkę do tańca.

– Panowie proszą panie albo panie panów, zapraszamy na parkiet. I raz dokoła – wygłupiałem się.

Po chwili inne pary też zaczęły wirować wokół nas. Potańczyliśmy trochę i poszedłem się przebrać. Kiedy okazało się, że jestem w parze z Kaśką, serce zabiło mi mocniej.

„To na pewno nie przypadek. Chyba mnie lubi?” – pomyślałem.

Zabawa była przednia. Nie wygraliśmy, Kaśka dawała innym fory, bo najlepiej znała ten las. Zresztą mieliśmy inne ciekawe zajęcia. Już po kilku minutach biegu Kaśka nagle złapała mnie za kurtkę i popchnęła na drzewo.

A potem przylgnęła do mnie i zaczęła mnie całować

Wzięła mnie z zaskoczenia, więc zareagowałem z opóźnieniem.

– Już się bałam, że się wyrwałam przed szereg – szepnęła mi do ucha.

– Skąd, jesteś po prostu szybsza. Ja odkąd tu przyjechałem, czekam na odpowiedni moment…

Do domu dotarliśmy tuż przed północą. Wszyscy byli tam już gotowi do toastu. Gdy wybiła północ, złapałem Kaśkę w objęcia i pocałowałem. Dostaliśmy brawa. Po sylwestrze wziąłem jeszcze kilka dni urlopu. Pojechałem z Kaśką do Wrocławia. Miała mi pokazać miasto, ale z łóżka wychodziliśmy tylko po to, żeby w sklepiku na rogu kupić coś do jedzenia i wino.

Wtedy nie zastanawialiśmy się, co dalej

Jak sobie zorganizujemy życie. Przez pierwszy miesiąc widywaliśmy się w każdy weekend. Raz w Warszawie, raz we Wrocławiu. Aż pewnego weekendu zaszwankowała komunikacja.

– Hej, Pablo, jestem już w pociągu, zacznij sprzątać – przez chwilę myślałem, że Kaśka żartuje, ale usłyszałem stukot kół pociągu.

– Rany. Kaśka. Przecież to ja miałem przyjechać do ciebie. I też jestem w pociągu.

Z powodu tej pomyłki – nie doszliśmy, czyjej – weekend spędziliśmy w Częstochowie. Od tej pory staranniej planowaliśmy nasze spotkania. Ale też zaczęliśmy znajdować pomiędzy naszymi miastami miejsca, do których każde z nas miało podobną odległość. Spotykaliśmy się w Łodzi, Kaliszu czy Sieradzu. A potem zaczęła się pandemia i nasza firma wysłała nas na pracę zdalną.

Biuro urządziliśmy u mnie w mieszkaniu. Nareszcie mieliśmy siebie każdego dnia. Oraz każdej godziny i minuty… I chyba przedawkowaliśmy siebie. Pracowaliśmy przy tym samym stole.

– Robię kawę, chcesz? Zjesz kanapkę? A słyszałeś, co ten kretyn powiedział na zebraniu? Zośka strasznie przytyła, zauważyłeś, może jest w ciąży?

To było fajne przez kilka dni, na dłuższą metę okazało się męczące. Awantura wisiała w powietrzu. Wybuchła o zaginiony flamaster – oskarżyliśmy się wzajemnie o jego zabranie, a każde potrzebowało go właśnie w tej samej chwili. Po tej awanturze usiedliśmy i ustaliliśmy reguły: jemy razem śniadanie, potem każde udaje się do „biura” – ja wylosowałem sypialnię, Kaśka – salon. O 12 – przerwa na kawę i przekąskę. Potem znowu każde do biura. Aż do 17. A potem w ogóle nie rozmawiamy o pracy. W czerwcu nasza firma zarządziła powrót do biur. Kaśka pojechała do siebie.

Odetchnąłem z ulgą. Myślę, że ona też

Chyba po tylu latach samodzielnego gospodarowania nie byłem gotowy na to, by mieszkać z kimś na stałe. Oczywiście już po 2 dniach rozłąki byliśmy za sobą stęsknieni. Znowu zaczęły się coweekendowe podróże. W lipcu zaplanowaliśmy urlop nad morzem. Wyobraziłem sobie miły pensjonat, spacery po plaży, kolacyjki w smażalni ryb. Ale gdzie tam. Kaśka zaplanowała nam rowerową wyprawę wzdłuż wybrzeża. Cały dobytek łącznie z namiotem i śpiworami mieliśmy wieźć w sakwach. Byłem przerażony. Z moją kondycją? Ale nie miałem wyjścia.

Już 2. dnia przebłagałem Kaśkę, żeby zgodziła się na nocleg w agroturystyce. Marzyłem o kąpieli w wannie i wygodnym łóżku. Zlitowała się. Na szczęście nie straciłem zupełnie kondycji i z każdym dniem szło mi lepiej. Pod koniec wycieczki na podjazdach to ja czekałem na Kaśkę. Wakacje były super, ale już zastanawiałem się, co dalej. W mojej głowie zaczął kiełkować pewien plan. Jeszcze zanim zakochałem się w Kaśce, miałem zamiar odejść z firmy. Korporacja zaczęła mnie męczyć.

Miałem pomysł na założenie własnej działalności. W korpo zarządzałem zespołem projektowym, lecz z wykształcenia jestem informatykiem, znam się też na projektowaniu stron internetowych. Na takie usługi teraz jest spory popyt. Po sylwestrze na trochę zapomniałem o moich planach, miałem inne zajęcia. Ale w czasie naszych wypraw miałem czas na myślenie. Uznałem, że moją firmę mogę prowadzić z każdego miejsca w Polsce. I że po prostu przeprowadzę się do Wrocławia. Mieszkanie warszawskie na razie wynajmę, a potem się zobaczy.

Kilka razy pojechałem do Wrocławia dzień wcześniej

Oglądałem mieszkania. Znalazłem takie, w którym będzie dość miejsca, żeby urządzić też pokój do pracy. Podpisałem umowę i dostałem klucze. Poszedłem do działu HR i złożyłem wypowiedzenie. Moi przełożeniu zgodzili się, żebym odszedł już po miesiącu – miałem dużo urlopu do wykorzystania. Na mieszkanie w Warszawie chętni znaleźli się bardzo szybko.

Ustaliliśmy, że zwolnię mieszkanie na koniec miesiąca. Wszystko miałem dopięte na ostatni guzik. Teraz tylko czekałem na właściwy moment, żeby tymi rewelacjami podzielić się z Kaśką. Może po prostu w weekend zabiorę ją we Wrocławiu do mojego nowego mieszkania, myślałem. Ale okazało się, że Kaśka przyjeżdża do Warszawy. I to już w czwartek rano.

– Mam coś do załatwienia w firmie – oznajmiła.

Uznałem, że moja niespodzianka poczeka tydzień. W sobotę pojechaliśmy na wycieczkę do Puszczy Kampinoskiej. Wróciłem ledwo żywy i padłem na kanapę.

– Nie ma leżenia, marsz pod prysznic, wychodzimy – Kaśka stała nade mną w eleganckiej sukience. wystraszyłem się, że zapomniałem o jakiejś ważnej rocznicy.

Imieniny? Urodziny? Nic mi nie przyszło do głowy.

Jejku, musimy? Nie mam siły. Co to za okazja?

– Nic ci nie powiem. Ruszaj tyłek i to już.

Stałem pod prysznicem, a w głowie kłębiły mi się różne myśli. Zacząłem podejrzewać, że Kaśka chce mi się oświadczyć. Tak, to byłoby bardzo w jej stylu. Nie wiedziałem, co robić. Bardzo kocham Kaśkę i bardzo chcę z nią być, ale żonę już miałem i wiadomo, jak to się skończyło. Nie chciałem żenić się po raz kolejny. Czy jak powiem „nie”, to to będzie nasz koniec? Kaśka się obrazi? Co robić?

Poszliśmy do włoskiej restauracji. Aż do deseru nic się nie wydarzyło. Z nerwów wypiłem za dużo wina. Kręciło mi się w głowie.

Nagle Kaśka sięgnęła po torebkę

– Mam dla ciebie niespodziankę – uśmiechnęła się i wyciągnęła z torebki…kartkę złożoną na pół.

– No masz, czytaj – podsunęła ją w moją stronę.

To była nowa umowa Kaśki o pracę. Wynikało z niej, że została starszym konsultantem w warszawskiej centrali firmy.

– Tadam! Przeprowadzam się do Warszawy! I czytaj dalej. Firma zobowiązuje się przez pół roku płacić mi za mieszkanie. Będę mieć czas na sprzedaż mojego we Wrocławiu i znaleźć coś tutaj. No nie cieszysz się?

Przez chwilę poczułem ulgę, że Kaśka też nie myśli na razie o wspólnym mieszkaniu. Chyba ciągle pamiętała, jak ciężko było nam wiosną. Ale natychmiast przypomniałem sobie o mojej niespodziance. Jezu, ale się porobiło.

– Kaśka, to wspaniała wiadomość… byłaby. Byłaby, gdybym ja też nie miał dla ciebie niespodzianki. Chciałem ci ją pokazać za tydzień, we Wrocławiu. Bo ja… Ja rzuciłem pracę w naszej korporacji. Zakładam własną firmę, z siedzibą we Wrocławiu. I już mam nawet upatrzone mieszkanie, po drugiej stronie twojego parku.

Zapadła cisza. Patrzyliśmy się sobie w oczy. I nagle zaczęliśmy się śmiać bez opamiętania. Ludzie z sąsiednich stolików gapili się na nas, a my nie mogliśmy przestać. Udało mi się zapłacić i wybiegliśmy na ulicę, dalej zaśmiewając się jak wariaci.

Wiesz, ja tego przez co najmniej pół roku nie odkręcę – wykrztusiła z siebie Kaśka. – Zostałam szefową projektu, ma potrwać 6 miesięcy. Byłoby mocno niepoważnie teraz się wycofać.

– No a ja nie cofnę wypowiedzenia. A mieszkanie muszę oddać od pierwszego. Wynajmuję parze z małym dzieckiem, oni już zapisali je do przedszkola.

– Czyli co? Wracamy do punktu wyjścia? Wiesz, w sumie jednak nie będzie tak samo. Bo będziemy jeździć w odwrotnych kierunkach – Kaśka próbowała zachować powagę.

Przytuliłem ją mocno.

Jesteś kompletną wariatką, ale moją wariatką. Kocham cię. I mogę jeszcze przez jakiś czas dofinansowywać PKP. A potem coś wymyślimy.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA